Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Christina Berg


Owijałam wokół palca różową nitkę, która wystawała z moich papci jednorożców, czując, jak ssie mnie w brzuchu. Nienawidziłam tego uczucia, dlatego zawsze starałam się mieć pod ręką jakąś przekąskę, ale tym razem, dałam ciała, bo nie miałam nic. Wiedziałam, że w kuchni na pewno coś się znajdzie, bo już od niemal dwóch tygodni duże słoiki, wypełnione były ciastkami, które razem z mamą piekłyśmy. Uśmiechnęłam się do siebie z pewnego rodzaju satysfakcją, bo w tym roku w końcu spędzimy normalne święta. Tylko ja, moja mama i mój tata. Co roku ktoś zwalał nam się na głowę, tłumacząc, że mamy większy dom, że mama lepiej gotuje, że najbliżej i inne pierdoły, ale nie teraz. Tata wyraźnie zaznaczył, na imieninach wujka Theo, że w tym roku, rodzina Berg ma sama sobie zorganizować święta, bo my nie będziemy jej żywić. Kochałam święta Bożego Narodzenia. Ta atmosfera, podniecenie, które dosłownie da się wyczuć w powietrzu. Kupowanie, pakowanie, a później chowanie prezentów, które zawsze kończyło się tym, że moja mama przyłapywała mnie na głowie w szafie. Spojrzałam na kalendarz adwentowy, z którego na własne nieszczęście wyjadłam już wszystkie czekoladki i dotarło do mnie, że w dalszym ciągu nie zapytałam babci, czy razem z dziewczynami możemy ponownie wypożyczyć jej chatkę. Co prawda miałam klucz, a babcia powiedziała, że możemy z niej korzystać, kiedy tylko chcemy, ale mimo wszystko wolałam, żeby babcia wiedziała. Żeby znowu nie powtórzyła się sytuacja, że irytujący sąsiedzi myśleli, że ktoś się włamał i wezwali policję. Przez niemal trzy godziny musiałyśmy się tłumaczyć, próbując wyjaśnić, że mamy prawo tu być. Skończyło się na tym, że moja biedna babcia musiała przyjechać, by osobiście zrównać policjantów z ziemią. Wstałam z podłogi, na której nie wiedzieć czemu uwielbiałam siedzieć i skierowałam się do kuchni, gdzie moja mama gotowała coś, śpiewając na cały dom, jakąś zbereźną piosenkę.

- Christina! - Krzyknęła, łapiąc się za serce. - Chryste, chodzisz jak duch – pokręciła głową. - Przysięgam, że zejdę kiedyś na zawał i mam nadzieję, że jesteś świadoma, że to będzie uwierało twoje sumienie młoda panno – pogroziła mi palcem, a ja się roześmiałam.

- Przecież trzasnęłam drzwiami – powiedziałam, wkładając do ust kawałek chleba, który leżał na blacie.

- No popatrz – zadrwiła. - Cóż cię sprowadza? - Uśmiechnęła się.

- Przyszłam zadzwonić – wskazałam na telefon, wiszący na ścianie.

- Do kogo? - Zmarszczyła czoło.

- Do babci Berg – rzuciłam, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.

- A po co?

- Zaczynam się czuć, jak na przesłuchaniu – przewróciłam oczyma. - Bo chcemy z dziewczynami, jeszcze przed świętami wybrać się na babski weekend do chatki i chciałabym, żeby babcia o tym wiedziała.

- Za często tam jeździcie – pokręciła głową. - Już ja się domyślam, jak wyglądają te wasze babskie – zrobiła w powietrzu cudzysłów – weekendy.

- Jak? - Uniosłam do góry brew.

- Pewnie tak, jak urodziny Evy – parsknęła. - Przypomnij sobie to, co mi powiedziałaś. Mamo, to będzie malutka impreza, co ja mówię, spotkanie znajomych – zadrwiła. - Przyszło z trzydzieści osób, któraś para, bezczelnie skorzystała z naszej sypialni, a ogród był zdemolowany – spojrzała na mnie.

- Przecież cię za to przeprosiłam i to nie raz – westchnęłam. - Wtedy sytuacja troszeczkę wymknęła się spod kontroli. Ale teraz tak nie będzie, bo jedziemy w piątkę. Posiedzimy przy kominku i poplotkujemy.

- Jakbyście nie robiły tego na co dzień – przewróciła oczyma.

- Zaraz, czy to oznacza, że nie mogę jechać? - Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Tego nie powiedziałam – westchnęła. - Chodzi mi tylko o to, że to twój ostatni rok w szkole, a ty zachowujesz się tak, jakby w ogóle cię to nie interesowało. To wychodzisz do Evy, to na jakąś imprezę, to wyjeżdżasz do chatki – pokręciła głową. - Jakie ty w ogóle masz stopnie Christino? - Oparła się o blat, a ja poczułam się osaczona, jak nigdy.

- Mamo! - Jęknęłam, opierając łokcie na stole. Schowałam twarz w dłoniach i policzyłam do dziesięciu. - Mam przerwę świąteczną – spojrzałam na nią. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mam się uczyć? - Pokręciłam głową. - Mam dobre stopnie, a jak sobie z czymś nie radzę, to szukam pomocy. Sana pomaga mi z niemieckim, bo to cholernie popieprzony język.

- Christino! - Spojrzała na mnie z oburzeniem, a ja się zaśmiałam.

- No co – zachichotałam. - Więc sprawę szkoły, chyba mamy już wyjaśnioną, prawda? - Podrapałam się po nosie.

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy, wiesz?

- Domyślam się – powiedziałam bardziej do siebie, po czym podeszłam do telefonu i po chwili namysłu, wybrałam odpowiedni numer.

Minęło dziesięć sygnałów, a babcia wciąż nie odbierała. Spojrzałam na mamę, która wkładała jakąś blachę do piekarnika. Odsunęłam słuchawkę od ust i westchnęłam.

- Mamo? Babcia miała do kogoś jechać w te święta? - Oparłam się o ścianę, licząc w głowie kolejne sygnały.

- Nie wiem – spojrzała na mnie. - Może ciotka Helga ją zaprosiła, ale nie jestem pewna. A dlaczego?

- Bo babcia nie odbiera, a to do niej niepodobne – rzuciłam, odkładając słuchawkę na miejsce.

- Może śpi albo poszła na zakupy – powiedziała, wyciągając z szafki kubek. - Chcesz herbaty?

- Nie – pokręciłam głową. - Pójdę do siebie, a potem spróbuję ponownie zadzwonić do babci.

- Możesz pójść na strych?

- Po co?

- Po ozdoby świąteczne – usłyszałam i od razu poprawił mi się humor. - Sprawdź, czy wszystkie lampki świecą i czy bombki się nie potłukły, bo o ile pamiętam, to twój ojciec kopnął w pudełko, kiedy odkładał karton po telewizorze – zadrwiła, a ja parsknęłam, na samo wspomnienie.

Skierowałam się na strych, który szalenie lubiłam. Zawsze chciałam mieć tam pokój, ale mama stwierdziła, że to niebezpieczne. Niby dlaczego? No, chyba że miała na myśli to, że jestem za ciężka i bała się, że spadłabym jej i tacie na głowę. Wybuchnęłam śmiechem, bo właśnie ten obraz pojawił się w mojej głowie. Weszłam po drewnianej drabinie, którą wysunęłam z sufitu i na dzień dobry kichnęłam, bo najwyraźniej moja mama w przypływie świątecznej gorączki sprzątania jeszcze tutaj nie dotarła. Od razu w oczy rzuciły mi się kartony, w których rodzice przechowywali moje maskotki. Obudziła się we mnie mała Christina, przez co usiadłam na drewnianych belkach i powoli zaczęłam wyciągać misie, którymi jeszcze kilka lat temu się bawiłam. Sięgnęłam do pudła z ozdobami i od razu obwiązałam się lampkami. Wzrokiem poszukałam kontaktu i gdy go zlokalizowałam, przeniosłam się tam wraz z maskotkami.

- Christina! - Usłyszałam z dołu głos swojego taty. Byłam zdziwiona, że już wrócił, bo z tego, co wiedziałam, miało go nie być kilka dni.

- Tak?! - Krzyknęłam, bo nie chciało mi się schodzić na dół.

- Zejdź na dół, nie będę się wydzierał na pół domu – powiedział, a ja wybuchnęłam śmiechem, bo kompletnie nie rozumiałam, dlaczego nie mogliśmy sobie pokrzyczeć. To by oczyściło atmosferę i nasze płuca.

- Już schodzę – jęknęłam, odłączając lampki i wyplątując się z nich. Spojrzałam na pudła, do których miałam zamiar wrócić, po czym zeszłam na dół. W głowie szykowałam jakąś zabawną ripostę, kiedy moim oczom ukazały się dwie osoby, a nie jedna.

- Babcia? - Zapytałam, bo myślałam, że się przewidziałam.

- No babcia, babcia a kto – zadrwiła. - Też się cieszę, że cię widzę Bączku – zaśmiała się, a ja spojrzałam na tatę.

- Babcia spędzi z nami święta Christino – powiedział, starając się nie roześmiać.

- A ja do babci dzwoniłam – pokręciłam głową.

- Widzisz, zaoszczędzisz – parsknęła. - A teraz bądź taka miła i zrób mi herbaty z rumem, ale pamiętaj herbaty z rumem, a nie herbaty z naparstkiem rumu – wybuchnęła śmiechem, a mój tata tylko pokręcił głową.

- Będę mogła pojechać z dziewczynami do twojej chatki? - Zapytałam, a ona spojrzała na mnie z rozbawieniem.

- A więc to po to dzwoniłaś – spojrzała na mnie. - A już myślałam, że chciałaś usłyszeć mój głos – parsknęła.

- To oczywiście też babciu – rzuciłam, po czym ją przytuliłam. - Ale jednak chatka wygrała – parsknęłam, a ona uderzyła mnie w pośladek.

- Krnąbrna jak twój ojciec, przynajmniej wiadomo, że to jego dziecko – spojrzała na niego, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- To będą wesołe święta – rzucił, a ja tylko się uśmiechnęłam.

- Najlepsze – dodałam, po czym chwyciłam babcię za rękę i zaprowadziłam do salonu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro