-10-
Przed opuszczeniem piętra, upewniłam się jeszcze, że drzwi od mojego pokoju zamknięte są na klucz. Nie chciałam tam żadnych intruzów. Powoli i z lekkim stresem zeszłam po schodach na parter, tylko by ujrzeć zapoznanych wcześniej grzeszników.
Vaggie i Angel Dust siedzieli na dwóch oddzielnych kanapach, dziewczyna z książką, a chłopak z telefonem w ręce. Huska kątem oka widziałam za ladą baru, co w sumie mnie nie zdziwiło. Pozostałej dwójki, czyli radiowca oraz Charlie nie mogłam jednak nigdzie dopatrzeć.
Dopiero gdy całkowicie wkroczyłam na parter, zauważyłam jak księżniczka wręcz biegnie w moją stronę, mało się nie wywracając.
- Aiden! - Krzyczała. Po dobiegnięciu wprost naprzeciw mnie, oparła lekko dłonie o kolana i zaczęła łapać powietrze. Dopiero gdy ochłonęła, zaczęła mówić dalej. - Świetnie, że jesteś. Właśnie co skończyłam papierkową robotę, więc mamy mnóstwo czasu byśmy się wszyscy lepiej poznali.
Uśmiechnęłam się niepewnie, przytakując głową. Kątem oka wciąż szukałam Alastora, ze względu na którego tu przyszłam. Zamiast jednak go, dostałam małą istotkę, którą okazał się być nie kto inny jak ta sprzątaczka, Niffty.
- Powiedz.. Jesteś złym chłopczykiem? Ciemne ubrania i czarne włosy.. Wyglądasz jak prawdziwy, ponury złoczyńca - zaczęła mówić pod nosem z dość demonicznym głosem. Nawet nie zorientowałam się, gdy grzeszniczka wspięła się po moim ciele i znajdowała się aktualnie na ramieniu. Miałam jedynie głupio się śmiać, do momentu aż księżniczka czegoś z nią nie zrobi. W końcu nie miałam zamiaru być nie miła. Jednak gdy dziewczynka wplątała palce w moje sztuczne włosy, ewidentnie mając zamiar ciągnąć zabawę, musiałam zareagować.
- Nie. I nie przepadam za byciem dotykanym - palnęłam szybko, zdejmując ją w ekspresowym tempie. Z racji na tempo, nie wyszło mi to jednak zbyt łagodnie. Z automatu się spięłam, że podpadłam tym księżniczce bądź komukolwiek innemu kto to widział, zauważając jednak obojętność małej demonicy, dość szybko odetchnęłam z ulgą.
Miałam zamiar dać chociażby jedno słowo w ramach przeprosin dla dziewczynki, jednak gdy już otwierałam usta, ta wyjęła sporawą igłę z kieszeni i zaczęła gonić z nią jakiegoś pierwszego lepszego karalucha, tym samym coraz bardziej oddalając się od mojej osoby.
- Zraniłem ją, czy coś? - Spytałam Charlotte.
- Nie, coś ty, to nic takiego. - Machnęła ręką. - Nikt nie jest w stanie jej zrozumieć.
Przytaknęłam, następnie idąc w stronę wcześniej wspomnianych kanap, o co poprosiła mnie blondynka. W trakcie spytałam jeszcze o Alastora.
- Przed chwilą jeszcze tu był. - Dziewczyna zaczęła rozglądać się dookoła, szukając go wzrokiem. Wyglądała, jakby nawet nie zauważyła że demon gdzieś zniknął.
Miałam już coś odpowiedzieć, jednak zanim zdążyłam to zrobić, owy wspomniany pojawił się znikąd pomiędzy nami.
- Wybaczcie za krótką nieobecność, musiałem załatwić parę spraw - powiedział. Ostatnie dwa słowa przeciągnął w dziwny sposób, tym samym patrząc się na mnie kątem oka.
Kurwa, czy chodzi mu o sprawy związane ze mną? - Myślałam, z sekundy na sekundę robiąc się coraz bardziej blada. - Nie, Vivienne. Nie rób od razu czarnych scenariuszy. Gość zajmuje się podcastami w całym mieście, na pewno ma sporo na głowie i nie jest to związane z Aidenem.
- Jasne, nic się nie stało. Super, że też już jesteś - odpowiedziała mu Charlie, wraz z nami powoli dochodząc do strefy relaksu. Zajęłam miejsce na oddzielnym fotelu. Zwyczajnie nie miałam ochoty być w bliskiej odległości od któregoś z zebranych.
Od razu poczułam na sobie falę podejrzliwych spojrzeń, które za wszelką cenę starałam się ignorować.
Księżniczka ostatnie co zrobiła, to zawołała do nas barmana zza lady. Z wkurwionym warknięciem usiadł on gdzieś na wolnym miejscu koło naszej gwiazdy porno, w podobnym czasie jak jeleniowaty zajął miejsce na drugim z foteli, niestety idealnie naprzeciw mnie. Oddzielała nas jedynie odległość z maksymalnie trzech metrów, a ja wciąż czułam na sobie jego uważne spojrzenie, którego i tak udawałam, że nie widzę.
Księżniczka natomiast, jak prawdziwa liderka, wyszła na sam środek otaczających ją sof i berżer, zasłaniając dłonią usta i czyszcząc gardło. Dopiero wtedy zaczęła swoje przemówienie.
- No dobrze, a więc każdy już wie, że mamy nowego gościa. - Wzrokiem zarówno ona, jak i każdy inny skanowała moją postać. Nie powiem, nieco się spięłam. W końcu zauważenie przez kogoś małego, błędnego detalu w moim kostiumie, znaczyło by koniec. Nie mówiąc już nic o fakcie, co by było, gdyby znalazcą okazał się być ten skurwiel. - Ze względu na to, bardzo bym chciała byśmy wyrobili sobie dla niego super opinię i zostali wszyscy przyjaciółmi. - Jej głos stał się taki przesłodzony, że na końcu aż wydała z siebie pisk ekscytacji, niemal się przy tym nie rozpłakując.
W końcu jednak chyba zauważyła swoją odpałkę i ponownie odchrząknęła, by mówić dalej. - Myślę, że możecie pozadawać mu kilka pytań, by coś o sobie opowiedział. Aiden, nie masz nic przeciwko? - Spytała.
- Pewnie, że nie - odparłam szybko, odruchowo zakładając noga na nogę. Po realizacji jednak, błyskawicznie wróciłam do niewygodnej pozycji rozłączonych nóg.
- Ja zacznę - oznajmiła Vaggie. Nieco przestraszyłam się jej poważnej tonacji, jednak i tak przytaknęłam głową, mogąc jedynie czekać na pytanie.
- Dlaczego postanowiłeś się nawrócić? - Spytała. Obmyślaliśmy odpowiedzi na tego typu pytania z Voxem, dlatego doskonale wiedziałam co mówić.
- Wiesz.. Od zawsze czułem, że nie jestem złym człowiekiem. Myślę, że trafiłem do piekła tylko przez używki, w przeciwnym razie zajął bym miejsce w niebie - opowiadałam z udawanym poruszeniem. Zdałam sobie sprawę, że mimo urządzenia do zmiany głosu i tak mówię jak spłakana baba, dlatego ponownie szybko się ogarnęłam. - Noi wiecie. Zobaczyłem ten wywiad Charlie w wiadomościach.. i.. no.. ten.. no.. przyszedłem tutaj. Tyle.
Białowłosa obrzuciła mnie zarówno nieprzyjemnym, jak i podejrzliwym spojrzeniem. Miałam jednak wrażenie, że było ono spowodowane bardziej niechęcią do postaci Aidena, niż podejrzeniem, że mogę być laską. No w końcu bądźmy szczerzy. Kto normalny przebiera się za płeć przeciwną i kłamie na temat wszystkiego czego tylko się da? Po obmyśleniu tego faktu, stałam się nieco spokojniejsza w kwestii przyłapania mnie na udawaniu co do bycia kimś innym, gdyż wiedziałam, że dla większości osób, nawet nie przyjdzie do głowy, by podejrzewać mnie o taką rzecz.
- Pozwól mój drogi, że teraz moja kolej. - Usłyszałam głos należący do nie kogo innego, jak Alastora.
- Mhm - mruknęłam krótko na zgodę.
- Znasz kampanię Vees, prawda? - Zapytał. Jak szybko się rozluźniłam, tak szybko spięcie powróciło. Przełknęłam ślinę najciszej jak mogłam, nie dając oznak stresu.
- Taa, coś tam słyszałem - odparłam, unikając spotkania oko w oko.
- Wyraziłbyś swoją opinię o nich? - Rzekł. Teraz wydało mi się to zbyt podejrzane. Gdyż jaka była szansa, że będzie on pytał mnie o takie rzeczy, kiedy jestem z nimi mocno związana? Zaczęłam mniemać, czy przypadkiem nie odkrył on już mojego pochodzenia. Jednak oczywiście i tak nie miałam w planach się zdradzać. W końcu to wszystko mogło być jedynie moim nadmiernym histeryzowaniem i wyolbrzymianiem drobnostek. Przecież Alastor dość publicznie darzył Vees swoją nienawiścią, zresztą, ze wzajemnością. Dlatego nie było to aż tak unikatowe, gdyby zadał mi te pytanie przykładowo na prywatności, bądź bez nawiązania do tematu. A teraz? Gdy jest to czas na indagowanie w mojej kwestii, i to jeszcze przy wszystkich, była wciąż nadzieja.
- Jak wcześniej mówiłem, nie znam się aż tak na mediach. Wiem, że są źli i tyle - powiedziałam.
- Jak każdy w piekle, mój drogi - zaśmiał się demon, co nieswojo odwzajemniłam.
- Moja kolej - wtrącił się tym razem Angel, zanim zdążyła nastać przerwa na ciszę.
I znów, ponownie przytaknęłam głową, mogąc tylko i wyłącznie czekać na przyszłe zagadnienie. Zanim jednak to ustało, pająk zrobił dość sporą chwilę napięcia, która z racji na sytuację, zaczęła mnie delikatnie spinać. Przyszłe jego słowa, wypowiedziane jeszcze przez zadaniem ostatecznego dylematu, sprawiły jedynie, że niepewny stan się nasilił.
- Wydaję mi się, że jestem świadomy rzeczy, którą tak przed nami próbujesz ukryć - wypowiedział te słowa, posyłając mi chytry uśmieszek.
O kurwa, przyłapana.
- O czym ty mówisz? - Odparłam, z mimowolnie drżącym głosem.
Zignorował moje pytanie, jedynie nawijając dalej. Czułam, jak w moim ciele wypalane są liczne dziury poprzez ilość niekontrolowanych spojrzeń. - Nie musisz już tego dłużej ukrywać, serio. Nikt nie będzie miał ci tego za złe bądź cię osądzał.
Chciałam wręcz wywrzeszczeć, o co mu do cholery chodzi. Zamiast tego jednak, dostałam wewnętrzny paraliż, uniemożliwiający mi mowę bądź ruch. Jedynie siedziałam, czekając aż wyjaśni cel swojej gadki.
- Ja też jestem gejem, a każdy mnie tu kocha - powiedział. Popatrzyłam się na niego z miną mówiącą samą za siebie. Gejem? Serio? To o to prawie zniosłam tu jajko ze stresu?
- Nie jestem gejem - zaprzeczyłam, czując jak moje policzki robią się ciepłe.
- Przecież mówię, że nie masz powodu by się wypierać. Po prostu to przyznaj i tyle. - Wciąż stawiał na swoje.
- Nie. Jestem. Gejem - Powtórzyłam, już nieco bardziej wkurwiona.
- Taa? A truskawkowy błyszczyk do twojego plecaka włożono przypadkowo? - Mówił, machając mi owym przedmiotem tuż przed oczami. Wstałam jak poparzona, wyrywając mu to z ręki.
- To.. Do nawilżania ust. Nic więcej. Z resztą to, że używam błyszczyku, nie świadczy że lubię ten.. no.. swoją płeć - powiedziałam. - Z resztą, skąd ty go do cholery masz?
- Wypadł ci z bocznej kieszonki jak tu przyszedłeś. - Wzruszył ramionami.
Słyszałam jedynie ciche śmiechy dochodzące od paru osób z pomieszczenia. Delikatnie zawstydzona usiadłam z powrotem na fotel, rządząc by zadano mi kolejne pytanie.
- Wspominałeś coś o używkach. To przez nie zginąłeś? - Tym razem głos zabrał Husk, a jego słowa nieco mnie zdołowały, o ile można to tak nazwać.
Fakt, wiedziałam co mówić na temat śmierci Aidena, dlatego nie chodziło o to. Samo wspomnienie o końcu życia na ziemi. To ono było przyczyną, czemu nagle poczułam się tak źle. Reszta Vees doskonale wiedziała, że był to dla mnie trudny temat, dlatego unikali go jak ognia, obywatele hotelu jednak, nie mieli o tym pojęcia. Lecz wiedziałam, że w tym momencie rozmawiamy właśnie o Aidenie, a nie o Vivienne, przez której śmierć miałam traumę. Dlatego nie robiąc już zbędnej ciszy, posłusznie odpowiedziałam na zapytanie barmana.
- Niezupełnie. Za życia brałem używki, ale nie były one powodem. Po prostu potrąciło mnie auto - oznajmiłam.
Byłam przekonana, że emocje już ze mnie zeszły, jednak po przypomnieniu sobie samego słowa "śmierć" powróciły one z podwójną mocą, a co gorsza, narastały w negatywny sposób z każdą kolejną sekundą. W końcu nie wytrzymałam i musiałam w jakiś sposób przerwać ten jebany wywiad, zanim zrobię coś, czego później będę żałować - wydam się.
- Koniec pytań. A teraz wybaczcie, ale pilnie muszę do toalety - skłamałam co do ostatniego, byleby uciec od małego grona gapiów, przynajmniej do momentu w którym nie odpocznę.
- Wszystko dobrze, Aiden? - Głos Charlie szybko mnie zatrzymał.
- Tak, tak. Zaraz wracam - powiedziałam, a po chwili znajdowałam się już na schodach.
Wkroczyłam do swojego pokoju, po raz drugi w ciągu dnia padając wprost na łóżko.
Przestań do kurwy tak reagować na wspomnienie o swoim zgonie - powtarzałam w myślach, zaczynając obwiniać się o moje tchórzostwo. Zanim jednak wyolbrzymianie stało się tak wielkie jak zazwyczaj, postąpiłam mądrze i uznałam że ponownie napisze do Voxa, by zająć czymś innym głowę.
Do: Voxxy
Siedziałam tam z nimi parę minut. Jak na razie, mają zero podejrzeń
Odczekałam parę minut, nerwowo machając nogami. Odpowiedzi jednak nie dostałam, wiec jedynie wysłałam kolejną wiadomość.
Do: Voxxy
Alastor jedynie pytał się mnie o Vees. Powiedziałam, że nie znam nas za dobrze
Do: Voxxy
Zaczął się też temat śmierci. Powiedziałam to, co wspólnie przemawialiśmy. Przez to musiałam wrócić na chwilę do pokoju by nieco ochłonąć, ale już jest lepiej więc zaraz znów schodzę.
Do: Voxxy
Vox, jesteś tam?
Do: Voxxy
Jak odczytasz, to odpisz. Znów do nich schodzę, nie biorę telefonu.
The M.<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro