Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

-... Serio obrzuciłeś go smoczą kupą? Fuuuj. Jesteś okropny.

-Oj nie przesadzaj. Bywały gorsze sytuacje, jak na przykład...

-Wybacz, ale nie chce ich znać.

-Twój wybór.

Już od ponad godziny zadawalismy sobie nawzajem pytania i opowiadaliśmy różne dziwne historie z naszego życia. Aby żadne z nas nie kłamało ustaliliśmy na środku fałszoskop. Adamowi kilka razy pikał. Na początku pytania były w miarę normalne np ulubiony kolor, drużyna quidditcha itp. Później jednak zaczęły się pojawiać trudniejsze i co raz bardziej głupie. Boże z kim ja żyję.

-To teraz twoja kolej -mruknął chłopak.

-Ile razy się całowałeś.

-100.

Nagle fałszoskop zaczął buczeć. Spojrzałam na Adama podnosząc jeden kącik ust.

-No dobra 50.

Dalej piszczał.

-20.

W żadnym wypadku nie chciał przestać.

-10.

Oj widać, że tu ktoś lubi kłamać. No nie ładnie, nie ładnie.

-Dobra wygrałaś. Nigdy się nie całowałem.

Maszyna zgasła, a ja popatrzyłam zdziwiona na chłopaka. Adam? Ten dupek, głupek, laluś, cymbał, debil Adam White nigdy się nie całował? On? To niemożliwe, no ale jednak fałszoskop nie zapiszczał. Czyżby on mówił prawdę? No faktycznie nie był za miły, ale był przystojny. Czyżby świat oszalał i dziewczyny zaczęły patrzeć na wnętrze, a nie na wygląd człowieka?

-To teraz ty.

-Lubisz mnie?

-Nie- odparłam zdecydowanie, jednak głupi przedmiot zapiszczał. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.- No może trochę.

-Ok. To teraz ty.

-A czy ty mnie lubisz?

-No może trochę...

Zapiszczał.

-No dobra Lubie Cię.

Znowu wydał dźwięk.

-Ja...

-Wkręcamy się na imprezę! - zawołał wchodząc do pokoju Blaise z resztą chłopaków. W rękach trzymali różnego rodzaju słodycze i napoje.

Po chwili wszyscy siedzieliśmy juz na ziemi w kółku. Jack usiadł okrakiem za mną i przytulił mnie do swojego torsu opierając brodę na moim ramieniu.

-No to jak spędziliscie dzisiejszy dzień w przyjaźni -zapytał mnie i Adama, Edward.

-Oglądaliśmy film i Adam nawet się nie wzruszył jak Augustus umierał- poskarżyłam się.

-Jak mogłeś? Przecież on był na pewno taki przystojny -zaśmiał się Jeff.

-Robicie sobie w tym momencie ze mnie jaja?! -krzyknęłam oburzona.

-Nie kochanie. Nie śmielibyśmy tego zrobić.-pocałował mnie w policzek Jack.

-Ja wychodzę.

Próbowałam się podnieść jednak ręce mojego chłopaka zatrzymały się na biodrach i pociągły mnie z powrotem na ziemię.

-Puszczaj!!

-Ciiiichutko ciii -zabuczał mi do ucha.- Na pewno ten Augustus nie był aż tak przystojny jak ja, więc nie masz co po nim płakać.

-A właśnie że był.

-Oj braciszku, to ci pocisła -uśmiechnął się Adam.

-Nie szczerz się tak, bo od ciebie tym bardziej był przystojniejszy.- burknęłam.

-Wiesz, że w tym momencie grabisz sobie młoda? -zapytał podnosząc jeden kącik ust do góry.

-Oj już się was boje.

Po chwili poczułam czyjeś ręce na talii. Nagle ktoś mnie podniósł i rzucił na łóżko. Dwie pary rąk zaczęły mnie gilgotać.

-Pu... Pu... Puszczajcie!!!

-Najpierw powiedz że jestem przystojniejszy od tego Augustusa- usłyszałam nade mną głos mojego chłopaka, który zapewne szczerzył się jak głupi do sera.

-No... tak... Okay... Tylko prze... przestańcie.

Przestali. Nareszcie. Odetchnęłam z ulgą. Wszyscy szczerzyli się do mnie, a najbardziej Adam, który podpierał się jednym bokiem o szafę.

-Jesteście okropni!

-I za to nas kochasz -cmoknął w powietrzu Blaise.

-Fochne się na was.- zagroziłam co było błędem.

-Wiesz że to słowo ma dwa znaczenia -brat mojego chłopaka zaczął unosić i opuszczać brwi w śmieszny sposób.

-Wy zboczeńcy! -krzyknęłam, co również było błedem bo ktoś zapukał do drzwi. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się dzisiaj nikogo.

-Otwarte!- zawołałam, na co do pokoju wszedł pan Weasley. Zlustrował nas wszystkich wzrokiem.

-Ja nie chce wiedzieć co tu się wydarzyło -powiedział w końcu.

Nagle zdałam sobie sprawę, że przez gilgotki chłopaków miałam całe rozczochrane włosy i leżałam na łóżku, a obok mnie siedzieli Jeff i Jack. Okay. To mogło wyglądać dwuznacznie.

-To nie to o czym profesor myśli - odparłam widząc przerażone miny moich towarzyszy.

-Pięciu na jedną. No kto to widział. Zero wychowania. Rodzice was nie nauczyli w domu? A potem będzie wina szkoły, gdy się coś stanie...

-Panie profesorze, ale to nie tak.

-Nie przerywaj mi Alex. Już rozumiem gdybyście robili coś pięć na pięć. Ale na Alex? Nie dość że jedna to jeszcze młodsza.

-Panie profesorze, ale my nic tutaj nie robiliśmy.

-Nie róbcie ze mnie debila. Przecież widzę, że biliście się na poduszki.

Spojrzelismy wszyscy na niego zdezorientowani. Ale... O czym ten gościu do nas mówi? Jemu nie chodziło mu... Oh my god.

-Oh, no trudno. Złapał nas profesor na gorącym uczynku. Jest pan bardzo spostrzegawczy- rzekł aktorsko Ed.

-Dobra, dobra nie przyszedłem tu żeby z wami dyskutować o tym co robicie tylko o tygodniu mugoli. Jak sami wiecie jesteście u mnie w grupie. Dołączą jednak do was jeszcze dwie osoby, bo musi być was osiem. Tą osobą będzie puchon Lukas i wasza kuzynka krukonka Angela.

-Nie!- krzyknęłam -Panie profesorze tylko nie ona. Wszystko tylko nie ona. Proszę. Niech profesor to jakoś odwoła, tylko proszę nie z tym potworem.

-Uspokój się Alex. Nie ma innego wyjścia. Będziecie w ósemke i koniec. Będziemy mieszkać w dwuosobowych pokojach.

-To jak tak to ja chcę z Jackiem w jednym.

-Dziewczynki z dziewczynkami, chłopcy z chłopcami- uśmiechnął się.

-No chyba sobie pan w tej chwili ze mnie żartuje -powiedziałam chyba za głośno, ale nie obchodziło mnie to. On chciał nas dać do jednego pokoju! Mnie i tą zołze!

-Malfoy, czy ja wyglądam na mężczyznę, który żartuje?

-Um... Tak?

-Hm... No racja. Ale w tym przypadku akurat nie.

-A nie mogę chociaż spać z braćmi?

-Nie.

-Proszee...

-Nie.

Oj nie. Ja z tą zdzirą nie będę spać w jednym pokoju. Podeszłam do biurka i wyjęłam z niego biały pergamin. Usiadłam na krześle i zaczęłam pisać list.

-Co ty robisz? -zapytał pan Weasley.

-Pisze list do rodziców.

-Po co?

-Aby oznajmić im że boje się sama spać w pokoju bo ktoś może mi coś zrobić i żebym mogła spać z którymś z chłopców.

Czułam spojrzenia wszystkich zgromadzonych na mojej osobie. Nastała głucha cisza, którą przerywało ciche skrobanie pióra.

-No dobra. Możesz spać z Blaisem.

-A czemu nie ze mną? -zapytali jednocześnie Ed, Jack i Jeff. Adam parsknął śmiechem.

-Jack i Jeff nie jesteście jej rodzeństwem, a Edward, no cóż Blaise jest bardziej odpowiedzialny.

-To nie... No dobra.

-No, wiec mamy wszystko załatwione. Będziemy mieszkać w domku letniskowym na wsi. Tak wiem, wolelibyście pewnie jakieś duże miasto, w którym można chodzić po sklepach, no ale niestety. Aha i zostaną wam odebrane różdżki przed wyjazdem.

-Co?!- krzyknął Jeff.- To jak my niby mamy się bronić, gdy coś nam będzie zagrażać?

-Tak jak mugole.

-Czyli?

-A skąd ja mam to wiedzieć. Zapytaj profesor Murgatroid, to się dowiesz. No, a jak już pewnie wiecie siódmego dnia pojedziemy do Londynu na zakończenie tego wspaniałego tygodnia. Macie jeszcze jakieś pytania?

-Nie.

-To ja już sobie pójdę i nie będę wam przeszkadzał. Do zobaczenia.

Wyszedł zostawiając nas samych.
-To my juz może sobie pójdziemy co nie Adam?- powiedział Ed powoli wstając.

-Taaa. To do jutra.

-My też już będziemy się zbierać- odparł Blaise.

-Pa słonko. Miłej nocy. -Jack podszedł do mnie i pocałował w czoło.

-Dobranoc.

Hejka
Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam dużo prezentów pod choinką, szczęścia, ciepłej rodzinnej atmosfery, śniegu w zimie ;) i wszystkiego co najlepsze.

Ściecha



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro