Jak Lucy trafiła do Krainy Lamorożców, i jak Kot i Alice ruszyły jej na pomoc
To był z pozoru zupełnie zwyczajny poranek w rezydencji, jeżeli poranki w rezydencji w ogóle można nazwać zwyczajnymi.
- Idioto oddawaj moje okulary bo nie ręczę za siebie! - krzyczała Alice biegnąc za Jeffem, który uciekał jak szalony. Bo... przecież był szalony, prawda?
- Tłumaczyłam Ci milion razy Toby. Musisz udzielać tych korepetycji.
- Ale kiedy to mnie wykańcza!
- Nie moja wina, że połowa naszych czytelników to napalone gofronators, a teraz zostaw mnie w spokoju bo muszę jeszcze dokończyć rozdział Love Story - ucięła temat Kot wchodząc do jadalni.
- W dalszym ciągu nie rozumiem Masky - jęknęła Lucy.
- To wpisz sobie w Google, ja Ci nie będę tłumaczyć czym jest okres - zaprzeczył chłopak.
- Dzień dobry - przywitały się Lucy i Kot, i zajęły miejsca przy stole, obok siebie. Po chwili dołączyła do nich Alice. Ręce miała we krwi, a okulary ponownie na nosie.
- A.. Gdzie jest Jeff? - zapytał E.J, niebieskowłosa posłała mu mordercze spojrzenie.
- Udawajmy, że nie pytałem! - chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- Dzień dobry wszystkim - do jadalni wszedł Slenderman w towarzystwie swoich braci.
- Hej kochanie! - Kot natychmiast znalazła się obok niego i ucałowała go w miejsce gdzie powinny być usta.
- Też chcę żeby mnie tak ktoś
całował! - zawołał Offender i poruszył brwiami patrząc na Lucy.
- Nawet o tym nie myśl! - zaprzeczyła dziewczyna i nałożyła sobie płatków.
Chwilę później pojawił się też Jeff, co prawda nie miał jednego oka, ale jemu to chyba nie przeszkadzało. Ostrożnie usiadł obok Alice, a ta uśmiechnęła się do niego i poprawiła sobie okulary.
Śniadanie przebiegało nawet spokojnie.
Nagle dało słyszeć się świst i tuż obok twarzy Jeffa pojawił się nóż.
- Nie trafiłaś Jane! - krzyknął Toby i polał sobie gofry syropem klonowym.
- Kiedyś trafię - burknęła dziewczyna i usiadła przy stole.
- Widział ktoś Bena? - zapytała Kot.
- Nie, a co? - odpowiedział Hoodie.
- Potrzebuję go na korepetycje z informatyki.
- Ktoś mnie wołał? - niespodziewanie przy stole pojawił się "elf".
- Tak, dzisiaj masz korepetycje z informatyki z jedną z naszych czytelniczek.
- Czyżby?
- Tak.
- A dlaczego nie może mnie zastąpić Toby?!
- Serio pytasz? - miłośnik gofrów uniósł brwi i pokazał Benowi swój harmonogram korepetycji.
- Ja mogę Cię zastąpić, chętnie zaliczyłbym korki z jakąś naszą czytelniczką - uśmiechnął się Off.
- Wybacz Offender, ale pałerendżers mają dzisiaj wolne i nie będzie Cię kto miał nadzorować - zauważyła Kot ucinając tym samym temat.
- Smutne - skwitowała Clockwork i chciała wstać, ale wpadła na Eyeless Jacka, który za nią stał.
- Patrz gdzie stoisz - wycedziła wywołując przy stole atak śmiechu
- To było zue przez "u" - mruknął Jack i dał Clocky przejść.
Śniadanie zakończyło się dwie godziny potem.
- Ej Kot robisz coś teraz? - zapytała Lucy.
- Tak, muszę dokończyć rozdział Love Story, czytelnicy się niecierpliwią - odparła kociara.
- Jasne.. Miłego pisania!
- Dzięki Lucy
- Ym... Alice?
- Tak? - niebieskowłosa spojrzała na przyjaciółkę.
- Może mała rundka zabijania?
- Czy ja usłyszałem randka? - obok nich pojawił się Offenderman.
- Nie! Rundka!!! - wrzasnęła Alice doprowadzając gwałciciela do ogłuchnięcia.
- Wybacz mi, ale muszę poszukać oka Jeffa, będę miała czym go szantażować jak następnym razem mi coś zabierze - westchnęła dziewczyna i poszła do salonu. Lucy spuściła głowę. Jej psychopatyczne przyjaciółki były zajęte, Toby, Ben i większość chłopców miała korepetycje z czytelnikami, a do tego Masky nie chciał jej powiedzieć czym jest okres, a ona nie mogła sprawdzić w internecie, bo nie potrafiła z niego korzystać.
- I komu tu są potrzebne korepetycje?- szepnęła pod nosem i nagle wpadła na genialny pomysł!
- Pójdę pobawić się z Sally, ona na pewno nie jest zajęta! - ciemnowłosa w podskokach ruszyła na piętro.
- Cześć Jack - przywitała Laughing Jacka, który chodził po poręczy jak pijany.
- Witaj cukiereczku - odpowiedział, stracił równowagę i spadł na parter.
- "Przeżyje!" - pomyślała Lucy i nagle się zatrzymała. Przed nią były różowe drzwi, nigdy wcześniej ich tu nie widziała. Ostrożnie się rozejrzała i po chwili namysłu nacisnęła klamkę. Gdy otworzyła tajemnicze drzwi zobaczyła chmury. Naprawdę. Za drzwiami nie było pokoju, schodów czy nawet okna. Były tam chmury. Lucy chciała dotknąć jednej z nich gdy nagle usłyszała czyjś śmiech i ktoś wepchnął ją do środka. Poczuła, że traci grunt pod nogami i zaczęła spadać.
- Aaaaaaaaaaaa!!!! - krzyczała najgłośniej jak tylko potrafiła. Chmury wraz z różowymi drzwiami były co raz dalej, a ona ciągle leciała w dół, w dół i w dół...
***
Uff... - westchnęła Kot kiedy skończyła pisać nowy rozdział Love Story. Nagle usłyszała krzyki i do jej gabinetu wbiegł Masky, a zaraz za nim Toby.
- Błagam uratuj mnie od niego! - zawołał ten pierwszy.
- Hej Masky! - uśmiechnął się Toby.
-Kot...
- Masky...
- Dam Ci w zamiar tuńczyka!
- Umowa stoi - zgodziła się dziewczyna i kliknęła "delete" na klawiaturze. Toby zniknął.
- Na tuńczyka czekam do jutra.
- Wielkie dzięki kochana jesteś... - podziękował Masky i wyszedł z gabinetu, Kot opadła na oparcie swojego, skórzanego fotela i przymknęła oczy. Chociaż mogło się wydawać, że to Slender, tak naprawdę ona tutaj wszystko ogarniała, a to potrafiło być naprawdę męczące. Już prawie usunęła gdy usłyszała, że drzwi gabinetu się otwierają.
- Kto mi się tu znowu wpier... - umilkła kiedy zobaczyła swojego chłopaka.
- Ach... To ty Slendy, wybacz jestem dzisiaj zmęczona.
- Może chcesz odpocząć? Ja zajmę się dzisiaj wattpadem i rezydencją, a ty sobie odpoczniesz i się zregenerujesz?
- Naprawdę? Zrobiłbyś to dla mnie?
- Oczywiście, że tak kotku.
- Dziękuję, kochany jesteś - uśmiechnęła się i przyciągnęła go do siebie całując tam gdzie powinny być usta. Natychmiast objął ją w talii i także do siebie przyciągnął. Trwali tak do czasu gdy ktoś im przerwał:
- Hej Kot, czy mogłabyś... - Jeff umilkł widząc co się dzieje, Kot i Slender gwałtownie się od siebie odsunęli.
- Czego tu szukasz? - warknął Slendy.
- Yyy... Już niczego. Wrócę później - wymamrotał chłopak i tyle go widzieli.
- No, idź już. Ja zajmę się twoją robotą, zasłużyłaś na odpoczynek - ponaglił mężczyzna.
- Naprawdę jesteś kochany - powiedziała Kot, posłała chłopakowi buziaka i wyszła z gabinetu.
- "Cały dzień dla siebie! Co mogłabym zrobić? Może pójdę gdzieś z Lucy i Alice?" - pomyślała i zeszła na parter w poszukiwaniu przyjaciółek.
Kiedy weszła do salonu zobaczyła Alice, która groziła nożem Jane.
- I jeszcze raz spróbujesz zabić Jeffa zanim ja to zrobię to ostrzegam, że powyrywam Ci nerki i oddam Jackowi!
- Nie przeszkadzam? - zapytała kociara. Jane widząc ją wyrwała się niebieskowłosej.
- Nie, właśnie szłam - odpowiedziała i odeszła.
- Szmata.. - mruknęła Alice.
- Suka! - dało się słyszeć z korytarza.
- Ha, ha, ha, widzę, że relacje z Jane na wysokim poziomie!
- Lepiej nic nie mów, potrzebujesz czegoś?
- Właściwie to tak, co powiesz na kilka wspólnych zabójstw? Weźmiemy ze sobą Lucy, mam cały dzień wolny, dzisiaj Slendy zajmie się rezydencją.
- A wiesz, że to może być dobry pomysł? Musimy tylko znaleźć Lucy.
- Z tym nie powinno być problemu. -
i zaczęły szukać. Najpierw sprawdziły cały parter, ale po Lucy nie było ani śladu. Późnej weszły na piętro, ale ich przyjaciółki tam także nie było. Wszystkie kolejne piętra i pomieszczenia nie mówiły nic o obecności Lucy. W pewnym momencie kiedy zrezygnowane chciały wrócić na parter Kot zauważyła drzwi. Różowe drzwi. Znała całą rezydencję na pamięć i tych drzwi zdecydowanie nigdy tutaj nie było.
- Ej Ala. Popatrz. Jestem przekonana, że ich tutaj nie było.
- Mówisz? Jak dla mnie drzwi jak drzwi. - Kot zignorowała słowa psychopatki i otworzyła "wrota". Jej oczom ukazał się piękny widok. Były to powoli płynące chmury przez, które przebijały się promienie słońca.
- Zobacz - zwróciła się do towarzyszki, ona zajrzała Kotowi przez ramię i westchnęła:
- Pięknie, a teraz już chodźmy, wątpię czy Lucy skacze po tych chmurach jak tęczowy jednorożec - i już miała się odwrócić kiedy jakąś nieokiełzana siła wepchnęła ją do środka, wpadła na Kota i obie zaczęły spadać w dół.
- COŚ TY ZROBIŁA?!!!! - krzyknęła pisarka.
- TO NIE JA!!! Ktoś mnie popchnął!!! - odkrzyknęła. Drzwi były co raz dalej. Nagle obie dziewczyny wpadły do wody, a przynajmniej wydawało im się, że to woda. Ledwo udało im się wynurzyć.
- Ugh!! Nie cierpię wody! - zawołała Kot.
- Kicia... To nie woda! To sok pomarańczowy!
- Tym bardziej! - szalona zaczęła miotać się w wodzie jak opętana.
- Uspokój się! Płyń w tamtą stronę, tam chyba jest brzeg! - obie zaczęły płynąć do brzegu. Znaczy Kot próbowała. Nie do końca jej to wychodziło. Gdy w końcu dopłynęły na plażę, wypełzły z soku pomarańczowego i zmęczone leżały dłuższą chwilę.
- Dlaczego ten piach pachnie czekoladą? - wydyszała Ala, a Kot wzięła jedno ziarenko do buzi.
- Bo to są... draże kokosowe! - wytłumaczyła i wepchnęła sobie do ust całą garść, Alice zrobiła to samo, a po chwili zapytała:
- Jak myślisz? Gdzie my do cholery jesteśmy?
- Nie mam pojęcia.. - nie zdążyły się nad tym zastanowić bo usłyszały szelest z pobliskich zarośli i momentalnie stanęły na nogi.
- Zapomniałam toporu! - szepnęła głośno niebieskowłosa.
- Mam dwa zapasowe noże, tak w razie czego, trzymaj - powiedziała Kot i podała przyjaciółce broń. Szelest stał się co raz głośniejszy, a dziewczyny mocniej ścisnęły w dłoniach noże. I nagle z zarośli wyskoczył...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro