7.
Obudziłem się wtulony w pewną, drobną osóbkę. Czułem zapach jej włosów. Dotyk jej skóry.
I poczułem się, jakbym trzymał cały swój świat w ramionach. Wiem, że jeszcze nie byliśmy razem. Ale niewiele brakowało.
Kiedyś bałem się, że nigdy nie będzie moja. Dopóki nie zaproponowano zorganizowania balu. Kochałem święta Bożego Narodzenia, kochałem bal z tej okazji i kochałem ją. Wszystko złożyło się w jedno i wiedziałem, że jeśli teraz tego nie wykorzystam, to już nigdy nie dostanę takiej szansy.
A teraz miałem plan.
Moje rozmyślania przerwało kręcenie się Jade. Pocałowałem ją lekko w głowę, powoli schodząc do szyi.
-Jeśli obiecasz, że będziesz mnie tak budzić codziennie, to zamieszkamy kiedyś razem - wymruczała, obracając twarz w moją stronę.
-A obiecasz mi to? - zapytałem, uśmiechając się lekko.
-Jeśli ty mi obiecasz takie budzenie codziennie - odparła, również z szerokim uśmiechem.
Udałem zastanowienie, a po chwili pokiwałem głową.
-Chyba mogę na to pójść - stwierdziłem, po czym sięgnąłem po niedaleko leżący telefon. - Wiesz, że już prawie 10?
-Naprawdę?
-A wiesz, że musimy wstawać?
-Och, naprawdę? A w jakim celu?
-A masz sukienkę na bal? - dziewczyna zamarła. - Wiesz, nie chcę nic mówić, ale...
-Ale to ostatnia sobota przed balem! Wiem, wiem!
Jade praktycznie zerwała się z łóżka
-Jeny, jak mogłam o tym zapomnieć... przez te całe przygotowywania straciłam poczucie czasu.
Blondynka szybko przeszukiwała ubrania w szafie. Natomiast ja nadal leżałem na łóżko z rozleniwionym uśmiechem na twarzy.
-Co tak siedzisz? Wstawaj!
-Już, już! - podniosłem ręce w obronnym geście i wstałem z łóżka.
Przebrałem się we wczorajsze ciuchy, które wczoraj trochę przeprałem i, na szczęście, zdążyły wyschnąć. Przynajmniej już się nie lepiły.
-Przebiorę się w coś czystszego, zjem śniadanie i przyjadę po ciebie. Co ty na to? - zaproponowałem, ubierając buty.
Dziewczyna pokręciła głową.
-Nie musisz. Umówiłam się z dziewczynami.
Westchnąłem.
-No dobrze - pocałowałem Jade w policzek na pożegnanie i ruszyłem w stronę samochodu.
Zaparkowałem pojazd pod domem. Kiedy szedłem do domu, wyciągnąłem telefon, aby napisać do chłopaków, ale urządzenie wydało swoje ostatnie tchnienie i padło.
Kiedy podłączyłem je pod ładowarkę okazało się, że w dość krótkim czasie moim przyjaciołom udało się zrobić spam na grupowej konwersacji.
Ja: Nie będę tego wszystkiego czytać.
Ashton: Może lepiej tego nie rób XD
Ja: Co wy na to
Ja: Żeby się dzisiaj spotkać?
Michael: A nie macie żadnych planów z Jade?
Michael: Wow, jak to dobrze brzmi
Ja: No wiem <3
Ja: Nie, nie mamy, bo poszła z koleżankami szukać swojej wymarzonej sukienki na bal
Luke: WŁAŚNIE
Luke: Muszę garniak przymierzyć
Ashton: Mój jest dobry
Michael: A mój trochę za luźny w pasie
Michael: Ale ściśnie się paskiem i będzie piknie
Ja: Jak się dorwiesz do bufetu to i pasek nie będzie ci potrzebny
Michael: A no racja
Michael: To u kogo się widzimy?
Luke: U Cala
Luke: U mnie jest bajzel roku
Ashton: Ty zawsze masz bajzel
Calum: Dobra
Calum: To lecę zamówić coś do żarcia
Ashton: Będziemy za 10 minut!
Odłożyłem telefon na blat w kuchni i ściągnąłem z lodówki ulotkę z jedzeniem na wynos.
Ene, due, like... skrzydełka.
Zgadnijcie co było pierwsze?
Tak, chłopcy.
I nie, nie weszli razem z jedzeniem. Nie spotkali gościa ze skrzydełkami po drodze.
Jęczeli tylko, że nie ma jeszcze jedzenia, a oni tacy głodni.
Kiedy w końcu przyjechał dostawca,w salonie rozbrzmiał głośny okrzyk radości. Rzuciłem chłopakowi przepraszające spojrzenie, podałem pieniądze i zamknąłem drzwi.
Najedzeni, szczęśliwi już prawie mężczyźni ruszyli po posiłku do mojego pokoju. A raczej do mojej garderoby.
-Ale masz bałagan w tej szafie - oświadczył Ashton, będąc w połowie schowany we wcześniej wspomnianym meblu.
-Nie większy niż Luke w swoim pokoju - mruknąłem, odpisując Jade na wiadomość.
-Chodzisz w tym jeszcze? - zapytał Michael, przypatrując się uważnie mojemu czarnemu, lekko już rozciągniętemu swetrowi.
-Jasne, że tak, matole - zabrałem ubranie z jego rąk i położyłem obok siebie.
-Jak zmienisz zdanie, to możesz się do mnie zgłosić.
Przewróciłem oczami. Zaczynałem mieć wątpliwości, czy aby na pewno moi przyjaciele to faceci.
-Znalazłem garnitur! - wykrzyknął triumfalnie Ashton.
No to się teraz zacznie pokaz mody...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro