Rozdział 11
Idę za rękę z Jackiem przez całą szkołę. Zazdrosne oczy dziewczyn patrzą na nas i zipią złością. Jednak nie przeszkadza mi to. Jestem szczęśliwa. Mam wspaniałego chłopaka.
Pogodziłam się z rodzicami. Jeff i bracia w końcu zaakceptowali mój związek. Ale najlepsze jest to, że dyrektor znalazł Adama. Leży teraz nieprzytomny w szpitalu świętego munga. Dziś Jack jedzie do niego w odwiedziny. Chciałabym go wspierać w tych chwilach, jednak dyrektor mi na to nie pozwolił.
Podążamy właśnie do jego gabinetu, bo stamtąd mają wylecieć do szpitala. Wypowiedziałam hasło i weszliśmy do środka.
-Dzień dobry- przywitałam się z dyrektorem i jakąś kobietą, która uśmiechnęła się do nas przyjaźnie. Jest w średnim wieku. Jej ciemne włosy uczesane są w wysokiego koka.
-Mamo? -zapytał mój chłopak. -Co ty tu robisz?
-Przyjechałam Po ciebie, bo razem pojedziemy do szpitala.
-Aha. Fajnie. No, to jedziemy?
-Jeśli chcesz, to chodź. Teleportujemy się przed szpitalem.
Jack odwrócił się do mnie i mocno mnie przytulił całując w czoło.
-Niedługo wrócę -szepnął.
-Wiem. Uważaj na siebie.
-Ty też.
Zwrócił się w stronę matki.
-Możemy już.
Kobieta złapała mojego chłopaka za rękę i po chwili już ich nie było.
-Chodzicie ze sobą? -zapytał niespodziewanie dyrektor. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Proszę?
-No ty i Jack chodzicie ze sobą.
-Przepraszam, ale chyba dyrektorzy nie rozmawiają o sprawach prywatnych z uczniami.
-No tak. Ale na korytarzach i przy światkach. W moim gabinecie mogę pozwolić sobie na prywatę i być twoim wujkiem.
-Nie ma takiej potrzeby Panie profesorze. A jeśli pozwoli Pan to wrócę już na zajęcia. Do widzenia.
-Do zobaczenia.
Jack's pov
Znaleźliśmy się pod wielkim starym budynkiem. Widać że był opuszczony.
-Ta dziewczyna, którą przytuliłeś przed teleportacją jest twoja?
-Proszę?
-Czy ta laska jest twoją dziewczyną?
-Tak. Przeszkadza ci to?
-Nie, skądże. Tylko zamiast przejmować się stanem zdrowia twojego brata ty szlajasz się z jakimiś dziewczynami.
-Ta dziewczyna o mało co nie dostała avadą od fałszywego Adama i to ona odkryła, że to nie jest mój brat tylko ten jakiś Bellatrix. I to ona wspierała mnie gdy byłem załamany Po tym jak się dowiedziałem, że Adam to nie Adam. Nie ty. Ona.
Spojrzała na mnie zbita z tropu. W jej oczach widziałem zmieszanie. Nawet jeżeli to jest moja matka to nie ma prawa obrażać Alex. Nikt nie ma. Po moim trupie.
-Idziemy czy masz zamiar tak stać -zapytałem z niecierpliwością.
-A, tak. Chodźmy -obudziła się śpiąca królewna.
Weszliśmy do wielkiego korytarza. Mama pewnie skierowała się w stronę schodów. Szedłem za nią. Zatrzymała się na którymś piętrze i weszła do jakiegoś pokoju. Oczywiście zrobiłem to samo. W rogu sali ujrzałem mojego brata. Był blady. Jego ciało całe w bandarzach przykrywała wyblakła, niebieska kołdra. Jego ciemne długie włosy oklapnęły na spocone czoło.
-Adam? -z moich ust wyszedł zduszony glos.
Szybko podbiegłem do brata i złapałem go za prawą rękę siadając na krześle obok.
-Co mu zrobili? -wydukałem.
-Męczyli go zaklęciem cruciatus.
-Kto?
-Nie wiadomo. Aurorzy szukają sprawców, ale to na nic. Dlaczego przeprowadzaliśmy się do tej przeklętej Anglii? Gdybyśmy tam zostali to by...
-Gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem. Mamo, teraz nie ma sensu gdybać nad tym co by było gdyby. Trzeba zająć się Adamem.
-Masz rację. Przepraszam.
Siedzieliśmy w ciszy. Nie mogłem uwierzyć że wcześniej nie zorientowałem się, że to nie on. Gdyby nie Alex, on by nie żył. Jej zawdzięcza życie.
Nagle Adam otworzył delikatnie oczy. Zerwałem się szybko i szturchnąłem mamę, która miała zamknięte oczy.
-Adam dziecko. Na reszcie -krzyknęła moja rodzicielka i przytuliła Adama który skrzywił się z bólu.
-Gdzie ja jestem? -wydukał chłopak.
-W szpitalu. Już ci nic nie zagraża kochanie. -głaskała go mama po czole Jak malutkie dziecko na co się uśmiechnąłem.
-A gdzie jest ta kobieta? -zapytał.
-Jaka kobieta? O czym ty mówisz?
-Ta co mnie więziła. Mówiła, że Potter i jego rodzina zapłacą za to co zrobili dawno temu jej przodkom.
-Jesteś pewien, że tak mówiła? -zapytałem.
-Tak. Wspominała też coś o nazwisku Bellatrix, ale nie wiem czemu.
-Dobrze. Później nam wszystko opowiesz -uciszyła go matka. -Na razie odpoczywaj w spokoju. Chodź Jack. Ty już musisz zbierać się do szkoły, bo obiecałam dyrektorowi, że dziś wrócisz.
-Ale mamo, chce zostać jeszcze z Adamem. Dyrektor to zrozumie jeśli trochę będę później.-powiedziałem patrząc na nią jak najbardziej przekonująco. -A jak nie to Alex go przekona.
-Dobra, dobra. To zostawiam was samych. -zgodziła się w końcu.- Ale przyjdę za godzinkę. Pa.
-Do zobaczenia. -pożegnałem się i wyszła zamykając za sobą drzwi.
-Kim jest Alex? -zapytał unosząc i opuszczając brwi. Mimo swojego stanu czuł się świetnie. Przynajmniej na to wyglądało.
-Kiedy indziej ci powiem.
-No weź. Nie bądź ham. Opowiedz mi wszystko o szkole i ludziach. Jak tam jest. Proszę. Ale najważniejsze kim jest Alex.
No tak. Postawił na swoim. Jak zawsze uparty jak osioł.
-No to jest ten, moja dziewczyna.
-Ha na chwilę cię zostawić i już sobie znajdziesz laskę. Ładna jest? Ile ma lat? Może ma siostrzyczkę?
-No jest śliczna. Rude, długie włosy i zielone oczy. Szczupła, wysoka. Ideał dziewczyny. O rok młodsza od nas. I nie nie ma siostry. Ma dwóch braci, z którymi się przyjaźnię.
-Kurcze, szkoda. No ale wiesz, gdy wyzdrowieję masz ją poznać bliżej ze mną.
-Taaa. -przytaknąłem. -A jak się czujesz?
-Bywało lepiej, ale też i gorzej -uśmiechnął się. -Ale nie ucinaj naszej rozmowy o tej twojej księżniczce.
-Co tu dużo mówić. Piękna, ale ma jaja. Postrach szkoły. Każdy nawet najgorszy chłopak się jej boi.
-Macie moje błogosławieństwo- zaśmiał się chłopak. -A ty się jej nie boisz?
Spojrzałem na niego z uśmiechem. Stary dobry Adam. Nic się nie zmienił od ostatniego razu.
-Nie. A teraz dość o Alex. Powiedz, kiedy cię wypisują?
-Za około dwa tygodnie, jeżeli będę się już czuł w miarę dobrze. A za miesiąc pójdę do szkoły. A tak w ogóle Jak tam jest?
Opowiedziałem mu wszystko o szkole. O domach, o ludziach, o nauczycielach i o wielu innych rzeczach, aż nie przyszła mama, która oznajmiła, że musimy się już zbierać. Pożegnałem się niechętnie z bratem i przeteleportowałem się do szkoły razem z moją rodzicielką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro