Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3:


- Natte.- powiedział moje imię Lucas i wstał z kanapy na której siedział wraz z osobami które przyjechały zaraz za nami.

- Załatwiłam nam miejsce do spania.- powiedziałam i rzuciłam się na fotel.

- Przepraszam.- zaczepiła mnie kobieta o rudych włosach i delikatnych rysach twarzy, i jak to z rudymi osobami piegach na twarzy.

- Hm?- zwróciłam na nią uwagę.

- Chciałbym ci podziękować. Nie znasz nas a pomogłaś nam, i załatwiłaś bezpieczne miejsce, jestem ci wdzięczna.- powiedziała i przytuliła mocniej trzyletniego chłopczyka.

- My też chcieliśmy podziękować.- zaczął czarnowłosy mężczyzna z zarostem na twarzy i czapce polo.- Jestem Stephen, a to moja żona Luce, a to nasza córka Mille.- przedstawił mi swoją rodzinę.

- Nie macie za co dziękować. Jestem Natte, chyba wy się zapoznaliście mam racje?- zapytałam swoją grupę a oni pokiwali głowami.- A ty jak się nazywasz?- zapytałam rudowłosej kobiety.

- Jestem Kate, a to Will.- przedstawiła swoją małą rodzinę.

- Miło mi. Więc jutro lider mi wyjaśni co mamy robić, a teraz powinniśmy iść spać.- stwierdziłam i ruchem ręki nakazałam by inni poszli za mną, wstali i poszli.- Pierwszeństwo macie wy, jako że macie dzieci.- powiedziałam i zaczęłam szukać sypialni. Jedna miała przestronne łóżko.- To wasz pokój.- powiedziałam i wskazałam na rodzinę Stephena. Pokiwał z wdzięcznością głową i wszedł do sypialni wraz z żoną i ok. miesięcznym dzieckiem. Poszłam dalej a za mną reszta, dalej był pokój z dwu osobowym łóżkiem idealnym by zmieściła się na nim Kate i Will.- To wasze królestwo.- powiedziałam i poczochrałam kasztanowe włosy chłopczyka, trzymającego mocno rękę swojej matki.

- Dziękuję.- powiedziała i pokiwała głową i weszła do sypialni.

- Teraz my.- powiedziałam i westchnęłam i zaczęłam przeglądać dalsze pokoje. Było ich dwa.- Więc ja i Emma mamy ten.- wskazałam na pokój z jednym szerokim łóżkiem, który pomieści mnie i ją.- A ten jest wasz.- wskazałam na pokój obok.

- Ku nowej przygodzie!- powiedział głośniej Andree wchodząc do ich wspólnego pokoju.

- Raczej ku prysznicowi!- powiedziałam i wraz z Emmą weszłam do naszego pokoju.

- Nie jesteś taka zła jak myślałam.- zaczęła Emma, do której się obróciłam.

- Ty też.- odpowiedziałam jej z szczerym uśmiechem na twarzy.

- Mam nadzieje, że nadal będziesz nas uczyć posługiwania się tym.- powiedziała i spojrzała na odkładany przez nią łuk. Zaśmiałam się ale oczywiście potwierdziłam jej słowa.

- Przeszukaliście dom?- zapytałam i już kładłam się na łóżku.

- Nie...- odpowiedziała zdziwiona moim oczywistym pytaniem. 

- Kurwa. Idź po chłopaków, każ wziąć im broń.- powiedziałam i natychmiast wstałam i złapałam za swój miecz. Ta pokiwała głową i po niech szybko wybiegła. Zraz pojawili się w moim pokoju.

- Co jest?- zapytał Max.

- Nie przeszukaliśmy tego miejsca, nie wiadomo co się tutaj kryje. Mogą być sztywni. Może być to pułapka.- powiedziałam i zaczęłam przeszukiwać każdy kąt mojego i Emmy pokoju. Ostatnie co mi zostało to szafa. Otworzyłam ją ale na szczęści nic tam nie było.- Idziemy dalej.- nakazałam i wyszliśmy z pokoju. Poszliśmy do ostatnich na tym piętrze drzwi, którym jest pokój chłopaków.

- To do czego zaczynamy?- zapytał Andree.

- Bierzecie prawą część pokoju, ja i Emma bierzemy Lewą.- odpowiedziałam i oczywiście jak to zawsze, szafę zostawiliśmy na koniec. Tutaj akurat było inaczej. 

Z szafy wyskoczył od razu sztywny i chciał złapać mnie i ugryźć.

- Kurwa!- krzyknęłam i popchnęłam z całą siłą sztywnego a ten upadł a ja zamachnęłam się mieczem i rozcięłam jego głowę. Widoczny był jego mózg i wyciekająca krew.

- Zasada numer jeden. Nawet jeżeli miejsce wygląda bezpiecznie przeszukujemy.- powiedziałam z zadyszką. Bez słowa wyszłam z pokoju i ruszyłam szybko do kolejnych pokoi.

Z kopniaka otworzyłam drzwi do pokoju Kate i Willa i zaczęłam szukać martwych.

- Co robisz?!- krzyknęła zdziwiona.

- Nie jest tu bezpiecznie.- powiedziałam i przeszukując wszystko ruszyłam dalej. Wykopałam drzwi do pokoju małżeństwa i zastałam mężczyznę walczącego z napierającym na niego sztywnym.

Wyciągnęłam nóż myśliwski i wbiłam go w głowę niedawno jeszcze żywego człowieka.

- Dziękuję.- powiedział zdyszany mężczyzna i opadł na łóżko tuląc do siebie swoją rodzinę.

Zacisnęłam szczękę i wyszłam z domu. Za mną wybiegła grupa.

- Natte co robimy?!- krzyknął za mną Max.

- Bierzcie zapasy i szykujcie auta! Spieprzamy stąd!- krzyknęłam nie odwracając się idąc do dupka który wydawał się taki milusi.

- Przepraszam ale nie możesz tu wejść.- zagrodził mi drogę pewien dupek numer 2.

- Przepuść mnie albo potraktuję cię jak wszystkich sztywnych na mojej drodze.- zagroziłam mu ale on nic sobie z tego nie robił i nawet miał czelność się zaśmiać.

- Co taka gówniara miałaby mi zrobić.- zaśmiał się perliście. Kącik moich ust powędrował w górę i chowając miecz do pochwy, wyciągnęłam jeszcze zakrwawiony nóż. Już nie było mu do śmiechu.

- Co kurwa już nie jest ci do śmiechu?- zaśmiałam się tym razem ja.- Wpuść mnie.- nakazałam a on odsunął się.- Dobry wybór.- uśmiechnęłam się i weszłam do budynku z którego niedawno wychodziłam.

W gabinecie siedział ten grubas.

- Natte. Co cię do mnie sprowadza?- zapytał zapalając papierosa.

- Co do chuja chciałeś osiągnąć?- zapytałam wbijając nóż w biurko.

- Co masz na myśli złotko?- zapytał jakby o niczym nie wiedział.

- W domu który mi i mojej grupie przydzieliłeś.- zaczęłam i wyjęłam nóż zaczynając się nim bawić.- Były dwa pierdolone umarlaki.- wyjaśniłam i wbiłam nóż w obraz tego dupka przecinając jego twarz.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz.- zaśmiał się. 

To był jego błąd. Zaśmiałam się także ale mój śmiech można było porównać do chichotu psychopaty z horrorów. 

- Znasz mojego ojca i jego ideały.- przeskoczyłam biurko za którym siedział i doskoczyłam do niego przykładając nóż do szyi.

- Znam.- powiedział poważnie zagaszając papierosa.

- Więc wiesz, że nauczył mnie nie wahać się przy zabijaniu.- powiedziałam i docisnęłam ostrze po którym skapywała krew.- Pozwolisz nam odejść. I nie będziesz zawracał dupy. Albo cię znajdę i sprawię, że to biuro spłynie szkarłatem. Takim jakim lubię.- powiedziałam i zabrałam nóż.

- Kiedyś zostaniesz sama. Stracisz wszystko... Postaram się przyczynić do twojego upadku, po drodze znajdziesz wielu wrogów, którym pomogę w zarżeniu ciebie tak jak zajebałem twoją matkę i ojca.- zagroził mi. Zaśmiałam się.

- Słuchaj niespełniony grubasie, jestem Natte Jackson, córka oficera i noblistki chirurgii. Skoro zajebałeś ich, będziesz miał do czynienia z moją inteligencją jak i umiejętnościami.- odpowiedziałam mu z poważną miną. Wstałam i podchodząc do porobionego obrazu Leonarda da Vinci, Mona lisy i wyciągnęłam nóż który został wbity do jej głowy.- A poza tym, trzymasz tu fałszywkę.- wyjaśniłam mu.

Wyszłam z tego gównianego miejsca i udałam się do auta już czekającego na mnie. Szyba na miejscu kierowcy była odsunięta a ramię Maxa wystawało.

- Ja teraz prowadzę.- powiedziałam i uśmiechnęłam się, Max przemieścił się na tylnie siedzenie obok Emmy. Zapięłam pasy i odłożyłam miecz obok moich nóg, by mieć blisko siebie broń do obrony własnej. Przycisnęłam gaz i z piskiem opon ruszyłam do już otwartej bramy. 

- Więc...- zaczął Lucas siedzący obok mnie.

- Skurwiel który prowadzi to gówno, zna mojego ojca i jak bym to powiedziała książkowo ,,wyeliminował zagrożenie'', w postaci jebanego oficera, czyli mojego ojca. - zaczęłam wyjaśnianie.- Pewnie to on początkowo prowadził to coś ale on pragnął władzy więc it is what it is. 

- Nie jesteś smutna z powodu śmierci ojca?- zapytał Andree oparty o okno z tyłu by być jak najdalej Emmy której świerzbiło by odbyć stosunek z Maxem.

- Przygotowałam się dawno temu gdy wyruszał na misje. - odpowiedziałam i by nie zwymiotować, dodam, że pornole mnie nawet obrzydzały.- Poczekajcie aż wysiądziemy, nie chce patrzyć na stosunek dwóch homo sapiens.- powiedziałam z skwaszoną miną.

- Tak pani kapitan.- powiedziała Emma zasuwając zamek w bluzie.- Więc gdzie jedziemy?- zapytała mnie blondynka wstając z miejsca by oprzeć się o moje siedzenie.

- Chuj kurwa wie. Gdzieś, gdzie będzie... Dom? Nie. Budynek? E... Tak, gdzieś gdzie będziemy mogli pomieszkać przez nie określony czas.- odpowiedziałam pewnie. Postąpiłam tak jak zrobił to wcześniej Max, wystawiłam swoje ramię za szybę i prowadziłam. 

- Więc... Co z twoją matką? Żyje?- zapytał Lucas siedzący obok mnie. Widać było, że wszyscy chcieli zadać to pytanie, lecz nie było to na miejscu, ale Lucas by tego nie zrobił?

- Powiedział, że ją zabił.- odpowiedziałam, ale na moich ustach pojawił się pewny uśmiech.- Ale znam moich rodziców lepiej niż ten grubas sobie zdaje sprawę. Ojciec znał ludzi, potrafił czytać z nich jak z otwartej księgi, musiał wiedzieć o planie tego kutasa. Nigdy nie wpakowałby matki w takie coś.- moja mała grupa uśmiechnęła się. Spojrzałam na lusterko i zauważyłam dwa auta jadące za nami, które znałam. Byli to tamci ludzie z dziećmi. 

- Mamy ostro przejebane ludzie.- stwierdziłam zadziwiając kompanów.

- Co masz na myśli?- zapytał Andree dalej siedząc jak najbliżej okna, by przez przypadek nie zachęcić partnerki do seksu jego przyjaciela.

- Od teraz mamy małe dzieci w grupie.- odpowiedziałam na pytanie chłopaka.

- Będziemy mieli nowych przywódców czy coś jak dorosną.- dopowiedział swoje Max.

- Niby tak, lecz jest haczyk. Dzieci jak się boją, płaczą. Napierdalanie w drzwi czy okna, przez martwych, wystraszy ich i przypałęta się więcej. Z tym młodym nie ma tak dużego problemu, ale to miesięczne dziecko...- wyjaśniłam dając nową rzecz do przemyślenia kolegą. 

- Więc dzieciaki wykluczają nam wszystkie, możliwości na ciszę tak?- zapytała Emma. 

- Dokładnie.- odpowiedziałam skręcając w jakąś nieznaną moim towarzyszą uliczkę. Dobrze wiedziałam, gdzie nas kieruję prosto do miejsca, gdzie się wychowywałam, polowałam, walczyłam.

Zatrzymałam się na przestronnej polance, gdzie niedaleko znajdowało się małe oczko wodne.

- Natte.- Andree dyskretnie do mnie szepnął udając, że wraz ze mną patrzy na piękną błękitną wodę

- Co jest?- zapytałam chłopaka także na niego nie patrząc. Zostałam tylko ja i on, reszta zajęła się rozkładaniem namiotów a my mieliśmy iść po drewno. 

- To małżeństwo dziwnie się zachowuję.- odpowiedział dyskretnie patrząc na kobietę i mężczyznę, którzy wycierali pot z czół.

- Jest ok 25 stopni, nie powinni się tak pocić.- powiedziałam nadal się im przyglądając. - Zbierzmy jakieś drewno i wtedy przedyskutujemy z dala od nich.- zaleciłam chłopakowi, który nie miał żadnych wątpliwości z tym, że nie powinniśmy przy innych o tym rozmawiać.

- Dlaczego do cholery się tak pocą?- zapytał zmartwiony Andree.

- Gorączka.- odpowiedziałam pewnie, znałam to uczucie jak każdy, pot na zmianę zimno i gorąco.

- Kilka godzin temu byli jak najbardziej normalni.- stwierdził spostrzegawczy Andree.

Musiałam się zastanowić dlaczego tak jest? Dlaczego aż tak się pocą przy tak niewysokiej temperaturze? Co ich powstrzymuje od powiedzenia reszcie grupy?

- Ugryzienie.- olśniło mnie, nauczycielka od francuskiego, pilna uczennica. Łączyło ich jedno, cholerne ugryzienie lub odgryzienie skóry. 

- Nie mów mi, że ten sztywny ujebał ich.- przerażony Andree wraz ze mną zaczął biec do obozu.

Gdy dotarliśmy nie działo się nic nie zwykłego, cała grupa odpoczywała po wysiłku włożonym w rozłożenie namiotów. Spojrzałam na Andree i wraz z nim rozumiejąc się podeszłam do małżeństwa, gdzie Luce okropnie sie trzęsła trzymając dziecko w ramionach.

- Luce, Stephen.- zwróciłam się do nich kucając przed nimi a Andree stał zaraz obok mnie.

- Tak?- zapytał mężczyzna wachlując się.

- Potrzebuję prostej odpowiedzi standardowe, tak i nie. Zostaliście ugryzieni?- zapytałam ich a ci przerażeni spojrzeli na siebie, zrozumieli, że nie mają czego ukrywać. Kobieta wskazała ugryzienie na przed ramieniu a mężczyzna na barku.

- Kurwa.- powiedział Lucas podchodząc do mnie i przyglądając się zranieniu.

- Przepraszamy nie wiedzieliśmy jak wam to powiedzieć, po prostu...- mówiła w nie ładzie Lucy.

- Kate idź z synem do namiotu i nie wychodźcie.- rozkazałam kobiecie, która bez sprzeczek się zgodziła i weszła do namiotu.

- Co mamy robić Natte?- zapytała mnie Emma.

- Mam dwa wyjścia dla was.- powiedziałam i wstałam z miejsca.

- Jakie?- zapytał mnie Stephen.

- Pierwsze to...- ucięłam i spojrzałam po ludziach którzy zostali. Jakie to dziwne, że ta małą dziewczynka jeszcze nie wyroniła ani jednej łzy.- Zostawić was, lecz będziecie związani. Nie wiem jak rozwija się to ugryzienie, lecz podejrzewam, że jest bolesne.- zaproponowałam pierwsze wyjście.

- Jakie jest drugie wyjście?- zapytała się kobieta, która i tak się już domyśliła.

- Zastrzelę was. Strzał prosto w głowę, nie będzie to bolesne. Milisekunda, a mózg umiera.- zaproponowałam.

- Możesz wziąć ją i się nią zająć? Z tobą będzie bezpieczna.- zapytała mnie kobieta podając zawiniątko. 

- Będzie dla nas oczkiem w głowie.- odpowiedziałam kobiecie. 

- Mów jej o nas, w naszym namiocie jest album. Pokazuj jej nasze zdjęcia i powiedz, że poświęciliśmy się dla niej.- poprosił mężczyzna.

- Będzie wiedziała o swoich rodzicach jak najwięcej.- odpowiedziałam pewna siebie.- Co wybieracie?- zapytałam.

- Drugie wyjście.- odpowiedział mężczyzna i objął swoją żonę całując ją w czoło.

- Natte...- zawołał mnie Max.- To będzie morderstwo, zabijesz ich.- wyjaśnił mi coś co wiedziałam.

- W tych czasach ważne jest każde życie. Ugryzieni, umierają w katuszach a później zabijają innych, jakbym to była ja. Chciałabym, żebyście mnie po prostu postrzelili.- odpowiedziałam i dotknęłam ramion małżeństwa i zaproponowałam się przenieść w ciche miejsce.

- Powtarzaj jej, że ją kochamy.- prosiła ponownie kobieta.

- Będę.- obiecałam.

- Jesteś odważna, sprytna i silna. Przeżyjesz to, nawet jeżeli sama. Ale... Postaraj się, żeby nasza córka była zawsze obok ciebie.- powiedział mężczyzna.

- Dziękuję, zadbam o nią.- wyciągnęłam pistolet z kabury i zaczęłam nakładać tłumik. Wyciągnęłam magazynek i naładowałam go. Odbezpieczyłam broń i biorąc głęboki wdech i wydech postrzeliłam ludzi.

Zabiłam dwoje ludzi, dla lepszego jutra, by nie było więcej tych potworów szwędających się po ulicach.

- Mille.- powiedziałam imię dziewczynki, którą trzymał Lucas.- Obiecuję, że śmierć twoich rodziców nie poszła na marne. - pocałowałam jej małe dłonie i przytuliłam ją.

- Wiesz jak obchodzić się z dziećmi?- zapytał Max siedzący obok Emmy, która podczas tych kilku dni spoważniała.

- Oczywiście, że tak.- odpowiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro