Rozdział4:
Była nas zaledwie garstka. Dwoje dzieci, nasza piątka plus Kate. Niewiele, ale nie mogłam powiedzieć, że jest źle.
- Natte co robimy?- zapytał mnie Max stojący obok mnie. Nie mamy już więcej jedzenia, skończyło się. Potrzebujemy mleka dla małego dziecka i jedzenia dla czwórki dorastających facetów.
- Kurwa.- powiedziałam wpadając na tylko jedno rozwiązanie tej sytuacji.- Mamy tylko jedno wyjście...- powiedziałam i wyciągnęłam pistolet z kabury i otworzyłam magazynek sprawdzając ile zostało mi nabojów.
- Co zamierzasz?- zapytał Max.
- Wyprawę po zapasy.- odpowiedziałam.
- I co później? Lucas i Andree widzieli kręcących się sztywnych w okolicy. Nie jest tu bezpiecznie.- wyjaśnił. Minęło kila miesięcy od kiedy zabiłam małżeństwo wszystko się powoli zmienia, zaczęliśmy przyzwyczajać się do obecnej sytuacji, czyli apokalipsy.
- Ja idę po zapasy sprawdź z Lucasem czy w bakach zostało paliwo, a jak nie idźcie do najbliższej drogi i wypompujcie z nich.- rozkazałam i podeszłam do auta które ukradliśmy jakiemuś nauczycielowi z szkoły.
Teraz zrozumiałam mój błąd, powinniśmy zostać w szkole, gdzie było jedzenie. Teraz mam w planach tam wrócić i zabezpieczyć i tak bezpieczny teren. Jedynym miejscem przez który można było się tam dostać to była brama wjazdowa, którą zostawiliśmy otwartą.
- Natte!- usłyszałam głos Emmy, która do mnie podchodziła z łukiem i pełnym kołczanem.
- Co jest Emma?- zapytałam blondynki.
- Jadę z tobą, potrzebne są ci plecy.- zapowiedziała z uśmiechem na ustach. Emma zmieniłą się nie do poznania, stała się prawdziwą zaufania osobą, ale niestety niektóre nawyki dalej z nią zostały, dalej była zbyt pewna siebie i uwielbiała Maxa za bardzo, nie widząc tego, że ten wykorzystuje ją dla zaspokojenia swoich potrzeb.
- Wybacz Emma, ale potrzebny nam strzelec tutaj, biorę Andree z sobą dzisiaj.- oznajmiłam i ruszyłam w stronę namiotu, który blondyn dzielił razem z chłopakami.
- Czemu nigdy, nie chcesz mnie brać ze sobą?- zapytała idać za mną, nie miałam sił ani głowy do kłótni z nastolatką, zbliżała się cholerna zima.
- Słuchaj Emma, pilnuj ich, to twoja misja.- powiedziałam odwracając się do niej, zaprzestałą już śledzenia mnie i udała się w swoją stronę. Westchnęłam i w końcu weszłam do namiotu, gdzi ena starcie zakryłam oczy jedną ręką.
- Natte?!- krzyknął szybko zakrywając się kocem od pasa w dół. Odwróciłam się szybko tyłem i słyszałam jak ten szuka czegoś po namiocie.
- Ubierz się i pakuj broń i weź plecak, idziesz ze mną po zapasy.- zoanjmiłam szybko wychodząc z namiotu, atk szybko jak weszłam. W końcu moje ręce opuściły moją twarz, któa została zalana czerwienią. Nigdy nie wyobrażałam ani nie widziałam, męskiego członka na żywo, ale to co zobaczyłam w tym cholernym namiocie, ngdy nie wymarzę z swojej pamięci, nie ważne jak bradzo chciałam...
Niedługo po tym obok mnie pojawił się Andree gotowy do podróży, nie odezwał się słowem i nie patrzył na mnie gdy szliśmy do auta. Usiadłam na miejscu pasażera, dając do zrozumienia mu, że teraz on prowadzi. Sama nie mogłam się zmusić na spojtrzenie na niego, rozumiejąc, że jak tylko to zrobie będę widziała jego wcześniejsze poczyniania.
Cisza panowała w aucie, a to mi przeszkadzało jak nigdy. Lubiłam ciszę, to pomagało nam w przetrwaniu, lecz napięcie które panowało w aucie nie pasowało mi jak nigdy. Odwróciłam swój wzrok od krajobrazów i spojrzałam na Andree, jego wzrok był skupiony na drodzę, dalej widziałam na jego twarzy rumieniec zawstydzenia, ale moje oczy powędrowały do jego spodni za co się skarciłam w środku.
- Dokończyłeś chociaż?- zapytałam ukrywając uśmiech dłonią. Spojrzał na mnie z wzrokiem mordercy przez co wybuchłam śmiechem.
- Natte, błagam cię nie utrudniaj mi mojego zawstydzenia.- oznajmił a ja nie mogłąm nic poradzić na jeszcze większy uśmiech, poklepałam go po ramieniu wiedząc dokładnie, że tego mu trzeba.
- Oj Andree, nie masz się czego wstydzić, tam na dole jesteś naprawdę piękny, gdyby ten cąły świat nie poszedł się jebać, powinieneś zostać modelem erotycznym do jakiś magazynów.- powiedziałam a on jedynie powiedział coś pod nosem, co brzmiało jak podziękowanie.
- Widziałaś więcej niż wszystkie kobiety z szkoły.- oznajmił co mnie zdziwiło.
- Myślałam, że ty, Lucas i Max, byliście szkolnymi męskimi dziwkami a tu się okazuje, że tylko Max?- zapytałam zdziwiona, moje zdanie o chłopakach z grupy było takie. że przenoszą więcej chorób niż rozkoszy.
- Oj nie Natte, Lucas wybierał laski w jego typie, czyli takie jak ty, myślisz, że dlaczego tak na ciebie patrzy za każdym razem jak idziemy na wypad w trójkę?- zapytał mnie, nie dokońca zauważyłam tego, lecz było mi miło. Byłąm w czyimś typie, tego potrzebowała każda dziewczyna, ale i tak mu nie wierzyłam.
- To nie tak, że ci nie wierze, ale właśnie to robię. Lucas nie patrzy tak na mnie. Powiedziałąbym, żę raczej leci na starsze kobiety a nie na niewinne kujony.- zaśmiałam się mówiąc to, naprawdę pasował do tego typu jaki mu wyznaczyłam.
- Nie, nie. Nie leci na kujony, broń boże, najchętniej to by ich wszystkich wytępił. Leci na silne kobiety, które wiedzą czego chcą i go dominują.- wyjaśnił mi. Tego to się jeszcze bardziej nie spodziewałam.
- A twój typ to?- zapytałam chcąc rzucić temat Lucasa i jego preferencji łóżkowych. Spojrzałam na drogę i zauważyłam, że zbliżamy się do najbliższej stacji paliw z, której chciałąm wziąc jakieś jedzenie dla grupy.
- Moim typem są urocze kbiety, które widzą świat książkowy, marzą o mężczyźnie w ich idealnym typie. Mające okulary dodające im uroku i małe piersi.- wyjaśnił jej uśmiechając się wyobrażająć sobie wybarzoną kobietę.
- Dałaś nadzieje teraz tym kobietą Andree.- powiedziałąm wskazując na stacje gdzie zaparkował. Całe miejsce było otoczone samochodami, którę wygląały jak nowe, tylko były zakurzone i brudne od błota i krwi.
- Sztywni powinni gdzieś się kręcić.- oznajmił biorąc z tylnego siedzenia plecak i broń.
- Oj na pewno gdzieś się kryją.- wyciągnęłam nóż z paska od spodni i stanęłam sztywno na betonie, wylanym pod stacją. Podeszłam ostrożnie do drzwi i je otworzyłam, dzwonek, który był zamontowany nad drzwiami zadzwonił za co przeklnęłam moje szczęście. Wydałąm niemy rozkaz Andree by ten ukrył się a ja szłam na pierwszą linie ognia.
Szłam ostrożnie z przygotowaną bronią. Moje mięsnie były napięte na atak z zaskoczenia. Nie mieliśmy pojęcia co jest w środku tego miejsca, mogła być tu uryta grupa, lub pełno sztywnych czekających na pożywienie. Poczułąm rękę na swoim ramieniu przez co szybko się odwróciłam i chciałam zaatakować napastnika, któym okazał się Andree.
- Nikogo tu nie ma, przejżeliśmy już cały sklep.- wyjaśnił, odetchnęłam i schowałam nóż za pasek co też zrobił Andree. W końcu spojrzałam na półki, na których nie było wiele.
- Masz ochotę na przeterminowaną zupe?- zapytałam rzucając mu puszkę. To miejsce, było często odwiedzane przez turysów i nie tylko, kupowali najpotrzebniejsze rzeczy, dlatego nie zdziwiłam się widząc wiele puszkowanego jedzenia.
- Jak nigdy.- oznajmił łapiąc ją w ręce i pakująć do plecaka. Szukaliśmy dalej idąc koło siebie, było to dla nas obu bezpieczniejsze.
- Błagam żeby został chociaż jeden.- oznajmiłam szukając ulubionego jedzenia, a raczej batona którym objadałam się chowając się przed ojcem i matką od nauki, grając w rózne gry.
- Czego szukasz?- zapytał mnie i oparł swoją brodę na czubku mojej głowy i oglądał półkę przed nami.
- Mojego ulubionego batona.- oznajmiłam i dalej go szukałam zbierając jedzenie podając je Andree a on chował wszystko do plecaka.
Moje poszukiwania okazały się niesprzyjające, gdyż niczego nie znalałam. Andree ciągle nade mną stał i przyklejał sie do mojego boku śmiejąc się z mojej porażki.
- Śmieszy cię to?- zapytałam patrząc na niego groźnie, czekając na jego odpowiedź.
- Co ty? W życiu nie śmieszyłoby mnie to, że nie możesz znaleźć jakiegoś batona.- powiedział z głupim uśmieszkiem na twarzy co mnie ogromnie zirytowało, dlatego odwróćiłam się do niego i kopnęłam w jego nogi chcąc spowodować to , żę się przewróci, ale ten to przewidział i złapał za moją talię ciągnąc mnie za sobą.
Upadł na ziemie a ja razem z nim tyle, że ja miałam miękkie lądowanie prosto na jego klatę, co nie podobało mi się. Szybko wstałam na równe nogi i wystawiłam mu dłon, którą przyjął i z moją lekką pomocą był na równych nogach. Nie odzywając się do niego poszłam na dział dziecienncy i zaczęłam szukać mleka w proszku, które potrzebowała moja podopieczna. Nie wiedziałam, gdy zgodziłam się na opiekę nad nią, że będzie to takie uciążliwe i męczące, ale nie marudziłam za często. Byłą urocza i grzeczna przez większość czasu, za co ją uwielbiałam.
- Znalazłem.- odwróciłam się w stronę chłopaka, który trzymał w dłoniach dwa mleka w proszku na co się uśmiechnęłam.
- Nie będzie dłużej głodować, brawo Andree, wybawco dzieci.- oznajmiłam i patrzyłam jak ten zdjemuje prawie pełny plecak i wkłada tam jedzenie dla niemowlaka.
- Przyjmę twoje podziękowania w formie całusa w policzek.- oznajmił i nachylił się do mnie wskazując na swój prawy policzek. Zdegustowana odsunęłam jego policzek dłonią idąc dalej.
- Żebyś mógł później do tego walić?- zapytałam wrednie wypominając mu wcześniejsze zdarzenie co jeszcze działało bo zarumienił się i uciszył w końcu.
- Jedziesz teraz ty?- zapytał mnie wyciągając kluczyki z kieszeni spodni.
- Yes.- odpowiedziałam mu łapiąc lecące kluczyki, któymi otworzyłam samochód i wsiadłam na miejsce kierowcy, a Andree po wsadzeniu plecaka na tylne siedzenia usiadł obok mnie.
- Zbliża się zima.- oznajmił patrząc przez okno na gołe już drzewa, nie posidające swoich pięknych zielonych liści.
- Jutro wezmę Maxa i pojedziemy poszukać jakiegoś miejsca, gdzie możemy się ukryć na czas zimy.- powiedziałam myśląc gdzie może być to miejsce.
- Więc szkoła się już nie nadaje?- zapytał mnie pamiętając wcześniejszą rozmowę grupową, gdzie omawialiśmy miejsca na bazę.
- Zostawiliśmy otwartą bramę, pamiętasz? To miejsce jest teraz pełnę sztywnych, do tego ogrzanie budynku zajmie zbyt dużo czasu i środków.- wyjaśniłam.
- Takie rzeczy naprawdę powinnaś omawiać z Lucasem.- zaśmiałam się na jego stwierdzenie. Okazało się, że Lucas naprawdę ma głowę na karku i pomaga mi w decyznjach, jak i cała grupa, ale on szczególnie. Gdy mnie nie ma on przejmuje dowodzenie, co nie zawsze podoba się Maxowi, który chciałby rządzić.
W przyjemnej atmoswerze dotarliśmy w końcu do obozu, gdzie przywitali nas nasi przyjaciele. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do Kate, która zajmowała się dziewczynką i swoim synem, gdy mnie nie było- a wiedziałam że to ją obciąża, chodź zawsze sprzecza się ze mną o to, że nie jest to żaden problem dla niej.
- Hej, mała.- powiedziałam i przejęlam już nie takie małe dziecko od Kate i podeszłam do Andree, któy wypakowywał rzeczy razem z resztą nastolatków. Współczułąm Kate, trzymała się z samymi dzieciami któe podejmowały decyzje, było to nieodpowiedzialne, była dla nas jak matka, opiekowała się nami wszystkimi i wybijała głupich pomysłów z naszych głów.
- Mówię ci, że on chce mnie zabić!- usłyszałam Maxa któy stał nad Lucasem i Andree, gdy Emma gotowała wodę nad ogniskiem wiedząc, że potrzeba mi jej na zrobienie pożywienia dla dziecka.
- I skąd wziąłeś ten pomysł Max?- zapytał Andree gdy ja stanęłam obok Lucasa kiwając do niego głową, by wytłumaczył mi co się aktualnie działo.
- Max myśli że młody Kate, chce go zabić.- wyjaśnił wracając do słuchania kłótni i teorii Maxa.
- Ciągle za mną chodzi i podgląda co robię, nawet jak idę się umyć idzie za mną i mi się przygląda jak jakiś zboczeniec.- oznajmił szeptem patrząc za siebie czy przypatkiem nie ma za nim jego prześladowcy.
- To się nazywa podziw Max, dzieciak cię podziwia i moja rada dla ciebie to- przerwałam przejmując od Emmy butelkę z pokarmem dziecka i wylałam trochę na swój nadgarstek i gdy oceniłam że jest w bezpiecznej temperaturze podałąm dziewczynce.- Weź go z sobą i pokaż jak i co się robi.- dokończyłam przygląając się Lucasowi, na co nie mogłam poradzić.
Dowiedziałam się przecież kilka godzin wcześniej, że podobno ten ma do mnie jakieś uczucie.
~~~~~~~~~~~~~~
Wiele osób nie czyta tego opowiadania, co jest zrozumiałe przez brak części, ale użyję go jako powiadomienia.
Od teraz powoli wracam na Wattpada, mam lepszy sprzęt na, którym aż chce się pisać. Wybaczcie mi spadek umiejętności i ortografię.
Do następnego chłopaki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro