Rozdział 3
Za oknem panowała cisza od czasu do czasu przerywana szelestem liści. W pomieszczeniu stopniowo zaczęło się ochładzać. Najzimniej było przy drzwiach. Niewidzialne macki chłodu wdarły się do pomieszczania, lewitując nad łóżkiem, w którym spała dziewczyna.
Odczuwała lekki niepokój, mimo to nadal leżała w ciszy. Zdawało się jej, że coś wślizgnęło się pod kołdrę i spowodowało, że pod nią zrobiło się nieco chłodniej. Nie był to jednak chłód przeszkadzający.
Nagle dostała gęsiej skórki oraz dreszczy. Nieznana dłoń delikatnie gładziła jej ramię. Na karku poczuła ledwo wyczuwalny chłodny oddech. Chciała zobaczyć kto leżał po drugiej stronie, ale mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Ten ktoś nie wydawał się wrogo nastawiony i nie wzbudzał obaw. Dziewczyna odczuwała jedynie niepokój i bezsilność wobec niespodziewanych bodźców.
Zjawa przysunęła się do niej, a jej oddech był już bardziej wyczuwalny. Chłodna dłoń zmieniła położenie, a tak samo zimne ramię objęło leżącą na boku sparaliżowaną dziewczynę. Czuła jak tajemnicze palce gładziły jej przestraszone policzki.
Oczy dziewczyny nerwowo spoglądały we wszystkie kierunki, chcąc dostrzec nieproszonego gościa. Poczuła jak obca ręka spływała po szyi, dotykając niższych partii ciepłego ciała dziewczyny. Mimo że była zimna, jej dotyk był delikatny. W końcu dostrzegła pieszczącą ją kończynę. Była już pewna, że to dłoń kobiety o czarnych jak noc paznokciach.
Uwięziona w objęciach strachu czekała, aż to wszystko się skończy. Chciała, aby ten koszmar dobiegł końca. Musiał jednak trwać. Jedna jej cząstka chciała uciec, podczas gdy druga chciała zostać, z ciekawości co stanie się dalej. Być może to ciemna strona natury dziewczyny uniemożliwiała jej ucieczkę i powodowała, że nie mogła się ruszyć.
Oblane potem i strachem ciało dziewczyny stawiało niewidzialny opór pieszczotom chłodnych dłoni. Nagle jedna z nich wynurzyła się spod kołdry, chwytając poddającą się jej woli twarz. Skierowała ją w swoim kierunku. Przez moment dziewczyna mogła dostrzec, kim była nieznajoma.
Zobaczyła postać o idealnej i smukłej figurze, odzianej w postrzępioną czarną szatę. Kaskada krwistoczerwonych włosów spływała na oblicze nieznanej. Czerwone usta zbliżyły się do ust dziewczyny. Nie dostrzegła jedynie zasłoniętych kotarą ciemności oczu uwodzicielki.
Wargi złączyły się w namiętnym pocałunku. Z jednej strony chłód, z drugiej ciepło. Lodowaty język badał wnętrze jej ciepłe wnętrze. Z każdą sekundą zimne usta nabierały życia, podczas gdy ich chłód badał najgłębsze zakamarki ciała dziewczyny.
Sparaliżowana nie opierała się już nawet w myślach zaborczemu dotykowi. Pragnęła go. Chciała, aby ich pocałunek trwał wiecznie. Czerwonowłosa dała chwilę odpoczynku ustom swojej zabawki. Nie kończyła jednak pieszczot.
Nachyliła się do ucha dziewczyny i szepnęła swym zmysłowym głosem.
— Podoba mi się ta zabawa, ale nawet najprzyjemniejsza ma swój koniec.
Zgrabna uwodzicielka przeszła na drugą stronę łóżka tak, że leżała teraz wpatrując się w oczy swojej wystraszoną zabawki. Po kolejnej dawce pieszczot i pocałunków, pani chłodu ponownie nachyliła się do ucha obezwładnionej.
— Moja droga, jesteś taka słodka, że wyssę cię do końca... do ostatniej kropelki.
Szepnęła, uśmiechając się, po czym oblizała swe wargi. W świetle księżyca mignęły jej kły. Dziewczyna słysząc te słowa, nie wiedziała co począć. Mroczna uwodzicielka, po tym jak ją posiadła, chciała ją teraz zabić. Sparaliżowana nie mogła nic zrobić, mogła tylko cieszyć się czasem, który jej pozostał. Liczyła na to że zabawa, w której wbrew swojej woli grała jedną z głównych ról, będzie trwać jak najdłużej. Teraz już wiedziała, że mroczne powieki nieznajomej skrywały oczy wypełnione złem.
Nastał nieprzyjemny moment ciszy i bezruchu ze strony nieznajomej. Wyraźnie zaspokojona, siedziała obok przerażonej dziewczyny. W końcu, rozgrzana ciepłem sił witalnych dziewczyny, gładząc ciepłymi już dłońmi ramię dziewczyny, nachyliła się, aby wyszeptać ostatnie słowa w jej kierunku.
— Nie wiem jak ty moja słodka, ale ja mam ochotę na deser.
Mimo delikatności jej czarne paznokcie ozdobiły skórę dziewczyny krwawą pamiątką niezapomnianej wizyty.
— Miło było cię poznać... i zabić. Zanim to jednak zrobię zobaczysz jak wyglądam w pełnej okazałości — wyszeptała. — Nic do ciebie nie mam, ale nie mogę się powstrzymać.
Zjawa powoli odsuwała się od dziewczyny, cały czas całując ją po szyi. Kiedy usiadła, delikatnym i powolnym ruchem zakrwawionych palców, odgarnęła włosy. Znowu się uśmiechnęła, a jej kły ponownie zmroziły i tak już zimną krew w żyłach dziewczyny.
Twarz skryta pod włosami miała piękne, hipnotyzujące oczy żądne krwi. Były one ostatnią rzeczą, na które dziewczyna chciała spoglądać. Mroczna zabójczyni czekała tylko na moment, kiedy rozerwie na strzępy swoją ofiarę. Przez przypadek położyła dłoń na komodzie.
Okrzyk, który wydobył się z trzewi uwodzicielki, nie był bojowym zawołaniem. Przepełniony był bólem oraz przeszywającą umysł myślą co sprawiało jej ten ból. Dziewczyna czuła, że uścisk niewidzialnej siły słabnie. Możliwość ruchu napawała ją radością. Nagle obrazy zaczęły się mieszać, a do mrocznego pejzażu śmierci zaczęły wdzierać się promienie słońca...
***
Amanda zbudziła się spocona oraz ze łzami w oczach. Przetarła oczy chcąc zapomnieć o traumatycznym przeżyciu, w świecie sennych marzeń. Wydawało się jej, że boli ją ręka. Spojrzała na obie, ale nic na nich nie było.
Z radości i nadal w płaczu padła jak kłoda na łóżko, starając choć trochę rozluźnić mięśnie, które brały udział w śmiertelnym jednostronnym pojedynku. Sięgnęła po telefon, aby zobaczyć, która była godzina. Według jej telefonu była 3:06. Wzięła do ręki papierośnicę i drżącymi rękami zdołała zapalić kolejny śmiercionośny zwitek tytoniu.
Leżała tak przez chwilę, po czym dostrzegła krew na pościeli, a także na kołdrze. Przetarła oczy ale już jej nie było.
— Co jest do cholery? — wybełkotała z Chesterfieldem w ustach.
Ponownie położyła się na łóżku zatopiona w myślach. Samotna łza spływała po jej policzku, torując sobie drogę na spoconej skórze. Chwila odpoczynku w towarzystwie ochronnych promieni lampy dobrze jej zrobiła.
Po odpoczynku, dźwignęła się z łóżka i sięgnęła ręką po leżący na komodzie łańcuszek z krzyżykiem. Chwilę potem założyła go.
Pulsował on przyjemnym ciepłem i blaskiem, który zdawał się uspokajać Amandę. Wreszcie dziewczyna zeszła na parter, szykując sobie przekąskę. Wyszła tak szybko, że nie zauważyła zwęglonego miejsca, w którym leżał krzyżyk.
***
Amy nastawiła wodę na herbatę, po czym wyciągnęła z lodówki plasterek żółtego sera. Chwilę potem go zjadła. Nadal była zestresowana. Nie mogła zapomnieć o tym, co ją spotkało we śnie.
Udała się do łazienki, aby przemyć twarz ciepłą wodą. Wydawało się, że kojący dotyk wody pomógł, lecz pojawił się inny problem. Poczuła ból w brzuchu i miała przeczucie, że zanosi się na biegunkę.
— Jeszcze tego brakowało — wybąkała, cały czas paląc. — Najpierw jakaś lesbijka we śnie, a teraz sraczka.
Była tak zestresowana, że układ pokarmowy odmawiał jej posłuszeństwa. Posiedzenie nie było jednak tak długie, jak przypuszczała i wszystko szybko wróciło do normy. Zrzuciła z siebie przemoczoną piżamę i włożyła na siebie pierwszą lepszą koszulkę, która była sucha i wisiała na sznurku. Wisiała tam też sukienka, więc Amanda również ją włożyła.
Wychodząc z łazienki zdało jej się, że kątem oka zobaczyła na swoim ramieniu pięć równoległych krwawiących bruzd. Obróciła głowę w stronę lustra, lecz nic tam nie zobaczyła oprócz gładkiego wysportowanego ramienia, na które spływała kaskada jej pięknych kasztanowych włosów.
— Od tego palenia zaczyna mi się mózg lasować — stwierdziła.
Wyszła z łazienki, zamykając za sobą drzwi. Udała się do kuchni, aby zjeść kolejny plasterek sera i wyłączyć wodę. Następnie włączyła telewizor i przypadkiem trafiła na program kulturalny, przedstawiający legendarne koncerty. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i w ramach relaksu postanowiła obejrzeć koncert Judas Priest, który odbył się w Detroit w grudniu 1990 roku. Po niemal półtora-godzinnej gitarowej poezji, Amy była odprężona. Czas przed telewizorem sprawił, że zapomniała o sennym spotkaniu ze zjawą. Kiedy do domu zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca, dziewczyna zasnęła, nie fatygując się powrotem do łóżka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro