Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

Obudziłem się wtulony w pewną, drobną osóbkę. Czułem zapach jej włosów. Dotyk jej skóry.

I poczułem się, jakbym trzymał cały swój świat w ramionach. Wiem, że jeszcze nie byliśmy razem. Ale niewiele brakowało. 

Kiedyś bałem się, że nigdy nie będzie moja. Dopóki nie zaproponowano zorganizowania balu. Kochałem święta Bożego Narodzenia, kochałem bal z tej okazji i kochałem ją. Wszystko złożyło się w jedno i wiedziałem, że jeśli teraz tego nie wykorzystam, to już nigdy nie dostanę takiej szansy.

A teraz miałem plan.


Moje rozmyślania przerwało kręcenie się Jade. Pocałowałem ją lekko w głowę, powoli schodząc do szyi.

-Jeśli obiecasz, że będziesz mnie tak budzić codziennie, to zamieszkamy kiedyś razem - wymruczała, obracając twarz w moją stronę.

-A obiecasz mi to? - zapytałem, uśmiechając się lekko.

-Jeśli ty mi obiecasz takie budzenie codziennie - odparła, również z szerokim uśmiechem.

Udałem zastanowienie, a po chwili pokiwałem głową.

-Chyba mogę na to pójść - stwierdziłem, po czym sięgnąłem po niedaleko leżący telefon. - Wiesz, że już prawie 10?

-Naprawdę?

-A wiesz, że musimy wstawać?

-Och, naprawdę? A w jakim celu?

-A masz sukienkę na bal? - dziewczyna zamarła. - Wiesz, nie chcę nic mówić, ale...

-Ale to ostatnia sobota przed balem! Wiem, wiem! 

Jade praktycznie zerwała się z łóżka

-Jeny, jak mogłam o tym zapomnieć... przez te całe przygotowywania straciłam poczucie czasu.

Blondynka szybko przeszukiwała ubrania w szafie. Natomiast ja nadal leżałem na łóżko z rozleniwionym uśmiechem na twarzy.

-Co tak siedzisz? Wstawaj!

-Już, już! - podniosłem ręce w obronnym geście i wstałem z łóżka.

Przebrałem się we wczorajsze ciuchy, które wczoraj trochę przeprałem i, na szczęście, zdążyły wyschnąć. Przynajmniej już się nie lepiły.

-Przebiorę się w coś czystszego, zjem śniadanie i przyjadę po ciebie. Co ty na to? - zaproponowałem, ubierając buty.

Dziewczyna pokręciła głową.

-Nie musisz. Umówiłam się z dziewczynami.

Westchnąłem. 

-No dobrze - pocałowałem Jade w policzek na pożegnanie i ruszyłem w stronę samochodu.


Zaparkowałem pojazd pod domem. Kiedy szedłem do domu, wyciągnąłem telefon, aby napisać do chłopaków, ale urządzenie wydało swoje ostatnie tchnienie i padło. 

Kiedy podłączyłem je pod ładowarkę okazało się, że w dość krótkim czasie moim przyjaciołom udało się zrobić spam na grupowej konwersacji.

Ja: Nie będę tego wszystkiego czytać.

Ashton: Może lepiej tego nie rób XD

Ja: Co wy na to

Ja: Żeby się dzisiaj spotkać?

Michael: A nie macie żadnych planów z Jade?

Michael: Wow, jak to dobrze brzmi

Ja: No wiem <3

Ja: Nie, nie mamy, bo poszła z koleżankami szukać swojej wymarzonej sukienki na bal

Luke: WŁAŚNIE

Luke: Muszę garniak przymierzyć

Ashton: Mój jest dobry

Michael: A mój trochę za luźny w pasie

Michael: Ale ściśnie się paskiem i będzie piknie

Ja: Jak się dorwiesz do bufetu to i pasek nie będzie ci potrzebny

Michael: A no racja

Michael: To u kogo się widzimy?

Luke: U Cala

Luke: U mnie jest bajzel roku

Ashton: Ty zawsze masz bajzel

Calum: Dobra

Calum: To lecę zamówić coś do żarcia

Ashton: Będziemy za 10 minut!

Odłożyłem telefon na blat w kuchni i ściągnąłem z lodówki ulotkę z jedzeniem na wynos.

Ene, due, like... skrzydełka.


Zgadnijcie co było pierwsze?

Tak, chłopcy.

I nie, nie weszli razem z jedzeniem. Nie spotkali gościa ze skrzydełkami po drodze.

Jęczeli tylko, że nie ma jeszcze jedzenia, a oni tacy głodni.

Kiedy w końcu przyjechał dostawca,w salonie rozbrzmiał głośny okrzyk radości. Rzuciłem chłopakowi przepraszające spojrzenie, podałem pieniądze i zamknąłem drzwi.



Najedzeni, szczęśliwi już prawie mężczyźni ruszyli po posiłku do mojego pokoju. A raczej do mojej garderoby.

-Ale masz bałagan w tej szafie - oświadczył Ashton, będąc w połowie schowany we wcześniej wspomnianym meblu.

-Nie większy niż Luke w swoim pokoju - mruknąłem, odpisując Jade na wiadomość.

-Chodzisz w tym jeszcze? - zapytał Michael, przypatrując się uważnie mojemu czarnemu, lekko już rozciągniętemu swetrowi.

-Jasne, że tak, matole - zabrałem ubranie z jego rąk i położyłem obok siebie.

-Jak zmienisz zdanie, to możesz się do mnie zgłosić.

Przewróciłem oczami. Zaczynałem mieć wątpliwości, czy aby na pewno moi przyjaciele to faceci.

-Znalazłem garnitur! - wykrzyknął triumfalnie Ashton.

No to się teraz zacznie pokaz mody...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro