Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Hej. Od razu mówię, że dwa pierwsze rozdziały, to taki wstęp do historii, więc nie przestraszcie się, że tak szybko leci czas, bo potem już są bardziej opisane wydarzenia i coś się zaczyna dziać. Zresztą sami się dowiecie. Mam nadzieję że będzie się podobać
Ściecha

Taaa jak większość opowiadań zacznę od słów...
Pewnego dnia na peronie 9 3/4 zawitala Lily Potter i Scorpius malfoy razem ze swoimi dziećmi:
Blaisem, Edwardem i mną.
Alex Malfoy. Najmłodsza córka Lily i Scorpiusa Malfoy'ów. Wnuczka słynnego Harry'ego Pottera i mniej sławnego Draco Malfoya. Mam jedenaście lat i jadę właśnie do szkoły magii i czarodziejstwa hogwart.

Na moim miejscu każdy by skakał z radości, ale nie ja.

Ja zamiast się cieszyć, boję się. Boję się do jakiego domu trafię. Matka i Blais trafili do Gryffindoru, a tata i Ed do Slytherinu. Nie wiem gdzie bardziej chciałabym iść. Dziadek mówi, że to nie ma znaczenia.

W głębi jednak serca wolałabym chyba iść do gryfonów, choć nie do końca. Zdecyduje za mnie tiara przydziału.

Na razie wsiadam za braćmi do pociągu. Usiedliśmy w jednym z wagonów. Gadaliśmy o różnych rzeczach, aż do przedziału weszła moja znienawidzona kuzynka Angela razem ze swoimi głupimi psiapiółkami.

-Hej drodzy kuzyni i kuzynko -ten ostatni wyraz podkreśliła.

Nienawidziłam Angeli. A ona mnie. Zawsze rywalizowałyśmy o względy w rodzinie. Choć ja nie musiałam się starać, bo byłam najmłodsza i zawsze wszyscy mnie kochali. Ale teraz zacznie się szkoła. I będę musiała się postarać mieć lepsze wyniki niż ona. Nie będzie to trudne, bo ona zawsze dostaje Mierny albo Okropny. Wiem to chora rywalizacja, ale jednak mnie to kręci.

-Cześć Angi. Co cię tu sprowadza. Pewnie chcesz się komuś tu podlizać.

-Zamknij się Malfoy -warknęła.-Zdrajcy nie mają głosu.

-Córki mugoli też. -uśmiechnęłam się do niej.

-Ty szmato -już chciała się na mnie rzucić, ale powstrzymał ją Ed, który ją przytrzymał za ręce.

-Wiesz lepiej będzie jak sobie stąd pójdziesz -powiedział.
Strzeliła focha i wyszła.

-Na reszcie -odetchnęłam.

-Czemu wy się tak nie lubicie -nagle wszedł do wagonu Jeff Wood, wnuk Oliviera Wooda, przyjaciel Edwarda i Blaisa ze Slytherinu.

-Czy ja powiedziałam, że jej nie lubię? Po prostu ona jest dla mnie wredna i dlatego odwdzięczam się tym samym. A to, że obraża moją rodzinę to tylko i wyłącznie świadczy o jej mugolskim pochodzeniu. To cud w ogóle że dostała się do Hogwartu.

Popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Przybrałam pytającą minę bo nie wiedziałam dlaczego tak na mnie patrzą.

-Co?-zapytałam nie wiedząc o co im chodzi - mam coś na twarzy?

-Ile ty masz lat? -spytał Jeff z otwartymi szeroko oczami.

-Przecież wiesz. 11 skończyłam w maju. Sam na nich byłeś, więc to pytanie było pytaniem retorycznym. Ale co wam chodzi?

-Siostra od kiedy ty tak gadasz?

-To znaczy jak?

-No wiesz tak składnie. Takie masz zdania rozwinięte i te wyrazy typu w ogóle, pytanie retoryczne?

-Aha no to to są zwykłe wyrazy, które czyta się w książkach. Gdybyście choć na chwilę je otwarli to może byście coś umieli. No ale cóż. Nie czytacie, więc to wasza strata.

-Ona musi trafić do Slytherinu. Takiego kogoś nam potrzeba -przyznał przyjaciel Edwarda.

-No co ty. Z taką głową trafi do Ravenclaftu -powiedział Blaise.

-Nigdy, ale to prze nigdy nie obrażaj mojej dumy. Nie trafię tam gdzie jest Angela. Nawet mogę iść do hufflepufu, ale nie tam gdzie ta żmija.

Rozmawialiśmy tak przez dłuższy czas, aż Bleise powiedział żebyśmy ubrali szaty, bo już zbliżamy się do zamku.

Po chwili byliśmy na miejscu. Jednak nie było tak jak opowiadał dziadek. Wyszliśmy z pociągu. Ujrzałam starego mężczyznę. Miał bladą cerę i siwe włosy. Rozpoznałam go. Był to Pan Neville Longbotoon kolega dziadka. Uczy on zielarstwa i jest opiekunem hufflepufu. Od kiedy umarł Hagrid to on prowadzi pierwszoroczniaków do Hogwartu.

Podążam za nim i za innymi w stronę zamku. Jak inni zachwycam się jego potęgą i pięknem. Od czasów wielkiej bitwy został wyremontowany, ale zachował dawne walory. Dotarliśmy przed główną bramę i weszliśmy do środka. Ukazał nam się ogromny hol. Profesor prowadził nas w stronę wielkiej sali, gdzie miała się odbyć ceremonia przydziału.

Weszliśmy do ogromnej sali. Starsi uczniowie siedzieli już przy czterech stołach. Grono profesorów spoczywało na przeciw nas. Niektórych kojarzyłam ,bo przychodzili często do dziadków, ale reszty nie znałam.

Staliśmy przed nimi aby czekać na swoją kolej. Najpierw jednak głos zabrał mój wuj dyrektor hogwartu Albus Potter. Rzadko go widuje, bo zawsze zostaje w hogwarcie na Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Tak szczerze mówiąc nie widziałam go od kilku lat. Niewiele się zmienił. Lekko siwiejące czarne, krótkie włosy i długa zazwyczaj błękitna czarodziejska szata.
Popatrzył na nas swoimi niebieskimi, ciepłymi oczami i wygłosił przemówienie, którego i tak nie słuchałam. Po chwili jednak kazał przyprowadzić tiarę przydziału.

Do sali wszedł opiekun Gryffindoru profesor Fred Weasley. Zaskoczeni? Bo ja ani trochę. Dziadek opowiadał mi o nim. Jest dzielny jak jego wujek, po którym dostał imię na pamiątkę jego śmierci.

Wracając do tematu. Ułożył tiare na drewnianym krześle i zaczął czytać imiona i nazwiska dzieci, które Po kolei podchodziły do krzesła i wkładały tiare na głowę. Ona wykrzykiwała co po chwila inne domy. Dzieciaków zaczęło ubywać ,a ja strasznie się denerwuje. A co jak nie ma mnie na liście. Ostatni chłopak został przydzielony. Teraz albo nigdy.

-Alex Malfoy.

Nastała głucha cisza, a ja powoli podeszłam do krzesła. Założono mi ją na głowę.

-Hm... Córka potterów i Malfoyów. No powiem ci, że z twoimi braćmi był mniejszy problem. Inteligentna, więc może do Ravenclaftu...

Tylko nie do Ravenclaftu, nie do Ravenclaftu... Zaczęłam powtarzać w myślach.

-...nie do Ravenclaftu. No to zostaje Gryffindor lub Slytherin.
Gryffindor!!

To ostatnie wrzasnęła bardzo głośno. Usłyszałam bicie braw ze strony gryfonów. Podeszłam w ich stronę, a oni zaczęli mi gratulować i wołać 'mamy Malfoyke' co średnio mi się podobało. Usiedliśmy potem na miejscach i zaczęliśmy jeść kolację. Spojrzałam w stronę stołu ślizgonów. Nie mieli zachwyconych min, no ale trudno. Nie rozdwoje się i nie pójdę do obydwu domów.

Po skończonym posiłku udaliśmy się wszyscy pierwszoroczniacy za prefektami domów. Szliśmy ogromnymi schodami w górę zapewne do wieży gryfonów. Jak dziadek opisywał przed nami ukazał się obraz jakiejś kobiety, która poprosiła o hasło. Zapewne to gruba dama. Ciekawa jestem ile ona ma lat.

-Na lewo chłopcy, na prawo dziewczęta. Wasze bagaże są już w pokojach. A to jest pokój wspólny Gryffindoru.

Weszliśmy do dużego można powiedzieć salonu. Wszystko było w barwach czerwieni i złota. Na środku stał kominek, a po jego bokach mieściły się różnej wielkości kanapy. Jak inne dziewczyny pobiegłam na górę do naszego dormitorium. Tamte już zaczęły się rozpakować, ale ja nie tracąc cennego czasu wzięłam moją różdżke i zaczarowałam swój kufer, aby sam się rozpakował, a ja sama ległam na łóżku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro