-22-
[1931 rok. Nowy Orlean, Luizjana]
Od śmierci ojca minęły cztery miesiące, a ja wciąż nie mogłam się po tym pozbierać. Butelki po alkoholu, wypalone papierosy oraz wszelakie inne używki porozrzucane w moim domu, były teraz codziennością. Jednak nawet po mimo tego obskurnego nastroju, zepsutego wnętrza, głębokiej żałoby i zwyczajnej odrazy do życia, udawałam codziennie szczęśliwą i poukładaną pod znakomitą maską uśmiechu.
Był wieczór. Akurat co kończyłam pracę. Mój szef mnie, oraz mojego partnera w spektaklach zawołał do siebie na zaplecze.
- Mam dla was zadanie, ld [skrót od "Legendarne Duo", nazywano tak bohaterkę oraz jej kompana ze względu na spektakularne występy demonstrowane przez tą dwójkę]
- Hm? - Mruknęłam, powstrzymując się od ziewnięcia.
- Za miesiąc halloween. Fanów tego święta, głównie młodszych zbierze się tu za pewne całe grono. Co roku organizujemy przecież ładny pokaz - mówił. Przytakiwałam jedynie głową. - Wpadłem jednak na pomysł, by w tym roku nie było to takie jak zazwyczaj. Chciałbym czegoś.. niezapomnianego. Chciałbym, by spektakl ten znalazł się w gazetach; by publiczność zamarła z niedowiary..
- Do rzeczy, Luis - przerwałam mu w połowie wymieniania, zanim się na zabój rozgadał.
- Zróbmy występ, którego jeszcze w tym cyrku nie było. Płonące obręcze, ogień również i na dole.. Do tego fenomenalne sztuczki powietrzne! - Opisując, wymachiwał zahipnotyzowany rękami, by jeszcze bardziej urozmaicić swoją propozycję.
- [Y/N] - zwrócił się do mnie. - Pracujesz tutaj od dobrych jedenastu lat i masz za sobą niezliczoną ilość przedstawień. Ty, Aiden jesteś tu od lat podajże siedmiu. Seansów również masz przeogrom wiele. Jesteście w stanie zapewnić mi, że występ wyjdzie bez skaz, prawda?
- Wiesz, Luis. Dużo zależy od forsy. - Nie owijałam w bawełnę, grając średnio zaintrygowaną jego ofertą. W rzeczywistości jednak, bardzo się z niej cieszyłam. Podczas całej mojej kariery w cyrku, tak na prawdę nigdy nie doznałam z tego szczerej radości czy adrenaliny, no może nie patrząc na początki. Jeśli jednak codziennie skacze się z poręczy na poręcz, bądź pracuje z dzikimi zwierzętami, rzadko kiedy doznaje się prawdziwych emocji, będących w stanie strącić mnie z równowagi.
- Oh, zapewniam moja droga, że stawka będzie dla ciebie wystarczająca. - Uśmiechnął się zadowolenie, robiąc chwilę napięcia. - Czy.. siedemset dolarów ci dogodzi?
Wspominałam coś o emocjach, które są w stanie zwalić mnie z kończyn? Cóż.. ta, która zawładnęła mną po usłyszeniu jego słów, właśnie taką emocją była.
- Siedemset!? - Powtórzyłam w niedowierze. - Luis! To prawie tyle, ile dostajemy za dwa miesiące pracy! Dasz nam to za jeden spektakl?
- Mhm. Posłuchacie się mojego scenariusza, wyśmienicie odegracie role, a pieniądze są wasze - odparł, wyraźnie ucieszony tym, że jego oferta mnie zainteresowała. Nie było również trzeba być geniuszem, by domyślić się, że zarówno ja jak i Aiden zgodziliśmy się na miejscu.
*****
- Jak myślisz, na jaki pomysł tym razem wpadnie ten wariat? - Spytałam mojego kompana, który miło zaproponował mi podprowadzenie mnie do domu.
Wzruszył ramionami, przez jakiś czas zastanawiając się nad odpowiedzią. - Nie wiem. Jednak po nim, można spodziewać się absolutnie wszystkiego.
Mruknęłam ledwo słyszalnie, zawieszając wzrok na moje wysokie buty. Pomimo że z Aidenem znałam się przez całą jego karierę, czyli jak było wspomniane około siedem lat, nie rozmawialiśmy za często na inny temat niż praca, a gdy się on kończył, zapadała niezręczna cisza.
Przyznam.. Nie lubiłam jej. Mój charakter pozwalał mi na swobodne prowadzenie długiej i żywej konwersacji nawet ze świeżą poznaną osobą. Przy nim jednak, było inaczej. Można by powiedzieć, że zwyczajnie darzyłam chłopaka pewnym uczuciem, które nie wątpliwie było nieodwzajemnione. Albowiem Aiden miał już dziewczynę, czego nie mogłam za nic w świecie znieść.
The M.<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro