Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7/cz2

Dotarliśmy do jakiegoś osiedla za miastem. Wszystkie domki były takie same. Jednorodzinne, beżowe z kasztanowym dachem. Obramówki okien były jasnobrązowe. Mały ogródek dodawał uroku temu miejscu.

-To tu- powiedział Adam przy domku z numerem 45.- Może wejdziesz?- zapytał Maxa.

-Z chęcią, jednak muszę już wracać. Dacie sobie później radę?

-Tak. Jeszcze raz dzięki. Odwiedzcie nas kiedyś z Mar. A i dalbyś mi rachunek?

-Spoko. Juz daje -zaczął grzebać gdzieś koło kierownicy. -Proszę i minus dwadzieścia procent rabatu dla przyjaciół.

-Oj nie wyglupiaj się, masz- powiedział przyjaźnie Adam.- Reszta to napiwek.

-Ale przecież...

-Żadnych ale. Do zobaczenia -pomachaliśmy mu i chłopak odjechał. -Zapraszam w moje skromne progi- uśmiechnął się mój chłopak wskazując ręką drzwi.

Zadzwonił dzwonkiem. Nagle przed nami otworzyły się drzwi. Stała w nich matka Adama. Musze powiedzieć, że wyglądała o niebo lepiej od ostatniego razu gdy ją widziałam. Ciemne włosy spływały po ramionach, a brązowe oczy tryskały energią. Na sobie miała błękitną sukienkę do kolan, a na to zielony fartuszek.

-Adam synku!- krzyknęła i zamknęła chłopaka w niedźwiedzim uścisku.

-Mamo... Yyy... Bo... Mnie... Udusisz...- wyjąkał, a ona szybko oderwała się od niego i położyła mu dłonie na ramionach przyglądając się.

-Urosłeś- stwierdziła po dłuższej chwili.- Jejku tak się na ciebie rzuciłam, że całkiem zapomniałam o naszych gościach! Witajcie! Mam nadzieje, że zostaniecie na noc.

-Umm.. Dziękujemy za zaproszenie, ale jeszcze się zastanowimy -uśmiechnęłam się delikatnie.

-Dobrze, ale mam nadzieję, że nie będę słyszała odmowy- odparła i usciskala nas wszystkich.- Wejdźcie i czujcie się jak u siebie w domu.

Weszliśmy do środka. Sciagnelismy buty i udaliśmy się do salonu.

-Mamo kiedy zdążyłaś zrobić remont?- zapytał ze zdziwieniem Adam.

Ściany były przytulnie beżowe. Na środku stały dwie białe sofy i fotel, a w środku stolik kawowy, również tego samego koloru. Na przeciw nas położony został telewizor. Gdzieniegdzie na ścianach powieszone były ramki ze zdjęciami. Salon bezpośrednio był otwarty na zieloną kuchnie.

-Napijecie się czegoś?- zapytała kobieta.- Herbata, woda, sok, kawa?

-Może być sok- powiedziałam. - To ja pani może pomogę.

-Jeśli chcesz- odparła będąc już w pomieszczeniu.

-To my sobie obejrzymy mecz jak prawdziwi mężczyźni, a kobiety pójdą do kuchni- zaśmiał się Adam.

-Hahaha bardzo śmieszne -powiedziałam i Udałam się za kobietą. Gdy przekroczyłam próg poczułam przepiękny zapach.- Mmm... Co pani gotuje?

-Mów mi Emily. Zrobiłam zapiekanke makaronową na kolacje, bo wiedziałam, że przyjedziecie. Chcecie zjeść teraz, czy później?

-Umm może trochę później, bo niedawno jedliśmy na mieście. A tak w ogóle to co u ciebie słychać?

-Eee nic ciekawego. Trochę tu pusto bez chłopców, no ale jakoś daje sobie radę- uśmiechnęła się lekko.- Alex mam prośbę -nagle spoważniała. Hm.. Kobiety umieją w sekundę zmieniać humorki.- Nie skrzywdź Adama. To dobry chłopiec, który naprawdę dużo przeżył. Widzę jak na ciebie patrzy i widzę, że coś między wami jest, więc nie będę się wtrącać, jednak jeżeli masz mu coś zrobić, to lepiej zakończ to teraz, bo jeżeli spróbujesz coś zrobić to pożałujesz. Rozumiesz?! Ty i twoja rodzina. Juz jednego syna mi skrzywdziłaś, a teraz został mi tylko Adaś!

Stałam w szoku przed kobietą, która myśli, że zraniłabym Adama. Chłopaka, który uratował mi życie i którego pokochalam. A do tego sądzi, że śmierć Jacka to moja wina
Przełknęłam głośno ślinę. Nie wiedziałam co powiedzieć.

-Ymm proszę? -właśnie w tym momencie przybiłam sobie face palma w myślach. Uhh po co się w ogóle odzywałaś Alex?

-To co usłyszałaś. Jeżeli nie masz złych zamiarów wobec mojego syna to w porządku. Ale jeżeli go skrzywdzisz, to nie ręcze za siebie.

Okay? Czy ta kobieta mi w tym momencie grozi? Zachowuje się w tym momencie, jakbym była jakąś dziewczyną z mafii, która chce zabić jej małego synka. Czy serio wyglądam na tak groźną?

-Mmusze iść do toalety -wyjąkałam i uciekłam z kuchni do salonu. Okay może to wyglądało podejrzanie, ale boję się tej kobiety. Zobaczyłam chłopaków, którzy zacięcie kibicowali jakiejś drużynie.- Umm Adam? Gdzie jest toaleta?

Odwrócił niechętnie głowę w moją stronę, jednak gdy mnie zobaczył, jego oczy się rozszerzyły, jakby zobaczył co najmniej ducha i szybko wstał.

-Już idę -chwycił mnie jedną ręką w talii i poprowadził schodami do góry. Wskazał drzwi po lewej i wszedł razem ze mną.

-Yyy możesz już wyjść -powiedziałam.

-Al, co się dzieje? -zapytał podchodząc bliżej i ujmując swoją dłonią mój policzek.

-Nic, a co ma się dziać? -odpowiedziałam chyba zbyt szybko.

-Jesteś cała blada- zauważył i założył mi kosmyk włosów za ucho.

-Źle się po prostu poczułam -zmusiłam się na lekki uśmiech. -Wszystko dobrze, naprawdę.

-Skoro tak uważasz. Może przynieść ci jakąś tabletkę?

-Nie, dzięki. Opłukam twarz zimną wodą i skorzystam z toalety. To jak? Wyjdziesz?

-Tak, ale gdyby coś to mów- pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Adam Pov

Odkąd wyszła z moją mamą do kuchni zachowuje się dziwnie. Gdy poprosiła mnie o wskazanie toalety była cała blada, jakby zobaczyła jakiegoś ducha. Gdy po dziesięciu minutach wyszła z łazienki było już trochę lepiej. Chwyciłem ją za rękę i zeszliśmy z powrotem na dół. Edward, Blaise i mama siedzieli już przy stole i jedli zapiekanke wesoło rozmawiając.

-Gdzie byliście tak długo? -zapytała, gdy już siedzieliśmy i nakładałem dziewczynie porcję.

-Alex źle się poczuła i prosiła żebym ją zaprowadził do łazienki -odparłem.

-Ale już wszystko dobrze?- spytała, na co pokiwała lekko głową. -Uuu ale zaczęło lać- skrzywiła się. -Może zostaniecie na noc, bo chyba nie opłaca wam się wracać. Raz że długa droga, a dwa, że niebezpieczna. Ktoś może spać w pokoju gościnnym i Adama. To jak?

Jednak nie my zadecydowaliśmy, bo nagle za oknem usłyszeliśmy głośny huk burzy.

-Ymm... Jeśli to nie będzie problem, to zostaniemy -odezwał się Edward.

-Dobra, to wy dokończcie jeść, a ja pójdę pościelić, bo jest już późno.

Alex Pov

Zostaliśmy sami. Chłopaki jedli zachłannie kolacje, a ja nie tknęłam ani jednego kęsa, tylko grzebałam w talerzu.

-Ej kochanie, czemu nie jesz?- zapytał Adam.- Nie smakuje ci?

-Nie, jest dobre, tylko po prostu nie mam apetytu -spuściłam wzrok.

-Może zrobić ci coś innego? -uśmiechnął się i złapał mnie delikatnie za dłoń na stole.- Oczywiście do jedzenia -spojrzał na bliźniaków, którzy już poruszali dziwnie brwiami.

-Ehh a już myślałem...

-Ty to już lepiej nie myśl -przerwałam mu.

-Hej Alex... Zjedz chociaż trochę, bo będziesz słaba i nie będziesz miała na nic siły.

-Umm... Nie dzięki. Przeżyje jakoś.

-Bo zaraz sam cię nakarmie.

-Ale ja naprawdę nie jestem głodna -jęknęłam i chwyciłam za widelec. Wzięłam pierwszy kawałek i powoli przełknęłam. W sumie nie było to aż takie złe, aczkolwiek już ostygło i było zimne. Na szczęście uratowała mnie matka Adama, która przyszła do kuchni i oświadczyła żebyśmy sobie wybrali pokoje. Całą czwórką udaliśmy się na górę.

Cześć i czołem!

Mam kilka spraw do Was :)

1. Wszystkiego najlepszego wszystkim dziewczynom z okazji dnia kobiet!

2. Dziękuję Wam, że dobiliście 5,9 tys wyświetleń <3 i 668 gwiazdek! Jesteście naprawdę kochani!!!

3. LBA będę zamieszczać na nowej historii, którą niedługo dodam, bo mam za dużo nominacji, a na opowiadaniu to tak trochę zaśmieca :)

I chyba tyle. Do następnego rozdziału :)

Ściecha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro