Rozdział 2
Jednak nie było mi dane odpocząć, bo moje współlokatorki zaczęły do mnie gadać.
-Jak ty to zrobiłaś? -zapytala niska ładnie mówiąc puszysta dziewczyna.
-Normalnie -odpowiedziałam. -hokus pokus czary mary.
-Powtarzasz rok? -spytał największy plastik jaki dotąd widziałam, nie licząc mojej kuzynki.
Siadłam Po turecku. Dziewczyny patrzyły się na mnie jak na ducha.
-Nie, nie powtarzam roku. Skąd takie przypuszczenia?
-No bo umiesz czarować, a jak widzisz dopiero tu przyjechałyśmy i większość w ogóle nie umie czarować, a ty umiesz. Więc jak?
-A no tak. Bądźmy najpierw uprzejme, a potem dodatkowe pytania. Nazywam się Alex Malfoy.
Dziewczyny wystrzeżyły na mnie oczy, tak że prawie im gały wyleciały.
-A jednak się nie przesłyszałyśmy- zawołała ta trzecia. Miała na sobie ogromne szkła i aparat na zębach. Jej brązowe włosy były spięte w kucyka.
-A wy to?
-Cornelia Williams -powiedział plastik. Przepraszam was, ale nie dam rady jej inaczej nazywać.
-Mery - uśmiechnął się chomik.
-Jennifer -odparł kujon.
Zaczęły opowiadać o sobie. Cornelia jest z rodziny mugoli, Mery jest półkrwi, a Jennifer jest czysta, tak jak ja.
-Twoi bracia to Ed i Blaise? -zapiszczała Cornelia.
-Taa, a co?
-Moglabym do ciebie kiedyś przyjść.
-Nie.
-Dlaczego?
-Plastikom do mojego domu wstęp wzbroniny.
Popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
-Jesteś wredna- mruknęła i obrażona wyszła z pokoju razem z przyjaciółkami.
Nagle ktoś zapukał do drzwi i bez pozwolenia wszedł. Ujrzałam Blaisa, który wpatrywał się we mnie.
-Co żeś zrobiła tej lalce? -zapytał.
-Powiedziałam jej że jest plastikiem.
-Ooo to żeś poszalała. Wiesz że mogą cię wyrzucić z pokoju, jeśli napiszą list do dyrektora z prośbą o przeniesienie i on to zaakceptuje?
-I gdzie wtedy będę mieszkać?
-Nie wiem. Jeszcze takiej sytuacji nie było, ale wiesz zawsze możesz wprowadzić się do mnie i do moich kumpli. Przyjmą cię z otwartymi ramionami.
-Hahaha bardzo śmieszne. My tu gadu gadu, a na dworze jest jeszcze widno i w miarę ciepło. Choć po chłopaków i oprowadzicie mnie po okolicy.
-Oki.
Zeszliśmy do lochów pod pokój wspólny ślizgonów. Blaise poprosił jednego chłopaka, aby zawołał Eda i Jeffa.
Po chwili przyszli i razem wyszliśmy na błonie. Słońce świeciło dziś bardzo mocno, więc mimo późnej pory jeszcze grzało. Leżeliśmy na trawie rozmawiając na różne tematy.
-Alex powiedziała dziś do dziewczyny, że ta jest plastikiem. -powiedział z uśmieszkiem mój brat, za co skarciłam go wzrokiem.
Wystrzeżyli na mnie oczy, a ja lekko się zaczerwieniłam. Opowiedziałam im Po kolei co się stało.
-Ooo widzę drodzy koledzy, że macie branie.-uśmiechnął się do bliźniaków Ben podnosząc i opuszczając brwi w zabawny sposób. -I do tego jeszcze pierwszoroczniaczek. Nieźle.
-Przynajmniej jakieś mamy. Nie to co ty.-odpyskował mu Ed.
-Ja mam Alex. I Dobrze mi z tym.
Wybałuszyłam na niego oczy. Przecież my nie jesteśmy razem. O co mu chodzi? Chłopaki też się zdziwili i pytająco spojrzeli na przyjaciela.
-No co? -zapytał zdezorientowany.
-Alex i ty... -zaczął Blaise, ale mu przerwałam mówiąc nie.
Oczywiście strzeliłam buraka.
-A o to wam chodzi. Chodziło mi, że wystarczy mi Alex jako przyjaciółka -wyjaśnił, też się czerwieniąc bo chyba nie wiedział wcześniej co mówi.
-Ale z was buraki!
Bliźniaki zaśmiali się. Ed przytulił mnie, a ja popatrzyłam na Jeffa, który spuścił wzrok.
-Dobra, dobra chodźmy już bo jeszcze musimy się przygotować do zajęć.
Wróciliśmy do zamku, a następnego dnia zaczęły się lekcje.
Mijały dni, tygodnie, miesiące, aż nadeszła zima. W wolne południa wychodziliśmy na błonia i biliśmy się śnieżkami lub budowaliśmy bałwana.
Nim się obejrzeliśmy nadeszło Boże Narodzenie i wyjechaliśmy do rodzinnego domu. Tam przywitali nas stęsknieni rodzice.
Pierwszy dzień świąt spędziliśmy w rodzinie Potterów razem z dziadkami, wujkiem Jamesem, jego mugolską żoną i Angelą. W drugim dniu zawitaliśmy do Malfoyów, gdzie byliśmy Tylko my dziadek i babcia, albowiem tata nie miał żadnego rodzeństwa. Jak zwykle w obu tych dniach nie obyło się od prezentów. Tak w sumie dostałam dużo zaczarowanych smakołyków, dwa naszyjniki jeden w kształcie znicza, a drugi miotły. Oprócz tego otrzymałam prześliczną szatę wyjściową, która była na mnie za duża, bo oczywiście musi być na przyszłość i parę mugolskich ciuchów od ciotki.
Po świętach wróciliśmy do Hogwartu. Potem nastała wiosna i pewnego słonecznego dnia wybraliśmy się na mecz quidditcha Slytherin kontra Gryffindor. Zapowiadała się naprawdę interesująca gra, bo te dwa domy walczyły o pierwsze miejsce, a obie były naprawdę dobre.
Po pół godzinie meczu był remis 70-70. Cały czas obserwowałam ścigającego Gryffonów Georga. Był naprawdę dobry i do tego przystojny :3 . Chciałabym kiedyś umieć grać Jak on. Niestety to był jego ostatni rok w hogwarcie. Chodzą plotki, że po szkole będzie grać w drużynie narodowej.
Nagle usłyszałam krzyki. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Luke kapitan drużyny Gryffonów bił się z kapitanem przeciwników Remeusem. Na trawie leżała cała zakrwawiona dziewczyna Luka, Amelia. Była obrońcą Gryffindoru.
-Co się stało? -zapytałam stojącego obok mnie Jeffa.
-Dwaj pałkarze od ślizgonów trafili specjalnie w tym samym czasie Amelie dwoma tłuczkami z obydwu stron. Ta cała zakrwawiona zemdlała i spadła z miotły, a Luke z zemsty bije się z Remeusem.
Spojrzałam jeszcze raz na boisko. Nauczyciele próbowali rozdzielić chłopaków, a pani Agatha, która prowadzi skrzydło szpitalne już zajęła się Amelią.
Mecz skończył się remisem i nikt w tym roku nie wygrał pucharu.
W czerwcu oczywiście musiały zacząć się egzaminy, których profesorowie nie mogli sobie odpuścić, bo byłby koniec świata.
Myślę, że Dobrze mi poszły.
Jutro będzie uroczyste zakończenie roku. Szkoda, bo nie chce mi się wyjeżdżać. No, ale trudno. Weszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko zmęczona wszystkimi egzaminami.
Nagle do pokoju wszedł Blaise i położył się obok mnie. Zaczęliśmy rozmawiać o egzaminach. Śmialiśmy się, że na pewno nie będziemy mieli gorzej od Angeli. Nagle do pokoju wparowały dziewczyny w chyba nie za dobrych humorach.
-Aaaa chłopak -wrzasnęły.
-Nie, to tylko Blaise -odparłam przewracając oczami.
-A ja nie jestem chłopakiem? -zapytał.
-Siedź cicho. Próbuję jakoś załagodzić sytuację.
-Nie mów do niego w ten sposób -odezwał się plastik, który był zakochany w moim bracie.
-Bo co? Bo powiem mu, że się w nim zakochałaś i na suficie baldachimu masz jego zdjęcie bez koszulki?
Zaczerwieniła się okropnie, a ja wyszczerzyłam swoje białe zęby w jej kierunku.
-Skąd wiesz?
-Oj a czego ja nie wiem. Jeżeli wszystkie gadacie przez sen.
-Jesteś wredna. Chodźcie idziemy stąd.
I poszły zostawiając nas samych. Blaise zszedł z łóżka i zaczął chodzić po pokoju i zaglądać pod baldachimy dziewczyn.
-O jest- powiedział ucieszony. - Faktycznie jestem bardzo przystojny. Gdybyś nie była moją siostrą to byś na pewno chciała być moją dziewczyną.
-Taaa marzę o tym w dzień i w noc.
Po godzinie rozmowy poszedł, a ja zasnęłam.
Następnego dnia odbyła się uczta. Wieczorem zeszłam na dół na uroczyste zakończenie roku. Sala udekorowana była na czerwono i złoto -barwy Gryffindoru. Gryfoni zdobyli puchar domów, na co Jeff i Ed nie byli zadowoleni. Usiedliśmy na miejsca. Dyrektor wygłosił przemówienie jak zawsze i zabraliśmy się za ostatnią w tym roku ucztę.
Nim się obejrzałam przyszły wyniki. Ze wszystkiego miałam Wybitne oprócz z zielarstwa, które nie szło mi za Dobrze i dostałam powyżej oczekiwań.
Nasze kufry były już spakowane i następnego dnia zaczęły się wakacje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro