Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Skierowaliśmy się do mojego pokoju, aby nikt nam nie zawracał głowy i żebyśmy mogli spokojnie pogadać. Usiedliśmy na łóżku. Zapadło głuche milczenie.

-Dziekuje -odparł ze smutkiem Jack.

-Za co? -zapytałam.

-Za wszystko. Gdyby nie ty... Znienawidziłbym brata, który tak naprawdę teraz nie wiadomo czy żyje.

Spojrzałam na niego. Widać że chciało mu się płakać, ale nie chciał rozbeczeć się przy Blaisie, bo obawiał się jego reakcji.

-Blaise mam prośbę.

-Tak?

-Mógłbyś zostawić nas samych? Byłabym ci naprawdę wdzięczna.
Spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja popatrzyłam na niego mrugając oczami.

-No Dobra, do zobaczenia. -powiedział i wyszedł.

Spojrzałam na Jacka. Miał spuszczoną głowę.

-Nie bój się płaczu. Czasami w każdym coś pęka.

Spojrzał na mnie. Z jego oczu wypłynęły łzy. Siadłam obok i go przytuliłam. Objął mnie swoimi rękami.
-Dziękuję. -powiedział. -Za to, że jesteś. Gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobił. A co jeżeli on nie żyje? Nie wyobrażam sobie życia bez niego.

-Na pewno żyje.

-Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć.

-Może i tak. Ale przynajmniej wiemy gdzie on jest i dyrektor się na pewno tym zajmie. A teraz lepiej idź już spać bo jest naprawdę późno.

Wstał i już miał wyjść, gdy zwrócił głowę i zapytał

-Alex?

-Tak?

-Mógłbym u ciebie spać, bo widać że płakałem, a...

-Tak możesz -uśmiechnęłam się do niego. -Tylko nie masz piżamy, ale czekaj chyba w kufrze mam jakieś rzeczy Eda i Blaisa, więc coś może będzie dobre.

Wyjęłam jakiś podkoszulek i spodenki. Rzuciłam je chłopakowi

-Dzięki.

Ja byłam już dawno przebrana, więc skierowałam się do drzwi, aby brunet mógł się spokojnie przebrać. Po chwili weszłam już do pomieszczenia. Jack już się przebrał i leżał w łóżku. Położyłam się obok niego. Patrzyliśmy sobie w oczy. Mmm te jego śliczne piwne prześwitywały mnie na wylot.   Zagłębiłam się w nich na moment. Po chwili jednak zmęczona odwróciłam się na drugi bok i już chciałam zasnąć, gdy chłopak przybliżył mnie i zamknął w szczelnym uścisku.
To teraz już na pewno nie zasnę. Jednak myliłam się,  bo morfeusz szybko zabrał mnie do swojej krainy.

-Pobudka śpiochu!!- usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Tym kimś był Blaise, który gdy nas zobaczył wściekł się -Spaliście ze sobą?

No tak może to wyglądało dziwnie, że ja i Jack śpimy w jednym łóżku i do tego się przytulamy, no ale cóż.

-Zamknij się, bo go obudzisz.

-No i Dobrze. Właśnie taki mam zamiar.

Wziął poduszkę i zaczął bić nią Jacka.

-Ej o co chodzi? -zapytał zaspanym głosem chłopak -Ej nie bij mnie co ja ci takiego zrobiłem?

-Spałeś z moją siostrą!!

-Nie spalem. Spałem obok niej.

-Kłamiesz. I nie zbliżaj się więcej do niej, bo pożałujesz.

-Grozisz mi. Hm?  Mimo wszystko i tak będę zbliżać się do Alex czy tobie to się podoba czy nie. A teraz daj mi spokój, bo chce spać.

-Jakbyś chciała wiedzieć Alex to rodzice zaraz tu przyjdą.

-Że co?!

-Dyro napisał do nich list, a oni jako nadopiekuńczy rodzice przyjechali tutaj.

-Jack szybko wstawaj bo je...

Nagle drzwi się otworzyły z hukiem i do pokoju wbiegła mama. Podeszła do mnie i przytuliła. Chyba nie zauważyła Jacka. Potem wszedł ojciec, lecz jemu nie uszedł uwadze chłopak.
-Kto to?! -zapytał ostrym tonem.
Spojrzałam na niego. Widać że się wkurzył. Matka odkleiła się ode mnie i stanęła obok taty. Spojrzeli na mnie i na bruneta pytająco.

-To ja już może sobie pójdę...-powiedział powoli Blaise kierując się do drzwi.

-Nie ma takiej opcji. -powstrzymał go tata. -Ty też jesteś za to odpowiedzialny, bo miałeś się opiekować tą smarkulą.

-Scorpius uspokój się -jęknęła mama.

-Cicho! No więc? Kto to jest?

- Dzień dobry. Mam na imię Jack i jestem chłopakiem Alex.- odparł nie przejmując się konsekwencjami, jakie go będą zapewne czekać Jack.

-Twój... że co?

-Tak jesteśmy z Alex od kilku dni.
Wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni, a on szturchnął mnie delikatnie łokciem żebym udawała niezaskoczoną.

-Że wy... Razem? -wydukał zdziwiony Blaise.

-Tak.

-Czemu mi nic nie powiedziałaś?

-A po co TY masz to wiedzieć?

-Ogarnijcie się -warknął ojciec.

-No, ja nie mam się z czego ogarniać. -nie poznawałam samej siebie. Ja zaczęłam sprzeciwiać się rodzicom. W moim przypadku to całkowita nowość.- To wy się chyba macie ogarnąć. Wtrącacie się w moje życie jakbym była małą dziewczynką, a jakbyście nie zauważyli mam piętnaście lat. A tak w ogóle to kto wam pozwolił wejść do mojego pokoju i się na mnie wydzierać. Wyjdźcie w tej chwili!!

Spojrzeli na mnie jak na wariatkę. Jak oni mogli. Tak mnie upokorzyć. Wtrącają się we wszystko w moim życiu. Ale dość tego.

-O nie, nie wyjdziemy stąd póki nam wszystkiego nie wytłumaczysz!- postawił się tata.

-Ach tak? Więc jeżeli wy nie chcecie wyjść, to ja wyjdę.

Jak powiedziałam, tak zrobiłam. No trudno, zostawiłam Jacka na pastwę losu. Jego problem

Wlekłam się po korytarzach szkoły, aż do bramy głównej, gdzie wyszłam na błonia. Skierowalam się na wschód w stronę mojego ulubionego miejsca, o którym chyba nikt nie wie. Położyłam się nad brzegiem rzeki na piasku, pod średniej wielkości drzewkiem. Gdy byłam młodsza przechodziłam tu, aby się wypłakać, lub pomyśleć. Dziś chciałam chyba to pierwsze.

Mam dość. Odkąd skończyłam dziesięć lat, zaczęli mnie bardziej obserwować i kontrolować. To było przytłaczające. Za to ich nie lubiałam.Szkoda, że nie ma tu dziadka Harrego. Tak w sumie to najbardziej z całej rodziny uwielbiam właśnie jego. Rozumie mnie jak nikt inny, pomaga mi przezwyciężyć swoje słabości, których kiedyś miałam naprawdę dużo. Dawno go nie widziałam. Tęsknię za nim i najchętniej pogadałabym z nim. No, ale będę musiała poczekać do świąt, czyli jeszcze cztery miesiące.

Zamknęłam oczy. Chciałabym stąd zniknąć, wyparować. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Ciepły wrześniowy wiatr powiał mi włosy. Nagle usłyszałam  że ktoś idzie w moją stronę. Modliłam się w duchu żeby nie był to nikt kogo znam, bo nie mam ochoty z nikim gadać. Odwróciłam głowę.

Ujrzałam chłopaka w podobnym wieku co ja. Miał ze mną niektóre zajęcia. Miał blond włosy i błękitne Jak morze oczy. Należał do Hufflepuffu. Na sobie miał czerwono czarną koszulę i czarne rurki. Chyba mnie wcześniej nie zauważył, bo gdy spojrzał na mnie zdziwił się bardzo.

-Mogę się przysiąść?

-Jasne.

Hejo
Od razu mówię, iż rozdziały będą dodawane nieregularnie becouse mam szkołę i czasem nie mam po prostu czasu, albo weny. Jednak to co mogę obiecać to to że będą dodawane raz w tygodniu i postaram się żeby każdy rozdział miał powyżej 1000 słów. To tyle chyba z ogłoszeń parafialnych. Liczę na wasze ⭐⭐ i opinie
Ściecha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro