Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Obudziła mnie czyjaś rozmowa. Nie chcąc przerywać i z ciekawości nie otwierałam oczu. Jak się okazało był to Jack i o dziwo Jeff.

-...I nigdy, ale to prze nigdy masz się do niej nie zbliżać! -zagroził Jack.

-Bo co? Zabronisz mi? Znam ją o wiele dłużej niż ty. Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Tobie i twojemu zasranemu braciszkowi.

-Nawet się nie waż, go obrażać. Alex jest moja i tylko moja i nie pozwolę ci się zbliżyć do niej choćby o kilka metrów.

-Czyżby? Nie zabronisz mi się z nią spotykać. Jest moją przyjaciółką i kocham ją jak własną siostrę, więc i tak nic nie zrobisz.

-Heh. Wmawiaj sobie. Ona i tak mnie posłucha.

-Jesteś podły Jack.

-Nie, nie jestem. Po prostu eliminuje tych, którzy wchodzą mi w drogę. Ciebie się to tyczy Jeff.

Nie dałam już rady słuchać ich kłótni. Byłam w stu procentach pewna że coś kombinowali. Tylko co?

-O cześć kwiatuszku. Już się obudziłaś? -zapytał mój chłopak przemiłym głosem głaszcząc mnie po głowie. Przyznam, że było to bardzo urocze, ale ze względu na okoliczności nie chciałam pokazywać, że mi się to podoba.

-Hej Jeff- zwróciłam się do chłopaka, nie zwracając uwagi na słodkie słówka Jacka. -Co tam u ciebie?

-Yyy dobrze. Alex ja chciałbym cię przeprosić za wczoraj i głupio mi że to tak wyszło.

-Było minęło. A teraz choć daj przytulaska na zgodę.

Chłopak nachylił się ku mnie i mimo wcześniejszego sprzeciwu Jacka mocno mnie przytulił, a potem pocałował w czoło.

-To ja was może zostawię i wtedy będziecie się migdalić - burknął Jack.

-Nie, ja zaraz i tak idę na zajęcia. I tobie też tak w sumie to radzę.

-Powiedz Weasleyowi i innym profesorom, że dziś mnie nie będzie. Muszę się zająć moją księżniczką.

Awww to było urocze. Zaczerwieniłam się chyba trochę. Jeff słysząc słowa chłopaka przygryzł wargę.

-Nie no Jack, idź na zajęcia. Nic mi się tu nie stanie. Ewentualnie będzie mi trochę się nudzić, ale to też można załatwić.

-Nie ma takiej opcji. Nie zostawię cię samej. Jeden czy trzy dni bez zajęć jakoś przeżyje.

-No dobra.

-Okay. To ja już idę. Jack opiekuj się nią. Ja i bliźniacy przyjdziemy w przerwie obiadowej. Do zobaczenia.

I wyszedł zostawiając nas samych. Przypomnę że dalej leżałam na ciepłym torsie mojego chłopaka.

-Mmm sami we dwoje w jednym łóżku przez cały dzień -powiedział mi do ucha, na co przeszły mnie przyjemne ciarki. Chłopak zaczął bawić się moimi włosami.

-No może nie sami, ale nie przeszkadzajcie sobie- usłyszeliśmy kobiecy głos pani Agathy szkolnej pielęgniarki.- A ty Jack nie powinieneś być na lekcjach?

-Nie ponieważ ktoś musi zająć się tu Alex.

-Jeśli chcesz wiedzieć księciu z bajki to ja mam obowiązek ją pilnować. No ale niech ci będzie. Ja i tak za chwilę idę do Hogsmead po zioła lecznicze bo mi się skończyły. Mam Tylko nadzieję że nie rozniesiecie tego pomieszczenia w powietrze.

-My też mamy taką nadzieje -uśmiechnął się do niej.

-Nie zamykam was na klucz. Gdyby ktoś czegoś potrzebował powiedzcie że jestem w Hogsmead.

-Dobrze. Do widzenia.

-Do zobaczenia.

I wyszła zostawiając nas samych.
-Masz na coś ochotę do jedzenia księżniczko?- zapytał.

-Mmm... Truskawki i pudding czekoladowy- odparłam.

-Wedle życzenia- uśmiechnął się i wstał.

-Ej ale gdzie ty idziesz? -spytałam ze smutkiem.

-Po twoje zamówienie. Spokojnie. Za pięć minut wrócę.

-Ugh to o pięć minut za dużo.

-Jesteś bardzo niecierpliwa słońce. Nie dam rady tak szybko się przemieścić do kuchni.

-Uhh no dobra. Biegnij, a ja liczę czas. Jeżeli się spóźnisz to...

-To co? -zaśmiał się.

-To jeszcze się zobaczy- odparłam z uśmiechem na twarzy.

Wyszedł zostawiając mnie samą. Zaczęłam zastanawiać się nad wcześniejszą rozmową, a w zasadzie kłótnią Jacka i Jeffa. Oni muszą się kiedyś pogodzić. Jeden jest moim najlepszym przyjacielem, a drugi chłopakiem. Nie pozwolę żeby skakali sobie do gardeł tylko i wyłącznie przeze mnie.

Z zamyśleń wyrwał mnie odgłos skrzypiących drzwi. Nie mógł to być Jack, bo minęło za mało czasu. Spojrzałam w tamtą stronę. W drzwiach stał Adam.

-Co ty tu robisz? Nie słyszałeś że Jack powiedział ci żebyś tu nie przychodził?

-Oj jakie miłe powitanie. No wiesz, ciebie również jest miło widzieć księżniczko.

-Czego chcesz?!

-Hm... Czego chcę? No cóż... Chcę dużo rzeczy- chłopak z każdym kolejnym słowem podchodził bliżej mojego łóżka.- Niektóre są nawet związane z tobą.

-Idź stąd, bo zawołam Jacka- zagroziłam mu.

-I co? I zbyjesz mnie tak jak wczoraj gdy udawałaś że mdlejesz. Mnie nie oszukasz Malfoy. Fakt, jesteś naprawdę piękna, ale we wnętrzu jesteś nikim. Taki typowy plastik.

-Odwołaj to! -krzyknęłam.

-Bo co? Bo księżniczka tak sobie życzy?

-Bo ja ci każe -z tyłu odezwał się głos mojego chłopaka. Był ewidentnie bardzo wkurzony. W rękach trzymał tacę z talerzem truskawek i dwoma pucharkami puddingu, które drżały.

-Ooo witaj bracie. Miło cię widzieć. Właśnie rozmawiałem z Alex...

-Nie rozmawiałeś tylko ją obrażałeś a teraz przeproś ją!

-Ale...

-Przeproś!!

-Sorry.

-Ładniej! I dodaj kogo przepraszasz i za co.

-Przepraszam cię Alex Malfoy za to że cię uraziłem...

-...i za to, że jesteś idiotą -dopowiedział Jack.

-Tego na pewno nie powiem -burknął.

-Wmawiaj sobie że nie powiesz, ale kiedyś to przyznasz. A na razie wyjdź stąd. W podskokach.

Chłopak obrażony wyszedł zatrzaskując głośno drzwi. Podciągłam wyżej poduszkę, aby usiąść pionowo. Jack podszedł i usiadł po turecku na łóżku na przeciwko mnie, Tacę położył między naszymi nogami.

-Dziękuję -powiedziałam uśmiechając się.

-Nie ma za co. Chciałem jeszcze wziąć świeczkę żeby było bardziej romantycznie, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć.

-I tak jest bardzo romantycznie. To co jemy?

-Mhm- przytaknął i wziął pierwszą truskawkę zamaczając ją w czekoladowym puddingu. Jednak zamiast skierować ją w stronę swoich ust przybliżył ją do moich.

-Leeeci błyskawica do buzi -zaśmiał się wkładając mi owoc do ust.

I tak powoli znikały kolejne truskawki. Gdy zostala ostatnia wziął ją i zaczął się ze mną drażnić. Powoli przybliżał ją i co raz bardziej oddalał, a ja co raz bardziej przybliżałam się do chłopaka. Gdy truskawka była już prawie w mojej buzi Jack zamienił ją na swoje usta i złączył je w namiętnym pocałunku. Gdy brakło nam powietrza oderwaliśmy się od siebie, a chłopak włożył mi do ust zapragniony owoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro