Rozdział 9
Tak jak obiecałam wzbiłam się w powietrze na mojej kochanej błyskawicy, którą dostałam od dziadka. Blaise i Ed mieli podobne, tylko inny model. Moje włosy ulatywały leciutko na wietrze. Mmm czułam się jak w niebie. Zamknęłam oczy. Dla takich chwil warto żyć. Może tak malutki popis dla nowych graczy. Hm... Czemu nie?
Zaczęłam lecieć miotłą w dół. Już byłam blisko ziemi. Dziesięć metrów, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa i przy jednym wybiłam się tuż nad gruntem. Czułam na sobie spojrzenia innych. Zrobiłam szybki slalon gigant pomiędzy uczestnikami wyborów. Harry coś tam wrzeszczał, ale mnie to osobiście nie obchodziło. Czułam się jak w niebie. Bo w sumie tam byłam. Skierowałam miotłę w górę i zrobiłam kilka korkociongów i przysłowiowych kiełbasek.
Usłyszałam bicie braw z dołu. Rozglądnęłam się wokół siebie. Na trybunach ujrzałam swoich rodziców. Przypatrywali mi się. Trochę się zdziwiłam, jednak postanowiłam do nich podlecieć. Gdy już byłam u celu, stanęłam nad ich głowami.
-Po co tu przyszliście?
-Bo chcieliśmy zobaczyć co u ciebie słychać i przeprosić za rano- odparła matka szturchając ojca w ramię.
-Taa- mruknął.
-Córeczko my się po prostu o ciebie martwimy -dodała. Widać było, że ma już łzy w oczach. - I czasem pewnie nas ponosi, lecz my nie zdajemy sobie z tego wszystkiego sprawy. I jeżeli uważasz, że wtrącamy się w twoje życie za bardzo, to przepraszamy cię obaj z całego serca i mam nadzieję, że nam wybaczysz.
Zastanowiłam się na chwilę. Mama mówi naprawdę serio, ale tata? On tylko przytakuje i nic innego. Nie wiem czy mam im wierzyć, ale tak w sumie to moi rodzice i jednak im zaufam i zaryzykuję.
-Oki wybaczam.
Zeszłam z miotły i przytuliłam się do mojej rodzicielki.
-Kocham cię córeczko -szepnęła mi do ucha.
-Ja ciebie...
-Alex Malfoy bez przytulasów, tylko wracaj na boisko!!- przerwał nam głos Harrego, który użył zapewne zaklęcia podgłośniającego głos.
-Musze już iść. Do zobaczenia.
Wsiadłam z powrotem na miotłę i podleciałam do chłopaka. Byłam wkurzona. Choć to chyba za mało powiedziane, no ale mniejsza z tym.
-Ciebie chyba pojebało chłopczyku- powiedziałam podchodząc do niego tak, że byliśmy jedynie o kilka centymetrów od siebie.
-O co ci chodzi?
-A może i o to, że wrzeszczysz na mnie żebym wracała na boisko, a mam ważniejsze sprawy niż quidditch!!
-Niby co?
-Sprawy prywatne, które nie powinny cię obchodzić.
-Do prawdy? A może chodzi o to, że rodzice nie pozwolili ci mieć chłopaka.
Tego było już za dużo. Debil nie będzie się wtrącał w nie swoje sprawy. Już ja o to zadbam. Wzielam za dekolt jego szaty i podniosłam go do góry. Spojrzał na mnie z gniewem, ale też strachem w oczach.
-Wiesz, że nie ładnie jest wtrącać się w nie swoje sprawy?
-Wiesz, że w każdej chwili mogę cię wywalić z drużyny?
-A wiesz, że zawsze mogę sama odejść z drużyny i wtedy będziecie skończeni?
Zamarł bez ruchu. Nie spodziewał się tego. Uśmiechnęłam się do siebie w myślach. Szach mat. Nikt nie będzie mi groził. Nawet kapitan drużyny.
-Nie zrobisz tego. - odparł chyba sam siebie przekonując.
-Czemu nie? Przecież nikt mi nie zabroni? A sam przecież przed chwilą chciałeś mnie wyrzucić za to, że gadałam z rodzicami.
-No Dobra już się nie kłócicie tylko wybierzmy tych graczy.-przerwał nam mój ukochany braciszek Blaise, który dotąd, jak inni się nie odzywał.
Oczywiście do drużyny dołączył Jack jako ścigający razem z Catrine z siódmej klasy. Drugim pałkarzem został piątoklasista Louis, z pięknymi blond włosami. Czyli mieliśmy już wszystkich.
Ja jako szukająca.
Pałkarze Blaise i Louis.
Ścigający Harry, Catrine i Jack.
-Od przyszłego tygodnia zarezerwowane mamy treningi we wtorki i czwartki od 17.00 do 19.00. Mam nadzieję, że wszystkim pasuje.-ogłosił donośnym głosem Harry.
Pokiwaliśmy głowami i rozeszliśmy się. Nagle ktoś objął mnie w talii.
-Kim jest ten chłopak, z którym przyszłaś na trening- usłyszałam szept Jacka tuż obok mojego ucha. Po całym ciele przeszły mnie miłe ciarki ze względu na jego, tak bliską obecność. Lecz w jego głosie można było dosłyszeć zawód i jednocześnie lekką złość. Odwróciłam się do niego i popatrzyłam mu w oczy.
-Kolega.
-Tylko kolega?
-A co? Jesteś zazdrosny -uśmiechnęłam się do niego, co w tej sytuacji było błędnym ruchem.
-Nawet jeśli to co? Chyba mam prawo? Co robiliście przed zbiórką?
-Rozmawialiśmy? Czy to jakiś wywiad, a może książkę piszesz?
-Nie, po prostu tylko tak pytam.-prychnął.- Oczywiście wolałaś to południe spędzić z nim, a nie ze mną. Nie, no oczywiście, bo ja jestem ten gorszy. Co on ma czego ja nie mam??
-Nie poznaje cię Jack. .. Jesteś jakiś inny...
Odwrócił się na pięcie i odszedł. Dupek. Jak on mógł. Tak po prostu mnie zostawił na pastwę losu.
-Gdzie ty idziesz?!
-Przejść się.
-I tak bez pożegnania? Bez ani jednego słowa? Nawet pocałuj się w dupe nie powiesz? Co ja ci takiego zrobiłam? Hę?
Nie zatrzymywał się, tylko szedł dalej. Czułam się jak duch. Jakby mnie tu w ogóle nie było. Debil.
-Mówię do ciebie!! -krzyknęłam. -Jeżeli w tej chwili nie odpowiesz, to koniec z nami!!
Odwrócił lekko głowę
-I co? I skreślisz mnie ze swojej listy chłopaków, których rozkochałaś w sobie? Proszę bardzo. Nie miej żadnych skrupułów.
-Jack...
Łza spłynęła Po moim policzku, mimo, że tego nie chciałam. Nie chciałam, żeby wiedział, że wbił mi nóż prosto w serce. Gdy człowiek jest zazdrosny nie zrywa od razu tego co łączyło go z drugą osobą, tylko walczy o nią. Chyba. A może jednak nie? Może to jednak moja wina?
Ruszyłam w stronę pokoju ze łzami w oczach. Wyminęłam po drodze Blaisa, który próbował mnie zatrzymać, ale nie udało mu się, bo zaczęłam biec, a trzeba wiedzieć iż byłam od niego o wiele szybsza i sprawniejsza. Zamknęłam się w pokoju na klucz i rzuciłam się na łóżko płacząc w poduszkę.
Dlaczego on mnie tak potraktował? Myśli, że ja go wykorzystuje? Jak on mógł? Przecież, przecież zapowiadało się tak Dobrze.
Nagle usłyszałam Jak ktoś dobija się do drzwi i coś krzyczy. Ignorowałam to. Dalej beczałam nie mogąc przestać. Już drugi raz w tym chorym dniu. Kiedy on się wreszcie skończy.
Ktoś wywarzył drzwi zaklęciem. Oczywiście musiał być do Blaise, który wszedł do pokoju
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro