9.
Perspektywa Magnusa
- Alexandrze, mógłbyś mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? - pytam, powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem, wpatrzony w mojego chłopaka.
Tak, nieziemski Alexander Gideon Lightwood od dwóch dni jest nie tylko moim najlepszym przyjacielem, ale także moim chłopakiem.
- Alec? Słyszysz mnie?
- Zostaw mnie samego - mamrocze.
- Możesz wytłumaczyć, co sprawiło, że trzymasz głowę w szafce, niczym przestraszony struś w piasku?
- Nie - rzuca tylko.
- Alexandrze, przestań się wygłupiać.
Chłopak wzdycha głośno i odsuwa się od szafki szkolnej. Od razu rzuca mi się w oczy krew cieknąca z jego nosa i kilka czerwonych plam na białej koszulce. Dobry nastrój pryska. Wciągam głośno powietrze, zaskoczony i jednocześnie przerażony tym widokiem. Kto śmiał dotknąć mojego ukochanego?
Wykorzystując fakt, że Alec nie patrzy w moją stronę, pstrykam szybko palcami i sprawiam, że w mojej dłoni pojawia się jedwabna chusteczka. Zbliżam się do niebieskookiego i delikatnie przykładam materiał do jego zakrwawionego nosa, chcąc zatamować nieco krwawienie. Alec krzywi się, ale przyjmuje moją pomoc. Widząc, że chusteczka bardzo szybko zabarwia się na czerwony kolor, klnę cicho. Kryjąc dłoń po materiałem, dyskretnie wysyłam z moich palców kilka leczących iskierek, w stronę uszkodzonej części ciała mojego chłopaka.
- Co się stało? - pytam, gdy krwawienie praktycznie ustaje.
- Nic takiego, przewróciłem się - mówi spokojnie, ale rozlewająca się po jego policzkach czerwień, daje mi do zrozumienia, że chłopak nie mówi mi prawdy.
- Nie kłam. - Posyłam mu groźnie spojrzenie.
- Po prostu... kilku osobom nie spodobało się to, co zrobiłem w środę na imprezie. - Wyznaje cicho.
- Słucham? - Wybucham. - Pobili cię, bo nie podoba im się twoja orientacja?
- Nie... to znaczy... może. - Jąka się. - To nic takiego, naprawdę. Obrywałem już o wiele mocniej.
- Kto to zrobił?
Alec kręci tylko przecząco głową, dając mi do zrozumienia, że nie podzieli się ze mną tą informacją.
- Wiedziałem, że to zły pomysł. - Odsuwam się od chłopaka i siadam na ziemię, opierając się plecami o szafkę. - Twoje życie zmieni się w piekło i to wszystko przeze mnie.
- Nie mów tak. - Alec usadawia się obok mnie. - To, że się ujawniłem było moją decyzją i nie żałuję tego.
Będąc przekonanym, że słowa Aleca nie są szczere i mają na celu jedynie pocieszenie mnie, nie odzywam się i wpatruję się tępo przed siebie.
- Magnus. - Czuję na swoim policzku ciepłą dłoń mojego przyjaciela. - Spójrz na mnie. - Odwraca delikatnie moją głowę, sprawiając, że moje złote oczy spotykają się z jego niebieskimi tęczówkami. - Mówię szczerze.
- To dobrze. - Uśmiecham się lekko, zatapiając się w pięknych oczach Aleca. - Chcę, żebyś był dumny z tego kim jesteś, dumny ze swojej orientacji. Tylko... boję się, że pewnego dnia, nie będzie mnie przy tobie i stanie ci się coś gorszego niż krwawiący nos.
- Spokojnie. - Gładzi mnie kciukiem po policzku. - Potrafię o siebie zadbać. Gdybym nie potrafił, skończyłoby się dzisiaj na czymś więcej niż to. - Wskazuje ręką na nos.
Zauważam bandaż na jego dłoni i klnę w duchu, przypominając sobie sytuację z przed kilku dni. Będąc mocno wzburzonym, nie panowałem nad magią i podgrzałem nieco klamkę drzwi w domu Lightwoodów, której Alec najwyraźniej chwilę później dotknął. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że zrobiłem mu krzywdę.
- Dzisiejsze spotkanie aktualne? - Chłopak wyrywa mnie z rozmyślań.
- Mówisz o naszej randce? - pytam, a Alec w ramach odpowiedzi kiwa potwierdzająco głową. - Zdecydowanie aktualna.
Na twarzy niebieskookiego pojawia się szeroki uśmiech i chwilę później jego spojrzenie przenosi się na moje usta. Nie mogę się powstrzymać i zagryzam prowokacyjnie wargę. Nie muszę długo czekać na reakcję Aleca. Przybliża się do mnie w mgnieniu oka i składa na moich ustach delikatny pocałunek. Mam ochotę przyciągnąć go do siebie jeszcze bliżej i pogłębić pieszczotę, ale szybko przypominam sobie, że znajdujemy się w szkole, a to nie miejsce na takie sceny.
- A to za co? - pytam, gdy chłopak oddala się na parę centymetrów.
- Za nic - szepcze i wzrusza ramionami. - Po prostu bardzo chciałem to zrobić.
Uśmiecham się i poprawiam grzywkę, która spadła chłopakowi na oczy. Przez mój dotyk rumieńce, które wywołał pocałunek, jeszcze bardziej się nasilają.
- Alec? - Za plecami mojego chłopaka zauważam Isabelle. - Możemy porozmawiać? - kontynuuje, gdy niebieskooki odwraca się i skupia na niej wzrok.
- Jasne.
Alec podnosi się i oddala się wspólnie z Izzy na odległość liczącą kilkanaście kroków, najwyraźniej chcąc, żeby nie udało mi się podsłuchać ich rozmowy. Wyłapuję słowa takie jak "gotowe", "randka", "fantastycznie". Powoduje to, że uśmiecham się szeroko sam do siebie, zastanawiając się, cóż takiego szykuje dla mnie mój Alexander na dzisiejszy wieczór.
*****
Podchodzę do drzwi, czując irracjonalne zdenerwowanie. Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Wielki Czarownik Brooklynu jest zestresowany z powodu randki. Alexander Lightwood wywołuje we mnie uczucia, których nie odczuwałem od bardzo, bardzo dawna.
Otwieram drzwi i natychmiastowo zapiera mi dech w piersiach na widok mojego chłopaka. Ubrany w niebieski sweter, podkreślający kolor jego oczu, wybrany przeze mnie podczas naszego wypadu do galerii, skórzaną kurtkę, czarne spodnie oraz trampki tego samego koloru. Jego kruczoczarne włosy są jak zwykle mocno roztrzepane, a grzywka opada chłopakowi na czoło. Na jego policzkach widnieją czerwone plamy, oznajmiające, że on także denerwuje się naszą randką.
- Hej. - Wita się i posyła mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów, które dano mi widzieć.
- Cześć. - Odwzajemniam uśmiech. - Wejdź.
Alexander przekracza próg mieszkania, a ja walczę z samym sobą, by nie przyciągnąć niebieskookiego i nie złożyć na jego ustach namiętnego pocałunku. Wyznał mi swoje uczucia dopiero dwa dni temu, nie chcę, żeby przestraszył się moją nachalnością.
- Czego się napijesz? - pytam, gdy wchodzimy do salonu.
Kieruję wzrok na chłopaka i widzę, że ten rozgląda się po pomieszczeniu, całkowicie wytrącony z równowagi.
- Alec? Coś nie tak?
- Mam wrażenie... - zaczyna, nie przestając się rozglądać. - Jak gdybym tu kiedyś był.
Czuję, jak ciarki przebiegają mi po plecach. Czyżby coś sobie przypominał? Niczego bardziej nie pragnę, ale to nie jest dobry moment na tą rozmowę.
- Oczywiście, że byłeś. Kilka tygodni temu - mówię z udawanym spokojem. - To czego się napijesz? - Staram się zmienić temat.
- W tym pomieszczeniu jeszcze nie byłem... Chwila, to miejsce z mojego snu... - mamrocze, ignorując pytanie. - Ten sam kolor ścian, identyczne ułożenie mebli, widok na Most Brookliński... - Chłopak przechadza się powoli po salonie. - I to zdjęcie...
Ostatnie słowo powoduje, że moje i tak nienaturalnie szybko bijące serce, zaczyna uderzać z jeszcze większą częstotliwością. Przerażony obserwuję jak Alec podchodzi do stolika stojącego przy kanapie i chwyta w dłonie ramkę ze zdjęciem z naszej wycieczki do Paryża. Wycieczki, którą odbyliśmy jakiś czas przed utraceniem przez chłopaka cząstki siebie. W ostatniej chwili pstrykam palcami, zdjęcie w ramce zmienia się i oczom mojego ukochanego ukazuje się zdjęcie mojego kota, Prezesa Miau.
- Przepraszam. - Wpatruje się chwilę w zdjęcie zdezorientowany, po czym odkłada je na miejsce i opada na kanapę. - Ostatnio dużo dziwnych rzeczy dzieje się w mojej głowie. - Ściąga kurtkę i rzuca ją na pobliski fotel.
Widok zagubionego Aleca, który tak bardzo pragnie odpowiedzi na dręczące go pytania, sprawia, że mięknę. Czy to dobry moment na wyznanie mu prawdy? Chciałem poczekać na odpowiednią chwilę, ale czy taka kiedykolwiek się zdarzy?
- Alec, posłuchaj... - zaczynam, siadając obok niego i łapiąc jego dłoń.
- Przepraszam - powtarza, przerywając mi.
- Za co?
- Za zepsucie nastroju. To nasza pierwsza randka, a ja...
- Niczego nie zepsułeś. - Zapewniam go z uśmiechem. - Napijmy się czegoś.
- Wpędzisz mnie w alkoholizm. - Alec zaczyna chichotać.
- Ja od dawna jestem alkoholikiem. - Oznajmiam, wstając i podchodząc do stolika z trunkami.
- Nie przesadzaj. Masz dopiero siedemnaście lat.
- Tak, siedemnaście...
Wyjawienie mu prawdy będzie trudniejsze niż myślałem.
*****
Kilka minut później siedzimy na kanapie, rozmawiając i śmiejąc się. Wspominamy nasze pierwsze, mało oryginalne spotkanie, charakterystyczne dla komedii romantycznych.
- Wpadłeś na mnie specjalnie? - pyta niebieskooki, chichocząc.
- Nie, to naprawdę był przypadek. - Zapewniam. - Szukałem kogoś. Szedłem przed siebie, wpatrzony w swoje buty. Byłem pewny, że nie uda mi się już znaleźć tego, czego szukam, bo trwało to już bardzo długo. Aż nagle bum, znalazłem... znaczy wpadłem... na ciebie.
- I zakochałeś się we mnie od pierwszego wejrzenia? - pyta, nadal się śmiejąc. Ups, alkohol daje się komuś we znaki.
- Szczerze mówiąc... tak. - odpowiadam po chwili zastanowienia.
Alec słysząc to, wytrzeszcza oczy i zaczyna krztusić się napojem, którego łyk właśnie upił ze szklanki.
Nagle słyszę głośne miauczenie i chwilę później na kanapie pojawia się Prezes Miau. Rzuca się w stronę Aleca, wytrącając mu z dłoni szklankę z napojem, który wylewa się na jego cudowny sweter. Kot jak to kot, nie zwraca uwagi na szkody jakie wyrządził swoim zachowaniem, tylko wtula się w chłopaka, mrucząc. Mimo zirytowania zachowaniem zwierzaka, rozczulam się. On też bardzo tęsknił za Alexandrem.
- Mówiłem, że Prezes cię polubi.
- Hm?
- Dnia, w którym się poznaliśmy, powiedziałem ci, że mój kot z pewnością cię polubi. - Przypominam mu. - Jak widać, nie myliłem się.
- Uroczy kociak. - Chłopak przytula do siebie zwierzę, delikatnie drapiąc je po grzbiecie.
- Przyniosę ci jakąś koszulkę na zmianę. - Podnoszę się z kanapy.
- Nie, nie. Nie przejmuj się.
- Zaraz wrócę. - Ignoruję protesty chłopaka i wychodzę z pomieszczenia, kierując się do sypialni.
Cholerne deja vu. Naszą prawdziwą pierwszą randkę, Alexander również spędził w nieswoim ubraniu, bo także został zmoczony napojem. Wchodzę do sypialni i otwieram szafkę, doskonale wiedząc, którą koszulkę powinienem pożyczyć chłopakowi. Przeszukuję chwilę stertę ciuchów, aż wreszcie łapię w dłonie jedną z najbardziej normalnych koszulek jakie posiadam. Czarna z nadrukiem.
- Proszę. - Wręczam ją chłopakowi, po powrocie do salonu.
- Mrugnij, jeśli mnie pragniesz? - pyta i unosi brwi, wpatrując się w nadruk na koszulce.
- To najnormalniejsza rzecz, jaką posiadam. - Wyjaśniam.
- Okej... - Wstaje i szybkim ruchem ściąga mokry sweter.
Wpatruję się w chłopaka zafascynowany, nie chcąc przegapić ani jednej sekundy z tego cudownego pokazu mięśni. Mimo, że widziałem jego klatkę piersiową tak wiele razy, nie mogę oderwać wzroku od idealnych mięśni brzucha chłopaka.
- Magnus. - Podnoszę wzrok na Aleca i widzę, że jest nieco zawstydzony.
- Tak?
- Gapisz się - mówi, zakładając koszulkę.
- Owszem.
Śmiejemy się, przypominając sobie sytuację z męskiej szatni, gdy Alec zaniemówił, widząc mnie bez koszulki.
- Jest idealna. - Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że chłopak mówi o tym, że koszulka pasuje na niego jak ulał. - Chodźmy.
- Gdzie?
- W pewne miejsce. - szepcze tajemniczo. - Myślę, że ci się spodoba.
Chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę drzwi wyjściowych. Gdy znajdujemy się na dworze, chłopak zatrzymuje się i wyciąga coś z kieszeni kurtki.
- Czy to konieczne? - pytam, gdy Alec zawiązuje mi chustę na wysokości oczu.
- Tak, ale to tylko na moment.
- No dobrze. - Zgadzam się, ale czuję się nieswojo bez umiejętności widzenia.
Alec ponownie łączy na dłonie i prowadzi mnie powoli przed siebie. Trzymam się jak najbliżej chłopaka, a ten instruuje mnie, co znajduje się przede nami, nie chcąc, żebym potknął się o chodnik, czy wpadł na słup. Próbuję wyciągnąć od niebieskookiego informację dotyczącą celu naszego spaceru, ale nic nie chce mi wyjawić. Kilkanaście minut później gwar ulicy zaczyna cichnąć, a odgłosy śpiewu ptaków i szum płynącej wody robią się coraz głośniejsze. W pewnym momencie czuję, że schodzimy z betonu, na nieco bardziej miękkie podłoże. Przechodzimy jeszcze kilkanaście metrów, a ja robię się coraz bardziej zniecierpliwiony. Chcę zerwać materiał, zasłaniający oczy, ale Alec uprzedza mnie i czuję, że puszcza moją dłoń, po czym rozwiązuje chustę.
To, co zauważam przed sobą całkowicie i niezaprzeczalnie zapiera mi dech w piersiach.
Hej, hej!
Jak wam się podoba rozdział dziewiąty?
Dziękuję bardzo za 150 gwiazdek i ponad tysiąc wyświetleń!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro