Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Christoffer Schistad


Delikatnie przejechałem dłonią po odkrytym kawałku ciała dziewczyny i uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem, że na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Powoli otworzyła oczy i gdy już to zrobiła, na jej twarzy pojawił się uśmiech, który co jak co, ale kochałem ponad wszystko. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, by sekundę później przyciągnąć mnie do pocałunku. Byłem troszeczkę zaskoczony jej reakcją, ale kim byłem, by protestować. Niemal wciągnęła mnie na siebie, a ja czując swój głupkowaty uśmieszek, zachichotałem w jej usta. Zeszła pocałunkami na moją szyję, a ja próbowałem ściągnąć z niej moją koszulkę, która nie wiedzieć czemu, posłużyła za jej piżamę. W końcu mi się to udało i już byłem gotów, by przejść do właściwych działań, gdy chłodna ręka dotknęła moich pleców. Gwałtownie otworzyłem oczy i zorientowałem się, że nie leżę na Evie, tylko na materacu. Kilkukrotnie zamrugałem, próbując pojąć, co właśnie się stało, kiedy ponownie poczułem na swoim ciele ten nieprzyjemny chłód.

- Pojedziesz po Evę? - Usłyszałem nad uchem i gwałtownie nabrałem powietrza.

- Liv – westchnąłem, przenosząc wzrok na swoją siostrę. - Która jest godzina?

- Siódma – uśmiechnęła się do mnie, poprawiając okulary, które delikatnie zjeżdżały jej po nosie.

- Siódma – powtórzyłem niczym echo. - Dlaczego obudziłaś mnie o siódmej w niedzielę? - Pokręciłem głową, bo nie potrafiłem uwierzyć w to, że nawet po wyjściu z wojska nie potrafię się porządnie wyspać.

- Dzisiaj jest Wigilia! - Krzyknęła oburzona i jak Evę kocham, przysięgam, że tupnęła nogą. - Mama już od godziny krząta się po kuchni, a tata pojechał po choinkę. Tylko ty się wylegujesz leniu! - Pacnęła mnie w plecy, a ja aż się zjeżyłem. - Jedź po Evę!

- Jest siódma – spojrzałem na nią z politowaniem.

- No przecież sama ci to powiedziałam Chris – jęknęła.

- Co jest równoznaczne z tym – zignorowałem jej słowa – że na dwieście albo i tysiąc procent Eva jeszcze śpi Liv – pokręciłem głową. - Dlatego wybacz, ale na pewno po nią teraz nie pojadę.

- Uh! - Krzyknęła i zaczęła kręcić głową. - To, o której ona wstaje, co? - Spojrzała na mnie ze złością.

- Zacznijmy od tego – westchnąłem – dlaczego ciągle pytasz o Evę?

- Bo to twoja dziewczyna – przewróciła oczyma. - Poza tym jest miła i powiedziała, że jestem miła i ładna i na pewno nie możesz być moim bratem – zaśmiała się, a ja nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu.

- Więc obgadujesz mnie z moją dziewczyną, tak? - Spojrzałem na nią, a ona tylko zachichotała.

- Lubię ją Chris – powiedziała cicho. - Nie śmieje się ze mnie i w ogóle – westchnęła, po czym jej policzki się zaróżowiły.

- Zaraz – gwałtownie usiadłem na łóżku. - Ktoś się z ciebie śmieje? - Poczułem przypływ złości, bo aż za dobrze pamiętam to, że Liv niejednokrotnie wracała ze szkoły z płaczem. Tłumaczyła to jakimiś głupotami, ale ja domyślałem się, że ktoś musi jej dokuczać. Nie chciałem straszyć małych dziewczynek, dlatego czekałem, aż Liv sama do mnie przyjdzie i o wszystkim opowie, ale nic takiego do dzisiaj nie miało miejsca. Zdawałem sobie sprawę z tego, że z charakteru Liv w ogóle mnie nie przypomina. Podczas gdy ja w jej wieku, otoczony byłem grupką znajomych, Liv woli siedzieć w bibliotece, gdzie jedyną jej towarzyszką jest podstarzała bibliotekarka. Nie pamiętam, by kiedykolwiek zaprosiła do siebie jakąś koleżankę.

- Tak tylko powiedziałam – wzruszyła ramionami. - Więc o której pojedziesz po Evę? - Znowu spojrzała na mnie, a ja tylko westchnąłem.

- Około dziesiątej – przeciągnąłem się. - Eva powinna być już wtedy na nogach. Mama coś mówiła? - Spojrzałem na nią, bo liczyłem, że może właśnie Liv powie mi coś więcej.

- Cieszy się, że Eva przyjdzie – rzuciła z entuzjazmem. - Powiedziała, że każda para rąk przyda się do pomocy, a poza tym stwierdziła, że w końcu zmądrzałeś, ale ja nie byłabym tego taka pewna – pokazała mi język, a ja bez zawahania się, uderzyłem ją poduszką. - Ej! - Pisnęła, a ja wybuchnąłem śmiechem.

- Zmykaj do siebie – rzuciłem, poprawiając włosy, które przez sen jak zwykle całe mi się zmierzwiły.

- I tak miałam już sobie pójść – krzyknęła, po czym wyszła z mojego pokoju i oczywiście, musiała trzasnąć drzwiami.

Potarłem oczy i ponownie się przeciągnąłem. Muszę zapisać się na siłownię. W wojsku codziennie ćwiczyłem, a odkąd wróciłem do domu, jedyne co robiłem, to jadłem i wlewałem w siebie piwo i napoje gazowane. Sięgnąłem po telefon, gdzie ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem wiadomość od Evy, sprzed zaledwie dziesięciu minut. Napisała, że się stresuje i że boi się, że moim rodzicom i Liv nie spodobają się prezenty. Zmarszczyłem czoło, bo dopiero teraz dotarło do mnie, że moi rodzice nie mają nic dla Evy. Zerwałem się z łóżka, po czym wciągnąłem na siebie granatowe spodenki, które leżały na krześle. Skierowałem się do kuchni, z której unosił się strasznie przyjemny zapach. Zobaczyłem mamę, która ruszała biodrami w takt jakiejś świątecznej piosenki, która leciała z radia i ucierała w misce jakąś masę.

- Mamo? - Usłyszałem swój głos, a ona lekko się wystraszyła.

- Już nie śpisz? - Spojrzała na mnie z uśmiechem. - Niech zgadnę, Liv cię obudziła? - Odłożyła miskę i podeszła do mnie. - Wracaj do spania, to nie wojsko – zaśmiała się.

- Pomóc ci w czymś? - Podrapałem się po głowie, bo nie chciałem, by mama pomyślała, że przyszedłem tu jedynie po to, by wypytać o to, czy ma coś dla Evy.

- Na razie nie – rzuciła, sięgając po miskę. - Co cię gryzie? - Spojrzała na mnie, a ja zamrugałem.

- Nic – zaśmiałem się, bo nienawidziłem tego, że ta kobieta potrafiła czytać ze mnie, jak z otwartej księgi.

- Mnie nie oszukasz Chris – pokręciła głową, po czym oparła się o blat. - Więc?

- Bo będzie u nas Eva – zacząłem, nie wiedząc, jak ubrać w słowa to, co mnie gryzło.

- Kupiliśmy jej prezent z tatą i Liv – puściła do mnie oko, po czym wybuchnęła śmiechem. - Czuję się urażona, że musiałeś o to pytać, wiesz? - Położyła rękę na biodrze, a ja poczułem, że się rumienię, jak mały chłopczyk.

- To nie tak – próbowałem się bronić, ale wiedziałem, że to nie ma większego sensu, bo moja mama i tak wie, jak było.

- Jasne, jasne – zadrwiła. - O której u nas będzie? Bo nie ukrywam, że chciałabym ją wykorzystać do kilku rzeczy – zaśmiała się.

- Eva nie bardzo potrafi gotować – rzuciłem zgodnie z prawdą.

- Nie chodzi mi o gotowanie – wyraz jej twarzy się zmienił. - Chciałabym, żeby spędziła trochę czasu z Liv. Sam na sam – dodała, a ja zgłupiałem.

- Dlaczego sam na sam? - Pokręciłem głową.

- Bo Liv potrzebuje jakiegoś kobiecego wzorca, a nie ukrywajmy, ja jestem za stara – zaśmiała się. - Liv strasznie ją polubiła i chyba sam widzisz, że trochę próbuje się do niej upodobnić. - Uśmiechnęła się.

- I co ja mam wtedy robić? - Usiadłem na krześle.

- Nie wiem – wzruszyła ramionami. - Możesz ubrać choinkę z tatą albo pomożesz mi w kuchni – puściła do mnie oko.

- To ja ubiorę choinkę – rzuciłem, a moja mama się roześmiała.

*

Uważnie przyglądałem się dziewczynie, która po raz trzeci w ciągu minuty poprawiała dół swojej sukienki. Próbowała go naciągnąć, co strasznie mnie bawiło.

- Zostaw już to – chwyciłem jej ręce i przyciągnąłem do siebie. - Po co to robisz, co? Wyglądasz idealnie – uśmiechnąłem się do niej, a ona tylko na mnie spojrzała.

- Nie jest za krótka? Nie chcę, by twoi rodzice wzięli mnie za jakąś tanią wywłokę – przewróciła oczyma.

- Nie wezmą – zaśmiałem się, po czym szybko ją pocałowałem. - Masz sukienkę do kolan – zaśmiałem się. - Zdecydowanie nie jest za krótka, powiedziałbym, że jest za długa – puściłem do niej oko.

- Czemu mnie to nie dziwi – zaśmiała się, po czym odsunęła się ode mnie. - Dobrze wypadłam? - Spojrzała na mnie. - W sensie podczas kolacji. Nie palnęłam czegoś, czy coś? - Zmarszczyła nos, a ja się roześmiałem.

- Nie – pokręciłem głową. - Jakbyś zapomniała, ciężko będzie pobić to, że kompot poszedł mi nosem, przez to, że Liv zaczęła planować naszą przyszłość – zaśmiałem się.

- To było trochę przerażające – uśmiechnęła się. - Ale i jednocześnie urocze. Nawet nie widzisz, jak jest w ciebie wpatrzona – dotknęła mój policzek. - Jesteś jej starszym bratem i tylko to się liczy.

- Taa – parsknąłem. - I to, że mamy mieć już dzieci, bo Liv wolałaby ubierać dziecko, a nie lalkę – zadrwiłem, a Eva się roześmiała.

- Tego akurat jej nie damy – rzuciła, po czym mnie pocałowała. Położyłem ręce na jej biodrach, delikatnie je gładząc, kiedy usłyszałem, że ktoś wpadł do mojego pokoju.

- Fuj, całujecie się – usłyszałem Liv i odsunąłem się od Evy. - Jak będę dorosła, to nie będę się całować.

- Mam taką nadzieję – rzuciłem pod nosem, a Eva wybuchnęła śmiechem.

- Chodźcie! - Podbiegła do mnie i do Evy i chwyciła nas za ręce. - Musimy ulepić brata Chrisa.

- Co? - Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.

- Bałwana! - Krzyknęła, a Eva parsknęła. - Ulepimy dziś bałwana! Wy tu się całowaliście, a na dworze pada śnieg! - Liv przytuliła się do mojego pasa, a ja nie wiedzieć czemu się uśmiechnąłem. - Mama już przygotowała nam marchewkę i węgiel. - Spojrzała na mnie z uśmiechem.

- Musisz mnie pilnować, bym dobrze wsadził marchewkę – szepnąłem do Evy, na co ona w odpowiedzi pacnęła mnie w ramię.

- Jesteś niemożliwy – pokręciła głową, po czym westchnęła. - To ja się przebiorę, sukienka to niezbyt dobry strój do lepienia bałwana. - Puściła dłoń mojej siostry i skierowała się do mojego łóżka, obok którego położyła torbę ze swoimi rzeczami.

- Wyglądasz ślicznie! Jak królewna – Liv do niej podbiegła. - Chris ulepi bałwana, a my będziemy patrzeć, dobrze? - Spojrzała na nią, a ja tylko parsknąłem.

- Więc to ja mam lepić bałwana, a wy co, komitet dopingujący? - Zadrwiłem, a Eva się zaśmiała.

- Żebyś wiedział – Liv pokazała mi język, a ja tylko pokręciłem głową.

*

- Szybciej! - Usłyszałem pisk Liv i mocniej ścisnąłem śnieżkę, którą trzymałem w dłoniach. Od godziny próbowałem ulepić idealnego bałwana, ale za każdym razem coś się nie podobało. Najpierw jedna kula była za duża, później za mała. Potem marchewka za krótka, węgiel za czarny, a miotła, którą dała nam nasza mama, za brzydka.

Kilkukrotnie chciałem udusić Liv, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Spojrzałem na nią, gdzie rzucała się śnieżkami z Evą i uśmiechnąłem się do siebie. To pierwsze święta, które spędzamy w takim gronie i muszę przyznać, że wcale tego nie odczuwam. Moi rodzice świetnie dogadują się z Evą, a moja mama traktuje ją jak własną córkę, co szalenie mnie cieszy, bo wiem, jak Evę boli to, że Anne – Marit nie mogła przyjechać. Liv jest szczęśliwa i to jest dla mnie najważniejsze. Wpatrywałem się w obraz, który rozgrywał się przed moimi oczyma, kiedy poczułem, że coś zimnego uderzyło mnie w twarz.

- Nie śpij! - Liv zachichotała, jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, co właśnie narobiła.

- Wojna! - Krzyknąłem, zginając się po odpowiednią ilość śniegu, by uformować z niej śnieżkę. Zobaczyłem, że dziewczyny zaczynają uciekać, a ja się roześmiałem. Uformowałem kulkę, po czym zacząłem biec za Liv. Najpierw rzuciłem w nią śnieżką, a gdy ją złapałem, chwyciłem mocno w pasie, próbując rzucić ją do zaspy, jednak dziewczyna się nie dawała.

- Proszę nie – dyszała, próbując się nie roześmiać. - Pamiętasz, co robiliśmy z Williamem? - Zapytała, a ja poczułem, jak uśmiech wyrasta mi na ustach.

- Pamiętam – dodałem, luzując uścisk.

- Więc robimy powtórkę? - Odwróciła się do mnie i uniosła do góry brew. Wyglądała tak, jak moje mniejsze odbicie, w okularach i długich włosach.

- Robimy – przytaknąłem i obróciłem się na pięcie, gdzie niczego nieświadoma Eva się śmiała.

- Schistad kontra reszta świata! - Krzyknęła Liv, po czym obydwoje zaczęliśmy rzucać śnieżkami w Evę.

- Co? - Krzyknęła zaskoczona. - Nie! Chris przestań! - Rzuciła, po czym pobiegła do bałwana, za którym się schowała.

- Bałwan ci nie pomoże moja droga – uśmiechnąłem się, gdy do niej podszedłem.

- A co mi pomoże? - Spojrzała na mnie zadziornie.

- No nie wiem – rzuciłem, oblizując usta, które chwilę później wylądowały na ustach Evy.

- Dobrze, że z Williamem się nie całowałeś – usłyszałem Liv, która podeszła do nas i nie wiedzieć czemu, obrzuciła nas śnieżkami.

- Dobrze, że nie całowałeś Williama – zaśmiała się Eva, a ja tylko przewróciłem oczyma.

- Liv chciała, ale się nie przyzna – parsknąłem. - Podkochuje się w nim, odkąd pamiętam – puściłem do niej oko.

- Chyba jest dla niej trochę za stary – Eva się uśmiechnęła.

- Na pewno – zadrwiłem. - A nawet gdyby nie był, to i tak by nic z tego nie było.

- Ależ z ciebie starszy brat – zaśmiała się. - Wiesz, że za chwilę koło Liv się będą kręcili chłopcy, prawda? - Spojrzała na mnie z uśmieszkiem.

- Więc dobrze się składa, że już odbyłem służbę wojskową – rzuciłem, po czym pocałowałem Evę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro