Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Idę za rękę z Jackiem przez całą szkołę. Zazdrosne oczy dziewczyn patrzą na nas i zipią złością. Jednak nie przeszkadza mi to. Jestem szczęśliwa. Mam wspaniałego chłopaka.

Pogodziłam się z rodzicami. Jeff i bracia w końcu zaakceptowali mój związek. Ale najlepsze jest to, że dyrektor znalazł Adama. Leży teraz nieprzytomny w szpitalu świętego munga. Dziś Jack jedzie do niego w odwiedziny. Chciałabym go wspierać w tych chwilach, jednak dyrektor mi na to nie pozwolił.

Podążamy właśnie do jego gabinetu, bo stamtąd mają wylecieć do szpitala. Wypowiedziałam hasło i weszliśmy do środka.

-Dzień dobry- przywitałam się z dyrektorem i jakąś kobietą, która uśmiechnęła się do nas przyjaźnie. Jest w średnim wieku. Jej ciemne włosy uczesane są w wysokiego koka.

-Mamo? -zapytał mój chłopak. -Co ty tu robisz?

-Przyjechałam Po ciebie, bo razem pojedziemy do szpitala.

-Aha. Fajnie. No, to jedziemy?

-Jeśli chcesz, to chodź. Teleportujemy się przed szpitalem.

Jack odwrócił się do mnie i mocno mnie przytulił całując w czoło.

-Niedługo wrócę -szepnął.

-Wiem. Uważaj na siebie.

-Ty też.

Zwrócił się w stronę matki.
-Możemy już.

Kobieta złapała mojego chłopaka za rękę i po chwili już ich nie było.
-Chodzicie ze sobą? -zapytał niespodziewanie dyrektor. Spojrzałam na niego zdziwiona.

-Proszę?

-No ty i Jack chodzicie ze sobą.

-Przepraszam, ale chyba dyrektorzy nie rozmawiają o sprawach prywatnych z uczniami.

-No tak. Ale na korytarzach i przy światkach. W moim gabinecie mogę pozwolić sobie na prywatę i być twoim wujkiem.

-Nie ma takiej potrzeby Panie profesorze. A jeśli pozwoli Pan to wrócę już na zajęcia. Do widzenia.

-Do zobaczenia.

Jack's pov

Znaleźliśmy się pod wielkim starym budynkiem. Widać że był opuszczony.

-Ta dziewczyna, którą przytuliłeś przed teleportacją jest twoja?

-Proszę?

-Czy ta laska jest twoją dziewczyną?

-Tak. Przeszkadza ci to?

-Nie, skądże. Tylko zamiast przejmować się stanem zdrowia twojego brata ty szlajasz się z jakimiś dziewczynami.

-Ta dziewczyna o mało co nie dostała avadą od fałszywego Adama i to ona odkryła, że to nie jest mój brat tylko ten jakiś Bellatrix. I to ona wspierała mnie gdy byłem załamany Po tym jak się dowiedziałem, że Adam to nie Adam. Nie ty. Ona.

Spojrzała na mnie zbita z tropu. W jej oczach widziałem zmieszanie. Nawet jeżeli to jest moja matka to nie ma prawa obrażać Alex. Nikt nie ma. Po moim trupie.

-Idziemy czy masz zamiar tak stać -zapytałem z niecierpliwością.

-A, tak. Chodźmy -obudziła się śpiąca królewna.

Weszliśmy do wielkiego korytarza. Mama pewnie skierowała się w stronę schodów. Szedłem za nią. Zatrzymała się na którymś piętrze i weszła do jakiegoś pokoju. Oczywiście zrobiłem to samo. W rogu sali ujrzałem mojego brata. Był blady. Jego ciało całe w bandarzach przykrywała wyblakła, niebieska kołdra. Jego ciemne długie włosy oklapnęły na spocone czoło.

-Adam? -z moich ust wyszedł zduszony glos.

Szybko podbiegłem do brata i złapałem go za prawą rękę siadając na krześle obok.

-Co mu zrobili? -wydukałem.

-Męczyli go zaklęciem cruciatus.

-Kto?

-Nie wiadomo. Aurorzy szukają sprawców, ale to na nic. Dlaczego przeprowadzaliśmy się do tej przeklętej Anglii? Gdybyśmy tam zostali to by...

-Gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem. Mamo, teraz nie ma sensu gdybać nad tym co by było gdyby. Trzeba zająć się Adamem.

-Masz rację. Przepraszam.

Siedzieliśmy w ciszy. Nie mogłem uwierzyć że wcześniej nie zorientowałem się, że to nie on. Gdyby nie Alex, on by nie żył. Jej zawdzięcza życie.
Nagle Adam otworzył delikatnie oczy. Zerwałem się szybko i szturchnąłem mamę, która miała zamknięte oczy.

-Adam dziecko. Na reszcie -krzyknęła moja rodzicielka i przytuliła Adama  który skrzywił się z bólu.

-Gdzie ja jestem? -wydukał chłopak.

-W szpitalu. Już ci nic nie zagraża kochanie. -głaskała go mama po czole Jak malutkie dziecko na co się uśmiechnąłem.

-A gdzie jest ta kobieta? -zapytał.

-Jaka kobieta? O czym ty mówisz?

-Ta co mnie więziła. Mówiła, że Potter i jego rodzina zapłacą za to co zrobili dawno temu jej przodkom.

-Jesteś pewien, że tak mówiła? -zapytałem.

-Tak. Wspominała też coś o nazwisku Bellatrix, ale nie wiem czemu.

-Dobrze. Później nam wszystko opowiesz -uciszyła go matka. -Na razie odpoczywaj w spokoju. Chodź Jack. Ty już musisz zbierać się do szkoły, bo obiecałam dyrektorowi, że dziś wrócisz.

-Ale mamo, chce zostać jeszcze z Adamem. Dyrektor to zrozumie jeśli trochę będę później.-powiedziałem patrząc na nią jak najbardziej przekonująco. -A jak nie to Alex go przekona.

-Dobra, dobra. To zostawiam was samych. -zgodziła się w końcu.- Ale przyjdę za godzinkę. Pa.

-Do zobaczenia. -pożegnałem się i wyszła zamykając za sobą drzwi.

-Kim jest Alex? -zapytał unosząc i opuszczając brwi. Mimo swojego stanu czuł się świetnie. Przynajmniej na to wyglądało.

-Kiedy indziej ci powiem.

-No weź. Nie bądź ham. Opowiedz mi wszystko o szkole i ludziach. Jak tam jest. Proszę. Ale najważniejsze kim jest Alex.

No tak. Postawił na swoim. Jak zawsze uparty jak osioł.

-No to jest ten, moja dziewczyna.

-Ha na chwilę cię zostawić i już sobie znajdziesz laskę. Ładna jest? Ile ma lat? Może ma siostrzyczkę?

-No jest śliczna. Rude, długie włosy i zielone oczy. Szczupła, wysoka. Ideał dziewczyny. O rok młodsza od nas. I nie nie ma siostry. Ma dwóch braci, z którymi się przyjaźnię.

-Kurcze, szkoda. No ale wiesz, gdy wyzdrowieję masz ją poznać bliżej ze mną.

-Taaa. -przytaknąłem. -A jak się czujesz?

-Bywało lepiej, ale też i gorzej -uśmiechnął się. -Ale nie ucinaj naszej rozmowy o tej twojej księżniczce.

-Co tu dużo mówić. Piękna, ale ma jaja. Postrach szkoły. Każdy nawet najgorszy chłopak się jej boi.

-Macie moje błogosławieństwo- zaśmiał się chłopak. -A ty się jej nie boisz?

Spojrzałem na niego z uśmiechem. Stary dobry Adam. Nic się nie zmienił od ostatniego razu.

-Nie. A teraz dość o Alex. Powiedz, kiedy cię wypisują?

-Za około dwa tygodnie, jeżeli będę się już czuł w miarę dobrze. A za miesiąc pójdę do szkoły. A tak w ogóle Jak tam jest?

Opowiedziałem mu wszystko o szkole. O domach, o ludziach, o nauczycielach i o wielu innych rzeczach, aż nie przyszła mama, która oznajmiła, że musimy się już zbierać. Pożegnałem się niechętnie z bratem i przeteleportowałem się do szkoły razem z moją rodzicielką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro