5.
Oparłem się o framugę i patrzyłem na wychodzących z sali ludzi. Czekałem na Jade.
Miałem jej zadać bardzo ważne pytanie.
Najprawdopodobniej najważniejsze w mojej licealnej karierze.
Luke, wychodząc z sali poklepał mnie po ramieniu, życząc powodzenia.
Kiedy zauważyłem znajomą twarz, wziąłem głęboki wdech i dołączyłem do Jade.
-Mam do ciebie pytanie - zacząłem.
-Hm? - dziewczyna odwróciła się w moją stronę, odłożyła telefon do kieszeni i spojrzała mi w oczy.
Jakie ona ma śliczne oczy...
Hood, ogarnij się!
-Emmm... Bo mam taką propozycję, że może byśmy na łyżwy poszli? - zadałem pytanie z lekką nieśmiałością.
Thirwall rozpromieniła się.
-Jestem jak najbardziej na tak. Uwielbiam jeździć na łyżwach.
-Ja też, dlatego wpadłem na taki pomysł - odparłem z uśmiechem, drapiąc się po karku. - To co, widzimy się po szkole?
-Jasne - odpowiedziała i na pożegnanie złożyła mi pocałunek na policzku. Stałem oniemiały na środku korytarza jak jakiś idiota, ale jednocześnie szczęśliwy.
Miałem ochotę skakać z radości, zamiast tego szybko pobiegłem do chłopaków.
-Umówiła się ze mną! - ogłosiłem, wpadając zdyszany pomiędzy Ashtona, a Michaela.
-No, to gratulacje stary! - zaczynasz wychodzić powoli na prostą - oświadczył Irwin, poprawiając bandanę.
-Jesteś z siebie dumny - stwierdziłem, siadając na parapet obok Luke'a.
-Gdzie idziecie? Na łyżwy, tak jak planowałeś?
Pokiwałem głową.
-Zabieram ją na lodowisko po szkole.
Miałem wrażenie, że z każdą lekcją wskazówki na zegarze lecą wolniej i wolniej. Pod koniec ostatniej lekcji z niecierpliwienia zacząłem już tupać nogą. Dopiero kopniak od Michaela, który siedział z tyłu, mnie trochę uspokoił. Ale tylko trochę. Czyli przestałem po prostu tupać nogą.
Kiedy zadzwonił dzwonek poderwałem się jak oparzony z krzesła.
Pobiegłem do szafki, po kurtkę i już po chwili, odpowiednio i w pełni ubrany do tej mroźnej, zimowej pogody czekałem w samochodzie, włączając ogrzewanie.
Głupi Nowy Jork i jego ostatnie spadki temperatur.
Do samochodu wsiadła Jade. Rzuciła torbę na tył samochodu i zapięła pas.
-Gotowa na fajne popołudnie? - zapytałem, odpalając samochód.
- Z tobą zawsze. Zresztą, jak spędzamy razem czas, to wszystkie popołudnia są fajne.
-Tak myślisz?
-Ja nie myślę, ja to wiem.
Pokiwałem głową.
-No to skoro to wiesz, to zaufam twojej wiedzy.
Gdzieś mniej więcej w połowie drogi stanęliśmy w korku. Co jest normalne w tym mieście.
-Trochę to chyba potrwa. O której masz być w domu? - zapytałem, opierając głowę na zagłówku.
-Najpóźniej o 22. Jak już pojeździmy na lodowisku, to pojedziesz do mnie i pomożesz mi z matmą?
Wzruszyłem ramionami.
-Jasne, nie ma problemu.
Nagle samochody ruszyły. Spojrzałem zdziwiony nad pojazdy i rzeczywiście, światła zmienił się na zielone.
-Hm, myślałem, że potrwa to dłużej... - mruknąłem.
Po kilku minutach wjechałem na parking przy lodowisku. W drodze do budynku wziąłem Jade za rękę.Większym zdziwieniem niż szybkie zniknięcie korku było to, że blondynka nie cofnęła ręki.
Ciepło rozeszło się po moim ciele. Takie dobre ciepło, mówiące o nadziei i miłości.
Po wypożyczeniu łyżew weszliśmy na taflę lodu. Od początku naszej wyprawy na twarzy Thirwall widziałem jedynie uśmiech. I przyprawiało mnie to o wielkie szczęście.
Wierzyłem, że naprawdę mogę uszczęśliwić tą małą dla świata osóbkę, która znaczy dla mnie tak wiele.
Halo? Jest tu kto?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro