Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-34-

W końcu musiałam się przemóc i wystąpić zza kulis. Występy publiczne nigdy nie były moim wrogiem, wręcz przeciwnie - przyjemnością, jednak teraz było to nieco inaczej. Nie ja byłam tu prowadzącą. Nawet nie mogłam się odzywać. Po prostu tam stałam, czekając na to aż przez najbliższe parenaście godzin będę pod kontrolą demona.

Pierwszą kwotą, która padła już zaledwie po paru sekundach było trzysta dolarów. Podał ją jakiś totalny szarak. Trochę sporo jak na pierwszy rzut, ale w sumie to co się dziwić? Byłam pośród nich zapewne bardziej popularna niż mogło mi się zdawać.

Czterysta.. Pięćset dwadzieścia.. Siedemstet. Już dawno przekroczyliśmy typową sumę, a licytacja zdawała się nie mieć końca.

- Tysiąc. - Odezwał się ktoś zza tłumu. Po głosie doskonale mogłam wiedzieć, kto to był. Albowiem głos był radiowy.

Patrzyłam na to wszystko, czując się jakbym śniła. Po pewnie wypowiedzianej kwocie, na sali zrobiła się cisza. Fakt, tysiąc dolarów, przynajmniej jak dla mnie nie było sumą zwalającą z nóg, jednak zapłacić tyle pieniędzy za jedną noc z panną do towarzystwa to trochę sporo.

Po krótkiej przerwie, licytacja jednak wciąż trwała. Nie ucieszyło mnie to, gdyż to demon wypowiedział prawie ostateczną kwotę. Wystarczy, by wtedy wygrał i wszystko by się udało.

Liczby skakały teraz o nie więcej niż pięćdziesiąt. Grzesznicy prześcigali się już jedynie nędznymi groszami.

- Pięć tysięcy - znów usłyszałam ton głośniejszy od wszystkich pozostałych, jednak tym razem nie należał on do Alastora.

Był to Vox. Cholera, i tyle by było z planu.

Spojrzałam się w jego stronę. Nie było tajemnicą, że był bardziej wkurzony niż zdawać by się mogło. Za nim biegła Velvette, próbując coś zaradzić.

Nie, nie nie... to wszystko nie tak. Tylko czemu on tego nie przerywa? Stanął w miejscu, nieopodal jelenia, jednak nie na tyle blisko by się widzieli. Wyglądało to tak, jakby on również chciał wziąć udział w licytacji.

To był zły pomysł. Byłam świadoma tego, że Voxxy dysponuuje znacznie większą sumą pieniędzy niż Alastor. Jeżeli teraz będzie z nim walczył, to jasne kto przegra. Po prostu przerwijmy tą jebaną licytację!

- Valentino, masz to w tej chwili zakończyć - szepnęłam do stojącego nieopodal grzesznika.

- Nawet nie ma takiej opcji. Właśnie zaczęło robić się bardzo ciekawie.. - powiedział z obleśnym uśmiechem na twarzy.

Stałam tam dalej, przez chwilę nawet łapiąc kontakt wzrokowy z Voxem. Wiedziałam. Wiedziałam, że go zawiodłam.

- Siedem tysięcy - rzekł głos, tym razem radiowy.

- Dziesięć tysięcy - nawet sekunda nie minęła, gdy telewizor go przekrzyczał.

- Piętnaście tysięcy - odparł.

Nie.. to wszystko nie tak. Szarzy grzesznicy już nawet przestali brać w tym udział. Stali zdumieni, pozwalając by jedynie ta dwójka rzucała coraz bardziej szalonymi kwotami.

- Dwadzieścia pięć tysięcy.

- Pięćdziesiąt tysięcy!

- Sto.

- dwieście.

- pięćset.

- Sprzedane! - Krzyknął podniecony Val. Aż się wzdrygnęłam na jego zdecydowanie za głośną tonację. - Zapraszam po pańską nagrodę.

Na scenę, po niespełna minucie, wszedł Vox. Nie był zadowolony. Nawet się na mnie nie spojrzał, gdy podszedł i osłonił mnie swoim ciałem przed tłumem gapiów. Zeszliśmy z podestu wspólnie, i nawet nie stawiałam oporu, gdy demon wyciągnął mnie na korytarz.

- Co ty sobie do jasnej kurwy wyobrażasz!? - Uniósł głos, na który po raz kolejny się wzdrygnęłam.

Mam przesrane.

Zanim jednak zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Velvette pojawiła się tuż pod naszymi nogami.

- Zjebałeś nam plan, skurwielu! - Wydarła się na mężczyznę.

- Jaki znowu plan? - Spytał od niechcenia.

Dziewczyna bez pytania uniosła mi spód sukienki, i wyjęła sztylet z anielskiej stali, który miał tam swoje specjalne miejsce w formie uchwytu na przepaszce.

- Gdybyś odpuścił, licytację wygrałby Alastor. Vivienne miała wbić mu to zaraz po tym, gdy przy niej uśnie! - Wciąż się unosiła, niemal cała czerwona ze złości.

Vox wzdychnął. Wiedziałam doskonale, że grzeszniczkę czeka solidna i dość długa lekcja.

- I ty myślałaś, że zostawienie jednej z członków Vees, przy radiowym demonie wyjdzie nam na dobre? Kto wie, czy Vivienne wogóle dożyła by do tego momentu - mówił. Faktycznie, nie pomyślałam o tym w ten sposób. - Alastor mógłby z łatwością ją obezwładnić w najmniej oczekiwanej chwili. A wtedy kto go tam wie, jak poniesie go fantazja. - Spojrzał się na dziewczynę, która jego wymowę miała totalnie w dupie. - Zawiodłem się, Velvette. Nie wiedziałem że potrafisz być aż tak nieziemsko samolubna, by własną przyjaciółkę zsyłać na pewną śmierć.

Nie czekał na jej odpowiedź. Pewnym ruchem dłoni objął mnie nieco nad talią, z powrotem kierując się ze mną w nieznanym mi kierunku. Dopiero na miejscu poznałam jego docelową lokalizację, która była jego sypialnią.

Usiadłam na łóżku, jedynie patrząc jak demon chodzi bez większego celu w to i we w to.

- Naprawdę przepraszam. - Zaczęłam cicho i nie pewnie. Nie miałam ochoty przypadkiem jeszcze bardziej go czymś zirytować. - Ja po prostu mam dość tego całego udawania.. Tęsknię za domem bardziej niż kiedykolwiek. Myślałam, że gdy pozbędę się go w szybszy sposób to nam wszystkim będzie lepiej.

- Valentino również był w to zamieszany? - Spytał, perfekcyjnie zlewając moje przeprosiny.

Przytaknęłam głową z lekkim mruknięciem. Gdy tylko zbliżył się do mnie, wbijając wzrok głównie w mój ubiór, szybko spojrzałam się w byle jaką inną stronę. Chciałam, by ta chwila była już za mną.

- Przebierz się - rozkazał. Nie miałam najmniejszego zamiaru odmawiać.

Vox zanim się zorientowałam zdążył mi podać jedną ze swoich koszul. Sprawnie zsunęłam górę sukienki i założyłam ją na siebie. Następnie zsunęłam również i dół, zaraz po tym przechodząc do kabaretek. Zapięłam pośpiesznie guziki, jeden po drugim. Koszula była na tyle spora, że robiła mi za tunikę. Ba, zakrywała nawet więcej niż wcześniejszy wymysł Velvette. Demon przez ten cały czas, nawet się nie odwrócił.

The M.<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro