Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-7-

- Kurwa.. - Vel przeklnęła, chyba zdając sobie z czegoś sprawę.

- Co jest? - spytałam zmartwiona.

- Twój głos. I ogólnie sposób bycia - powiedziała, a ja natychmiast zrozumiałam o co chodzi.

- Spróbuj powiedzieć coś, używając niższej tonacji - poprosił Voxxy.

Chciałam wykonać jego polecenie, jednak zanim otworzyłam usta, wybuchłam śmiechem, który z każdą sekundą przemieniał się w rozpacz.

- Jak ja do kurwy mam brzmieć jak facet? Przecież nawet ostatni idiota zorientuje się, że mam coś nie tak z głosem - oznajmiłam.

- Racja. Vox, przecież ona piszczy a nie mówi - dodał Valentino.

- Chcesz wpierdol? - powiedziałam zirytowana. W odpowiedzi dostałam krótkie pokręcenie głową.

- Wiem. Zamontujemy mały zmieniacz głosu, gdzieś w kołnierzu - zaproponował niebieski demon. - Powinienem mieć coś takiego w biurze. Zaraz wracam.

- dwie godziny później -

Wszystkie przygotowania zajęły nam łącznie siedem jebanych godzin. Nawet nie będę już myśleć o fakcie, że zarówno ja jak i dziewczyna tej nocy nie zmrużyłyśmy oka. Jednak muszę przyznać, że było warto. Po ujrzeniu swojej przerobionej postaci, śmiało mogłam stwierdzić, że coraz bardziej zaczęłam wierzyć w ten cały nasz plan.

Po zamontowaniu zmieniacza głosu, jak nazwał to Voxxy, opracowaliśmy jeszcze sposób w jaki mam chodzić, odzywać się oraz ogólnie obmówiliśmy całą analizę mojego nowego, udawanego ja.

- Załóż jeszcze to - powiedziała Velvette, wręczając mi opaskę z dwoma, dość realistycznymi rogami. Zrobiłam o co prosiła, a ten mały szczegół jedynie poprawił mój całokształt.


- Wiesz co masz mówić, tak? - Spytał Vox, gdy odprowadził mnie on z ogromnym plecakiem pod drzwi wyjściowe wierzy. Znajdowały się w nim wszystkie rzeczy głównie potrzebne mi do stylizacji, oraz laptop i parę innych pierdułek.

Zanim się odezwałam, wyłączyłam małe urządzonko przymocowane do kołnierza. - Tak - odpowiedziałam z małym uśmiechem. Chłopak następnie przytulił mnie mocno, co szybko odwzajemniłam.

- Ufam ci, Vivi. Ja i reszta mocno w ciebie wierzymy - zaczął swoją gadkę. - I pamiętaj, że w razie czego masz do mnie dzwonić. Niezależnie od pory, zawsze odbiorę.

Czułam jak delikatnie się rumienię, co na szczęście łatwo mi było przykryć pod bujną peruką.

- Jasne. Dam z siebie wszystko - odparłam. Demon wręczył mi plecak, który niósł za mnie przez korytarze, a ja niemal nie wyjebałam się pod jego ciężarem.

- To do zobaczenia. Informuj nas na bieżąco - rzekł, posyłając mi uśmiech pomieszany z powagą. Doskonale wiedziałam, że chłopak dość mocno się stresuję. Ale co tu dużo mówić? Rozumiałam go. Ja również byłam cała spięta, co doskonale ukrywałam pod rozweselonym wyrazem twarzy.

Pożegnałam się z nim, a następnie zaczęłam dreptać po ulicach pentagram city. Na wszelki wypadek ponownie włączyłam urządzenie do zmieniania głosu, przykładowo gdyby któremuś z przechodniów wpadł do głowy pomysł by zacząć ze mną konwersację.

Ubolewałam też nieco fakt, iż musiałam przejść całą drogę do hotelu na własnych nogach. Vox nie mógł mnie podwieźć ze względów bezpieczeństwa, by przypadkiem nikt nie zauważył jak wysiadam z auta należącego do Vees. Taksówka również nie wchodziła w grę. Szczerze mówiąc, po prostu się bałam nią jechać.

Został mi więc jedynie spacer, którego jedynym plusem było chyba to, że chociaż wiedziałam dokładnie gdzie znajduje się hotel. W końcu budynek był tak ogromny, że widziałam go nawet z V Tower.

*****

Droga zajęła mi jednak nieco dłużej niż zakładałam, gdyż ponad pół godziny. Z obolałymi plecami od ciężaru mojego bagażu, stanęłam przed drzwiami wejściowymi i zbierałam się z dobre pięć minut by w nie zapukać. W końcu, przemogłam się by to zrobić, a odgłos walenia w drewno przeszył całe moje ciało.

- Vaggie! Vaaaaaaggieee! - usłyszałam dochodzące głosy ze środka. Głos mówcy był wyraźnie podekscytowany i nieźle piskliwy.

Po chwili drzwi otworzyły się na rozcież, a przede mną stała teraz dość wysoka, szczupła i mocno podjarana blondynka. Jej oczy błyszczały się niezmiernie i prawie że skakała ze szczęścia.

- Hej, jestem - chciałam coś powiedzieć, jednak ta przerwała mi w połowie. Subtelnie i dość mocno wciągnęła mnie za rękę do środka, zamykając za sobą drzwi.

- Jesteś nowym gościem!? - Wykrzyczała wręcz.

- Taaa - odparłam niezbyt pewnie, chcąc podrapać się nerwowo po głowie. Ostatecznie jednak zrezygnowałam z tego ruchu z obawy, że peruka mi się zsunie.

Dziewczyna chyba zdała sobie sprawę ze swojego początkowego, dość nachalnego zachowania, gdyż wzdychnęła z przerażenia, zakrywając przy tym usta.

- Wybacz, że cię tak dotknęłam, wszystko okej? - Zareagowała, gdy dotknęłam się za nadgarstek gdy ta poluźniła swój uchwyt.

- Tak, tak. To nic takiego - zaśmiałam się szybko, natychmiast dając rękę wzdłuż ciała.

- Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam - oznajmiła. - A więc, jestem Charlotte Morningstar, ale mów mi Charlie. Przyszedłeś się nawrócić? - Spytała.

Od początku wiedziałam, że jest to księżniczka piekła, przez co jej przedstawienie się praktycznie nic nie zmieniło. Uśmiechnęłam się jedynie, po usłyszeniu, że użyła ona wersji męskiej by zadać mi pytanie. Oznaczało to, że połknęła haczyk i dała się zwieść mojemu kłamstewku.

- Dokładnie - odparłam szybko. Kątem oka dostrzegłam, jak zbliża się do nas jeszcze jakaś inna dziewczyna.

- Nowy gość? - Spytała szaroskóra.

- Tak!! Prawda, że cudownie? To jest.. uhm.. jak się nazywasz? - zapytała.

Byłam milimetry od przypadkowego chlapnięcia swoim prawdziwym imieniem. W końcu zapomnieliśmy przemówić tej nieistotnej, a zarazem bardzo ważnej rzeczy z Vees. Automatycznie więc wymyśliłam coś na szybko.

- Aiden - powiedziałam. - Nazywam się Aiden.

- Aiden! Spoko imię. Poznaj Vaggie, moją dziewczynę - rzekła, przedstawiając mi ową białowłosą.

Podałam jej rękę, co niechętnie odwzajemniła.

- Chodź! Trzeba koniecznie zapoznać się z resztą! - Księżniczka ponownie się odpaliła, gestem dłoni pokazując bym podążała za nią. Tak też zrobiłam, i używając ćwiczonego, nieco mniej kobiecego chodu udałam się za jej krokami.

Podeszliśmy do jakiegoś baryku, za którego ladą siedział demoniczny kocur.

- To jest Husk, nasz barman - powiedziała blondynka. Pomachałam mu dość przyjaźnie, czego nie odwzajemnił. Dostałam jedynie niezadowolone warknięcie, następnie zostając nieco zignorowana.

Zanim jednak zdążyłam coś powiedzieć, przed nogami przemknęła mi dość mała istota, na co początkowo się wystraszyłam. Po realizacji jednak, że kreaturą była czerwonowłosa dziewczynka, uśmiechnęłam się delikatnie.

- A to jest Niffty, nasza sprzątaczka - rzekła.

Wcześniej dość niewinnie wyglądająca cyklopka, zaśmiała się teraz psychicznie i zaczęła mamrotać pod nosem ledwo zrozumiałe zdania. Wydało mi się to dość dziwne, jednak Charlie kazała to zignorować. Podeszłyśmy później do miejsca wyglądającego mi na salon. Znajdowały się tam dwie kanapy, a na jednej z nich rozłożony był dobrze znany mi pająk.

Angel Dust. To ta dziwka, przez którą Val rozjebał dla Velvette miejsce pracy - pomyślałam od razu. Modliłam się, by demon mnie nie rozpoznał. W końcu gdy ten mieszkał wraz z nami w V Tower, widywaliśmy się średnio parę razy dziennie. Nie rozmawialiśmy i nawet się nie witaliśmy. Byliśmy dla siebie zwyczajnie dwojgiem nieznajomych mieszkających pod jednym dachem, przez co nie martwiłam się aż tak bardzo, jak zapewne jeszcze będę przy Alastorze.

- Siema - rzuciłam od razu. W odpowiedzi dostałam to samo przywitanie.

Charlie już miała prowadzić mnie w dalsze części hotelu, jednak wtem zdarzyło się coś, czego obawiałam się najbardziej.

- Zaraz. - Zatrzymał nas pająk. - Czy my się już przypadkiem kiedyś nie spotkaliśmy? - Spytał.

Zbladłam w niemal błyskawicznym tempie. Robiłam jednak wszystko, by ukryć wszelakie oznaki stresu czy zdenerwowania. Zaśmiałam się jak głupia, rozdziawiając usta w banana.

- Wątpię - odparłam pewnym siebie tonem. - Ale występowałem kiedyś w reklamie, może temu mnie kojarzysz.

Demon wzruszył ramionami i wrócił wzrokiem do swojego telefonu, przez co poczułam sporą, wewnętrzną ulgę. Ponownie byliśmy krok od kontynuowania naszych zwiadów, jednak wtem, znajomy, radiowy odgłos przeszył całe moje ciało. Poczułam nieprzyjemne ciarki na plecach oraz zimno spowodowane paniką.

- W reklamie powiadasz? - Pytanie zadał nie kto inny, jak sam Alastor. - Zapewne chodzi ci o telewizyjną. Powiedz, fascynujesz się tą całą elektroniką?

Przez chwilę byłam w tak ogromnym szoku, że ciało odmawiało mi posłuszeństwa, i zwyczajnie nie byłam w stanie nic mu odpowiedzieć. Z racji iż demon pojawił się znikąd wprost naprzeciw mnie, mogłam jedynie patrzeć się w górę na jego oczy, co szybko przerwałam z kwestii bezpieczeństwa.

Spuściłam wzrok w dół, nieco poprawiając kołnierz, by przypadkiem niechciane rzeczy nie wyszły na jaw. Odchrząknęłam krótko, po czym zrobiłam krok w tył i dopiero wtedy zebrałam się by coś powiedzieć.

- Nie powiedziałbym. Zwyczajnie potrzebowałem pieniędzy, dlatego zgłosiłem się u jakiegoś szarego producenta. To nic poważnego - kłamałam, odpowiedzią chcąc jak najbardziej dopasować się do oczekiwań radiowca.

Doskonale wiedziałam, jak duża jest jego nienawiść do nowoczesnych technologii. Wiedziałam również, że jeszcze bardziej niż nich, nienawidzi Vees. Z racji więc, że moim zadaniem było zdobycie jego zaufania, bądź nawet przyjacielskiej sympatii, kłamałam jak wlezie, byle tylko by mówić rzeczy, które on chciałby słyszeć. Wewnątrz jednak, krzyczałam z rozpaczy i nienawiści. Alastor.. Ten sukinsyn.. Widzę skurwiela poraz pierwszy od jebanych siedmiu lat. To było cholernie dziwne uczucie, którego nie da się tak prosto opisać.

Nienawiść do tego człowieka kipiała we mnie mocniej niż można by było zakładać. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby była ona większa od tej, jaką darzył go Vox. Radiowy szczerze mnie irytował i nie skłamię gdy powiem, że zajebałabym go nawet tu i teraz.

Wiedziałam też jedno. Nigdy, NIGDY nie wybaczę mu tego, co zrobił w przeszłości dla naszej kampanii. Jak już wspominałam, cudem było że udało nam się odbudować po tej ogromnej porażce. To dlatego wręcz nie mogłam się doczekać, aż z uśmiechem na twarzy będę patrzeć na jego zwłoki.

Już niedługo, Alastor. Już nie długo...


The M.<3





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro