Prolog
Amanda, po kolejnym zwykłym dniu w pracy, wracała do domu. Siedziała przy oknie, tak jak to miała w zwyczaju. W szybie autobusu widziała swoją twarz, zmęczoną jak zwykle. Zdążyła się już przyzwyczaić do tego widoku. Kiedyś miała marzenia, lecz te stawały się coraz odleglejsze, im dłużej pracowała jako kelnerka w pobliskim barze.
Był to najzwyklejszy, przydrożny lokal serwujący proste dania. Na początku cieszyła się z pracy, lecz po czterech latach monotonii, nie mogła z siebie wykrzesać nawet śladowej radości.
Była samotna, nie miała nawet zwierzęcia. Rytm jej życia był oparty o grafik służb, po których nie miała ochoty bez potrzeby wychodzić z domu. Mogła liczyć jedynie na kilku znajomych, którzy po założeniu swoich rodzin nie oddalili się od niej.
Najlepiej czuła się w towarzystwie Boba, który był jej kolegą ze szkolnych lat. Tak jak ona był samotny i nie miał żadnych zwierząt. Kiedyś grali nawet w jednym zespole, lecz z tego duetu tylko on nie zaniedbywał swego instrumentu. Z tym też łączyło się jego zajęcie, gdyż pracował w sklepie muzycznym.
W końcu wysiadła z autobusu. Zazwyczaj udałaby się prosto do domu, lecz coś skłoniło ją, aby podeszła do tablicy ogłoszeń. Jedno z nich zwróciło jej uwagę.
Nowo otwarty antykwariat „Bies" zaprasza na promocyjną wyprzedaż. Tylko dzisiaj, nawet za połowę ceny, możesz nabyć rzadkie egzemplarze ksiąg, artefaktów i innych drobiazgów, o jakich marzą kolekcjonerzy. Nie zwlekaj, przyjdź do nas już dziś...
Amanda doczytała do końca ogłoszenia. Nie miała najmniejszej potrzeby robienia zakupów w antykwariacie, lecz jakaś niewidzialna siła kazała jej udać się w stronę sklepu. Z każdym krokiem oddalała się od swego domu w lesie, zbliżając się tym samym do „Biesa". W tamtej chwili zdała się zapomnieć, dokąd może prowadzić ciekawość.
***
Kiedy kobieta zniknęła za rogiem, na przystanku gdzie wysiadła, zatrzymał się kolejny autobus. Prawie każdy pasażer, który wysiadł, spoglądał na tablicę, lecz żaden nie widział ogłoszenia, które przeczytała Amanda. Nie mogli tego uczynić, bo były tam jedynie nekrologi.
***
W momencie, gdy Amanda otworzyła drzwi, rozległ się dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami. Po chwili kobieta ogarnęła spojrzeniem wnętrze antykwariatu.
Regały były pełne książek o grzbietach nadgryzionych przez czas. Roiło się tam również od innych starych drobiazgów, w tym rękodzieł ze starożytnych Chin czy Egiptu. W centralnej części sklepu była najciekawsza ekspozycja, oparta głównie na broni białej z czasów Wilhelma Zdobywcy. Tylko jeden przedmiot nie pasował do kolekcji. Była to gitara.
— Widzę, że zaciekawiły panią moje eksponaty — stwierdził mężczyzna.
Kobieta odwróciła się, nieco zaskoczona nagłym pojawieniem się sprzedawcy. Mogłaby przysiąc, że nie słyszała jego kroków.
— Ale mnie pan wystraszył — odparła. Właścicielem okazał się sześćdziesięciolatek, o nadal pociągającej fizjonomii.
— Proszę mi wybaczyć, nie powinienem się tak skradać. — Sprzedawca rozciągnął usta w uśmiechu. — Czy uwierzy mi pani, jeśli powiem, że w młodości byłem komandosem?
— Pewnie dlatego nie słyszałam pańskich kroków. — Amanda odwzajemniła uśmiech.
Właściciel antykwariatu zrobił na kobiecie dobre wrażenie. Kojarzył się jej z osiedlowym gawędziarzem grywającym w szachy.
— Zapewne ciekawi panią, co wśród tych eksponatów robi gitara? — spytał starzec, wciąż spoglądając na nią swymi dobrotliwymi oczami.
— Przyznam się, że tak — odparła, spoglądając na gitarę.
Był to czerwony Gibson Flying V. Mimo odprysków lakieru sprzęt prezentował się znakomicie.
— Kiedyś grał na niej pewien młodzieniec — zaczął opowiadać sprzedawca. — Niestety, zginął w wypadku.
— To straszne — zareagowała Amanda.
— Śmierć w tak młodym wieku zawsze jest straszna. — Mężczyzna usiadł na swym krześle, po czym zapalił fajkę. Przez chwilę zapachniało siarką. — Jego koledzy z zespołu wystawili gitarę na aukcji, a ja zapłaciłem najwięcej. Miało to coś wspólnego z akcją charytatywną. Postanowiłem się w to włączyć.
— To miłe z pana strony.
— Przynajmniej moje pieniądze pomogły jakiemuś schronisku albo dziecku. — Mężczyzna zrobił przerwę na kilka pociągnięć dymu. — Takim oto sposobem zyskałem tę gitarę. Może jest pani zainteresowana jej kupnem? Od razu zauważyłem, że ciągle pani na nią spogląda.
— Sama nie wiem — odpowiedziała z wahaniem. — Kiedyś grałam na gitarze, ale to było dawno. Zresztą cały czas pracuję, więc nie wiem, czy miałabym czas na grę.
Nagle kobieta poczuła ból w głowie. Na krótką chwilę straciła równowagę. W pobliżu był jednak stół, o który się oparła.
— Dobrze się pani czuje?— spytał zaniepokojony sprzedawca. – Może chce się pani napić wody?
— Już ze mną dobrze — powiedziała. — To tylko chwilowy zawrót głowy.
— Jest pani pewna?
— Tak — potwierdziła, wracając do normalnej pozy. — Wie pan co? Chyba kupię tę gitarę. Tylko nie wiem, czy będzie mnie na nią stać.
— Umówmy się tak — zaproponował mężczyzna. — Sprzedam pani tę gitarę po promocyjnej cenie. Co pani na to?
Amanda wyglądała na zaskoczoną.
— Taka transakcja się panu chyba nie opłaca? — spytała z uśmiechem kobieta.
— Niech się pani o mnie nie martwi. Jestem stary i bezdzietny. Wiele mi nie potrzeba, a ten antykwariat otworzyłem, aby spełnić swoje marzenia.
— To miłe z pana strony. Dziękuję. — Kobieta była pod wzruszona. — To ile jestem panu winna?
— Ile pani ma? — spytał sprzedawca.
— Sto dolarów.
— Tyle wystarczy — odparł sprzedawca, zadowolony z udanej transakcji. — Niech gitara pani służy.
Kiedy mężczyzna zapakował gitarę do pokrowca, kobieta zapłaciła, po czym udała się do drzwi. Ponownie rozległ się odgłos dzwonka nad ościeżnicą, lecz tym razem obwieszczał jej wyjście.
Sprzedawca stanął przy oknie, aby spojrzeć na oddalającą się kobietę. Był uśmiechnięty. Kiedy wyciągnął fajkę z ust, ta rozpłynęła się, jakby była obłokiem dymu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro