Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17/cz 2

-Na pewno wszystko wzięliście?- zapytał już chyba po raz setny tego ranka dyrektor.

-Tak panie profesorze.-odpowiedziałem trochę zniecierpliwiony.- Czy możemy już iść?

-Tak, oczywiście.- odparł zestresowany.- Uważajcie na siebie i gdyby coś się działo...

-Tak, poinformujemy pana. Do widzenia i życzymy miłego dnia.-przerwał mu Blaise, może trochę za bezczelnie i ruszył w stronę zakazanego lasu, bo tam miała rozpocząć się nasza podróż.- Ruszcie w końcu te zgrabne tyłki czy mam wam specjalny lisy wysłać?!

-Idziemy, idziemy- odkrzyknal mu Jeff, a potem zwrócił się do mnie- jejciu. Ostatni raz Blaise był tak wkurzony, gdy wylałem mu na głowę czekoladowy pudding, gdy przechodziła dziewczyna, która mu się podobała. Myślałem, że mnie zabije na miejscu, ale warto było, bo ta laska okazała się wredną suką, co za tym idzie. Złamałaby serce naszemu romantykowi.

-Jesteś z rodzeństwem od bardzo dawna, prawda?- zapytałem. Szczerze powiedziawszy poczułem trochę zazdrości, że Jeff znał tak wyjątkowych i przemiłych ludzi od zawsze, a wokół mnie kręcili się źli i kłamliwi.

-No cóż można powiedzieć, że od pierwszego roku w hogwarcie na siebie wpadliśmy. Ja zabłądziłem, a bliźniaki chodzili po zamku, jakby znali go od zawsze. I wtedy na nich wpadłem. Poprowadzili mnie pod wielką Salę i razem udaliśmy się spóźnieni na przydzielenie. Ale potem dostaliśmy wieelki ochrzan.

-O czym plotkujecie?- zapytał Lukas podchodząc do nas.

-O wszystkim i o niczym- uśmiechnął się cwaniacko Jeff.

-Emm a bardziej szczegółowo?

-Nie ważne. Ej widzieliście Blaisa?- Od wczoraj nie widziałem go prawie w ogóle. Dziwne, ale chyba wiem o co mu chodzi.

Obwinia mnie o to, że Alex się cięła. I w sumie ma świętą rację, bo to przeze mnie.

-Idzie sam z tyłu.- wskazał blondyn, a ja spojrzałem uważniej za siebie. Chłopak szedł z małym plecakiem w jeansowych spodniach i czarnej bluzie z kapturem. Głowę miał spuszczoną, a nogi szurały po ubitej dróżce.

-Idę do niego na chwilkę- powiedziałem i juz się odwróciłem, gdy zatrzymała mnie czyjaś ręka na moim ramieniu.

-Adam, on chyba nie chce z nikim rozmawiać. Wiesz... Nie łatwo jest stracić kogoś bliskiego...

-I ty mi to mówisz?- zadrwiłem lekko z chłopaka.- Wiem jak się teraz czuje i wiem jak się zachować, bo sam byłem w jego sytuacji. Jeśli powie żebym odszedł- Odejdę. Ale na razie dajcie mi święty spokój i nie przestrzegajcie mnie co mam robić.

Nie czekając na ich odpowiedź ruszyłem w stronę smutnego przyjaciela. Bo chyba tak go mogę nazwać, co nie?

-Hej- uśmiechnąłem się do niego lekko, gdy byłem już przy nim.

-No cześć- westchnął ciężko i dalej szedł ciężkim krokiem. Osoba trzecia mogłaby pomyśleć, że został z niego tylko wrak człowieka, ale ja wiedziałem, że w głębi serca ma naprawdę dużo nadziei.- Przyszedłeś tak jak tamci mnie pocieszyć?- wskazał ruchem głowy na smiejacych się przed nami chłopaków.- Uprzedze cię, że ci się to nie uda.

-Wiem. Dlatego nie próbuję. Chcę ci tylko powiedzieć przepraszam. Wiem, że to jedno słowo nie wystarczy i nie zwró...

-Zaraz, zaraz? O czym ty mówisz i za co mnie przepraszasz?

-No za to, że przeze mnie Alex się Pocięła i ją porwali.

-I ty myślisz, że to twoja wina i na dodatek, że cię obwiniam? Po pierwsze porwanie nie jest niczyją winą, tylko tych dupkow, którzy to zrobili, a jeśli chodzi o por... Dlaczego się zatrzymaliście?

Staliśmy przed zaczarowanym lasem. No tak. Pierwszy punkt naszej wyprawy. Przez trzy jeziora, dwa lasy i jedną rzekę przejdź. Czyli jeden las będziemy mieli zaliczony. A to dopiero początek naszej wyprawy...

Alex Pov
Czułam ból na nadgarstkach i brzuchu. Przygryzłam suchą wargę. W gardle paliło mnie od braku wody i pożywienia. Otworzyłam powoli oczy. Było ciemno jak nie powiem gdzie. Po chwili jednak moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Siedziałam przywiązana grubymi sznurami do niewygodnego krzesła.
Rozglądnęłam się dookoła. Obok mnie siedział Edward, który spał. I również był przywiązany. Jego twarz była posiniaczona i krwawiła w niektórych miejscach.

-Ed, Ed obudź się.- zaczęłam szeptać do brata, bo bałam się powiedzieć coś głośniej.- Edward! Proszę obudź się!

-Mamo daj mi jeszcze pięć minut- jęknął.

-Ed gdzie my jesteśmy?- załkałam.

-Al?- zapytał zaspanym głosem.- Gdzie my jesteśmy? Alex czemu ja jestem przywiązany?

-Nie wiem. Dopiero się obudziłam.

-Alex nie płacz. Będzie dobrze. Tylko Um... Musze się rozwiązać.

Edward zaczął się wyrywać spod węzłów, lecz na marne. Po kilku minutach opadł zmęczony.

-Nie dam rady- wysapał.

Nagle usłyszeliśmy jak ktoś chodzi nad naszymi głowami. Cokolwiek to było, właśnie zmierzało na dół. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich on... Ben Lestrange. Jejku czy oni nie mogliby dać se siana i zostawić nas w spokoju? A tak w ogóle to jak on uciekł z Azkabanu?

-No witam, witam. Widzę, że ktoś tu się obudził- uśmiechnął się, a w jego policzkach zobaczyłam rysy, które sama mu niegdyś zrobiłam.- Dawno się nie widzieliśmy, co nie Alexandro?- zacisnęłam usta w wąską linie, żeby nie dać się wyprowadzić z równowagi.- Och, no przepraszam. Zapomniałem, że nie lubisz jak się do ciebie zwraca pełnym imieniem Alexandro.- Wdech, wydech, wdech, wydech...- No widzisz... Najpierw straciłaś jednego brata, a teraz będziesz patrzeć jak umiera drugi. Cóż za zbieg okoliczności.

-Nie waż się go tknąć harłaku!- krzyknęłam nie panując nad swoimi emocjami. I to był błąd.

-Nie ładnie, nie ładnie- zacmokał i zaczął kręcić głową na boki.- Zapamiętaj, że za takie odzywki jest kara.- wycelował rożdżką w Edwarda- Cruciatus!

Mój brat zaczął się wierzgać i trząść. Z moich oczu poleciały łzy.

-Nie! Proszę zostaw go! Przepraszam!- krzyczałam, aż w końcu przestał. Spuściłam wzrok na podłogę. Hm... To drewno wydawało się wtedy naprawdę interesujące.

Podszedł do mnie i chwycił moją twarz w swoje wielkie, obślizgłe łapy.

-Mam nadzieję, że zrozumiałaś nauczkę. Jedno "ale" a twój braciszek znowu dostanie. Rozumiesz?

-Tak.

-Tak co?!

-Tak, rozumiem.

-Panie.

-Tak rozumiem panie.

Zaśmiał się jak jakiś psychopata i poklepał mnie po policzku.

-Grzeczna dziewczynka. A teraz wybaczcie, ale mam spotkanie z waszym dziadkiem.

I wyszedł zostawiając nas samych.

-Edward, nic ci nie jest?- zapytałam cały czas cicho łkając.

-Jest okay- wychrypiał.

-Nie, nie jest okay. Musimy się stąd jakoś wydostać.

-Stąd nie ma ucieczki- usłyszeliśmy męski głos dodchodzący z każdej strony...

No hej hej hej!
Co raz to więcej wyświetleń jest u naszej Alex! Wiem, że dawno nie było rozdziału, ale nie miałam na niego pomysłu. Mam nadzieję, że się wam podoba, bo mi nie za bardzo :(

Ps Zostawcie duuuużo gwiazdek z okazji moich urodzin, które są jutro, ale chyba nie zdążę napisać go tak szybko :)

Ściecha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro