Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak Lucy trafiła do Krainy Lamorożców, i jak Kot i Alice ruszyły jej na pomoc

To był z pozoru zupełnie zwyczajny poranek w rezydencji, jeżeli poranki w rezydencji w ogóle można nazwać zwyczajnymi.

- Idioto oddawaj moje okulary bo nie ręczę za siebie! - krzyczała Alice biegnąc za Jeffem, który uciekał jak szalony. Bo... przecież był szalony, prawda?

- Tłumaczyłam Ci milion razy Toby. Musisz udzielać tych korepetycji.
- Ale kiedy to mnie wykańcza!
- Nie moja wina, że połowa naszych czytelników to napalone gofronators, a teraz zostaw mnie w spokoju bo muszę jeszcze dokończyć rozdział Love Story - ucięła temat Kot wchodząc do jadalni.

- W dalszym ciągu nie rozumiem Masky - jęknęła Lucy.
- To wpisz sobie w Google, ja Ci nie będę tłumaczyć czym jest okres - zaprzeczył chłopak.

- Dzień dobry - przywitały się Lucy i Kot, i zajęły miejsca przy stole, obok siebie. Po chwili dołączyła do nich Alice. Ręce miała we krwi, a okulary ponownie na nosie.

- A.. Gdzie jest Jeff? - zapytał E.J, niebieskowłosa posłała mu mordercze spojrzenie.
- Udawajmy, że nie pytałem! - chłopak podniósł ręce w obronnym geście.

- Dzień dobry wszystkim - do jadalni wszedł Slenderman w towarzystwie swoich braci.
- Hej kochanie! - Kot natychmiast znalazła się obok niego i ucałowała go w miejsce gdzie powinny być usta.
- Też chcę żeby mnie tak ktoś
całował! - zawołał Offender i poruszył brwiami patrząc na Lucy.
- Nawet o tym nie myśl! - zaprzeczyła dziewczyna i nałożyła sobie płatków.
Chwilę później pojawił się też Jeff, co prawda nie miał jednego oka, ale jemu to chyba nie przeszkadzało. Ostrożnie usiadł obok Alice, a ta uśmiechnęła się do niego i poprawiła sobie okulary.

Śniadanie przebiegało nawet spokojnie.
Nagle dało słyszeć się świst i tuż obok twarzy Jeffa pojawił się nóż.
- Nie trafiłaś Jane! - krzyknął Toby i polał sobie gofry syropem klonowym.
- Kiedyś trafię - burknęła dziewczyna i usiadła przy stole.
- Widział ktoś Bena? - zapytała Kot.
- Nie, a co? - odpowiedział Hoodie.
- Potrzebuję go na korepetycje z informatyki.
- Ktoś mnie wołał? - niespodziewanie przy stole pojawił się "elf".
- Tak, dzisiaj masz korepetycje z informatyki z jedną z naszych czytelniczek.
- Czyżby?
- Tak.
- A dlaczego nie może mnie zastąpić Toby?!
- Serio pytasz? - miłośnik gofrów uniósł brwi i pokazał Benowi swój harmonogram korepetycji.
- Ja mogę Cię zastąpić, chętnie zaliczyłbym korki z jakąś naszą czytelniczką - uśmiechnął się Off.
- Wybacz Offender, ale pałerendżers mają dzisiaj wolne i nie będzie Cię kto miał nadzorować - zauważyła Kot ucinając tym samym temat.
- Smutne - skwitowała Clockwork i chciała wstać, ale wpadła na Eyeless Jacka, który za nią stał.
- Patrz gdzie stoisz - wycedziła wywołując przy stole atak śmiechu
- To było zue przez "u" - mruknął Jack i dał Clocky przejść.

Śniadanie zakończyło się dwie godziny potem.
- Ej Kot robisz coś teraz? - zapytała Lucy.
- Tak, muszę dokończyć rozdział Love Story, czytelnicy się niecierpliwią - odparła kociara.
- Jasne.. Miłego pisania!
- Dzięki Lucy
- Ym... Alice?
- Tak? - niebieskowłosa spojrzała na przyjaciółkę.
- Może mała rundka zabijania?
- Czy ja usłyszałem randka? - obok nich pojawił się Offenderman.
- Nie! Rundka!!! - wrzasnęła Alice doprowadzając gwałciciela do ogłuchnięcia.
- Wybacz mi, ale muszę poszukać oka Jeffa, będę miała czym go szantażować jak następnym razem mi coś zabierze - westchnęła dziewczyna i poszła do salonu. Lucy spuściła głowę. Jej psychopatyczne przyjaciółki były zajęte, Toby, Ben i większość chłopców miała korepetycje z czytelnikami, a do tego Masky nie chciał jej powiedzieć czym jest okres, a ona nie mogła sprawdzić w internecie, bo nie potrafiła z niego korzystać.
- I komu tu są potrzebne korepetycje?- szepnęła pod nosem i nagle wpadła na genialny pomysł!
- Pójdę pobawić się z Sally, ona na pewno nie jest zajęta! - ciemnowłosa w podskokach ruszyła na piętro.
- Cześć Jack - przywitała Laughing Jacka, który chodził po poręczy jak pijany.
- Witaj cukiereczku - odpowiedział, stracił równowagę i spadł na parter.
- "Przeżyje!" - pomyślała Lucy i nagle się zatrzymała. Przed nią były różowe drzwi, nigdy wcześniej ich tu nie widziała. Ostrożnie się rozejrzała i po chwili namysłu nacisnęła klamkę. Gdy otworzyła tajemnicze drzwi zobaczyła chmury. Naprawdę. Za drzwiami nie było pokoju, schodów czy nawet okna. Były tam chmury. Lucy chciała dotknąć jednej z nich gdy nagle usłyszała czyjś śmiech i ktoś wepchnął ją do środka. Poczuła, że traci grunt pod nogami i zaczęła spadać.
- Aaaaaaaaaaaa!!!! - krzyczała najgłośniej jak tylko potrafiła. Chmury wraz z różowymi drzwiami były co raz dalej, a ona ciągle leciała w dół, w dół i w dół...

***

Uff... - westchnęła Kot kiedy skończyła pisać nowy rozdział Love Story. Nagle usłyszała krzyki i do jej gabinetu wbiegł Masky, a zaraz za nim Toby.
- Błagam uratuj mnie od niego! - zawołał ten pierwszy.
- Hej Masky! - uśmiechnął się Toby.
-Kot...
- Masky...
- Dam Ci w zamiar tuńczyka!
- Umowa stoi - zgodziła się dziewczyna i kliknęła "delete" na klawiaturze. Toby zniknął.
- Na tuńczyka czekam do jutra.
- Wielkie dzięki kochana jesteś... - podziękował Masky i wyszedł z gabinetu, Kot opadła na oparcie swojego, skórzanego fotela i przymknęła oczy. Chociaż mogło się wydawać, że to Slender, tak naprawdę ona tutaj wszystko ogarniała, a to potrafiło być naprawdę męczące. Już prawie usunęła gdy usłyszała, że drzwi gabinetu się otwierają.
- Kto mi się tu znowu wpier... - umilkła kiedy zobaczyła swojego chłopaka.
- Ach... To ty Slendy, wybacz jestem dzisiaj zmęczona.
- Może chcesz odpocząć? Ja zajmę się dzisiaj wattpadem i rezydencją, a ty sobie odpoczniesz i się zregenerujesz?
- Naprawdę? Zrobiłbyś to dla mnie?
- Oczywiście, że tak kotku.
- Dziękuję, kochany jesteś - uśmiechnęła się i przyciągnęła go do siebie całując tam gdzie powinny być usta. Natychmiast objął ją w talii i także do siebie przyciągnął. Trwali tak do czasu gdy ktoś im przerwał:
- Hej Kot, czy mogłabyś... - Jeff umilkł widząc co się dzieje, Kot i Slender gwałtownie się od siebie odsunęli.
- Czego tu szukasz? - warknął Slendy.
- Yyy... Już niczego. Wrócę później - wymamrotał chłopak i tyle go widzieli.
- No, idź już. Ja zajmę się twoją robotą, zasłużyłaś na odpoczynek - ponaglił mężczyzna.
- Naprawdę jesteś kochany - powiedziała Kot, posłała chłopakowi buziaka i wyszła z gabinetu.

- "Cały dzień dla siebie! Co mogłabym zrobić? Może pójdę gdzieś z Lucy i Alice?" - pomyślała i zeszła na parter w poszukiwaniu przyjaciółek.
Kiedy weszła do salonu zobaczyła Alice, która groziła nożem Jane.
- I jeszcze raz spróbujesz zabić Jeffa zanim ja to zrobię to ostrzegam, że powyrywam Ci nerki i oddam Jackowi!
- Nie przeszkadzam? - zapytała kociara. Jane widząc ją wyrwała się niebieskowłosej.
- Nie, właśnie szłam - odpowiedziała i odeszła.
- Szmata.. - mruknęła Alice.
- Suka! - dało się słyszeć z korytarza.
- Ha, ha, ha, widzę, że relacje z Jane na wysokim poziomie!
- Lepiej nic nie mów, potrzebujesz czegoś?
- Właściwie to tak, co powiesz na kilka wspólnych zabójstw? Weźmiemy ze sobą Lucy, mam cały dzień wolny, dzisiaj Slendy zajmie się rezydencją.
- A wiesz, że to może być dobry pomysł? Musimy tylko znaleźć Lucy.
- Z tym nie powinno być problemu. -
i zaczęły szukać. Najpierw sprawdziły cały parter, ale po Lucy nie było ani śladu. Późnej weszły na piętro, ale ich przyjaciółki tam także nie było. Wszystkie kolejne piętra i pomieszczenia nie mówiły nic o obecności Lucy. W pewnym momencie kiedy zrezygnowane chciały wrócić na parter Kot zauważyła drzwi. Różowe drzwi. Znała całą rezydencję na pamięć i tych drzwi zdecydowanie nigdy tutaj nie było.
- Ej Ala. Popatrz. Jestem przekonana, że ich tutaj nie było.
- Mówisz? Jak dla mnie drzwi jak drzwi. - Kot zignorowała słowa psychopatki i otworzyła "wrota". Jej oczom ukazał się piękny widok. Były to powoli płynące chmury przez, które przebijały się promienie słońca.
- Zobacz - zwróciła się do towarzyszki, ona zajrzała Kotowi przez ramię i westchnęła:
- Pięknie, a teraz już chodźmy, wątpię czy Lucy skacze po tych chmurach jak tęczowy jednorożec - i już miała się odwrócić kiedy jakąś nieokiełzana siła wepchnęła ją do środka, wpadła na Kota i obie zaczęły spadać w dół.
- COŚ TY ZROBIŁA?!!!! - krzyknęła pisarka.
- TO NIE JA!!! Ktoś mnie popchnął!!! - odkrzyknęła. Drzwi były co raz dalej. Nagle obie dziewczyny wpadły do wody, a przynajmniej wydawało im się, że to woda. Ledwo udało im się wynurzyć.
- Ugh!! Nie cierpię wody! - zawołała Kot.
- Kicia... To nie woda! To sok pomarańczowy!
- Tym bardziej! - szalona zaczęła miotać się w wodzie jak opętana.
- Uspokój się! Płyń w tamtą stronę, tam chyba jest brzeg! - obie zaczęły płynąć do brzegu. Znaczy Kot próbowała. Nie do końca jej to wychodziło. Gdy w końcu dopłynęły na plażę, wypełzły z soku pomarańczowego i zmęczone leżały dłuższą chwilę.
- Dlaczego ten piach pachnie czekoladą? - wydyszała Ala, a Kot wzięła jedno ziarenko do buzi.
- Bo to są... draże kokosowe! - wytłumaczyła i wepchnęła sobie do ust całą garść, Alice zrobiła to samo, a po chwili zapytała:
- Jak myślisz? Gdzie my do cholery jesteśmy?
- Nie mam pojęcia.. - nie zdążyły się nad tym zastanowić bo usłyszały szelest z pobliskich zarośli i momentalnie stanęły na nogi.
- Zapomniałam toporu! - szepnęła głośno niebieskowłosa.
- Mam dwa zapasowe noże, tak w razie czego, trzymaj - powiedziała Kot i podała przyjaciółce broń. Szelest stał się co raz głośniejszy, a dziewczyny mocniej ścisnęły w dłoniach noże. I nagle z zarośli wyskoczył...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro