Rozdział 2
Na korytarzu było całkowicie ciemno, a w oddali majaczyły schody. W tle wybrzmiewały dźwięki padającego deszczu i grzmotów. Stopnie były stare i każdy krok groził urazem. Drewno skrzypiało przy każdym stąpnięciu. Wyglądały jakby mogły się za chwilę rozpaść. Nie było widać, gdzie jest ich początek. Zdawało się, że sięgają do najgłębszych czeluści.
Wtedy nagle ukazały się drzwi, a światło z wnętrza, oświetlało ciemność przez dziurkę od klucza. Po ich otwarciu pomieszczenie okazało się czymś w rodzaju rzeźni. Z sufitu zwisały łańcuchy zakończone hakami, a między nimi falowały na wietrze strzępy przezroczystej folii.
Wiatr wiał z lewej strony hali. W oknach nie było ani jednej szyby. Zamiast nich postrzępiona folia trącana zimnym wiatrem sprawiającym, że miejsce było wypełnione chłodem.
Ze zwisających łańcuchów zaczęła skapywać krew. Na falujących foliach pojawiały się napisane niewidzialną ręką ociekające krwią słowa. Brzmiały one „ciepło" lub „zimno". Zupełnie jak w tej zabawie.
Podążał śladem krwawych wskazówek. Chłód stawał się coraz bardziej dokuczliwy, mimo że treść słów była jego przeciwieństwem. Z każdym krokiem, krew na łańcuchach zaczynała spływać nieco obficiej.
W pewnej chwili na foliach zaczęły pojawiać się inne słowa. Jedno z nich brzmiało „już blisko", a za parę kroków kolejny napis głosił „coraz bliżej". Stopniowo chłód zaczął być coraz bardziej dokuczliwy, a na barkach dało się poczuć oddech mrozu. Kolejny napis brzmiał „chodź do mnie", a pod nim widniały ślady zakrwawionych szponów. Wydychane powietrze zamieniało się w parę. Ostatni z napotkanych napisów brzmiał „ koniec gry".
Kiedy minął ostatnią foliową zasłonę dostrzegł, lepiącą się od krwi, podłogę pokrytą płytkami. Z zakrwawionych łańcuchów zwisał pokryty krwią, napełniony przezroczystą cieczą foliowy inkubator, w którym spoczywała spokojna i delikatna dziewczyna.
Miała ona krwistoczerwone włosy dryfujące w tym płynie. Pomiędzy nimi unosiły się pasemka bieli i czerni. Jej usta, delikatne i łagodne w kolorze włosów, wydawały się czekać na pocałunek. Odziana była w postrzępioną czarną suknię, która również dryfowała. Oczy jej były zamknięte, ozdobione czarnym cieniem.
Dotyk folii przypominał lód. Mimo że unosiła się w czystej wodzie i tak miała na sobie ślady krwi. Życiodajny płyn pokrywał jej odzienie, nogi oraz ręce. Miała delikatne dłonie zakończone kształtnymi paznokciami w kolorze onyksu. Jej twarz była synonimem spokoju. Wyglądała jakby tylko spała, czekając na królewicza, który zbudzi ją ze snu.
Coś tajemniczego było w tej dziewczynie, co nakazywało mu podejść jeszcze bliżej. Jeszcze tylko jeden krok, a potem kolejny.
Nagle chłód się wzmógł, a grzmoty coraz bardziej dawały o sobie znać, rozświetlając pomieszczenie. Kiedy stał już przy jej foliowym zbiorniku, zdało mu się, że słyszał czyjś głos.
— Pomóż mi, proszę. Ogrzej mnie. Zimno mi.
To był jej głos. Tak samo delikatny jak ona. Po chwili jego dłoń dotknęła zimnej folii. Ból był nie do zniesienia, lecz nie miał siły odciągnąć ręki od tworzywa.
— Tak dobrze. Zostań jeszcze chwilę. Tylko chwilkę. Jesteś taki ciepły.
Ostatkiem sił oderwał dłoń od zbiornika. Spojrzał na nią. Była pokryta szronem. Kiedy ponownie spojrzał na dryfującą piękność, w jednej chwili otworzyła oczy i uśmiechnęła się złowrogo. Zdał sobie sprawę, że nie mógł się ruszyć. Mógł tylko patrzeć w jej bezdenne szmaragdowe kocie ślepia. Sparaliżowane kończyny odmawiały posłuszeństwa.
— Jesteś mój skarbie. Tylko mój.
Znowu usłyszał jej głos, mimo że jej czerwone usta były zamknięte. Wtedy zobaczył jak z jej pięknych i mrocznych ust wyłoniły się kły. Wpatrywała się w przybysza, hipnotyzując go.
— Zostań ze mną.
Nagle uniosła delikatną dłoń i gwałtownym ruchem przebiła tworzywo, po czym chwyciła go za szyję swymi zakrwawionymi, zmrożonymi palcami. Z otworu w tworzywie zamiast cieczy zaczęły wylewać się całe litry zimnej krwi. Oblewany nią gość otworzył usta. Chciał krzyczeć ale nie mógł, czuł lodowatą krew wlewającą się do jego trzewi.
***
Bob obudził się oblany potem, przerażony a zarazem szczęśliwy, że to był tylko sen. Nocna przygoda nie oszczędziła go, nie wspominając już o bokserkach, które nie były mokre jedynie od potu.
Spojrzał na zegarek, który wskazywał 3:05. Zerwał się z łóżka, po czym zrzucił z siebie przemoczone ubrania, w których spał.
Udał się do łazienki. Zdało mu się, że kątem oka spostrzegł zakrwawione ślady palców na swojej szyi. Przemył oczy ciepłą wodą i ponownie spojrzał w lustro, ale nie dostrzegł niczego poza trzydniowym zarostem.
Przez moment zastanawiał się czy nadal śnił, lecz jego rozmyślania zostały przerwane przez poranny program, który zaczął oglądać po włączeniu telewizora. Wraz z upływającym czasem stres wywołany koszmarem opuścił Boba. Wziął coś do jedzenia i rozpoczął przygotowania do kolejnego dnia pracy. Wciąż jednak był zmęczony, dlatego gdy tylko na chwilę zamknął oczy, zasnął. Nie przeszkodziły mu w tym nawet dźwięki dobiegające z telewizora.
***
Amanda nie miała koszmarów. Jej sen był spokojny, dzięki czemu obudziła się wyspana. Nadal jeszcze pamiętała swoją przyjemną senną wędrówkę, lecz ta szybko wyparowała z jej pamięci.
Tak jak zwykle obudziła się ze zmierzwionymi włosami. Po chwili leżenia kobieta wyciągnęła rękę spod kołdry i starała się wymacać swój telefon, który ogrywał po raz kolejny melodię budzika. Natrafiła jednak na papierośnicę. Ku jej zdziwieniu nadal był tam jeden papieros.
— Cholera — wymamrotała, niezgrabnie odkładając papierośnicę. — Znowu muszę kupić nowe.
Paliła od czasów liceum. Była raczej spokojną dziewczyną, której dokuczał brak koleżanek. Te najładniejsze i najpopularniejsze były tymi, które paliły. Amanda chciała być taka jak one, więc dała się namówić. Czasy szkolne minęły, lecz nałóg pozostał. Kobieta okłamywała się, że miała nad tym kontrolę, ale to nie była prawda. Wiedziała, że pewnego dnia podejmie próbę zerwania z nałogiem. Odwlekała jednak tę chwilę, gdyż uznała, że był na to jeszcze czas.
***
Kolejny dzień minął jej jak zwykle. Zdążyła już wrócić do domu. Tak jak zawsze zawiesiła na wieszaku swój niebieski płaszcz, po czym zabrała się za przygotowywanie kolacji. Uznała, że tym razem zje kiełbasę. Wyjęła więc garnek i włożyła do niego dwa kawałki. Następnie zjadła je, oglądając telewizję. Kiedy uznała, że nie obejrzy już niczego ciekawego, wyłączyła go.
Po kąpieli udała się do łóżka. Przed snem zmówiła modlitwę i zdjęła z szyi swój krzyżyk na łańcuszku. Położyła go na stoliku, tuż obok swojego telefonu i uzupełnionej papierośnicy. Niedługo potem zasnęła. Nie wiedziała jednak, że nad krzyżykiem unosiła się ledwo zauważalna smuga dymu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro