Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Obudziłam się w jakimś dużym pomieszczeniu. Bolała mnie strasznie głowa. Obok mojego łóżka siedział zatroskany Ed. Z korytarza dobiegały jakieś wrzaski. Chłopak spojrzał na mnie.

-Alex...

-Gdzie ja jestem, co ja tu robię i skąd dochodzą te krzyki? -zapytałam na jednym tchu.

-Jesteś w skrzydle szpitalnym. Upadłaś i roztrzaskałaś sobie głowę. Te hałasy to Blaise, który powstrzymuje Jeffa i Jacka, którzy chcą tu wejść. Jest na nich wście...

Nagle dwaj chłopacy podbiegli tuż obok mojego łóżka, a za nimi przybiegł mój brat. Jack przybliżył się do mnie i swoją ciepłą dłonią ujął moją twarz.

-Alex ja przepraszam. Ja kocham cię...

-Puszczaj ją!!- krzyknął Blaise popychając chłopaka, jednak ja przytrzymałam go przy sobie Jak najbliżej. Tęskniłam za jego czułym dotykiem.

-Nie... -szepnęłam.

-Co? Jak możesz jeszcze go bronić, po tym co ci zrobili!- krzyknął zdenerwowany Blaise- Mogłaś się wykrwawić na śmierć gdyby nie ten Puchon, który przechodził tamtędy i cię tu przyniósł w czasie gdy ci debile się bili.

-Jaki puchon?

-Nie wiem jak się nazywa. Wysoki, jasne włosy. Chyba z twojego roku- odparł.

-Lukas -szepnęłam.

-Kto? -spytał z ciekawości mój brat.

-Nie ważne.- odparłam. -Moglibyście mnie zostawić, bo chciałabym zasnąć.

-Okay. Już idziemy- powiedział Ed. -No chłopaczki zbieramy się. W S Z Y S C Y Jack.

-Zostanę jeszcze chwilkę z nią.- rzekł ze smutkiem w głosie, ale z pewnym zdecydowaniem i upartością mój chłopak.

-Ona coś mówi więc uszanuj jej wolę - syknął Jeff.

-Niech zostanie, ale wy idźcie- poprosiłam.

Na reszcie wysłuchali mnie i wyszli. Jack przybliżył stołek i usiadł obok mnie. Chwycił moją rękę i zaczął delikatnie rysować na niej kółka. Patrzył na mnie ze smutkiem i jednocześnie troską. Nie ukrywam podobało mi się to choć nie wiem czy powinno.

-Al... Ja cię naprawdę przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Ja... Ja nie chciałem żeby to tak wyszło. Chciałem bronić brata, a tak naprawdę nie pomyślałem o tobie. Zachowałem się jak gnojek. Ja naprawdę cię przepraszam. Kocham cię Alex i wiedz, że nic ani nikt tego nie zmieni. Jeżeli mógłbym coś dla ciebie zrobić...

-Pocałuj mnie -poprosiłam.

Chłopak spojrzał na mnie analizując w głowie moje słowa. Po chwili jednak oparł ręce po obu stronach głowy i powoli złączył nasze usta w czułym pocałunku. Był przy tym taki delikatny. Jakby bał się że może mnie rozbić Jak szkło czy porcelanę.

Ktoś nam jednak bezczelnie przerwał swoim chrząknięciem.
Odwróciliśmy głowy w tamtą stronę.

Na środku sali stał nie kto inny jak Adam z założonymi na piersi rękami.

-No, no, no widzę że ktoś tu się pogodził. Kochani, nie przeszkadzajcie sobie. Poczekam aż skończycie.

-Już skończyliśmy -bąknęłam.- Czego chcesz?

-Chciałem tylko wiedzieć Jak się czujesz.

Spojrzałam na niego. Chłopak ewidentnie jest naćpany albo robi sobie ze mnie jaja.

-Ty... Chciałeś się zapytać Jak się czuje?

-Tak. To dziwne?

-Troche?

-Oj już nie przesadzaj. Przecież mogę ci wybaczyć to, że byłaś dla mnie niemiła -puścił mi oczko. Tak on zapewne drażni się ze mną. Ale nie wygra tak łatwo.

-Jack, słabo mi- jęknęłam mrużąc oczy. Chłopak od razu zwrócił na mnie uwagę i zaczął głaskać moje czoło mówiąc mi miłe słówka.

-Napij się wody- poradził podając mi szklankę. -A ty Adam lepiej idź stąd.

-Wyganiasz mnie? -zapytał zaskoczony.

-Tak. Alex musi odpocząć, więc jakbyś mógł opuścić to pomieszczenie teraz. -powiedział to tak pewnym głosem, że aż Adamowi szczena opadła. Widać że mój chłopak nigdy nie sprzeciwiał się bratu. W głębi ducha cieszyłam się z mojej wygranej z tym cwelem. Jeszcze nie raz mam nadzieję, że poczuję tą satysfakcję.

-Jak sobie chcesz. Tylko żeby ta laska nie zakręciła ci w głowie i nie popsuła naszych relacji. Do zobaczenia.

-Cześć.

I wyszedł zostawiając nas znowu samych.

-Lepiej się połóż i idź już spać, bo jesteś naprawdę zmęczona -powiedział. Ugh on tak słodko wygląda jak się martwi.

-Jack?

-Tak?

-Zostaniesz ze mną?

-Zawsze.

Zamknęłam oczy. Czułam się przy nim tak bezpiecznie, jak przy nikim innym. Był taki opiekuńczy i troskliwy. Cieszę się że go poznałam.

Chłopak zaczął głaskać moją głowę. Mmm... był przy tym taki delikatny. Wydałam z siebie ciche mruknięcie. Po chwili jednak morfeusz zabrał mnie do swojej krainy snów.

Obudziłam się i rozejrzałam wokół. W pokoju panował półmrok, a na krześle siedział Jack powoli przysypiając.

-Jack- szepnęłam, na co chłopak szybko się ocknął. -Chodź i połóż się obok mnie bo tam ci jest niewygodnie.

-Al, ale przecież się nie zmieścimy- zauważył.

-Och myślisz, że jestem taka gruba? -zapytałam udając obrażoną.

-Nie, jesteś idealna tylko...

-Nie gadaj tyle Tylko zrób co ci mówię -przerwałam mu.

-Ugh... No dobra.

Chłopak położył się obok mnie. Wtuliłam się w jego ciepły tors, a on objął mnie ręką i przez chwilę bawił się moimi włosami, lecz mu w tym przeszkodziłam. Wtuliłam się w niego bardziej, bo poczułam zimny powiew wiatru. Nastała głucha cisza.

-Al śpisz?- zapytał po długiej chwili milczenia.

-Nie, a co?

-Nic tak Tylko chciałem zapytać.

-No dawaj. Co cię dręczy lub o czym chciałbyś pogadać.

-Ehh przed tobą jednak nic się nie ukryje. No bo zauważyłem, że ty i Adam no... nie dogadujecie się i chciałbym to jakoś zmienić, bo jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu i nie chce żebyście sobie nawzajem dożerali.

-Okay. Czyli mam rozumieć, że mam pogodzić się z Adamem?

-Tak. Porozmawiam z nim jeszcze o tym. Czyli mogłabyś to dla mnie zrobić?

-Uhhh no dobra. Ale jeżeli on pierwszy wyciągnie rękę na zgodę.

-To może być trochę trudne, no ale jakoś może go namówię. A narazie chodźmy może spać, bo już mi się oczy zamykają ze zmęczenia.

-Oki. To dobranoc Jack.

-Kolorowych snów księżniczko.

~♥~~♥~~♥~~♥~

Dziękuję Wam za te wszystkie gwiazdki ⭐⭐, które dodają mi motywacji do dalszego pisania i za to że ktokolwiek to opowiadanie czyta.

Ściecha♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro