Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.

Stoję przy dębowej beczce z alkoholem, napełniając po raz kolejny czerwony, plastikowy kubek napojem. Znajduję się na ognisku dla wszystkich uczniów szkoły, do której uczęszczam, organizowanym z okazji zbliżającego się zakończenia semestru. Miejsce, w którym się znajduję jest niezwykle piękne. Polana, mnóstwo zieleni, pobliska rzeka oraz piękny most migocący milionami malutkich światełek, z którego pewnie ciągnie się cudowny widok na Nowy Jork.

Popijam alkohol, opierając się o drzewo i obserwuję znajome twarze. Isabelle bawi się z Simonem, tańcząc na prowizorycznym parkiecie. Moją siostrę śmiało można byłoby okrzyknąć królową parkietu, kiedy jej towarzysz rusza się jak totalna łamaga. Widać, że Izzy to nie przeszkadza, bo wpatruje się w niego jak oczarowana, uśmiechając się promiennie. Clary siedzi przy ognisku z pewnym chłopakiem, zaciekle o czymś z nim dyskutując. Moją uwagę zwracają ich splecione dłonie, leżące na jego udzie. Wiodę wzrokiem dalej i widzę jak Laura wspólnie z kilkoma innymi osobami dopinguje chłopaka, wykonującego stójkę na jednej z pięciu beczek z alkoholem. Po chwili do blondynki podchodzi czarnowłosy mężczyzna i obejmuje ją ramieniem, a ona przytula się do niego. Uśmiecham się, ciesząc się ze szczęścia dziewczyny.

Wszyscy są tacy szczęśliwi, a ja? Ja stoję tutaj samotnie, wlewając w siebie ogromne ilości alkoholu. Przyszedłem na tą imprezę z nadzieją, że pojawi się tutaj Magnus. Od kilku dni próbuję z nim skontaktować, ale bez skutku. Wracam myślami do wieczoru sprzed kilku dni, kiedy odwiedziłem mojego przyjaciela na Brooklynie.

Wbiegam po schodach i staję przed drzwiami mieszkania Magnusa. Unoszę rękę i waham się przez moment, ale koniec końcow pukam do drzwi. Cisza. Zero odzewu. Pukam jeszcze kilka razy, ale bez skutku.

- Magnus! - wołam zniecierpliwiony.

Wiem, że to nie odpowiednia pora na odwiedziny, ale nie mogłem zasnąć, czując potrzebę odbycia z przyjacielem przynajmniej pięciominutowej rozmowy.

Niespodziewanie do moich uszu dochodzą ciche dźwięki stawianych kroków. Odgłosy robią się coraz głośniejsze, aż nagle cichną. Czuję, że ktoś znajduje się bardzo blisko mnie, zaraz za dzielącymi klatkę schodową i mieszkanie drzwiami.

- Magnus? Możemy porozmawiać? - pytam cicho. - Proszę.

Nie słyszę żadnej odpowiedzi. Otwieram usta, chcąc ponowić prośbę, ale szybko je zamykam, bo na klatce schodowej rozbrzmiewa dźwięk powolnego przekręcania klucza w zamku. Z szybciej bijącym sercem, obserwuję nieprędko otwierające się drzwi. Moim oczom ukazuje się przeuroczy widok. Zaspany Magnus z roztrzepanymi włosami, bez makijażu, ubrany w krótkie spodenki i za duży niebieski t-shirt. Mógłbym przysiąc, że kiedyś miałem identyczną koszulkę.

- Hej. - Witam się i uśmiecham nieśmiało.

- Czego chcesz?

- Porozmawiać... o nas. - Wyjaśniam. - Zajmę ci tylko pięć minut, obiecuję.

- Dobrze. - Zgadza się po dłuższym zastanowieniu. - Słucham.

- Tak bardzo mi przykro, że byłeś świadkiem mojego wygłupu. Jak pamiętasz, Izzy widziała całą tą sytuację w moim pokoju i zaczęła wyrzucać mi, że nie mówię jej prawdy o swoich uczuciach... do ciebie. Spanikowałem, to wszystko jest dla mnie nowe. Zdenerowowany powiedziałem zdecydowanie najgłupszą rzecz w moim życiu. Chcę, żebyś wiedział, że wcale tak nie myślę. Przepraszam.

- Rozumiem. - Oznajmia Magnus po przeanalizowaniu moich słów. - Ale to nie zmienia faktu, że nie mogę być twoim przyjacielem. Już nie.

- Słucham? - Otwieram szeroko oczy zaskoczony.

- Przepraszam. - Szepcze Magnus i zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.

- Cześć. - Ze wspomnienia wyrywa mnie męski głos. - Halo? Jest tam kto? - Barwa głosu jest nieco znajoma, ale nie umiem dopasować jej do żadnej ze znanych mi osób.

Skupiam wzrok na stojącej przede mną osobie. Jest to dobrze zbudowany, przystojny blondyn o miodowych oczach oraz kontrastującej z nimi cerze. To ten sam chłopak, którego przed chwilą widziałem z rudowłosą przyjaciółką. Na twarzy blondyna gości łobuzerski uśmieszek.

- Znamy się? - pytam, marszcząc brwi.

- Swojego parabatai nie poznajesz? Czuję się głęboko urażony.

- Paraba... co?

- Nieważne. - Wyciąga rękę w moją stronę. - Jace Light... Herondale.  

- Alec Lightwood. - Ujmuję dłoń chłopaka.

- Przyjaźniliśmy się w dzieciństwie. - Oznajmia blondyn. -  Mieliśmy wtedy po około dziesięć lat.

- Hm... - Próbuję przypomnieć sobie cokolwiek z mojego dzieciństwa, ale próba ta kończy się fiaskiem. Nie pamiętam praktycznie niczego. Dziwne.

- Nie pamiętasz? - Chłopak smutnieje, ale nie wydaje się być zaskoczony.

- Nie. - Kręcę głową. - Przepraszam.

- Chodź. - Rzuca. - Usiądziemy przy ognisku i wszystko ci opowiem.

Nie protestuję i chwilę później siedzimy przy ogniu, rozmawiając i śmiejąc się. Jace opowiada mi historie z naszego wspólnego dzieciństwa, a w mojej głowie pojawiają się przebłyski wspomnień z czasu spędzonego z blondynem. Chłopak wydaje mi się zapatrzony w siebie i przesadza ze swoimi sarkastycznymi wypowiedziami, ale coś sprawia, że z miejsca bardzo przypada mi do gustu i wiem, że zaprzyjaźnimy się na nowo.

Wraz z biegnącym czasem, na dworze robi się coraz chłodniej, a ja zaczynam lekko drżeć. Podczas kolejnej opowieści blondyna, wpatruję się w ogromny płomień, przybliżając do niego dłonie, chcąc je ogrzać. Gdy kieruję wzrok nieco wyżej, moje oczy natrafiają na znajomą twarz. Złote oczy wysyłają mi i Jace'owi spojrzenie skradzione wilkom. Odwracam wzrok najszybciej jak to możliwe. Jedno, krótkie spojrzenie, a moje serce zaczęło galopować jak oszalałe.

Biorę głęboki wdech i wracam wzrokiem w poprzednie miejsce i... zauważam, że Magnus zniknął. Rozglądam się dookoła, ale nigdzie go nie widzę.

Zrywam się z miejsca i słyszę, że Jace woła zaskoczony moje imię. Zapewniam go, że zaraz wrócę i kieruję się w bliżej nieokreślony kierunek, szukając Bane'a. Czuję, że muszę jak najszybciej go znaleźć i bez owijania w bawełnę, wyznać co do niego czuję.

*****

Po dziesięciu minutach nieudanych poszukiwań, zasmucony wchodzę na pobliski most. Podchodzę do barierki, opieram się o nią i wpatruję przed siebie. Miałem dobre przeczucie, jest stąd cudowny widok na miasto. Widzę między innymi Statuę Wolności, oświetloną różnobarwnym światłem. Zachód słońca dodatkowo upiększa te widoki.

- Hej.

Potrzebuję mniej niż sekundy, by zorientować się do kogo należy ta miła dla ucha barwa głosu. Uśmiecham się lekko i odwracam w stronę mężczyzny.

- Cześć.

Na jego widok jak zwykle buntuje się całe moje ciało. Ciary, rumieńce i szybciej bijące serce.

- Przyszedłem, bo... - zaczyna Magnus. - Nie zmieniłem zdania, co do tego, że nie możemy się dłużej przyjaźnić.  Przyszedłem się pożegnać.

- Słucham? Jak to pożegnać?

- Wyjeżdżam. Na kilka miesięcy albo lat. Może na zawsze.

- Żartujesz, tak? - pytam wzburzony. - Mógłbyś mi wyjaśnić dlaczego to robisz? Dlaczego nie możemy dłużej się przyjaźnić?

- Bardzo dobrze wiesz dlaczego.

- Co? - Zaczynam intensywnie myśleć nad tą sprawą, wpatrując się w złote tęczówki Bane'a i niespodziewanie mnie olśniewa. - Och! To świetnie się składa. Zgadzam się, co do tego, że nie możemy być przyjaciółmi.

- Co? Och. - Po wyrazie twarzy Magnusa widać, że nie spodziewał się takiej wypowiedzi z mojej strony.

- Nie możemy być jedynie przyjaciółmi, bo... - Biorę głęboki wdech i zbieram się na odwagę. - Oboje dobrze wiemy, że czujemy do siebie coś więcej.

Na twarzy Magnusa pojawia się zdezorientowanie. Otwiera lekko usta, zamierzając coś powiedzieć, ale zamyka je.

- Przestań... - odzywa się jakiś czas później. - Nie musisz udawać, że coś do mnie czujesz, żeby uratować naszą znajomość. Na Anioła, Alec, nie robię tego, żeby cokolwiek na tobie wymusić.

- Co? O czym ty do cholery mówisz? - Tego to się nie spodziewałem.

- Muszę iść. Aku cinta kamu, Alexandrze - mówi cicho.

- Co? Co to znaczy? - pytam, ale nie uzyskuję odpowiedzi. Złotooki odwraca się na pięcie i zaczyna się oddalać. - Magnus, poczekaj! Proszę.

Mężczyzna spełnia niechętnie moją prośbę i zatrzymuje się. Odwraca się powoli w moją stronę i czeka.

- Ja... - Chcę coś powiedzieć, ale przerywam, po czym zaciskam usta w wąską kreskę.

Nie jestem zbyt dobry w dobieraniu odpowiednich słów, więc nie wiem, co powiedzieć, ale muszę coś wymyślić. Biorę głęboki wdech.

- Nie mam pojęcia, kto cię tak skrzywdził, że nie potrafisz uwierzyć w moje słowa, ale... zrozumiałem, że cholernie mi na tobie zależy i nie mogę odpychać od siebie tego uczucia. Nie wiem, czy coś nam z tego wyjdzie. Możemy stać się dla siebie najważniejszymi osobami na całym świecie, albo możemy się znienawidzić. Pieprzyć to, chcę spróbować. Chcę ciebie. - Wyrzucam z siebie na jednym wdechu.

Magnus stoi jak wryty, wpatrując się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
Czując pojawiające się na moich policzkach rumieńce, odwracam wzrok i przygryzam wargę, zawstydzony tym, co wydobyło się z moich ust. Gdy wracam spojrzeniem do mężczyzny, widzę, że jego wzrok przeniósł się z moich niebieskich tęczówek na usta.

Mężczyzna zbliża się do mnie, ale zatrzymuje się w odległości około dwóch metrów i spogląda w stronę bawiących się przy ognisku ludzi. Mamy na nich bardzo dobry widok z mostu, co oznacza, że oni też nas tu świetnie widzą. Magnus wstydzi się swojej orientacji? Przecież nie raz zachowywał się w stosunku do mnie dwuznacznie, będąc otoczonym przez tłum ludzi... Cichy głosik w mojej głowie zaczyna podpowiadać mi, że Magnus nie chce, żeby ktokolwiek nas zobaczył dla mojego dobra.

Mężczyzna wraca spojrzeniem do mnie, próbując nie dać po sobie poznać, że najzwyczajniej w świecie mu przykro. Przykro, że nie może zbliżyć się do osoby, którą lubi, z powodu nietolerancji innych.

Nie mogąc znieść smutnego wyrazu twarzy Magnusa, przybliżam się do niego powoli. Oplatam go rękami w pasie, po czym przyciągam do siebie, jak najbliżej to możliwe. Nie wiem, co dodało mi odwagi, ale nie narzekam. Do moich nozdrzy dociera cudowny zapach perfum mężczyzny.

- Alexandrze, co ty robisz? - pyta cicho złotooki.

- Nie podoba ci się to? - szepcze, opierając czoło o jego czoło.

- Bardzo mi się to podoba. - Uśmiecha się promiennie, obejmując rękami moją szyję. - I bardzo podobała mi się twoja przemowa. Przepraszam, że ci nie wierzyłem, ale... trudno uwierzyć, że taki anioł, jakim jesteś ty, czuje coś do takiego demona jak ja.

- Demona? - Prycham cicho. - Żartujesz sobie? Nikt nie ma większego serca od ciebie. Dlatego właśnie tak bardzo cię lubię.

- Alexandrze, ktoś może nas zobaczyć. - szepcze. - Ja zaakceptowałem swoją orientację wieki temu, ale dla ciebie to wszystko jest nowe. - Próbuje wyswobodzić się z moich objęć.

- Nie obchodzi mnie to - rzucam, obejmując go mocniej.

Czując przyśpieszony puls i wręcz parzące rumieńce na policzkach, łączę nasze usta. Magnus całkowicie wytrącony z równowagi, stoi nieruchomo. Całuję go delikatnie, na początku jedynie muskając jego wargi. Po chwili mężczyzna odwzajemnia pieszczotę, ponownie kładąc ręce na mojej szyi i przyciągając mnie bliżej siebie. Niespodziewanie wszystko przestaje istnieć, jestem tylko ja i Magnus. Chcę, żeby tak chwila się nie kończyła. Z każdą chwilą w nasz pocałunek wdziera się coraz więcej namiętności. Ciepło bijące od ciała mężczyzny sprawia, że zapominam o niskiej temperaturze, panującej na dworze. Złotooki przesuwa językiem po mojej dolnej wardze, na co ja, nie do końca świadomy tego co robię, delikatnie rozchylam usta. Magnus pogłębia pocałunek, wsuwając swój język do środka, dotykając delikatnie mojego. Nagle czuję falę gorąca w podbrzuszu i odrywam się od mężczyzny.

- Wow. - Magnus bierze głęboki wdech, po czym wypuszcza głośno powietrze. - Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.

- To dobrze, prawda? - pytam, gdy wreszcie dochodzi do mnie, co zrobiłem.

- Cudownie - rzuca z uśmiechem, po czym składa na moich ustach kolejny, ale tym razem delikatny i krótki pocałunek.

- Mogę cię o coś spytać? - odzywam się, gdy motyle w moim brzuchu uspokajają się i jestem w końcu w stanie sklecić zdanie.

- Słucham, słodki groszku. - Oświadcza rozpromieniony Magnus, chwytając moją dłonią i splatając nasze palce. Przewracam oczami, słysząc to określenie, ale powstrzymuję się od komentarza. Zamiast tego pytam:

- Co robisz w piątek wieczorem? 

Dzień dobry, wszystkim! Jak mija wrzesień?
Mam nadzieję, że nie nawaliłam i rozdział się podoba. Na jakiś czas kończymy z dramą. Dwa czy trzy następne rozdziały będą istną sielanką, hehś. W serialu Malec ma złamać nam nasze shiperskie serduszka i doprowadzić do płaczu, więc pomyślałam, że przyda nam się trochę słodyczy, w oczekiwaniu na ból, który czeka nas w drugim sezonie.
W przyszłym tygodniu mam dwa sprawdziany i parę kartkówek, więc nie wiem, kiedy pojawi się kolejna część opowiadania, ale mam nadzieję, że uda mi się ją szrajbnąć jak najszybciej! c:
Baju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro