Rozdział 3:
- Natte.- powiedział moje imię Lucas i wstał z kanapy na której siedział wraz z osobami które przyjechały zaraz za nami.
- Załatwiłam nam miejsce do spania.- powiedziałam i rzuciłam się na fotel.
- Przepraszam.- zaczepiła mnie kobieta o rudych włosach i delikatnych rysach twarzy, i jak to z rudymi osobami piegach na twarzy.
- Hm?- zwróciłam na nią uwagę.
- Chciałbym ci podziękować. Nie znasz nas a pomogłaś nam, i załatwiłaś bezpieczne miejsce, jestem ci wdzięczna.- powiedziała i przytuliła mocniej trzyletniego chłopczyka.
- My też chcieliśmy podziękować.- zaczął czarnowłosy mężczyzna z zarostem na twarzy i czapce polo.- Jestem Stephen, a to moja żona Luce, a to nasza córka Mille.- przedstawił mi swoją rodzinę.
- Nie macie za co dziękować. Jestem Natte, chyba wy się zapoznaliście mam racje?- zapytałam swoją grupę a oni pokiwali głowami.- A ty jak się nazywasz?- zapytałam rudowłosej kobiety.
- Jestem Kate, a to Will.- przedstawiła swoją małą rodzinę.
- Miło mi. Więc jutro lider mi wyjaśni co mamy robić, a teraz powinniśmy iść spać.- stwierdziłam i ruchem ręki nakazałam by inni poszli za mną, wstali i poszli.- Pierwszeństwo macie wy, jako że macie dzieci.- powiedziałam i zaczęłam szukać sypialni. Jedna miała przestronne łóżko.- To wasz pokój.- powiedziałam i wskazałam na rodzinę Stephena. Pokiwał z wdzięcznością głową i wszedł do sypialni wraz z żoną i ok. miesięcznym dzieckiem. Poszłam dalej a za mną reszta, dalej był pokój z dwu osobowym łóżkiem idealnym by zmieściła się na nim Kate i Will.- To wasze królestwo.- powiedziałam i poczochrałam kasztanowe włosy chłopczyka, trzymającego mocno rękę swojej matki.
- Dziękuję.- powiedziała i pokiwała głową i weszła do sypialni.
- Teraz my.- powiedziałam i westchnęłam i zaczęłam przeglądać dalsze pokoje. Było ich dwa.- Więc ja i Emma mamy ten.- wskazałam na pokój z jednym szerokim łóżkiem, który pomieści mnie i ją.- A ten jest wasz.- wskazałam na pokój obok.
- Ku nowej przygodzie!- powiedział głośniej Andree wchodząc do ich wspólnego pokoju.
- Raczej ku prysznicowi!- powiedziałam i wraz z Emmą weszłam do naszego pokoju.
- Nie jesteś taka zła jak myślałam.- zaczęła Emma, do której się obróciłam.
- Ty też.- odpowiedziałam jej z szczerym uśmiechem na twarzy.
- Mam nadzieje, że nadal będziesz nas uczyć posługiwania się tym.- powiedziała i spojrzała na odkładany przez nią łuk. Zaśmiałam się ale oczywiście potwierdziłam jej słowa.
- Przeszukaliście dom?- zapytałam i już kładłam się na łóżku.
- Nie...- odpowiedziała zdziwiona moim oczywistym pytaniem.
- Kurwa. Idź po chłopaków, każ wziąć im broń.- powiedziałam i natychmiast wstałam i złapałam za swój miecz. Ta pokiwała głową i po niech szybko wybiegła. Zraz pojawili się w moim pokoju.
- Co jest?- zapytał Max.
- Nie przeszukaliśmy tego miejsca, nie wiadomo co się tutaj kryje. Mogą być sztywni. Może być to pułapka.- powiedziałam i zaczęłam przeszukiwać każdy kąt mojego i Emmy pokoju. Ostatnie co mi zostało to szafa. Otworzyłam ją ale na szczęści nic tam nie było.- Idziemy dalej.- nakazałam i wyszliśmy z pokoju. Poszliśmy do ostatnich na tym piętrze drzwi, którym jest pokój chłopaków.
- To do czego zaczynamy?- zapytał Andree.
- Bierzecie prawą część pokoju, ja i Emma bierzemy Lewą.- odpowiedziałam i oczywiście jak to zawsze, szafę zostawiliśmy na koniec. Tutaj akurat było inaczej.
Z szafy wyskoczył od razu sztywny i chciał złapać mnie i ugryźć.
- Kurwa!- krzyknęłam i popchnęłam z całą siłą sztywnego a ten upadł a ja zamachnęłam się mieczem i rozcięłam jego głowę. Widoczny był jego mózg i wyciekająca krew.
- Zasada numer jeden. Nawet jeżeli miejsce wygląda bezpiecznie przeszukujemy.- powiedziałam z zadyszką. Bez słowa wyszłam z pokoju i ruszyłam szybko do kolejnych pokoi.
Z kopniaka otworzyłam drzwi do pokoju Kate i Willa i zaczęłam szukać martwych.
- Co robisz?!- krzyknęła zdziwiona.
- Nie jest tu bezpiecznie.- powiedziałam i przeszukując wszystko ruszyłam dalej. Wykopałam drzwi do pokoju małżeństwa i zastałam mężczyznę walczącego z napierającym na niego sztywnym.
Wyciągnęłam nóż myśliwski i wbiłam go w głowę niedawno jeszcze żywego człowieka.
- Dziękuję.- powiedział zdyszany mężczyzna i opadł na łóżko tuląc do siebie swoją rodzinę.
Zacisnęłam szczękę i wyszłam z domu. Za mną wybiegła grupa.
- Natte co robimy?!- krzyknął za mną Max.
- Bierzcie zapasy i szykujcie auta! Spieprzamy stąd!- krzyknęłam nie odwracając się idąc do dupka który wydawał się taki milusi.
- Przepraszam ale nie możesz tu wejść.- zagrodził mi drogę pewien dupek numer 2.
- Przepuść mnie albo potraktuję cię jak wszystkich sztywnych na mojej drodze.- zagroziłam mu ale on nic sobie z tego nie robił i nawet miał czelność się zaśmiać.
- Co taka gówniara miałaby mi zrobić.- zaśmiał się perliście. Kącik moich ust powędrował w górę i chowając miecz do pochwy, wyciągnęłam jeszcze zakrwawiony nóż. Już nie było mu do śmiechu.
- Co kurwa już nie jest ci do śmiechu?- zaśmiałam się tym razem ja.- Wpuść mnie.- nakazałam a on odsunął się.- Dobry wybór.- uśmiechnęłam się i weszłam do budynku z którego niedawno wychodziłam.
W gabinecie siedział ten grubas.
- Natte. Co cię do mnie sprowadza?- zapytał zapalając papierosa.
- Co do chuja chciałeś osiągnąć?- zapytałam wbijając nóż w biurko.
- Co masz na myśli złotko?- zapytał jakby o niczym nie wiedział.
- W domu który mi i mojej grupie przydzieliłeś.- zaczęłam i wyjęłam nóż zaczynając się nim bawić.- Były dwa pierdolone umarlaki.- wyjaśniłam i wbiłam nóż w obraz tego dupka przecinając jego twarz.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.- zaśmiał się.
To był jego błąd. Zaśmiałam się także ale mój śmiech można było porównać do chichotu psychopaty z horrorów.
- Znasz mojego ojca i jego ideały.- przeskoczyłam biurko za którym siedział i doskoczyłam do niego przykładając nóż do szyi.
- Znam.- powiedział poważnie zagaszając papierosa.
- Więc wiesz, że nauczył mnie nie wahać się przy zabijaniu.- powiedziałam i docisnęłam ostrze po którym skapywała krew.- Pozwolisz nam odejść. I nie będziesz zawracał dupy. Albo cię znajdę i sprawię, że to biuro spłynie szkarłatem. Takim jakim lubię.- powiedziałam i zabrałam nóż.
- Kiedyś zostaniesz sama. Stracisz wszystko... Postaram się przyczynić do twojego upadku, po drodze znajdziesz wielu wrogów, którym pomogę w zarżeniu ciebie tak jak zajebałem twoją matkę i ojca.- zagroził mi. Zaśmiałam się.
- Słuchaj niespełniony grubasie, jestem Natte Jackson, córka oficera i noblistki chirurgii. Skoro zajebałeś ich, będziesz miał do czynienia z moją inteligencją jak i umiejętnościami.- odpowiedziałam mu z poważną miną. Wstałam i podchodząc do porobionego obrazu Leonarda da Vinci, Mona lisy i wyciągnęłam nóż który został wbity do jej głowy.- A poza tym, trzymasz tu fałszywkę.- wyjaśniłam mu.
Wyszłam z tego gównianego miejsca i udałam się do auta już czekającego na mnie. Szyba na miejscu kierowcy była odsunięta a ramię Maxa wystawało.
- Ja teraz prowadzę.- powiedziałam i uśmiechnęłam się, Max przemieścił się na tylnie siedzenie obok Emmy. Zapięłam pasy i odłożyłam miecz obok moich nóg, by mieć blisko siebie broń do obrony własnej. Przycisnęłam gaz i z piskiem opon ruszyłam do już otwartej bramy.
- Więc...- zaczął Lucas siedzący obok mnie.
- Skurwiel który prowadzi to gówno, zna mojego ojca i jak bym to powiedziała książkowo ,,wyeliminował zagrożenie'', w postaci jebanego oficera, czyli mojego ojca. - zaczęłam wyjaśnianie.- Pewnie to on początkowo prowadził to coś ale on pragnął władzy więc it is what it is.
- Nie jesteś smutna z powodu śmierci ojca?- zapytał Andree oparty o okno z tyłu by być jak najdalej Emmy której świerzbiło by odbyć stosunek z Maxem.
- Przygotowałam się dawno temu gdy wyruszał na misje. - odpowiedziałam i by nie zwymiotować, dodam, że pornole mnie nawet obrzydzały.- Poczekajcie aż wysiądziemy, nie chce patrzyć na stosunek dwóch homo sapiens.- powiedziałam z skwaszoną miną.
- Tak pani kapitan.- powiedziała Emma zasuwając zamek w bluzie.- Więc gdzie jedziemy?- zapytała mnie blondynka wstając z miejsca by oprzeć się o moje siedzenie.
- Chuj kurwa wie. Gdzieś, gdzie będzie... Dom? Nie. Budynek? E... Tak, gdzieś gdzie będziemy mogli pomieszkać przez nie określony czas.- odpowiedziałam pewnie. Postąpiłam tak jak zrobił to wcześniej Max, wystawiłam swoje ramię za szybę i prowadziłam.
- Więc... Co z twoją matką? Żyje?- zapytał Lucas siedzący obok mnie. Widać było, że wszyscy chcieli zadać to pytanie, lecz nie było to na miejscu, ale Lucas by tego nie zrobił?
- Powiedział, że ją zabił.- odpowiedziałam, ale na moich ustach pojawił się pewny uśmiech.- Ale znam moich rodziców lepiej niż ten grubas sobie zdaje sprawę. Ojciec znał ludzi, potrafił czytać z nich jak z otwartej księgi, musiał wiedzieć o planie tego kutasa. Nigdy nie wpakowałby matki w takie coś.- moja mała grupa uśmiechnęła się. Spojrzałam na lusterko i zauważyłam dwa auta jadące za nami, które znałam. Byli to tamci ludzie z dziećmi.
- Mamy ostro przejebane ludzie.- stwierdziłam zadziwiając kompanów.
- Co masz na myśli?- zapytał Andree dalej siedząc jak najbliżej okna, by przez przypadek nie zachęcić partnerki do seksu jego przyjaciela.
- Od teraz mamy małe dzieci w grupie.- odpowiedziałam na pytanie chłopaka.
- Będziemy mieli nowych przywódców czy coś jak dorosną.- dopowiedział swoje Max.
- Niby tak, lecz jest haczyk. Dzieci jak się boją, płaczą. Napierdalanie w drzwi czy okna, przez martwych, wystraszy ich i przypałęta się więcej. Z tym młodym nie ma tak dużego problemu, ale to miesięczne dziecko...- wyjaśniłam dając nową rzecz do przemyślenia kolegą.
- Więc dzieciaki wykluczają nam wszystkie, możliwości na ciszę tak?- zapytała Emma.
- Dokładnie.- odpowiedziałam skręcając w jakąś nieznaną moim towarzyszą uliczkę. Dobrze wiedziałam, gdzie nas kieruję prosto do miejsca, gdzie się wychowywałam, polowałam, walczyłam.
Zatrzymałam się na przestronnej polance, gdzie niedaleko znajdowało się małe oczko wodne.
- Natte.- Andree dyskretnie do mnie szepnął udając, że wraz ze mną patrzy na piękną błękitną wodę
- Co jest?- zapytałam chłopaka także na niego nie patrząc. Zostałam tylko ja i on, reszta zajęła się rozkładaniem namiotów a my mieliśmy iść po drewno.
- To małżeństwo dziwnie się zachowuję.- odpowiedział dyskretnie patrząc na kobietę i mężczyznę, którzy wycierali pot z czół.
- Jest ok 25 stopni, nie powinni się tak pocić.- powiedziałam nadal się im przyglądając. - Zbierzmy jakieś drewno i wtedy przedyskutujemy z dala od nich.- zaleciłam chłopakowi, który nie miał żadnych wątpliwości z tym, że nie powinniśmy przy innych o tym rozmawiać.
- Dlaczego do cholery się tak pocą?- zapytał zmartwiony Andree.
- Gorączka.- odpowiedziałam pewnie, znałam to uczucie jak każdy, pot na zmianę zimno i gorąco.
- Kilka godzin temu byli jak najbardziej normalni.- stwierdził spostrzegawczy Andree.
Musiałam się zastanowić dlaczego tak jest? Dlaczego aż tak się pocą przy tak niewysokiej temperaturze? Co ich powstrzymuje od powiedzenia reszcie grupy?
- Ugryzienie.- olśniło mnie, nauczycielka od francuskiego, pilna uczennica. Łączyło ich jedno, cholerne ugryzienie lub odgryzienie skóry.
- Nie mów mi, że ten sztywny ujebał ich.- przerażony Andree wraz ze mną zaczął biec do obozu.
Gdy dotarliśmy nie działo się nic nie zwykłego, cała grupa odpoczywała po wysiłku włożonym w rozłożenie namiotów. Spojrzałam na Andree i wraz z nim rozumiejąc się podeszłam do małżeństwa, gdzie Luce okropnie sie trzęsła trzymając dziecko w ramionach.
- Luce, Stephen.- zwróciłam się do nich kucając przed nimi a Andree stał zaraz obok mnie.
- Tak?- zapytał mężczyzna wachlując się.
- Potrzebuję prostej odpowiedzi standardowe, tak i nie. Zostaliście ugryzieni?- zapytałam ich a ci przerażeni spojrzeli na siebie, zrozumieli, że nie mają czego ukrywać. Kobieta wskazała ugryzienie na przed ramieniu a mężczyzna na barku.
- Kurwa.- powiedział Lucas podchodząc do mnie i przyglądając się zranieniu.
- Przepraszamy nie wiedzieliśmy jak wam to powiedzieć, po prostu...- mówiła w nie ładzie Lucy.
- Kate idź z synem do namiotu i nie wychodźcie.- rozkazałam kobiecie, która bez sprzeczek się zgodziła i weszła do namiotu.
- Co mamy robić Natte?- zapytała mnie Emma.
- Mam dwa wyjścia dla was.- powiedziałam i wstałam z miejsca.
- Jakie?- zapytał mnie Stephen.
- Pierwsze to...- ucięłam i spojrzałam po ludziach którzy zostali. Jakie to dziwne, że ta małą dziewczynka jeszcze nie wyroniła ani jednej łzy.- Zostawić was, lecz będziecie związani. Nie wiem jak rozwija się to ugryzienie, lecz podejrzewam, że jest bolesne.- zaproponowałam pierwsze wyjście.
- Jakie jest drugie wyjście?- zapytała się kobieta, która i tak się już domyśliła.
- Zastrzelę was. Strzał prosto w głowę, nie będzie to bolesne. Milisekunda, a mózg umiera.- zaproponowałam.
- Możesz wziąć ją i się nią zająć? Z tobą będzie bezpieczna.- zapytała mnie kobieta podając zawiniątko.
- Będzie dla nas oczkiem w głowie.- odpowiedziałam kobiecie.
- Mów jej o nas, w naszym namiocie jest album. Pokazuj jej nasze zdjęcia i powiedz, że poświęciliśmy się dla niej.- poprosił mężczyzna.
- Będzie wiedziała o swoich rodzicach jak najwięcej.- odpowiedziałam pewna siebie.- Co wybieracie?- zapytałam.
- Drugie wyjście.- odpowiedział mężczyzna i objął swoją żonę całując ją w czoło.
- Natte...- zawołał mnie Max.- To będzie morderstwo, zabijesz ich.- wyjaśnił mi coś co wiedziałam.
- W tych czasach ważne jest każde życie. Ugryzieni, umierają w katuszach a później zabijają innych, jakbym to była ja. Chciałabym, żebyście mnie po prostu postrzelili.- odpowiedziałam i dotknęłam ramion małżeństwa i zaproponowałam się przenieść w ciche miejsce.
- Powtarzaj jej, że ją kochamy.- prosiła ponownie kobieta.
- Będę.- obiecałam.
- Jesteś odważna, sprytna i silna. Przeżyjesz to, nawet jeżeli sama. Ale... Postaraj się, żeby nasza córka była zawsze obok ciebie.- powiedział mężczyzna.
- Dziękuję, zadbam o nią.- wyciągnęłam pistolet z kabury i zaczęłam nakładać tłumik. Wyciągnęłam magazynek i naładowałam go. Odbezpieczyłam broń i biorąc głęboki wdech i wydech postrzeliłam ludzi.
Zabiłam dwoje ludzi, dla lepszego jutra, by nie było więcej tych potworów szwędających się po ulicach.
- Mille.- powiedziałam imię dziewczynki, którą trzymał Lucas.- Obiecuję, że śmierć twoich rodziców nie poszła na marne. - pocałowałam jej małe dłonie i przytuliłam ją.
- Wiesz jak obchodzić się z dziećmi?- zapytał Max siedzący obok Emmy, która podczas tych kilku dni spoważniała.
- Oczywiście, że tak.- odpowiedziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro