-39-
Chcąc nie chcąc, po wymyciu się, ponownie założyłam na siebie te wszystkie warstwy. Nieco popsuło mi to plany, bo we wcześniejszym zamiarze nie miałam tego robić. Miałam jedynie założyć perukę i zrobić lekki makijaż, w wypadku, gdybym znów miała jakiegoś gościa. Wychodzić z pokoju również już nie chciałam, ale no cóż. Angel na to najwyraźniej nie pozwolił.
Opuściłam pokój równo godzinę po odwiedzinach pająka, a zamykając drzwi mało co nie zeszłam po raz drugi na zawał serca.
- Japierdole! - Słowo wyleciało z moich ust tak samo gwałtownie i niezapowiedzianie, jak Alastor zjawił się tuż za ogromną, drewnianą deską.
Odskoczyłam wręcz od jego postaci, co było spowodowane zwyczajnym szokiem.
- Wystraszyłeś mnie - przyznałam, udając że wszystko jest totalnie spoko.
- Nie miałem tego w zamiarze - odparł, jeżdżąc po mnie spojrzeniem. Kłamca.
Noi po chuj znów mnie nachodzisz? - Jasno zadałam mu to pytanie, samym wyrazem twarzy.
- Aiden, mój drogi, mam propozycję - powiedział.
Podniosłam jedną brew do góry. W tamtym momencie mogłam się założyć, że zaraz wyciągnie do mnie łapę i zacznie gadać o czymś na pozór mądrym, a jednocześnie nie realnym. Czy on na prawdę już chcę brać Aidena w niewolę? Idiota, toż niedawno co tu się zjawiłam.
Nie będę jednak głupia, Aiden również.
- Tak? - Spytałam mimo wszystko, udając że nie mam pojęcia o jego zamiarach.
Zanim mi odpowiedział, po raz kolejny, wręcz za dokładnie mi się przyjrzał. Wiedziałam, że Alastor był dobre w te klocki i nawet najmniejszy szczegół w moim zachowaniu mógł sprawić, że się wydam. Mogłam więc mieć tylko i wyłącznie tą nadzieję, że moje ciało mnie właśnie nie zdradza.
- Może miałbyś ochotę zaprosić kiedyś do nas tą swoją partnerkę? - Powiedział w końcu. - W ostatnim czasie sporo o niej wspominasz. Założę się że zarówno ja, jak i reszta mieszkańców z chęcią by ją poznała.
Ja jebie. Wpadłam?
Zaśmiałam się nerwowo, sprawiając pozory, że jego propozycja wcale mnie nie stresuje.
- Osobiście, bardzo chętnie bym ją tu przyprowadził, ale wątpię, że ona by chciała - odparłam, stwierdzając że jest to najlepsza wypowiedź, którą jestem teraz w stanie wykorzystać.
Wzruszył ramionami - jedno spotkanie wystarczy. Jeżeli zadecyduje, że atmosfera nie jest w jej mniemaniach, nie będzie musiała więcej przychodzić. Jednak jest jakaś szansa, że nasze towarzystwo jej przypadnie.
- Spytam się jej przy najbliższym spotkaniu - rzekłam, zmierzając ku końcu rozmowy. - Teraz wybacz mi proszę, ale idę coś uzgodnić z Angelem.
Na koniec uśmiechnęłam się ciepło i poszłam w stronę końca korytarza, by następnie zejść po schodach. Tak jak powiedziałam, zaczęłam rozglądać się za pająkiem.
Znalazłam go nie gdzie indziej jak przy barze, gdzie chyba próbował wydobyć jakąś reakcję na barmanie.
- W końcu jesteś - powiedział tak szybko, jak tylko wpadłam w jego pole widzenia. - Ile można się myć?
- Wybacz - zaśmiałam się. - Lubię długie kąpiele.
Wzruszył ramionami - to jak z tą imprezą?
- Niestety pass. Mam dużo na głowie - stwierdziłam, z udawanym smutkiem.
- A mianowicie? - Odparł niewzruszony. No tego to ja nie przemyślałam.
Zamilkłam na chwilę, używając całej mojej inteligencji do wymyślenia czegoś, chociaż trochę sensownego. Gubię się już w tych jebanych kłamstwach.
- Nooo.. - tylko to wydobyło mi się z buzi. Cholera, nie miałam pomysłu, a im dłużej zwlekałam, tym bardziej robiłam się podejrzana.
- Wymówki - parsknął. - Idziesz i tyle, jesteś moją jedyną opcją.
- Dobrze - wzdychnęłam w końcu. Pójdę z nim na tą jebaną dyskotekę, to da mi w końcu spokój. - Ale maksymalnie do północy. Nie lubię zarywać nocy.
Wywrócił oczami, ale jednocześnie przytaknął. Chyba również nie miał zamiaru się ze mną dłużej kłócić.
- Niech ci będzie - mruknął. - To idziemy, nie ma co tracić czasu.
Zanim zdążyłam się zorientować, chłopak wziął mnie za ramię i pociągnął za sobą z prędkością światła.
*****
Taksówką nie jechaliśmy długo. Zdziwiło mnie jednak niezmiernie, że minęliśmy właśnie klub, z którym kojarzyłam wszelakie imprezy. Po drugie też, na całe pentagram city, lepszej jakości klubów nie było za wiele. A mianowicie równo dwa. Ten, który właśnie przejechaliśmy i..
- Czy my jedziemy do V Tower? - Spytałam, kryjąc nerwy jak tylko mogłam.
- Mhm - mruknął, kiwając głową. - Co jak co, ale serio robią dobre imprezy.
No super. Lepiej być nie mogło. Chociaż w sumie z drugiej strony, nawet było mi to na rękę. Moją jedyną obawą było wpadnięcie na kogoś z Vees, zważając na tutejszą sytuację. Vel i Val mogliby zlać mnie na miejscu. Vox natomiast, byłby wkurwiony że nie stosuje się do jego grafiku.
Pozostało mi więc jedynie się modlić, żeby nie zachciało się im nagle przychodzić do sekcji imprezowej, którą i tak rzadko co któreś z nas odwiedzało.
Wysiedliśmy z auta, rozliczając się krótką chwilę z kierowcą. Jakiś wewnętrzny paraliż mnie dopadł, widząc wielki szyld naszej firmy na budynku. Vees, zostańcie w swoich biurach, błagam..
Przekroczyliśmy lekkie drzwi od pomieszczenia, wbijając do środka. W sumie, to bardziej zrobił to Angel, ciągnąc mnie za sobą jak jakieś zwierzę.
W ostatnim czasie upadam zdecydowanie za nisko.
Muzyka była tak głośno, że nie słyszałam nawet własnych myśli. Rozejrzałam się po sporym wnętrzu, rozglądając się oczywiście za przyjaciółmi. Całe szczęście, nikogo z paczki tu nie było, co w sumie nie było jakąś rzadkością.
- To nie moje klimaty - powiedziałam stojąc nieruchomo, podczas gdy pająk wyginał się w rytm muzyki jak szalony.
Było to połowiczne kłamstwo. Jako Vivienne przepadałam za imprezami, jednak na nieco innych zasadach. Tu waliło szarymi demonami jak zboczonymi perfumami od Valentin'a. Sam klimat fakt, był dość typowo w sferach naszej kampanii, jednak ci ludzie.. Wstęp był prawie darmowy, co powinno wyjaśniać wszystkie moje obawy czy niechęć.
- Przestań pierdolić - podsumował, wciągając mnie na parkiet. Zaczął poruszać moimi dłońmi jeszcze bardziej żwawo, kręcąc mną bezwładnie.
Przez chwilę tańczyłam z nim do rytmu, nie mając wystarczająco siły by się wyrwać. I tak jak na początku czułam się jak niewolnik, tak z każdą kolejną minutą, ta sytuacja zaczęła mi jakby.. pasować?
Klimat, mimo że nie mój, to wcale jednak nie aż taki straszny jak myślałam. W prawdzie nigdy wcześniej nie miałam okazji go skosztować na własnej skórze.
Nie minęła chwila, gdy wcale nie potrzebowałam już pomocy demona, by jako tako dobrze się bawić. Wszyscy zebrani grzesznicy, w tym ja, obijali się o siebie jak kulki w basenie. Co chwilę ktoś się wywalał z nadmiaru alkoholu, bądź gdy zwyczajnie zbyt dał się porwać muzyce wraz z tłumem.
Wciąż nie mogę rozgryźć dlaczego, ale czułam się wtedy na prawdę szczęśliwa. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Karciłam się za to. Jestem zbyt wpływowa i ważna w tej części kręgu, by czerpać radość z takich prostot. Ten hotel mnie wyniszcza.
*****
Zdążyłam przetańczyć z dobre trzydzieści parę piosenek i wypić nieco trunków. Zrozumiałam wtedy, że danie się tu zaciągnąć Angel'owi było moją najlepszą decyzją do tej pory.
Moje szczęście jednak, tak jak zwykle, nie mogło potrwać zbyt długo.
Poprzez ostre światła reflektorów, zmieniających się na inny kolor co parę sekund, dojrzałam twarz, której modliłam się wcześniej by nie zobaczyć.
Valentino tam stał. Cholera jasna, dlaczego on!?
Mimo iż nasze spojrzenia wyraźnie się napotkały, wciąż miałam ciutkę nadziei, że demon mnie jednak nie dostrzegł. Schowałam się bardziej w tłumie i odwróciłam do niego plecami. Jeszcze nie wszystko stracone.
Przez kolejne kilka minut, co chwilę dyskretnie zerkałam, czy wciąż tam stoi. Jego położenie się nie zmieniało, co sprawiało że czułam się bardziej niż zagrożona.
- Idę do łazienki - oznajmiłam dla pająka. Przytaknął obojętnie.
Błyskawicznie zakryłam bok twarzy i przecisnęłam się przez ludzi, by następnie dotrzeć do korytarza z łazienkami.
Nacisnęłam na klamkę od drzwi i wbiłam do środka jak najszybciej.
Byłam pewna, że jestem bezpieczna, jednak nie mogłam mylić się bardziej.
Zaraz po moim wejściu, wszystkie możliwe oczy znalazły się na mnie. Odruchowo weszłam do damskiego, a kurwa wyglądałam jak facet.
Soczyste przekleństwa, mające na celu wypędzenie mnie, padły jak na zawołanie z ust każdej demonicy. Nie mając zamiaru z tym walczyć, opuściłam łazienkę tak szybko, jak było to możliwe.
I tutaj wpadłam.
Dosłownie, wpadłam. Poczułam jak moje plecy stykają się z czyimś ciałem. Ze stresu przestałam nawet oddychać. Odwróciłam się powoli, by moim oczom okazał się powód mojej ucieczki z parkietu.
- Oooo, Valentino. Jak miło cię widzieć - zaśmiałam się, cofając się zdala od niego na tak dużo, ile tylko mogłam.
Jego mina nie była czymś, przez co miałam czuć się bezpiecznie. Było przeciwnie. Nie odezwał się ani słowem. Zwyczajnie wziął mnie za nadgarstek i pociągnął przez korytarze, aż do szklanej windy.
W niej również panowała cisza, która sprawiała, że mój stres narastał jak szalony. Błagam, niech on mnie kurwa nie prowadzi do Voxa.
The M.<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro