Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 1

RUDA TAŃCZY JAK SZALONA!
KRZYCZY, PISZCZY, TO JEST ONA!!!
RUDĄ LALĘ POKOCHAŁEM!
Z RUDĄ NOCE SĄ WSPANIAŁE!!!!! -

Krzyczała Alice chodząc po lewym skrzydle pierwszego piętra. Mijając drzwi do pokoi gości otwierała je i wołała:
- DZIEŃ DOBRY DZIEWCZYNY! PUNKT SZÓSTA, WSTAJEMY! ZA PIĘTNAŚCIE MINUT WIDZIMY SIĘ NA DZIEDZIŃCU!! - Pomińmy już fakt, że jej głos dodatkowo zwiększał megafon. Gdy obudziła już wszystkie laureatki, zapodała jeszcze jeden refren "Rudej", a następnie opuściła piętro. I tak miała wyglądać pobudka przez najbliższe dwa miesiące.

- Ale mi się nie chce wstawać! - jęknęła Marionetka i naciągnęła sobie kołdrę na głowę, była z natury leniwa, więc pobudki w rezydencji były dla niej podwójnym wyzwaniem.
- Oj tam, nie narzekaj tylko wstawaj bo się spóźnimy - popędziła ją Milly zakładając swój za duży czerwony sweter, ze znakiem proxy. Marionetka jednak nie słuchała i tylko przewróciła się na drugi bok. Widząc to jej współlokatorka ściągnęła z niej kołdrę.
- EEJ! Ja śpię!
- Już nie śpisz, szybko! Ubieraj się! Bo jeszcze się spóźnimy.. - Brązowowłosa niechętnie wstała i niczym zombie ruszyła w stronę szafy z ubraniami.
Po pięciu minutach była gotowa.
- No wreszcie. Chodź szybko, mamy dwie minuty! - I razem wybiegły z pokoju. Na korytarzu spotkały jeszcze Hitoshi i Nath. Nath ospale podążała przed siebie, a jej koleżanka z worami pod oczami także kierowała się w stronę schodów.
- Lepiej przyspieszcie, mamy niecałą minutę - ostrzegła niska elfka i pobiegła w dół po schodach, a reszta dziewczyn ruszyła za nią.

- Szósta piętnaście za... PIĘĆ. CZTERY. TRZY. DWA. JE..
- Już jesteśmy! - krzyknęły cztery postacie wybiegając z rezydencji prawie potykając się o własne nogi. Alice widząc je wyszczerzyła się.
- No to jesteśmy wszystkie, w sumie szkoda.. Chciałam kazać komuś pozmywać po śniadaniu, ale skoro nikt się nie spóźnił, to możemy zaczynać! Najpierw truchtem za mną, pobiegniemy na polanę! - I zaczęła biec, a reszta podążyła za nią.

Po pięciu minutach biegu znalazły się na całkiem sporej polanie.
- Okej, stajemy - zakomederowała siostra Alana.
- Kto chce prowadzić rozgrzewkę? - spytała. Nikt się nie zgłosił.
- No dobrze, nie wyrywajcie się tak. Firi? - Białowłosa dziewczyna przeciągnęła się, po czym zapytała:
- Co ja?
- Poprowadzisz rozgrzewkę?
- Ja? Nieee... Jeszcze śpię - Jej odpowiedź wywołała kilka śmiechów.
- Skoro nikt się nie zgłasza to ja poprowadzę, lenie.. - westchnęła Alice po czym zaczęła robić przysiady.
- No już, żwawo, wy też! - Laureatki zaczęły ćwiczyć. Jedne bardziej aktywnie, drugie mniej.
- Teraz krokodylki. Leżenie przodem i wyskok w górę.

Po całej serii ćwiczeń wszyscy byli zmęczeni. Tylko Alice dalej skakała.
- Okej, jest już szósta trzydzieści, wracamy. - Kiedy wszyscy już wstali z trawy, na której wcześniej odpoczywali Alice zawołała:
- Ścigamy się do rezydencji! Kto ostatni ten zmywa po śniadaniu! - I już jej nie było.
- Alice stój! - krzyknęła Lena.
- My nie wiemy jak wrócić! - dodała Hope.
- Wy może nie, my wiemy -uśmiechnęła się Firi.
- Całe szczęście mamy jeszcze was. To którędy? - zapytała Lena.
- W tamtą stronę. - Lucy wskazała palcem za koleżanki, które się odwróciły. Gdy znów spojrzały na proxy zobaczyły jak obie nastolatki biegną jak najszybciej w zupełnie przeciwną stronę.
- Okłamały nas - stwierdziła Dziudzia.
- Spostrzegawcza jesteś, szybko! Gonimy je! - zawołała kuzynka Helena i zaczęła biec za Lucy i Firicją, pozostałe laureatki zrobiły to samo.
Rozpoczął się prawdziwy wyścig.

Lena była na prowadzeniu gdy nagle tuż przed nią pojawiła się Raph.
- Jak to zrobiłaś? - spytała.
- Czary - uśmiechnęła się anielica i zniknęła, aby pojawić się dziesięć metrów dalej.
Wyścig trwał i emocje było czuć w powietrzu. Po kilku minutach biegu oczom szatynki (Leny) ukazał się potężny budynek rezydencji. Zmęczona wpadła na dziedziniec krzycząc:
- Piąta! - Na miejscu były już Alice, proxy oraz Raph. Chwilę później przybiegły także Dziudzia, Hope w postaci wilka i Marionetka.
- Kogo jeszcze brakuje? - zainteresowała się Alice.
- Nie ma Milly - zauważyła Marionetka.
- I Hitoshi, i Nath - dodała Hope kiedy znów zamieniła się w człowieka.
- Niezła sztuczka, gdzie się tego nauczyłaś? - zapytała Raph.
- Nie wiem... Umiem to właściwie od zawsze... - Wolf wzruszyła ramionami.
- Lepiej ty opowiedz nam jak potrafisz się teleportować - wtrąciła Lena. Anielica zaśmiała się.
- Takie uroki bycia aniołem, poza tym to tylko jedna z wielu rzeczy, które potrafię.

- Jesteśmy! - krzyknęła Nath wbiegając na dziedziniec, za nią wbiegła Hitoshi.
- Kogoś jeszcze brakuje?
- Tylko Milly, co jeżeli się zgubiła? - przeraziła się jej współlokatorka.
- Eee.. Na pewno nie - niebieskowłosa machnęła lekceważąco ręką.
- Idźcie szykować się na śniadanie. Przed śniadaniem mamy mały apel na korytarzu. - dodała, a laureatki pokiwały głowami i weszły do rezydencji. Pięć minut później pojawiła się zaginiona elfka.
- Sprzątasz po śniadaniu - oznajmiła Alice klepiąc ją po ramieniu.
- Wiem... - wydyszała zmęczona.

Za piętnaście ósma wszystkie nasze bohaterki stały na korytarzu czekając na przyjście Alice.
- Biedna jesteś.
- Ale nie martw się, pewnie nie będzie tak źle..
- Yhym, jasne. Przykro mi kochanie, ale będzie źle, bardzo źle. - Starały się pocieszać przygnębioną elfkę.
- GOTOWE NA ŚNIADANIE?! - dało się słyszeć krzyk siostry Alana.
- Taaak gotowe, nie musisz się drzeć - odpowiedziała białowłosa hybryda (Firi).
- No to fajnie. Zaraz pójdziemy do jadalni, ale najpierw plan zajęć na caaały dzień. Na podstawie tego planu będą opierały się wszystkie następne dni. Więc otwierać uszy i słuchać!
O ósmej śniadanie, będzie trwało z dwie godziny, więc
O dziesiątej trzydzieści mamy zajęcia grupowe, szczegóły na miejscu. Zajęcia będą trwały także dwie godziny, po zajęciach macie czas wolny aż do obiadu, który jest o czternastej. Obiad pewnie też się trochę zejdzie, a jeszcze musicie po nim odpocząć, więc za piętnaście siedemnasta spotykamy się na wieczorze niespodziance, szczegóły wkrótce. Wieczór niespodzianka skończy się o dwudziestej trzydzieści mniej więcej, później macie czas wolny. Kolacja jest dla chętnych, o szesnastej. Są pytania? - zakończyła Alice swą przemowę.
- Ty się bawisz z nami w obóz prawda? - spytała Hope.
- Owszem prawda, ale za to w jaki fajny obóz! A teraz zbieramy dupy moje miłe i idziemy na śniadanie bo jestem już głodna! - I wszystkie razem powędrowały do pełnej już jadalni.

Śniadanie zaczęło się punktualnie o ósmej, nikt się nie spóźnił, więc gofry zostały szybko podane. Kilka osób dosłownie rzuciło się na nie (czyt. Toby). Oczywiście nie obeszło się bez kłótni.

- Poda mi ktoś syrop klonowy? - spytała Alicja.
- Jasne - uśmiechnęła się Jane i podała dziewczynie dzbanek z syropem.
- Eee...dzięki? - podziękowała zaskoczona Alice. Gdy jej gofry były już polane syropem Killerka uśmiechnęła się jeszcze bardziej po czym powiedziała:
- Tylko wiesz... To chyba była herbata. Ups! Pomyliłam dzbanki. - Niebieskowłosa spojrzała wściekle na zabójczynię.
- Że co proszę?!
- Ej.. Nie spinaj się tak słonko, każdemu mogło się zdarzyć.
- Ale musiało akurat tobie, prawda?!!
- Hej, Alice, jesteś niesprawiedliwa. Pewnie gdyby zdarzyło się to komuś innemu nie byłabyś taka zła.
- Nieprawda! Byłabym tak samo zła!
- Ekhem.. Nie sądzę... - chrząknął Alan, ale widząc spojrzenie siostry mruknął:
- Wybacz. Mam kaszel.
- Oooo, nawet twój brat mnie popiera. Jak miło.
- Zamknij się już lafiryndo.
- Jak mnie nazwałaś?!!
- Tak jak zasługujesz..
- Powtórz to!
- Powiedziałam. Że. Jesteś. Lafiryndą.
- Nie żyjesz Wonderful!!! - wrzasnęła Jane i rzuciła się na Alice pomimo stołu, który je dzielił.

- DOŚĆ - zagrzmiał głos w głowach wszystkich zebranych.
- WYSTARCZY JUŻ. JANE, ODDAJ ALICE SWOJE GOFRY.
- Słucham?!! Pomyliłam się! Miałam prawo! - zaczęła się bronić czarnowłosa.

- ODDAJ JEJ TE GOFRY. - Jane niechętnie oddała posiłek Alice.
- Jeszcze się policzymy - szepnęła.
- Będę czekać - odpowiedziała rockmenka, a później szczerząc się do Jane zaczęła jeść gofry.

Gdy śniadanie dobiegło końca wszyscy się rozeszli, aby zająć się sobą. Została tylko Milly i... Ben?
- Możesz już iść... Ja dzisiaj zmywam - powiedział niechętnie chłopak.
- Nigdzie się nie wybieram, ja też muszę sprzątać.
- Czyżby? Przecież mam dzisiaj dyżur z Alice - Drowned uniósł brwi. I wtedy do dziewczyny dotarł sens całego wyścigu. Alice chciała po prostu uniknąć swoich obowiązków. Sprytnie.
- Niech to! Wkręciła mnie!
- Taa... To w jej stylu.
- Mimo wszystko Ci pomogę, tyle zmywania, musiałbyś tu siedzieć kilka godzin.
- Dzięki. W międzyczasie możemy wymyślić jak zemścisz się na Alice.
- Ty wiesz? Dobry pomysł! Masz już jakiś plan?
- Myślałem, że ty masz...

*shipuję ich*

Nudzi mi się.
- Mi też.
- Zróbmy coś.
- Tylko co? - westchnęła Dziudzia, a Lena wzruszyła ramionami.
- Pośledźmy kogoś.
- Eee nieee.. Śledzenie jest fajne w nocy.
- To może zróbmy komuś kawał?
- Jaki i komu?
- Czemu ja mam wszystko powiedzieć? - oburzyła się kuzynka Otisa, a Dziudzia zaśmiała się.
- Bo ja nie mam pomysłu.
- Co powiesz na Clockwork? Jej nie lubię, zawsze była dla mnie oschła jak tu przyjeżdżałam. Zgadnij dlaczego.
- No mów.
- Bo przyjaźnię się z Tobym. Jest zazdrosna i tyle, dlatego myślę, że jak robić żarty to tylko jej.
- Okej, czyli ofiarę już mamy. Teraz musimy wymyślić jaki kawał jej zrobimy.
- Już wiem!
- Serio?
- Tak! Clockwork podoba się Toby, co nie?
- Nie można zaprzeczyć, widać to na kilometr.
- Właśnie, więc napiszmy lipny list do Clock, w którym Toby zaprosi ją na randkę! Jak zegarkowa przyjdzie na miejsce zastanie kartkę z napisem "Laureatki konkursu pozdrawiają!". Co ty na to?
- Ajj.. To będzie bardzo złe... I dlatego mi się podoba!
- Okej, daj długopis, napiszemy list - poleciła Lena, a współlokatorka podała jej kartkę i pisak. Szatynka usiadła przy biurku i zastanowiła się chwilę.
- Jak zaczniemy?
- Może... Droga Natalie! Co ty na to? - zaproponowała Dziudzia, a dziewczyna pochyliła się nad kartką i zaczęła pisać. Po niecałych piętnastu minutach list był gotowy.
- Ekhem!
Droga Natalie!
Ty, ja, o północy, na polanie niedaleko rezydencji...
Toby <3
I jak to brzmi?
- Całkiem dobrze - stwierdziła Dziudzia.
- To teraz chodźmy podrzucić jej to do pokoju!
- Lena, poczekaj! Ty w ogóle wiesz, który jest jej pokój?? - Lena zastanowiła się chwilę po czym odpowiedziała:
- Myślę, lecz nie stwierdzam...że tak. -
Dziudzia przewróciła oczami, po czym gestem dała współlokatorce znać, żeby czym prędzej szły podłożyć list.
Jednak nie było im to dane.
Wychodząc z pokoju wpadły prosto na Alice.

- Gdzie teraz idziecie? - zapytała podejrzliwie unosząc brwi. Koleżanki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Do Clockwork - wyszczerzyła się jedna z dziewczyn.
- Nie zamierzam wynikać po co, chociaż chętnie bym się dowiedziała, ale mogę wam dać gwarancję, że teraz do niej nie pójdziecie.
- Dlaczego? - zapytała Dziudzinka.
- A dlatego, gdyż zaczynamy zajęcia grupowe! - wykrzyknęła niebieskowłosa, wzięła dziewczyny za ręce i pociągnęła je za sobą krzycząc:
- ZBIERAĆ SIĘ! KONIEC ODPOCZYNKU! ZAJĘCIA GRUPOWE! - Po kilku minutach na korytarzu pojawiły się wszystkie nastolatki. Alice uśmiechnęła się do nich i zaczęła mówić:
- Nawet nie wiecie jak mi miło, że w końcu zaczynamy te zajęcia! Zanim wytłumaczę o co w nich, w ogóle chodzi, podzielę was na dwie grupy.
Pierwsza: Lena, Dziudzinka, Hope, Hitoshi i Nath.
Druga: Lucy, Firi, Raph, Marionetka oraz Milly. - Zapanowało lekkie poruszenie. Każdy cieszył się (lub nie) ze swojego składu, Alicji z trudem udało się odzyskać kontrolę.

- EKHEM! Wracając do tematu.. Każdego dnia każda grupa będzie miała zajęcia. Będą one prowadzone przez... Mieszkańców Rezydencji! Każdy mieszkaniec będzie miał okazję spróbować Was czegoś nauczyć. Dzisiaj drużynę pierwszą bierze pod swoją opiekę... Alan. Tak na dobry początek. *szept* A tak serio to współczuję *koniec szeptu* Drugą drużyną zajmę się ja. Widzę, że skaczecie z radości. Taaak... Jutro zajmą się wami inni mieszkańcy, pojutrze kolejni, i tak w kółko.
A teraz drużynę pierwszą zapraszam na tyły rezydencji gdzie czeka Alan, a moją grupę na dziedziniec. No już, szybko, szybko! - Laureatki pospiesznie zaczęły zbiegać po schodach (nie wszystkie, ale jednak).
Alice równie podekscytowana zjechała za nimi po poręczy. Po chwili znalazła się przed wejściem do rezydencji.

Pięć roześmianych dziewczyn wybiegło na taras, na tyłach rezydencji. Prawie staranowały młodego, czarnowłosego chłopaka czekającego na miejscu. Gdy go zauważyły zatrzymały się.
- ALAAAAAN! - zawołała Nath. Alan widząc przed sobą pięć, całkiem ładnych i najpewniej niebezpiecznych dziewczyn zesztywniał troszeczkę, lecz po chwili się odezwał:
- No heeeeej!
- Witaj A-Alan - odparła Hope jąkając się przy tym. Chłopak uśmiechnął się lekko, nabrał powietrza i powiedział:
- Znając życie Alice pewnie już wam wyjaśniła co będziemy dzisiaj robić. Mam przekazać wam jakąś przydatną wiedzę, umiejętności. Dlatego dziś... będziemy... robić...






























... wycinanki! - mówiąc to wyrzucił ręce do góry.
- Chyba. Sobie. Żartujesz - wykrztusiła jedna z dziewczyn.
- Nie! Najlepszym narzędziem do zabijania są nożyczki! Żeby umieć nimi świetnie zabijać trzeba potrafić je obsługiwać, dlatego zajmiemy się wycinaniem! - Nastolatek wskazał duży stół pełen kolorowego papieru, laureatki usiadły przy nim.
- Naprawdę mamy bawić się nożyczkami? - spytała Hitoshi przyglądając się przyborom.
- Bawić?! Pff... Toż to jest niezwykle ważna umiejętność, żadna zabawa! - oburzył się chłopak po czym sięgnął po kartkę papieru i nożyczki, odwrócił się i zaczął wycinać. Gdy znów zwrócił się do koleżanek kartka była zamieniona w dumnego łabędzia. Dziewoje uniosły z podziwu brwi.

- No dobra, zaczynajmy! Też chcę tak umieć! - zawołała Dziudzia i sięgnęła po narzędzia.
- Ooo.. Mała dzidzia będzie się bawić - zachwyciła się Lena. Chwilę potem w jej stronę poleciały nożyczki.
- Faktycznie dobra broń - stwierdziła Dziudzia i sięgnęła po kolejne narzędzia.

Mocniej! Dźgaj mocniej! Cegłą
w łeb! - krzyczała Alice dopingując Marionetkę, która starała się powalić ogromnego stracha na wróble. Zajęcia niebieskowłosej były dość brutalne. Alice wyznawała twardą zasadę, że improwizacja, furia i to co jest pod ręką, to jedyne rzeczy potrzebne mordercy. Tego właśnie chciała nauczyć Milly, Marionetkę, Raph, Lucy i Firi. Te ostatnie podchodziły do zadania mniej entuzjastycznie od reszty, chociaż Lucy z prawdziwą przyjemnością dobrała się strachowi do słomy. Każdej z dziewczyn udało się pokonać słomiaka, tylko Milly niedokońca to wyszło (strach był od niej wyższy i... jedyne co mogła mu zranić... to kolano ;_;)

Ostatnia była Marionetka, która dopingowana przez koleżanki waliła odstraszaka wróbli cegłą. W końcu odpadła mu słomiana głowa, Alice westchnęła i podeszła do karmelowowłosej, uściskała ją i rzekła:
- Jestem z ciebie dumna - mówiąc to udała, że ociera łzę z policzka.
- A teraz chodźmy ukraść Masky'emu sernik!!! - wrzasnęła.
- Taaaaaak!! - Poparły laureatki i razem z niebieskowłosą powędrowały z powrotem do rezydencji, Lucy nie była przekonana do pomysłu kradzieży, podobnie Firi, która tego dnia, miała podpisany z nim pakt, dlatego obie proxy uznały, że zamiast kraść sernik, ukradną nerki.

W tym samym czasie inna drużyna świetnie się bawiła wycinając łabądki.
- Teraz przecinamy tutaj i zginamy
tu - wyjaśnił Alan. Jego podopieczne powtórzyły to co pokazał. No.. z wyjątkiem jednej.
- Anale... mogę już iść??? - zapytała czarnowłosa dziewczyna z fioletowoczerwonymi rogami.
- Alanie i NIE, NIE MOŻESZ - odparł chłopak.

- Czego nie mogę? Czego mi zabraniasz? - Na tarasie pojawiła się Jane. Większość dziewczyn westchnęła cicho bądź wywróciła oczami, a niektóre zaczęły przyglądać się tej białej jak kreda, czarnowłosej dziewczynie w masce, ubranej w czarny golf i krótkie białe spodenki.
- Wszystkiego, IĆ MI STONT! - zwrócił się do niej brat Alice.
- Jaki niemiły.. spokojnie, przyszłam się tylko przyjrzeć naszym gościom. - Tutaj obiegła dziewczyny wzrokiem.
- Wycinania je uczysz? Serio?
- A co? Może mam im pokazać jak obudzić dzieci i kazać im nie spać?
- To lepsza opcja - wyszczerzyła się i zagadnęła Nath:
- Co tam tniesz? - Dziewczyna spojrzała na nią spod rzęs.
- Łabędzia.
- Łabędzia? Nie wierzę.. Ja wam zaraz pokażę jak się wycina! - Morderczyni, ku zaskoczeniu Hope, wyrwała jej nożyczki i wzięła przypadkową kartkę papieru. Zaczęła coś wycinać, gdy ukończyła swoje dzieło pokazała je zebranym. Był to w pewnością jakiś ludzik.
- A, jeszcze coś! - Jane chwyciła kredkę i dorysowała coś ludzikowi, gdy znów pokazała go grupie miał czerwony uśmiech.
- To jest DżeffRYJ. DżeffRYJ jest głupi, obleśny, zuy, niemiły, ciotowaty i wiele innych. Nie bądźcie jak DżeffRYJ. Bądźcie fajni, nie tak jak DżeffRYJ. Koniec wykładu, dziękuję, bez braw się obejdzie. - Po tych słowach znów weszła do rezydencji.
- A moje nożyczki??! - zawołał za nią Alanek. Chwilę później w kolumnę na tarasie z ogromną siłą wleciały nożyczki.
- NASTĘPNYM RAZEM TO BĘDZIE GŁOWA TWOJEJ SIOSTRY! - dało się słyszeć głos killerki.

Po wizycie Jane przy stole zrobiło się żywiej. W końcu każdy miał swojego łabądka. Jednym wyszedł on lepiej, innym gorzej.
- No to.. ten, tego.. Miło się pracowało,
ptaki sobie zatrzymajcie, a chyba teraz macie czas wolny, tak? - Hitoshi pokiwała głową w odpowiedzi.
- To do obiadu - pożegnał się Alan.
- Żegnaj!
- Hej!
- W końcu... - Cała piątka wbiegła do budynku rezydencji zostawiając Alana samego z nożyczkami i ścinkami papieru. Chłopak zmierzył bałagan wzrokiem, a następnie wzruszył ramionami i poszedł w ślady gości. Także wszedł do domu.
I tak zakończyły się zajęcia grupowe.

- Lena! Szybciej no! Gdzie masz klucz?
- Spokojnie dudku, tutaj jest. - Brązowowłosa podeszła do drzwi, wyjęła klucz i otworzyła pokój wpuszczając Dziudzię do środka. Ta wbiegła tam i padła od razu na łóżko.
- Czym się tak zmęczyłaś? Wycinankami? - zaśmiała się jej współlokatorka.
- Wcale nie jestem zmęczona. Po prostu lubię to łóżko, a ty lepiej powiedz mi gdzie masz list do Clocky, żebyśmy mogły dokończyć to co zaczęłyśmy - odpowiedziała Dziudzia. Lena sięgnęła do kieszeni swoich czarnych spodni i zamarła. Niespokojnie sprawdziła drugą kieszeń.
- Dziudzia. Chyba mi wypadł.
- Kto wypadł?
- No list..
- Jak to?!?
- No tak to, musiał mi wypaść jak zbiegałyśmy po schodach.
- To na co czekasz? Idziemy go szukać! No chodź, szybko. - Obie współlokatorki pognały do schodów i zaczęły szukać listu. Szukały tak dobre kilka minut.
- Co robicie? - Odwróciły się i spostrzegły Bloody Paintera.
- Szukamy czegoś, Helen, nie przeszkadzaj - odparła jego kuzynka.
- A czego szukacie?
- Listu - rzuciła Dziudzinka z dołu schodów.
- Jakiego listu?
- Żadnego! Znaczy... Do mnie! Eee.. Kinga wysłała mi list i zgubiłam go wchodząc po schodach! - Otis zmróżył oczy i uważnie przyjrzał się kuzynce, następnie wzruszył ramionami i sobie poszedł mrucząc jeszcze ciche "powodzenia". Jednak listu nie znalazły. Szukały go aż do obiadu, ale bezskutecznie.

Na obiad podany został kurczak.
Mieszkańcy rezydencji dosłownie rzucili się na jedzenie. W gronie laureatek słychać było ożywione rozmowy. Lena i Dziudzia rozmawiały z Marionetką i Milly, Hope gadała na temat zajęć grupowych z Raph, Hitoshi jęczała o truskawki (które zostały jej w końcu podane zamiast obiadu), Nath mówiła coś do Alana, a ten uważnie jej słuchał. Lucy drażniła się z Benem, Firi śmiała się z czegoś co powiedział Masky. Alice kłóciła się z Jane o sól.

- DAWAAAAAAAAJ MI SÓLLLLLL!
- Chciałabyś. Teraz moja kolej.
- JANE. NIE DENERWUJ MNIE, BO JESZCZE CI COŚ ZROBIĘ.
- Czyżby? No chyba nie - odparła czarnowłosa i sięgnęła po sól, Alice zagotowała się ze złości.
- Hej, dziewczyny. Uspokójcie się, to tylko sól - zauważyła Zero.
- MOŻE I TAK, ALE CZEMU JA MAM CZEKAĆ?! DLACZEGO JANE NIE MOŻE?!
- Bo ja jestem fajna.
- ŁAŁ. TO ŻEŚ POJECHAŁA -____-
- Przymknij swoje nitkowane usta.
- ONE NIE SĄ NITKOWANE!!!!!!!!
- Są.
- NIE SĄ.
- Są.
- NIE SĄ.
- Są.
- NIEEEE SĄĄĄĄ!!!!!!! SKOŃCZYŁAŚ JUŻ? MOGĘ WRESZCIE SÓL?!
- Tak jasne, teraz już tak - odpowiedziała The killer i rozejrzała się w poszukiwaniu soli. Znalazła ją w łapkach Sally.
- Ups. Chyba teraz mała Williams ma sól. - Jane wyruszyła ramionami i wróciła do jedzenia podczas gdy siostra Alana zaczęła w dziwny sposób bawić się widelcem.

Czyli krótko mówiąc obiad jak każdy inny w rezydencji. Po obiedzie sprzątać mieli Laughinng ograz Jack. Później był oczywiście czas wolny, który każda z laureatek mogła wykorzystać tak, jak chciała.

A Hitoshi chciała więcej truskawek.
- Naaath - jęknęła. - Chcę czerwone truskaffki w czokoladzie!
- Rozumiem. Jak mogę Ci pomóc? - spytała dziewczyna z czarnoróżowymi włosami.
W dniu przyjazdu obie były niepewne i nieśmiałe, gdy dowiedziały się, że będą razem w pokoju, obie się ucieszyły. Obserwowały się w autokarze, a po przyjeździe szybko się zaprzyjaźniły.
- Idź mi przynieś truskawki.
- Sama sobie idź przynieś.
- No to chodź ze mną.
- Nie teraz.
- Kiedy?
- W nocy.
- Po truskawki???
- No, a niby po co?
- Truskawki. - Nath westchnęła - Z tobą nie można się dogadać..
- To dostanę te moje truskawki!?
- Aaaaaj.. Weź się pierdol - zaśmiała się OC waffis.
- Tylko z tobą kochanie - odparła Hitoshi, po czym obie się zaśmiały.

W tym samym czasie Hope pisała w pamiętniku, a Raph zwiedzała rezydencję. Właśnie mijała pokoje zabójców gdy nagle z jednego z nich wypadł Ben Drowned w ręce trzymając niebieską maskę. Chwilę później z tego samego pokoju wybiegł Eyeless Jack krzycząc:
- ODDAWAJ TĄ MASKĘ MIKRUSIE! - Dzięki temu, że nie ma maski mogła mu się spokojnie przyjrzeć. Miał szarą twarz i czarne włosy. Z jego oczodołów wściekała czarna, kleista substancja i mimo, że chłopak był ślepy potrafił poruszać się zupełnie tak jak gdyby wcale taki nie był. Teraz zaczął zbiegać po schodach za Benem.
Gdy Raph przeszła trochę dalej z kolejnego pokoju dało się słyszeć jęki.
Drzwi były otwarte, więc dziewczyna zajrzała do środka. Zobaczyła jednego z braci Slendermana, tego co.. zgwałcił wczoraj Alana... Jak on się nazywał? Chyba Offenderman, tak, na pewno tak, a więc Offenderman przytwierdzał do ściany jakąś młodą kobietę, upadła anielica widziała jak mężczyzna rozrywa jej sukienkę. Kobieta widząc Raph jęknęła cicho:
- Pomóż... - Widząc to Offender szybko zamknął drzwi jedną z macek. Po tej sytuacji Raph uznała, że zwiedzania rezydencji już na dziś wystarczy.

Kolacja była o godzinie szesnastej, dla chętnych. Pojawili się na niej między innymi: Ben, Hitoshi i Nath, Eyeless Jack, Zero, Alan i Marionetka i Milly.
Hitoshi żarła truskawki, Ben rozmawiał z Milly, która robiła sobie kanapki. Zero drażniła się z Sally, Marionetka bawiła się widelcem, a Alan robił coś na telefonie jedząc banana. Był jeszcze Trenderman, który z ogromnym zainteresowaniem obserwował zebranych. W pewnym momencie podszedł do Alanka i przekazał mu coś cicho, ten się zaśmiał, a następnie pokiwał głową, wstał i razem z bratem Slendermana wyszedł, z jadalni.
- Jak myślicie? O co chodzi? - zapytała Nath zwracając się do Marionetki i swojej współlokatorki.
- Nie wiem, nie mam pojęcia - westchnęła ta druga wsadzając sobie do buzi dorodną truskawkę.
- Pewnie chodziło o zdjęcia albo jakieś zlecenie - wtrąciła się Zero przerywając wkurzanie małej Sally.
- Jak to? - nie zrozumiała Marionetka.
- Długo by tłumaczyć, Alice i Alan to takie jakby... dzieci Trendera. - Laureatki osłupiały.
- Jaja sobie robisz? - Morderczyni pokręciła przecząco głową.
- Adoptował ich, dłuuuuga historia, kiedyś Wam opowiem, jak będzie mi się chciało - zakończyła temat.

Niedługo po kolacji wszyscy zaczęli zbierać się na korytarzu, na wieczór niespodziankę. Większość była ciekawa na czym ten wieczór będzie polegał. Nic, więc dziwnego, że wszyscy przybyli punktualnie.

Dokładnie o godzinie szesnastej czterdzieści pięć na pierwsze piętro wparadowała Alice, w czapce kucharskiej na głowie. Stanęła przed zebranymi, klasnęła w ręce po czym oznajmiła:

- Zapraszam moi drodzy.
Dzisiaj zabawimy się w Master Szefa!














*napisy końcowe itp.*

*ciąg dalszy*
*nastąpi*
















Rozdział ma 3507 słów.
Więc nic dziwnego, że tyle czekaliście.
Teraz pytanie do wszystkich:
Czy mam opisywać w ten sposób każdy z 60 dni w rezydencji, oczywiście wieczory osobnie czy może macie inny pomysł?
Najpierw piszcie opinię o rozdziale, a dopiero potem odpowiedź na moje pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro