Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdzial 23

-Dużo myślisz -zagadnął po długiej chwili milczenia Jack.

-Fajnie- prychnęłam.

-Och, już nie dąsaj się tak. Jeśli chcesz, mogę ci to jakoś wynagrodzić.

-Phy. Niby jak?

Chłopak podszedł do koszyka i zaczął w nim szperać. Po chwili wyjął z niego... różdżkę?

-Przecież nie wolno.

-Oj tam, oj tam.-uśmiechnął się zadziornie.

-I co chcesz niby zrobić?

-To niespodzianka. Najpierw muszę ci zawiązać oczy.

-Znowu?

-Tak- odparł i podniósł z koca chustke, zawiązując mi ją na oczach.- No. A teraz poczekaj i nie podglądaj. Musze coś jeszcze przygotować.

-Okay. Tylko się pośpiesz.

-Accio krzesło -powiedział chłopak.

-Po co ci krzesło?

-Cierpliwości kochanie.- rzekł zapewne się uśmiechając.
Usłyszałam jak coś upada na ziemię. Hm... Pewnie było to owe krzesło. - A teraz wstań powoli maleńka...

Zrobiłam co kazał, choć miałam pewne wątpliwości, no ale trudno.

-...Teraz siądź tutaj i się nie ruszaj.

Klapnełam na czymś niewygodnym i drewnianym, jednak nie mogłam narzekać bo miało oparcie. Okay mam się nie ruszać, co jest troszkę dziwne.

Nagle Jack zaczął mnie czymś mocno obowiązywać. Auć. Nie powiem. Bolało

-Co ty robisz?!

-Kwiatuszku, już prawie gotowe.-
Ścisnął mnie sznurkiem ostatni raz i ściągnął chustke. - Pięknie.

-Jack rozwiąż mnie- burknęłam próbując wyszarpać się z węzłów.

-Oj nie kochana. Dziś pobawimy się na moich zasadach -zaśmiał się jak psychopata. Nie poznawałam go. To nie mógł być Jack.

-Ty nie jesteś Jackiem-stwierdziłam.

-No niestety jestem. Nareszcie mogę zdjąć tą swoją maskę niewinnego chłopczyka, który ugania się za jakąś świętą wnuczką Pottera. Masz ochotę się ze mną pobawić. Mam rację?

Nie będę się do niego odzywać. To chyba najlepsze wyjście.

-Pytam. Czy mam rację?! -krzyknął jak opętany, a mną przeszedł nieprzyjemny dreszcz strachu.- Królewna nie chce odpowiadać?! Dobrze. Wiec zabawmy się inaczej - Wyjął z kieszeni spodenek kąpielowych różdżke- Cruciatus!!

Moje ciało przeszedł ból nie do opisania. Czułam jakby ktoś wbijał mi noże do każdej części ciała. W tej chwili nie chciałam niczego innego jak tylko śmierci. Poddać się jej i przejść do innego świata. Tak by było najlepiej, ale to tylko marzenie ściętej głowy. Ten psychol dopiero się rozkręca i nie da mi zapewne w spokoju umrzeć.

Na chwilę chłopak przestał cały czas się śmiejąc.

-A więc jak? Odpowiesz mi na moje pytanie?

Z trudem spojrzałam w jego stronę. Jego brązowe oczy biły na odległość nienormalnym błyskiem. Nie miałam siły mu odpowiadać. Miałam dość, a czułam, że to się jeszcze nie skończy.

-Pytam jeszcze raz! Odpowiesz mi?!

-T-tak- wyjąkałam.

-Głośniej, bo nie słyszę kochanie.

-Tak.

-No widzisz. A jednak umiemy się dogadać -podszedł do krzesła  i kucnął przede mną. Chwycił mój podbródek dwoma palcami i uniósł na wysokość swoich oczu.-
Jeżeli do ciebie mówię masz na mnie patrzeć.- odparł już troszkę spokojniej niż przedtem.- Powiem ci, że nie wyglądasz aż tak źle w tym stroju kąpielowym.- Chłopak zaczął rysować po moim gołym ciele różne wzorki.

-Zostaw mnie- szepnęłam zamykając oczy.

-Nie rozkazuj mi!- krzyknął i walnął mnie w twarz.- Będziemy się bawić tyle ile ja chcę, czy ci się to podoba, czy nie!!

Wszystko mnie bolało
Z moich oczu wypłynęły łzy. Kochałam tego człowieka. On, on był przecież inny.

-Nie rycz!! Tylko tego mi jeszcze brakowało żebyś beczała!! Jeszcze raz wypuścisz choć jedną z łez spotka cie kara!

Nie dałam rady ich powstrzymać. To było za silne. Trafił we mnie kolejny raz zaklęciem Cruciatus. Wiłam się i krzyczałam z bólu. Łzy lały mi się jeszcze większymi strumieniami. Modliłam się o śmierć, albo chociaż żebym straciła przytomność.

-No. Czyli wiesz już co jest karą za nieposłuszeństwo. Co masz ochotę porobić? Bo zaczyna mi się nudzić. Może coś mi poopowiadasz nim zginiesz. Hm? Na przykład powiesz mi jak zginął twój brat. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że masz jeszcze jednego. No, to zamieniam się w słuch.

Nie dałam rady nic powiedzieć. Miałam ogromną gule w gardle, a moje ciało było wyczerpane i obolałe. W sumie to i tak to nie opisuje jak bardzo miałam wszystkiego dość.

-Znowu nie odpowiesz? Niegrzeczna z ciebie dziewczynka. No więc trzeba zastosować karę...

-Jack?! Zostaw ją!! -usłyszałam czyiś głos. Popatrzyłam w tamtą stronę. Adam... Ale co on tu robił?

-Witaj braciszku. Przyłączysz się do zabawy?-  zaśmiał się i rzucił na niego  jakieś zaklęcie, tak że po chwili chłopak leżał obok mnie przywiązany sznurami. - No, i teraz mamy komplet. To może wytłumaczysz kochana zasady Adamowi? Bo nie chce mi się jeszcze raz ich powtarzać.

Spuściłam wzrok, na swoje stopy. Jack kolejny raz to zauważył i rzucił na mnie zaklęcie niewybaczalne. Krzyczałam i kręciłam się tak, że prawie spadłam z krzesła. Obok mnie słyszałam jak Adam coś wrzeszczał, lecz nie doslyszalam co.

Jeszcze raz przestał, a ja traciłam powoli przytomność.

-Alex wytrzymaj proszę -szepnął Adam.- Jakoś wyrwe nas stąd.

Spojrzałam z przymrużonymi oczami na niego. Był przestraszony i jednocześnie wściekły. Pierwszy raz mogłam go zobaczyć z bliska.

Jego czarne włosy były w nieładzie. Brązowe oczy biły nieograniczoną złością. Malinowe usta miał zaciśnięte w cienką linie. Ubrany był w czarne spodnie dresowe, koszulkę, opinającą jego mięśnie tego samego koloru i szare adidasy.

-Popatrz na mnie!- wrzasnął Jack- Nie pamiętasz juz jak się umawialiśmy!? Gdy ja mówię masz na mnie patrzeć!

Nagle kolo nas coś zaczęło świecić. Popatrzyłam w tamtą stronę. W źródle tajemniczego światła zaczęła pojawiać się postać kobiety.

Miała czarne, długie, kręcone włosy i bladą jak ściana cerę. Jej krwiste usta śmiały się psychicznie. Była ubrana w czarną sukienkę do połowy ud i peleryne tego samego koloru...

Lily Luna Malfoy's POW

-Scorpius czuje, że coś się dzieje z Alex- jęknęłam do męża wstając z łóżka.

-Lily, dramatyzujesz. Są bezpieczni z Weasleyem. Nic jej nie będzie.

-Ale ja czuję, że coś się dzieje!  Muszę to sprawdzić osobiście Scor.

-Oj kochanie uspokój się...

-Jak ostatnio miałam jakieś wrażenie, że coś się dzieje, to omal ten bachor nie zabił naszej córki!! Wstawaj i teleportujemy się tam do nich!

-Lily...

-No już!!

Mężczyzna wygrzebał się z łóżka, ubrał i Zeszliśmy razem do salonu pod kominek, teleportując się poprzez sieć fiu.

Po chwili byliśmy już w domku letniskowym, gdzie mieli spędzić tydzień dzieciaki. Rozglądnęłam się po pokoju, jednak nikogo nie było.

-Alex!- zawołałam wychodząc na dwór. Spostrzegłam, że wszyscy siedzą nad jeziorem na kocu i jedzą lunch.- Alex?!

Weasley wstał zdziwiony i podszedł do mnie na powitanie.

-Alex poszła z Jackiem na piknik- odparł ze spokojem mężczyzna, a we mnie się już gotowało.

-Mieliście jej nie spuszczać z oczu!!- krzyknęłam. -Gdzie ona jest?!

-Spokojnie Lily. Adam poszedł ich zapytać...

-Gdzie ona jest?!

-Na wschodnim wybrzeżu. Lily daj sobie wytłumaczyć, że nic...

Nie słuchając go, szybko pobiegłam we wskazaną stronę. Miałam mętlik w głowie. Przecież coś jej się mogło stać!! Jak oni mogli ją puścić z tym chłopakiem. No okay. Jest odpowiedzialny, no ale bez przesady.


Helo
It's me...
Jak wam się podoba nowy rozdział? Nareszcie coś się zaczyna dziać :)
Dziękuję Wam za gwiazdki i wyświetlenia <3
Do następnego rozdziału ;)

                               Ściecha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro