Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16/cz 2

Zbiegliśmy wszyscy do wielkiej sali. Nie było w niej nikogo, jednak po chwili zaczęli zbierać się w niej uczniowie, którzy zdezorientowani siadali na swoich miejscach. Gdy już wszyscy się usadowili dyrektor podszedł do mównicy.

-Proszę o spokój! -powiedział głośno przekszykujac tłum. Nastała cisza.- Wiem, że wszyscy jesteście zaskoczeni dlaczego tu jesteście, ale to bardzo ważna sprawa. Zadam pytanie i ten kto zna odpowiedź niech wstanie. Czy widział ktoś przed kolacją, albo w jej trakcie Alexandre Malfoy lub Edwarda Malfoya?

Znów zaczęły rozlegać się szepty. Tworzyły nieprzyjemny dla ucha szmer. Nagle ze swojego miejsca wstał Dominic, który dzieli pokój razem z Edem i Jeffem.

- Edward nie poszedł na kolacje razem ze mną i z Jeffem ponieważ przygotowywał się do jakiegoś spotkania i chciał zapytać o radę Alex, która była w swoim pokoju.

-Czy wiesz z kim miał się spotkać tego wieczoru?- zapytał starzec.

-Ze mną -odezwał się Lukas i tak samo wstał.- Mieliśmy się przejść na spacer po kolacji wokół jeziora.

-Dobrze. Czy ktoś coś jeszcze wie w tej sprawie?- odpowiedziała mu głucha cisza.- Dobrze. A czy widział ktoś kogoś podejrzanego, który kręcił się w okolicach domu Gryfonów?

-Widziałam tam starszą panią- odezwała się mała blondynka z pierwszego roku.

-Mmm dobrze. Zostaniesz chwilkę i mi o niej opowiesz. Czy ktoś jeszcze wie coś w tej sprawie?- znów milczenie.- Nie. Tak więc myślę, że...

Nagle w wielkiej sali wszystkie światła zgasły, a w drzwiach pojawiła się profesor Trelawney- nauczycielka wróżbiarstwa. Wszystko byłoby okay, gdyby nie latała. Jej oczy świeciły zielonym neonem, a włosy latały wokół jej głowy. Stare szaty, w które była ubrana były w niewiadomo jaki sposób podświetlane.

-Profesor Trelawney?- spytał dyrektor- Co...

-Ty...- wskazała palcem na Blaisa, a nad chłopakiem powstało białe światło.- Ty...- tym razem pokazała na Jeffa.- Ty...- na Philipa.- Ty...- jakąś puchonke, której imienia nie znałem. Potem jeszcze na Lukasa, Anastazje, jakiegoś ślizgona i na końcu na mnie.- Idź na zachód! Przez trzy jeziora, dwa lasy i jedną rzekę przejdź. Nie zatrzymuj się, bo potem może być za późno. Jednego z was czeka śmierć, innych wolność.

Nagle upadła, a w sali znów zaświeciły się lampy. Całe grono nauczycielskie i "wybrani" podbiegli do profesorki, która leżała na ziemi.

-Penelopo, Penelopo Słyszysz mnie? -mówił dyrektor delikatnie klepiąc ją w policzek.

-Albusie? Co się dzieje?-zapytała powoli otwierając oczy.- Czemu ja tu jestem?

-Pani Agatho, proszę zaprowadzić ją do skrzydła szpitalnego. Prefekci i opiekunowie domów zaprowadzić uczniów do dormitoriów! A wy- tu wskazał na całą ósemke.- Za mną!

Przemierzaliśmy szybkim krokiem korytarze Hogwartu za profesorem Potterem. Doszliśmy w końcu do jego gabinetu. Otworzył go i kazał nam wszystkim usiąść.

-Tak więc... - zaczął.- Nie mam pojęcia co się przed chwilą stało, ani dlaczego to akurat was wybrała profesor, ale wiem jedno. To ma jakiś związek z porwaniem rodzeństwa Malfoyów.

-Malfoyów porwali?- zapytał Philip marszcząc brwi. O bosz co za debil.- Przecież Blaise jest tu, a...

-Powiedz mi Corner, o czym ja do was mówiłem na sali?- zapytał już trochę poddenerwowany dyrektor.

-No ten o...

-Nie wiesz- zagrzmiał i uderzył w stół.- Ja nie mówię, że jestem tu najważniejszy i macie mnie zawsze słuchać, bo fakt czasem bywam nudny, ale jeśli zwołuje całą szkołę w środku nocy, to znaczy, że musi się coś dziać. Nie sądzisz? -Tyle jadu w głosie dyrektora to chyba nikt nigdy nie słyszał, a przynajmniej ja nie słyszałem.- No dobrze. Przejdźmy do konkretów...

-Ale ja nie chce pomagać Malfoyom!- odezwał się znowu Philip, głosem jak dziecko, które nie chce zjeść warzywa.

-To wyjdź! Tak trudno wstać i opuścić pomieszczenie, tylko musisz zawracać mi głowę?!

-Philip zostajesz tutaj i się zamykasz!- krzyknęła Anastazja, a wszystkich wmurowało, bo zawsze była spokojną, niewyróżniającą się uczennicą.- Oni ci pomogli, to ty tez im pomożesz, a jak nie, to napiszę do mamy i wszystko jej powiem, co robisz gdy...

-Dobra, dobra skończ! Zostaje- burknął i usiadł na krześle. Nastała cisza.

-To kiedy wyruszamy?- zapytałem, a wszyscy jakoś dziwnie się na mnie popatrzyli.

-Co robimy?- odezwał się ślizgon. Miał czarne jak smoła włosy i prawie szare oczy. Ponadto jego figura świadczyła o tym, że dużo czasu spędza na siłowni.- Że niby tak w środku roku? A co z nauką, z egzaminami i naszymi rodzicami, którzy znając życie się nie zgodzą?

-Jeśli chcecie zostańcie. Ja ruszam jutro rano. Z wami, czy sam i tak idę.

-Idę z tobą- odezwał się Blaise i lekko się do mnie uśmiechnął.- W końcu trzeba uratować tych dwóch pechowców.

-Ja też- powiedział Jeff.

-I my- rzekła Anastazja, już trochę weselsza niż wcześniej.

-I ja- dodał Lukas.

-Hmm... Tak szczerze mówiąc to ja was w ogóle nie znam, ale chciałabym pomóc- powiedziała wesoło puchonka. Miała długie blond włosy zaplecione w warkocze i błękitne jak niebo oczy. Na policzkach można było zauważyć dużo piegów.

-Hola, hola nie rozpędzajcie się tak. Nigdzie nie idziecie. Zajmą się tym wykwalifikowani aurorzy, a nie kilka dzieciaków. To bardzo poważna sprawa.

-Przecież profesor przed chwilą powiedział...

-Wiem co powiedziałem Adam, ale było to pod wpływem emocji. Teraz wracajcie do łóżek i zapomnijcie o tym.

-Mam zapomnieć o Al i Edzie?! No chyba sobie w tej chwili żartujesz!!- wrzasnął Blaise.- Co byś Cholera zrobił, gdyby porwali moją matkę, albo wujka Jamesa?! Zapomniałbyś?!

-Nie o to mi chodziło Blaise i dobrze o tym wiesz. Poza tym nie mów...

-Nie nie wiem! Bo przed chwilą wyraził się profesor jasno: Teraz wracajcie do łóżek i zapomnijcie. Myśli pan, że jeśli powie "nie" to nie będziemy jej szukać?! Myli się pan. Ani ja, ani Adam, Jeff i Lukas nie spoczniemy, aż ich nie znajdziemy!

Nastała cisza. Profesor oparł twarz na dłoniach i głośno westchnął. Po chwili jednak się wyprostował i zaczął przyglądać się nam po kolei z przymrużonymi powiekami.

-Dobrze- powiedział w końcu.- Możecie wyruszyć w podróż, ale dam wam kilka przedmiotów, które będą wam potrzebne. Chodźcie- wstał i ruszył w stronę wielkiej, drewnianej skrzyni.- Po pierwsze szkiełko, przez które będziemy się ze sobą kontaktować. Kilka fiolek z różnymi miksturami, gdybyście zachorowali czy byli ranni. Namiot składany w małą torebeczke wielkości jajka. Osiem śpiworów, latarki, przenośna lodówka, która nigdy się nie kończy, dzwoneczek, abyście w razie kłopotów przywołali mojego patronusa i mapa, która wskazuje wam, gdzie iść. To chyba tyle. Teraz lećcie do pokoju spakować ubrania i do spania. Jutro z samego rana wyruszacie!

Bam! Bam! Bam!
Hejka wszystkim!
Nowy rozdział pojawił się wcześniej niż zamierzałam, ale tak was lovciam (albo lowciam?), że dodałam wcześniej :) Doszłam do wniosku, że od teraz będzie co najmniej 14 gwiazdek pod każdym rozdziałem, a nie tak jak wcześniej, że zwiększa się o jeden.

Liczę na wasze komentarze, które w tamtym rozdziale były naprawdę aww <3
Następny rozdział pojawi się...







































Niedługo :)

Ściecha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro