-7-
Byłam już w pokoju i szczerze, nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Strasznie mi się nudziło, a nie było nic szczególnego do załatwiania. Chciałam więc iść spać, jednak utrudniała mi to masa myśli plątająca się po mojej głowie.
Trochę martwiły mnie słowa Huska, jednak jeszcze bardziej przejmowałam się tym, jak moja relacja z Alastorem się zmieniła. Fakt, miałam ją trochę w dupie i nigdy nie zależało mi na tym, by chłopak mnie jakoś szczególnie lubił, jednak zwyczajnie nie chciałam być przez niego gorzej traktowana.
O co mu chodziło z tą całą kolacją? Bo nie sądzę, że tylko o wspólny posiłek. W przeszłości spotykaliśmy się na takie uczty tylko, gdy były do omówienia jakieś ważne tematy, jednak dość rzadko robiliśmy to we dwójkę. Głównie towarzyszył nam nasz wspólny znajomy, z którym teraz obecnie mam dość słaby kontakt.
Właśnie.. - pomyślałam, po czym wzięłam komórkę i weszłam na swoje konto bankowe. Owy znajomy, w zamian za to co dla niego zrobiłam, co miesiąc miał mi przelewać równo półtora tysiąca, dzięki któremu mogłam jako tako się utrzymywać. Wystarczało to jedynie na spłatę motelu i trochę jedzenia, jednak mimo to nie narzekałam. W końcu nie pracowałam, więc zawsze lepsze to niż nic.
To dzisiaj był dzień przelewu, dlatego wchodząc na aplikację banku byłam pewna, że ujrzę tam wypragnioną kwotę. Tak się jednak nie stało. Na koncie miałam nie całe dwie dychy, przez co moja twarz natychmiast się skrzywiła.
- Co jest? - wrzasnęłam sama do siebie, odświeżając stronę. - Coś się zawiesiło, czy co?
Nic to jednak nie dało, gdyż suma na koncie się nie zmieniała. Jak ja kurwa miałam przetrwać za dwadzieścia jebanych monet? Fakt, byłam w tym hotelu i nie musiałam za niego płacić, jednak i tak.. Jedzenie, zachcianki, to wszystko kosztowało.
Pomyślałam, że osoba odpowiedzialna za przelewy musiała zwyczajnie o tym zapomnieć, dlatego stwierdziłam, że dam jej jeszcze trochę czasu. Fakt, nie podobała mi się ta sytuacja, jednak każdemu mogło się zdarzyć, prawda?
Z taką więc myślą, powoli zaczęłam zamykać oczy, a zanim się zorientowałam udało mi się zasnąć.
*****
Głośny i przeraźliwy krzyk wydobył się z ust, zaraz po tym jak ujrzałam przed sobą sylwetkę czerwonego śmieszka, stojącego idealnie na środku przed moim łóżkiem.
- Co ty tu robisz!? - spytałam, odruchowo nieco bardziej nakrywając się kołdrą.
- Czas wstawać moja droga. Śpisz już zdecydowanie za długo, a masz mnóstwo pracy do zrobienia - oznajmił, trochę ignorując odpowiedzi na moje pytanie.
W zirytowaniu, lekko zmarszczyłam brwi, po czym obróciłam ciało na prawy bok.
- Jeszcze pięć minut - wymamrotałam, znów zamykając oczy.
Nastała cisza, a gdy już myślałam, że chłopak odpuści i da mi spać, ten niestety wyprowadził mnie z tego błędu. Poczułam jak pierzyna na mnie natychmiastowo się zsuwa, przez co dostałam lekkiej gęsiej skórki od zimna.
- Czy ty możesz mnie.. - już chciałam coś powiedzieć, jednak gdy tylko się podniosłam i spojrzałam w jego oczy, od razu zamilkłam.
Wspomnienia z wczoraj zaczęły napływać do mojej głowy, przez co poczułam się jakoś dziwnie i nie swojo. Do tego towarzyszył mi lekki strach, więc niewinnym głosikiem powiedziałam
- Przepraszam. Już wstaję.
Zaraz po tym usiadłam na skraju łóżka i założyłam na nogi wcześniej przyszykowane kapcie.
- Za często przepraszasz, moja droga. Zamiast tego po prostu się słuchaj i nie rób nic, co działa mi na nerwy - rzekł.
Trochę wkurwiona pokiwałam głową w zgodzie, po czym wstałam na równe nogi i obróciłam się w jego stronę.
- Jaką konkretnie mam wykonywać pracę? - spytałam, mając w głowie jego wcześniejsze słowa.
- Cóż. Zamysł był taki, byś witała gości, jednak bądźmy szczerzy. Tych gości nie ma - zaczął. - Możesz więc zapytać się Charlie, czy ma dla ciebie jakieś zadanie.
Grzecznie przytaknęłam, jednak w głębi duszy niemal co nie wybuchłam ze złości. Serio mnie budził, nawet nie mając dla mnie konkretnego zajęcia? Co za dupek.
Myślałam, że po jego wypowiedzi, ten zwyczajnie opuści mój pokój i zajmie się swoimi sprawami, jednak tak się nie stało. Chłopak wciąż tam stał skanując mnie od góry do dołu dość specyficznym wzrokiem, przez co trochę się zmieszałam.
- Ale na dobry początek, lepiej się w coś ubierz - rzekł, po czym zamienił się w cień.
Wzrokiem przez chwilę podążałam za ciemną plamą na podłodze, wychodzącą z mojej sypialni, po czym dokładnie analizując jego słowa spojrzałam na swoje ciało.
Miałam dość skąpą, krótką piżamę, przez co nieco poczerwieniałam. Co za zbok - pomyślałam, rozumiejąc co chłopak miał na myśli.
Posłuchałam się go jednak i szybko założyłam na siebie jakąś pierwszą lepszą spódniczkę i top do zestawu, po czym wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę sypialni Charlie.
*****
Dawno temu, powstało piękne miasto otoczone złotymi bramami, które było znane jako niebo. Mieszkały w nim cudowne istoty, zwane aniołami. Anioły miały za zadanie odganiać zło i czynić jedynie same dobro. Lucyfer, był jednym z tych aniołów. Był on marzycielem, z cudownymi, kreatywnymi pomysłami które naprawdę mogły służyć populacji. Był on jednak uważany za stworzyciela kłopotów, przez innych władców nieba. Byli oni pewni, że jego sposób myślenia zagrażał ich krainie, dlatego nie zamierzali go słuchać. Lucyfer mógł więc jedynie patrzeć, jak inne anioły tworzyły ziemię w swój własny sposób.
By jakoś zapoczątkować życie na owej planecie, stworzyli oni Adama i Lilith. Mieli być oni dobrzy, jednak Adam skupiał się jedynie na swoich względach i chciał zagarniać wszystko dla siebie. Lilith sprzeciwiła się mu, nie chcąc spełniać jego zachcianek. Uciekła ona do ogrodu i usiadła na jednym z kamieni. Otoczona pustką, drzewami i ciemnością mogła jedynie bezradnie wylewać łzy.
Lucyfer znalazł ją, a gdy zrozumieli jak podobne mieli pomysły, natychmiast się w sobie zakochali. Razem wykreowali zakazany owoc i podarowali go dla nowej żony Adama, Ewy, która bez wahania go przyjęła. Jednak danie prezentu kobiecie, niosło za sobą nie małe konsekwencje.
Zło w końcu znalazło sposób na dostanie się do ziemi. Ciemność i grzeszenie zapanowały na planecie, a gdy anioły tylko znalazły sprawców, od razu ich ukarali. Lucyfera i Lilith zesłano w czarne miejsce, które wykreowali, nie pozwalając im nigdy więcej zobaczyć dobra, które płynęło ze stworzonej ludzkości. Zdruzgotany Lucyfer w końcu się poddał i stracił chęć do marzenia.
Jednak Lilith nie zamierzała odpuścić. Dzięki jej pięknemu głosu, piosenkach oraz mocy stworzyła i rozwijała piekło, które z czasem stało się ogromne i potężne. Gdy tylko się o tym dowiedziano, niebo podjęło na prawdę trudną decyzję. Piekło co roku miało byś skazane na eksterminację, by grzesznicy nigdy nie mieli szans by dorównać aniołom.
Jednak Lilith nie straciła nadziei. Jej moc została przekazana dalszemu pokoleniu. Przyszłości świata i jej córce. Księżniczce Piekła.
- Nie martw się mamo. Sprawię, że będziesz ze mnie dumna - usłyszałam głos dziewczyny, zaraz po tym jak skończyła opowiadać ona swoją dość długą historię.
- Charlie?- spytałam niepewnie, podchodząc do blondynki.
Ta na moje słowa szybko oderwała wzrok z okna i skupiła go na mnie, wyglądając na trochę przestraszoną.
- Wybacz, nie chciałam cię wystraszyć - dodałam, po ujrzeniu wyrazu twarzy dziewczyny.
- Nie, nie. Nic się nie stało. Długo tam stoisz? - spytała uśmiechając się nerwowo.
- Na tyle długo by załapać się na historyjkę - zaśmiałam się, po czym usiadłam koło niej na dość sporej kanapie.
- Sorki. Mam dużo na głowię po ostatniej eksterminacji. Historyjka pomaga.. - spojrzała ze smutkiem na książkę z wielkim tytułem "the story of hell" na środku.
Doskonale znałam tą opowieść. Z resztą, kto nie znał? Nieraz mi ją opowiadano, jednak z nieco innej perspektywy.
- Jasne - powiedziałam uśmiechając się ciepło. - A jeśli mogę spytać.. o co chodziło z tą mamą? - spytałam z czystej ciekawości.
Wiedziałam, że Charlie jest córką Liltih, jednak owej władczyni piekła nigdy w życiu nie ujrzałam na oczy. A z racji, że byłam dość ciekawską istotą, zwyczajnie chciałam się dowiedzieć o niej jak najwięcej.
- To nic takiego. Po prostu nie miałam z nią kontaktu przez jakiś czas i chcę się z nią w końcu zobaczyć - rzekła, budząc wrażenie nieco smutnej.
- Przez jakiś czas? Czyli przez ile? - wciąż dopytywałam.
- Nie tak dużo. Tylko jakieś.. siedem lat.. haha.. - oznajmiła.
Zaraz po jej wypowiedzi zaczęłam dziękować mojej ciekawości. Siedem lat. Na tyle, ile zniknął Alastor. To nie mógł być przypadek. W głębi duszy uśmiechnęłam się, łącząc ze sobą wszystkie fakty. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć dziewczynie, do pokoju wparowała Vaggie.
- Charlie, mam spraw- już chciała coś mówić, jednak zamilkła po tym jak mnie ujrzała.
- O, hej. Co ty tu robisz? - spytała, patrząc raz to na mnie, raz na księżniczkę.
- Alastor mnie tu przysłał - odpowiedziałam krótko. - Powiedział, bym spytała się, czy są dla mnie jakieś szczególne obowiązki.
- Aa rozumiem. Wiesz, jak na razie nie ma u nas jakiejś szczególnie dużej ilości gości, co za tym idzie, nie ma też tak dużo do roboty - powiedziała księżniczka, po czym zaczęła nad czymś rozmyślać.
- Ale zawsze możesz pomóc dla Huska, czy spróbować przyprowadzić tu jakiś grzeszników. Wiesz, znajomych, czy rodzinę - dodała.
"Znajomi" to chuje, a rodziny tutaj nie mam. Dwie opcje do bani. Po wczorajszej rozmowie z Huskiem, też średnio mam ochotę z nim przebywać.
- Odpada. Mogę się później zamienić z naszym barmanem, ale nie zbyt chcę z nim razem pracować - rzekłam.
- Jasne. To ustalone. W takim wypadku, na razie chyba masz czas wolny - uśmiechnęła się blondynka.
Kiwnęłam głową i również odwzajemniłam jej wyraz twarzy.
- Okej. Charlie, tak wogóle to Alastor cię wołał. Chodź - wtrąciła Vaggie, po czym obie wyszły z sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro