Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Kelnerka obudziła się. Tym razem bez strachu w oczach. Początkowo była zdziwiona, dlaczego nie spała w łóżku, lecz po chwili wszystko sobie przypomniała.

Wkrótce skupiła się na swych porannych rytuałach i znów udała się do pracy. Po pokonaniu leśnej drogi usiadła na przystanku. Tego dnia było wietrznie. Dziewczyna poprawiła kołnierz swojego płaszcza, starając się uchronić przed chłodem.

Od niechcenia spojrzała w stronę tablicy ogłoszeń. Były tam tylko nekrologi. Nie było śladu po ogłoszeniu z antykwariatu. Dziewczyna nie przejęła się tym. Wkrótce zobaczyła swój autobus.

Kiedy skasowała bilet, usiadła przy oknie i wyjęła z torebki książkę. Był to kryminał zawierający szczegółowe opisy odciętych kończyn. Fabuła wciągnęła ją do tego stopnia, że nie zauważyła pewnego szczegółu. W miejscu antykwariatu znajdował się inny sklep. Był to zakład fryzjerski, działający tam nieprzerwanie od czasów prezydentury Richarda Nixona.

***

Tego dnia w pracy był mały ruch. Amanda miała zatem więcej czasu na czytanie książki i palenie. Jak wiadomo, przy braku zajęcia czas się dłużył, dlatego, kiedy nie obsługiwała, sama znajdowała sobie zajęcie. Najczęściej było to palenie.

— Za dużo palisz — odezwał się kucharz, w czasie kolejnej tego dnia przerwy na papierosa. — Jeszcze dostaniesz raka.

— Wiem — odparła, nie przerywając palenia. — W końcu się wezmę za siebie.

— Ja to co innego. Jestem stary i brzydki. W moich czasach każdy palił. — Mężczyzna spojrzał na kelnerkę. — Ty jesteś młoda i urodziwa. Rzuć to świństwo.

— Tylko co wtedy będę robić w przerwy? — Zaśmiała się. — Umiem tylko palić.

— Możesz nawet szydełkować, ale nie pal. — Kucharz zgasił swego papierosa. — Koniec przerwy. Frytki same się nie zrobią.

***

Bob ostatnimi czasy nie sypiał dobrze. Jedyną pozytywną stroną braku ruchu w sklepie była możliwość odpoczynku. Mężczyzna był bardzo zmęczony. Zwykle lubił grywać na sprzęcie, który sprzedawał. Tego dnia jednak siedział w ciszy i spokoju, od czasu do czasu przegryzając pizzę. Siedział więc tak w samotności, odziany w koszulkę Cannibal Corpse.

W pewnej chwili, zmęczony przeglądaniem śmiesznych filmików w internecie, wysłał wiadomość do Amandy.

Bob: Co robisz?

Nie musiał długo czekać na odpowiedź przyjaciółki.

Amy: Palę. Żartuję, czekam, aż ktoś coś zamówi. Mam nadzieję, że chociaż ty się nie nudzisz.

Bob: Mówiłem ci, żebyś tyle nie paliła. Dobrze spałaś?

Amy: Daj spokój. Jakieś głupoty mi się śniły. Jakaś babka chciała mnie przelecieć i zabić.

Bob: To ciekawe masz sny. Mnie też się śniło coś dziwnego, ale to było jeszcze głupsze niż twoje.

Amy: Dobra. Muszę kończyć. Przyszli goście. Odezwę się. Papa.

Mężczyzna odłożył telefon. Znów musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Z opresji uratował go klient.

— Dzień dobry — powiedział przybysz. Miał na sobie koszulkę zespołu, którego logo z pewnością wykonał ktoś chory na Parkinsona. Sprzedawca był w stanie odczytać jedynie tytuł płyty wydanej przez ów zespół. Brzmiał on Godzina Diabła.

— Dzień dobry — odpowiedział, Bob. — W czym mogę pomóc?

— Są może struny 9-42? — spytał. — Mogą być najtańsze.

Bob wyciągnął z szuflady odpowiednie struny i podał klientowi. Po dokonaniu zakupu klient wyszedł, a sprzedawca ponownie zaczął odczuwać nudę. Kiedy tak siedział i wpatrywał się w wiszące na ścianie gitary, poczuł wibrację telefonu. Po chwili przeczytał wiadomość.

Amy: Może do mnie wpadniesz? Tym razem ugotuję coś lepszego. Wolisz dziś czy jutro?

Upłynęła chwila zanim zdecydował co odpisać.

Bob: Co powiesz na jutro? Dziś nie czuję się najlepiej.

Amy: Czemu nie. W takim razie widzimy się jutro.

Słowa sprzedawcy nie były wymówką. Naprawdę był zmęczony. Nie mógł się doczekać, aż ten dzień się skończy. Niestety, ku jego irytacji wskazówki zegara poruszały się zdecydowanie za wolno.

***

Bob wynudził się w sklepie muzycznym. Przez cały dzień zjawił się tylko jeden klient. Mężczyzna był coraz bardziej zaniepokojony swoją sytuacją. Rozważał sprzedanie sklepu. Koszty rosły, a zyski były niewielkie.

Zanimwrócił do swego kampera, włóczył się bez celu. W końcu, zmęczony dotarł dopojazdu. Był to ostatni dzień roboczy, więc Bob mógł odpocząć od sklepu. Powiekisame mu się zamykały, dlatego po zjedzeniu kilku kanapek poszedł spać.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro