Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-2-

- Ty.. - powiedziałam ostrzegawczo do demona, który był odpowiedzialny za to całe gówno.

- Witaj moja droga. Miło znów cię widzieć - odparł nieprzejęty, po czym objął mnie jedną ręką.

- Zabieraj łapy - burknęłam nieprzyjemnie, po czym sama się od niego odsunęłam.

- To jest y/n, i myślę że idealnie będzie się ona nadawać na witanie tych tłumów gości w drzwiach! - powiedział z entuzjazmem, przedstawiając mnie przy okazji dla paru innych znajdujących się tam demonów. Jako pierwszą w śród nich dostrzegłam księżniczkę piekła.

To już przynajmniej jasne gdzie jestem - pomyślałam przewracając oczami. - Wiedziałam. No kurwa wiedziałam, że tak będzie. Ale mógł mnie tu przywołać PO tym jak wzięłabym dragi! A nie przed tym jak nawet nie zdążyłam ich dotknąć. Skurwiel.

- Heeej y/n! - wypaliła podjarana Charlotte, od razu biegnąc w moją stronę. Jak szalona zaczęła wymachiwać moją ręką w geście powitania. - Bardzo miło cię poznać!

- Cię też.. miło poznać? - stwierdziłam, a w sumie to bardziej spytałam, wciąż będąc w leciutkim szoku i rozkojarzeniu.

Chwilę później znów usłyszałam ten okropny dźwięk, który całe szczęście nie wydobywał się teraz ze mnie, tylko z jakiegoś innego miejsca nieopodal właściciela mojej duszy. Wtedy pojawił się tam dobrze mi znany kocur, który podobnie jak ja na powitanie zaczął grozić śmieszkowi palcem.

- Co to kurwa jest? - spytał wyraźnie niezadowolony.

- Huskuś mój stary druhu! Miło, że wpadłeś - odpowiedział mu demon.

- Nie Huskuj mi tu skurwysynu. Właśnie miałem zgarnąć cały ten hajs - wskazał ręką na masę pieniędzy leżącą na stole, która właśnie zniknęła przed moimi oczami.

- Też miło widzieć - odparł niewzruszony z jego typowym uśmiechem na twarzy.

- Czego do cholery znowu chcesz? - Husk zadał zmarnowany pytanie, które również i mi błądziło po głowie.

Właśnie. Czego on kurwa od nas chciał? Po tylu latach?

- Wkręciłem się w jedną akcję charytatywną, więc pozwoliłem sobie zaangażować również i ciebie. Liczę na twój wkład - odpowiedział mu, po czym znacząco spojrzał się na mnie.

- Tak jak i na twój, moja droga - dodał.

- Jaja sobie robisz? - spytałam nie zbyt zadowolona.

- Nie wydaje mi się - odrzekł chichocząc.

Miałam przez chwilę wrażenie, że wraz z kocim demonem załapałam jakieś telepatyczne porozumiewanie się, przez co trochę odzyskałam nadzieję. Znałam się z nim mniej więcej tyle co ze śmieszkiem, czyli jakieś 8 lat. Mimo to nie byliśmy w mocno bliskiej relacji. Łączyło nas tylko to, że oboje nienawidziliśmy naszego "właściciela". Poza tym Husk był bardzo zimny i nieczuły, jednak nigdy nie zapomnę tego jak raz się przede mną otworzył i przegadaliśmy szczerze chyba całe popołudnie.

Tak czy inaczej, z nadzieją że w tym momencie nieco się porozumiewamy, miałam nadzieję iż gdy postawimy się razem grzesznikowi, ten choć trochę nam odpuści.

- Myślałeś, że tak po prostu wypierdolisz mnie sobie z nikąd jak jakiś chojraczek!? Czy jest ze mnie pierdolony klaun!? - zaczął kłócić się z nim kocur, przez co uśmiechnęłam się w głębi duszy.

- Może - zachichotał demon, co sprawiło, że mój delikatny promyk nadziei szybko zgasł.

- Nie ma mowy, że będziemy się tu z tobą męczyć za darmo - wtrąciłam się, chcąc jakoś poprzeć Huska.

- Ależ nie przejmuj się kochana. Mogę umilić wam ten pobyt tutaj - powiedział, po czym wyczarował butelkę jakiegoś niezbyt drogiego alkoholu.

- Co, myślisz że tak po prostu kupisz mnie jakąś tanią flachą!? - spytał, podchodząc do butelki, po czym mocno objął ją w dłoni. - To masz rację - dodał, zaczynając pić jej zawartość.

- Kurwa, Husk! Ty tak serio!? - okrzyczałam go, zwyczajnie rozczarowana jego zachowaniem. Czemu on mu się dalej nie stawia? Przecież mogło być tak pięknie.

- Dobra mała, nie świruj. I tak nic tu nie zdziałamy - odparł niewzruszenie, siadając przy jakimś niby barze.

- Hej, hej, hej hej. Nie! Bez baru, bez alkoholu. Te miejsce miało służyć zniechęcaniu do grzeszenia! - wtrąciła się jakaś szaro skóra dziewczyna, z białymi włosami opadającymi na połowę jej twarzy, gdzie można było dostrzec literę 'x' zamiast oka. Miałam wrażenie, że kiedyś już ją widziałam.

- Zamknij ryj! Stul. Pysk - zagroził jej demon-pająk - zostawiamy to.

- Cholera, Angel Dust!? - wymsknęło mi się. Chciałam to powiedzieć w myślach, ale coś nie wyszło. Nie wiedzieć czemu, wcześniej go tu nawet nie zauważyłam.

- We własnej osobie maleńka. Chcesz autograf? - spytał, poprawiając swoje włosy.

- Nie, dzięki? - odpowiedziałam trochę nie pewnie, jednak za nim zdążyłam dokładnie wymówić ostatni wyraz, coś a raczej ktoś złapał mnie za barki i obrócił w swoją stronę.

Tym kimś był oczywiście nie kto inny jak mój wróg numer jeden.

- Co chcesz, Alastor? - spytałam, nie wiedząc czemu chłopak mnie tak nagle odciąga.

- Już nie miej takiego grymasu na twarzyczce, skarbie. Znacznie bardziej pasuje ci uśmiech - rzekł, zmuszając moje dwa policzki palcami, by usta wygięły się w banana.

Szybko zabrałam jego ręce i zrobiłam krok w tył.

- Wiesz.. Ty również możesz skorzystać na tym pobycie - powiedział widząc mój protest, po czym znów coś wyczarował. Rzeczą tą były moje upragnione dragi, a gdy tylko je zobaczyłam od razu, niczym zachipnotyzowana powiedziałam

- Daj mi to - zbliżyłam się do niego, próbując wyrwać mu torebeczkę z prochami, jednak gdy już byłam blisko zrobienia tego, ten uniósł ramię w górę, przez co praktycznie nie miałam szans by sięgnąć do narkotyków.

- To nie sprawiedliwe! - wypaliłam, niczym obrażona księżniczka, po czym skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

- Dostaniesz, jak zasłużysz - oznajmił, po czym poklepał mnie po głowie jak jakiegoś zwierzaka.

No chyba żarty.

- Kurwa! Czy ty jesteś normalny!? Charlie, to tak nie może wyglądać. Alkohol jeszcze ujdzie, ale dragi!? Nie ma mowy, że to przejdzie - wypaliła ta sama białowłosa dziewczyna.

- Wiesz.. umm.. Alastor.. Vaggie ma trochę racji. Prochy to za dużo - oznajmiła księżniczka, najwyraźniej starając się zabrzmieć jak najbardziej miło.

- No cóż. Skoro tak mówisz - odpowiedział jej radiowy, po czym dragi z jego ręki rozpłynęły się w powietrzu.

- Nie nie nie nie nie nie.. Alastor! - wykrzyczałam, niemal że we łzach.

Uzależnienie? Skąd. Bardziej pragnienie zapomnienia o rzeczywistości.

- Niestety moja droga, będziesz musiała zadowolić się tym czym Huskuś - rzekł.

- Tanią flachą? - spytałam ironicznie, unosząc jedną brew do góry.

- Otóż to! - odpowiedział zadowolony, po czym bez większego wysiłku popchał mnie w stronę lady.

- Jeśli witanie gości ci nie styka, zawsze będziesz mogła pomóc naszemu Huskowi przy barze, a przy okazji skorzystać z alkoholu! Czyż to nie brzmi cudownie? - powiedział.

- Niech ci będzie - burknęłam. 

W głębi duszy ani trochę nie pasowała mi jego oferta, ale czy miałam jakiś wybór? Nie. Byłam dla niego jedynie nic nie znaczącą duszyczką, której się pozbędzie jeśli będzie mu się stawiać. Dlatego tak go nienawidziłam.

Oj zemszczę się jeszcze, zobaczysz. Zobaczymy kto będzie śmiał się ostatni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro