Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Nazajutrz Amanda obudziła się o szóstej rano. Tak jak to miała w zwyczaju, po zjedzeniu śniadania położyła się w łóżku, czekając aż wybije siódma.

Kiedy tak leżała, przypomniała sobie o gitarze, którą kupiła poprzedniego dnia. Niechętnie wstała z łóżka, po czym udała się na poddasze, gdzie położyła instrument. Powłócząc nogami pokonywała kolejne stopnie. Mimo że była wyspana, czuła się jakby nie zmrużyła oka. Gdyby spojrzała w lustro, zobaczyłaby zmierzwione włosy opadające na jej zmęczone oblicze.

W końcu otworzyła drzwi i weszła do środka. Jeszcze kilka lat temu grywała tam z Bobem i resztą przyjaciół. Czasy te jednak minęły, podobnie jak młodzieńcze przyjaźnie. Obecnie pomieszczenie to służyło jej za czytelnię.

Na jednym z foteli leżał ów Gibson. Schowany w pokrowcu czekał na oswobodzenie. Niedługo potem Amanda pociągnęła za suwak i trzymając za gryf, wyjęła instrument. Zbędny czarny materiał położyła pod gitarą.

— Co mnie podkusiło, żeby kupić tę gitarę? — spytała samą siebie. Nie uzyskała jednak odpowiedzi na nurtujące ją pytanie.

Kobieta kucnęła przy fotelu, na którym spoczywał sprzęt. Spoglądając na krwisty odcień czerwieni, starała się sięgnąć pamięcią do czasów, kiedy grała po raz ostatni. Wtedy jeszcze potrafiła cieszyć się życiem. Miała zespół, a na dodatek całkiem dobrze jej szło. Była to jednak przeszłość, lecz zdołała wykrzywić jej usta w uśmiech. Amanda zaczęła przesuwać palcami po gryfie, a następnie po strunach.

— Aaa — jęknęła. Kiedy spojrzała na swoje palce, spostrzegła, że opuszek jednego z nich został przecięty. — Skaleczyłam się gitarą? Czy ja dobrze widzę?

Kobieta nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Nie mieściło się jej w głowie, żeby skaleczyć się struną.

Za oknem robiło się coraz jaśniej. Amanda zdała sobie sprawę, że musi się szykować do pracy. Kiedy wstawała z klęczek, zachwiała się tak jak w antykwariacie, lecz zawrót głowy nie był tak silny.

— Co się ze mną dzieje?

Wkrótce kelnerka zapomniała o tym wydarzeniu. Nie miała czasu na rozpamiętywanie. Musiała iść na przystanek, gdyż zbliżała się ósma. Zdążyła na autobus w ostatniej chwili.

***

— Przepraszam? Mogę panią prosić? — odezwał się klient.

Amanda odwróciła się i poszła w jego kierunku.

— W czym mogę pomóc? — spytała z wyuczonym uśmiechem.

— Ta zupa jest niedobra. Nie wstyd pani podawać takie jedzenie? — powiedział.

Kelnerka już wiedziała z kim ma do czynienia. Wielokrotnie obsługiwała nadąsanych smakoszy.

— Co jest nie tak z tą zupą? — spytała, zastanawiając się, kiedy klient zacznie domagać się zwrotu pieniędzy. Przypomniała sobie jednak, że klient jeszcze nie płacił.

— Głucha jesteś?! Powiedziałem, że jest niedobra! Nie zamierzam płacić za takie coś! Moja noga już więcej tu nie postanie!

Wybuch mężczyzny wytrącił kobietę z równowagi. Nie mogła już tłumić w sobie złości.

— Bez łaski! Jak się nie podoba droga wolna! — warknęła. — Było iść do Gordona Ramsaya, a nie do nas!

Kobieta straciła zainteresowanie rozmową z trudnym klientem, więc udała się w kierunku zaplecza. Reakcja kelnerki najwyraźniej ostudziła zapędy mężczyzny. Czując na sobie spojrzenia pozostałych gości, postanowił wyjść.

***

— Co tam się działo na sali? — spytał kucharz.

Palił na zewnątrz baru w towarzystwie Amandy. Chłodny wiatr studził jej skołatane nerwy.

— Przyszedł jeden z tych, którym żarcie nie smakuje. — prychnęła. — Gdybym się wyspała, to pewnie znosiłabym jego fanaberie, ale się nie wyspałam. Co ja na to poradzę?

— Co racja to racja. — zgodził się kucharz. Po chwili zgasił papierosa. — Pora wracać.

Kobieta zrobiła to samo i niedługo potem oboje wrócili do pracy. Amanda nie mogła się już doczekać powrotu do domu. Myślała jedynie o odpoczynku.

***

Od przystanku prowadziła skręcająca w las droga pokryta żwirem. Na jej końcu stał stary dom, w którym mieszkała. Kiedy weszła do środka, zrzuciła z siebie niebieski płaszcz, a zaraz potem zdjęła buty. Marzyła o tym, aby kiedyś ktoś się cieszył jej codziennymi powrotami z pracy. Chciała poczuć na sobie ramiona ukochanego mężczyzny.

Udała się do kuchni. Z piekarnika wyjęła patelnię i postawiła ją na palniku. Chwilę później zajrzała do lodówki. Sięgnęła po cebulę, kiełbasę i jajka. Miała ochotę na jajecznicę. Kiedy cebula rumieniła się na maśle, Amanda wysłała wiadomość do Boba. Chciała spędzić kilka miłych chwil w jego towarzystwie, dlatego zaprosiła go na skromny posiłek, jakim miała być jajecznica. Przyjaciel potwierdził przybycie, więc kobieta wyjęła z lodówki kilka dodatkowych jaj, aby starczyło na dwie porcje. Kiedy danie smażyło się na patelni, pozostało jej tylko czekać.

W pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Był to jej przyjaciel. Kobieta uśmiechnęła się, po czym poszła do drzwi.

***

— Smakuje ci jajecznica? — spytała kobieta.

— Pewnie — odparł Bob. Był to słusznej budowy mężczyzna, z uwydatnionym brzuchem piwnym. Siedzący tryb życia i pracy, nie pomagał mu w utrzymaniu dobrej formy. — Jest dobra jak zawsze.

— Dziękuję. Opowiadaj jak tam w pracy?

— Po staremu. — Mężczyzna zauważył, jak jego towarzyszka sięgała po swoją papierośnicę. — Powinnaś rzucić to świństwo.

Kobieta uśmiechnęła się serdecznie. Po chwili jeden z trzech pozostałych w papierośnicy papierosów wylądował w jej ustach.

— Na coś trzeba umrzeć — odpowiedziała, wypuszczając pierwszy obłok dymu. — Wiem, że to cholerstwo mi szkodzi, ale co ja na to poradzę? Pewnie i tak rzucę, jak zdrożeją.

— Musisz w końcu wziąć się za siebie. Jesteś ładną dziewczyną. Szkoda mi ciebie. — powiedział z troską. — Obiecaj mi, że z tym skończysz.

— Postaram się. — Położyła dłoń na jego ramieniu. — To miłe, że się tak o mnie troszczysz.

— Przynajmniej ty to doceniasz. — stwierdził.

— Stało się coś? — Ton jego słów zaniepokoił Amandę. — Problemy w pracy?

Mężczyzna wzruszył ramionami. W tamtej chwili żałował, że nie palił.

— Interes nie idzie tak jak dawniej. Może nawet sprzedam ten sklep. O tyle dobrze, że mam tego kampera, przynajmniej nie skończę na ulicy.

— Nie może być aż tak źle — odparła, obejmując go swoim ramieniem. — Przecież masz u boku Sandrę.

— Właśnie, że nie mam. Myślałem, że będzie mnie wspierać, ale się zmyła do kogoś o stabilniejszej pracy. Powinienem się tego spodziewać po dziewczynie poznanej w barze.

— No i dobrze — stwierdziła Amanda. — Zbyt długo żyła na twój koszt. Teraz masz z głowy tego pasożyta.

Bob uśmiechnął się.

— Chyba nigdy za nią nie przepadałaś — stwierdził.

— Zawsze była taka wypindrzona. — Zrobiła przerwę na kolejny wdech papierosowego dymu. Uznała po chwili, że musi go rozweselić. — Zresztą nie traćmy na nią czasu. Mam dla ciebie lepszą nowinę.

— Niby jaką?

— Kupiłam sobie gitarę — oznajmiła z wyrazem dumy na twarzy.

— Mogłaś ją kupić u mnie — odparł. — Gdzie ją kupiłaś? Co to za gitara?

— Kupiłam ją w tym nowym antykwariacie, tym co go niedaleko otworzyli. — opowiadała Amanda. — Nie wiem jak to się stało, ale wyszłam z niego z pokrowcem na plecach.

— Gdzie masz tę gitarę? Nie mogę się powstrzymać, by na niej pograć. — Kobieta zauważyła, że jej przyjaciel zapomniał o przykrościach.

— Na poddaszu. Chodź to ci pokażę.

***

— Jest świetna! — stwierdził. — Zamierzasz wrócić do grania?

— Chyba tak, skoro już kupiłam gitarę. Gdzieś powinnam mieć stary wzmacniacz.

Kobieta była z siebie zadowolona, że rozweseliła przyjaciela.

— Na razie nie szukaj wzmacniacza. Pogram sobie bez niego.

— Jak wolisz. Ty sobie graj, a ja idę zapalić.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Paliła przy oknie, co chwila zerkając na Boba. Uśmiechała się pod nosem, wypuszczając kolejne obłoki dymu.

Kiedy skończyła, posmutniała. Został jej tylko jeden papieros. Oznaczało to, że będzie musiała iść do sklepu po nową paczkę Chesterfieldów.

Nie chciała tego robić, gdyż było zbyt późno, a porządni ludzie nie włóczyli się po nocach. Skończyło się zatem na westchnięciu.

— Jak wrażenia? — spytała.

Nie musiała nawet tego robić. Podobało mu się tak bardzo, że nawet nie zwracał jej uwagi o palenie.

— Jestem pod wrażeniem. Była używana, ale jest w dobrym stanie. — Mężczyzna uśmiechnął się do niej. — Coś mi mówi, że niebawem znowu do ciebie wpadnę.

— Wpadaj śmiało. Zawsze się cieszę, jak wpadasz.

— Dobra. Ja się zbieram... Och — Wstając z fotela, Bob zachwiał się na nogach.

— Dobrze się czujesz? — zmartwiła się Amanda.

— Nic mi nie jest. Często mam zawroty głowy. To normalne.

Słowa przyjaciela uspokoiły ją.

— Wracaj ostrożnie w takim razie i uważaj na pasach. Nie chcę, aby coś ci się stało — powiedziała.

— Spokojna głowa. Nie pierwszy raz wracam do domu. Trzymaj się, nie musisz mnie odprowadzać.

Bob zbliżył się do niej, aby pocałować ją w policzek. Przez chwilę Amanda miała ochotę nadstawić mu swoje usta, lecz zdołała się powstrzymać.

Chwile potem usłyszała jak mężczyzna zamknął drzwi wejściowe. Kiedy zniknął między drzewami, kobieta udała się do salonu, gdzie włączyła telewizor. Oglądała go do późna. Uznawszy, że jest już wystarczająco śpiąca, wyłączyła go i poszła spać.

***

Po powrocie, Bob włączył telewizję. Niestety żaden z filmów nie przypadł mu do gustu, dlatego wyłączył go. Wstał z kanapy i spod sterty pudeł po pizzy wygrzebał gramofon. Na drugim końcu swego lokum znalazł płyty winylowe swoich ulubionych zespołów. Jego zdaniem nic nie mogło zastąpić tego brzmienia. Spośród czarnych krążków wybrał ten z 1982 roku zatytułowany „The Number Of The Beast".

Kiedy z głośników wybrzmiały pierwsze takty perkusyjnej artylerii, Bob rozsiadł się na kanapie i zaczął słuchać. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro