Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Podszedł do mnie szybko i mocno mnie przytulił. Nie zadawał żadnych pytan, za co byłam mu wdzięczna. Płakałam w jego ramię, a on głaskał mnie delikatnie po włosach. Od dziecka byliśmy nierozłączni. Nawet bardziej niż ja i Ed. Pomagaliśmy sobie w trudnych chwilach. Teraz on pomagał mi. Szeptał mi wciąż, żebym nie płakała. W końcu jakoś się uspokoiłam i położyłam głowę na jego kolanach. Dalej mnie głaskał.
-Powiesz mi co się stało, czy wolisz później?- zapytał spokojnie.

-Jemu na mnie nie zależy -znowu się rozkleiłam przytulając brata.

-Komu?

-Jackowi.

Opowiedziałam mu całą historię, ze wszystkimi szczegółami. Był zdziwiony i jednocześnie wściekły. Gdy skończyłam on szybko wstał.

-Gdzie ty idziesz?

-Wkopać temu dupkowi.

-Blaise, nie rób tego. Proszę.

Spojrzał na mnie i wyszedł. Szybko ubrałam jakiekolwiek buty i wyszłam za nim. Biegł, a ja nie mogłam go dogonić. Byłam za słaba. Wybiegł w końcu na dwór. Skierował się w miejsce, gdzie zawsze spędzamy ciepłe popołudnia. Ujrzałam bruneta. Siedział pod drzewem. Jeżeli się nie pośpiesze może być za późno.
Biegłam ile miałam sił w nogach.
Jednak spóźniłam sie. Blaise zadał mocny cios w twarz Jacka. Z moich ust wyszedł krzyk i podbiegłam do chłopaka, który leżał z zakrwawionym nosem na trawie i uklękłam przy nim.

-Stoj!! -krzyknęłam, a łzy lały mi się strumieniami Po policzkach.

-Alex... -wyjąkał ranny.

-Alex odejdź od niego! - rozkazał mi wkurzony brat.

-Nie...

-Jak to nie? Przed chwilą płakałaś przez tego dupka.

-Ty płakałaś...? Przeze mnie? Alex, ja cię naprawdę przepraszam. Ja nie wiem co we mnie wstąpiło, ja... Ja cię kocham.

Zrobiło mi się ciepło w okolicach serca. Kochał mnie. A przynajmniej tak mówił. Wierzyłam mu, choć nie powinnam być łatwo wierna. Nie umiałam mu odmówić.

-Dobra, potem będziesz przepraszać. Na razie chodźmy nad rzekę zmyć ci tą krew. Blaise pomożesz mi go podnieść?

-Dam sobie radę sam. Dzięki.

Podążaliśmy wolno w stronę wody. Gdy już dotarliśmy Jack uklęknął i przemył twarz, a my usiedliśmy wpatrując się w chłopaka.

-Dlaczego ty to robisz? - zapytał mój brat.- Przecież on cię zranił. Przed chwilką przez niego płakałaś, a teraz go bronisz. Powinienem mu wklepać i to mocno za to co ci zrobił. Dlaczego mnie powstrzymałaś?

-Bo go kocham -szepnęłam.

Spojrzał na mnie zdziwiony, a z moich oczu wypłynęły znowu łzy. Blaise objął mnie mocno ramieniem.

-Przepraszam -powiedział -Nie miałem pojęcia, że aż tak ci na nim zależy.

-Nie masz za co przepraszać. Chciałeś być dobrym bratem, który mnie w każdej chwili obroni. Dziękuję.

-Ty zrobiłabyś to samo. -uśmiechnął się -Może nie chłopakowi, ale dziewczynie.

-Blaise ty głupku!-zaśmiałam się po raz pierwszy w tym dniu.

-Egh, Alex mógłbym z tobą pogadać? -Jack spojrzał na mojego brata. -Ale tak na osobności.

-Nie...

-Blaise proszę idź -przerwałam mu nim miał wygłosić swoje zapewne długie kazanie.

-Jeśli chcesz... Ale będę w pobliżu i gdyby coś krzycz.

-Dobrze będę krzyczeć. A teraz idź już.

Po chwili niechętnie odszedł zostawiając mnie sam na sam z Jackiem. Nastała niezręczna cisza. Nie miałam zamiaru rozpocząć tej rozmowy, bo to on zawinił, a nie ja.

-Alex...

-Hę?

-Ty płakałaś?

-Nie, oczy mi się pociły.

-Alex...

-No co? Zadajesz takie głupie pytania zamiast przejść do konkretów. To chyba oczywiste i normalne, że płakałam skoro mam podczerwienione oczy...

Nagle Jack przybliżył się i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Tego mi było trzeba. Objęłam go rękami za szyję, a on mnie w talii. Było wspaniale. Gdy już odlepiliśmy się od siebie ustami mocno wtuliłam się do niego.

-Przepraszam- szepnął mi do ucha.

-Obiecaj, że nie zrobisz tego więcej.

-Obiecuję.

Nastała głucha cisza, którą przerywał wiejący wiatr. Dalej trwaliśmy w uścisku. Świerszcze grały miłą dla uszu piosenkę. Powoli słońce znikało za horyzontem.

-Alex...

-Jack?

-Czy zrobisz mi tą przyjemność i będziesz moją dziewczyną?

Oderwałam się od niego i spojrzałam w jego oczy. Byłam niepewna, czy mogę mu znowu zaufać. Może nie powinnam. Po tym co mi zrobił.
To nie roztropne - powiedział rozsądek.
To ryzykowne- powiedziało doświadczenie.
To bezsensowne- powiedziała duma.
A jednak spróbuj -szepnęło serce.
Spróbuję. Trudno. Co ma być to będzie. Bez ryzyka nie ma zabawy.

-Tak.

Spojrzał na mnie i po chwili wstał, podniósł mnie nad ziemię i obrócił kilka razy wokół własnej osi. Cieszył się jak dziecko. Tak w sumie to ja też.

-Czyli że pójdziesz ze mną na tak zwaną randkę któregoś pięknego jak ty wieczoru?

-Tak.

-To sobie przyszykuj jakąś piękną sukienkę, bo musisz jakoś mi dorównać z pięknością.

-Głupi jesteś jak świstoklik.- zaśmiałam się.

-Glupi, ale przystojny -zaczął poruszać śmiesznie brwiami.
-A taki skromny...

-Że aż pyszny Jak pudding.

Zartowalismy i śmialiśmy się tak przez długi czas. Ruszyliśmy w stronę zamku. Gdyby zobaczyły nas osoby trzecie pomyślałyby, że coś braliśmy. Po drodze spotkaliśmy profesora weasleya, który uśmiechnął się do nas przyjaźnie. Weszliśmy do pokoju wspólnego. Roiło się tu od dzieciaków, które odrabiały prace domowe lub gadały że sobą. Dostaliśmy się do mojego pokoju. Nie patrząc czy ktoś jest w nim zaczęliśmy się całować. I to był błąd.

-Egh nie chcielibyśmy wam przeszkadzać Ale my tu jesteśmy.
Odwróciłam się w stronę głosu. Na łóżku siedzieli Ed Blaise i Jeff. Stałam się czerwona jak burak.

-Eee cześć? -palnęłam nie wiedząc co powiedzieć.

-No hej. -odparł Jeff. -Widzę, że szybko owinąłeś sobie Alex wokół palca. Ale pamiętaj. Jeżeli ją skrzywdzisz, to będziesz miał do czynienia ze mną oraz z bliźniakami.

-Dobrze, dobrze wiem. Nie musisz mi tego przypominać.

-A właśnie, że muszę, bo dzisiaj chyba ci się zapomniało.

-Ej stop. Jeżeli w tej chwili nie przestaniecie wypierdziele was wszystkich z pokoju. To co było jest historią, więc jeżeli ja się z tym pogodziłam, to wy też macie tak zrobić. Dawne urazy trzeba schować do kieszeni i zacząć od nowa. Tak?

Niechętnie pokiwali głowami, a ja uśmiechnęłam się do nich.

-No to co? Pogramy w jakąś grę na zgode?

-Może eksplodujący dureń?

-Oki. To ja wyciągnę karty. Powinnam mieć je w kufrze.

Po chwili wyjęłam je i graliśmy w najlepsze zapominając o tym co się dziś wydarzyło.

Przepraszam Was, że tak długo musieliście czekać na rozdział, ale niestety nie miałam jakoś weny. Mam nadzieję że mi to wybaczycie.

Ściecha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro