Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

Siedzimy nad matematyką od dobrych paru godzin, przez co czuję się całkowicie wyczerpany psychicznie. Magnus okazuje się świetnym nauczycielem, tłumaczy mi wszystkie zagadnienia, starając się robić to jak najbardziej zrozumiale. Gdy kończymy ostatnie zadanie z zakresu funkcji wymiernej, oddycham z ulgą. Jeszcze chwila, a wyrzuciłbym podręcznik przez okno. Na szczęście wysiłek nie poszedł na marne, czuję się znakomicie przygotowany na jutrzejszy sprawdzian.

- Jestem wyczerpany - jęczę i opadam na łóżko.

- Ja też - Magnus siada obok mnie.

- Dziękuję za pomoc. - Uśmiecham się do przyjaciela.

- Do usług. - Odwzajemnia uśmiech. Siedzimy chwilę w ciszy, aż wreszcie odzywa się ponownie: - Wygląda na to, że zaraz urwie ci się film. Pójdę już.

- Nie, nie! - Odruchowo łapię Magnusa za dłoń, gdy ten wstaje i chce się oddalić. - Zostań. Zaraz się rozbudzę.

- Chętnie. - Zgadza się i wraca do pozycji siedzącej. Puszczam jego dłoń, lekko zakłopotany swoim zachowaniem.

Powieki zaczynają mi się okropnie kleić, więc wbrew sobie zamykam oczy. Nie wiem ile czasu mija, gdy słyszę głos mojego przyjaciela, bardzo cicho, praktycznie szeptem, wypowiadającego dobrze znane mi słowa:

- "Przyjdź do mnie w godzinach nocnych,
Będę na ciebie czekał,
I tak nie mogę spać,
Bo myśli o tobie mnie pożerają,
Myśli o tobie mnie konsumują..."

( Powyższego fragmentu nie napisałam ja, ale bardzo chciałam użyć tego tekstu w moim fanfiction. Słowa pochodzą z utworu "War of Hearts" autorstwa Ruelle.)

- Co ty wyprawiasz? - pytam wzburzony, zrywając się z łóżka.

- Wybacz. - Podnosi wzrok znad zeszytu, w którym spisuję teksty piosenek i skupia wzrok na mojej wkurzonej osobie. - Wystawał spod poduszki i byłem ciekawy. Jesteś naprawdę dobry w pisaniu tekstów.

- A ty za to nie jesteś dobry w szanowaniu prywatności swojego przyjaciela - syczę w jego stronę i zabieram zeszyt.

- O kim jest ta piosenka? - pyta Bane, gdy podchodzę do biurka i chowam zeszyt w jednej z szuflad.

- Nie twoja... - Odwracam się do Magnusa i prawie dostaję zawału, bo znajduje się on metr ode mnie, a jeszcze przed chwilą siedział na łóżku. - Nie twoja sprawa. - Powtarzam i wystawiam język niczym pięcioletnie dziecko.

- Powiedz albo pożałujesz, Lightwood. - mówi groźnie.

Wymijam go, kierując się w stronę łóżka, chcąc położyć się i włączyć jakiś dobry film na laptopie.

- Co mi niby zrobisz? - odpowiadam prowokująco, odwracając się do przyjaciela.

Toczymy walkę na spojrzenia w ciszy. Bane idzie w moją stronę bardzo powoli, niczym kot polujący na niewinną mysz. Szczerze mówiąc, zaczynam się trochę bać. Instynktownie zaczynam się cofać, a Magnus podąża za mną. Nagle przewraca mnie na łóżko i zaczyna łaskotać, dotykając delikatnie okolic moich żeber. Moja złość znika w mgnieniu oka i zastępuje ją niekontrolowany wybuch śmiechu. Próbuję unieszkodliwić mężczyznę, ale złapanie jego rąk to nie lada sztuka, bo jego dłonie są bardzo zwinne i szybkie.

- Magnus... - Udaję mi się odezwać między kolejnymi wybuchami śmiechu. - Stop... błagam!

- Odpowiedz - nakazuje, nie przerywając łaskotania.

- Nie - rzucam, po czym ponownie w pomieszczeniu, a może w całym domu, rozbrzmiewa mój śmiech.

Mając dość tej zabawy, łapię Bane'a w pasie, przewracam go na bok, podnoszę się i siadam na niego okrakiem. Jakimś cudem, udaję mi się złapać go za dłonie i przycisnąć je do pościeli, unieruchamiając mojego przyjaciela. Uśmiecham się zwycięsko, patrząc w jego piękne, złote tęczówki.

Rozpływam się, wpatrzony w złotookiego i nie zauważam, kiedy wyrywa się z mojego uścisku. Nagle uderzam z impetem o ziemię całą tylną częścią ciała. Sykam głośno i zamykam oczy, czując ból w czaszce. Kiedy je otwieram, widzę, że teraz to Magnus znajduje się nade mną i przyciska mnie swoim ciężarem do podłogi.

- Przepraszam. Nic ci nie jest, Alexandrze? - pyta, wpatrując się we mnie ze szczerą troską.

Nie odpowiadam. Zapominam o bólu, rozkojarzony przez fakt, że twarz Magnusa znajduje się kilka centymetrów od mojej. Mężczyzna jest tak blisko, że czuję na sobie jego ciepły oddech. W pewnym momencie złotooki przenosi wzrok na moje usta i zauważam, że podejmuje w umyśle pewną decyzję. Gdy Magnus zaczyna zmniejszać dzielącą nasze twarze odległość, skupiam wzrok na jego pomalowanych bladą szminką ustach. Momentalnie całe moje ciało napina się i pojawiają się na nim ciarki, a serce bije jak po przebiegnięciu maratonu.

Gdy nasze wargi dzieli dosłownie centymetr, słyszę otwierające się drzwi i zamieram. Magnus, także zaalarmowany tym dźwiękiem, odsuwa się od mnie, wzdychając. Odrywam wzrok od złotookiego i spoglądam w stronę wyjścia.

Izzy stoi w drzwiach, uśmiechając się szeroko, z dłońmi splecionymi na piersiach. Uświadamiam sobie, że ja i Magnus leżymy na podłodze w pozycji, która wygląda co najmniej dziwnie, więc delikatnie zsuwam go z siebie. Co się właśnie wydarzyło? Pytam samego siebie i czuję, że na moich policzkach pojawiają się rumieńce.

- Przepraszam - zaczyna Isabelle. - Zamawiam jedzenie i chciałam zapytać, czy macie ochotę coś zjeść, ale widzę, że jesteście zajęci. Przyjdę później, dobrej zabawy. - Puszcza nam oczko i znika.

- Cholera. - Podnoszę się z ziemi. - Zaraz wrócę.

Wychodzę szybko z pokoju, zostawiając zaskoczonego Magnusa za sobą i pokonuję schody prowadzące na parter.

- To nie tak jak myślisz - wyrzucam z siebie, gdy wchodzę do salonu, gdzie czeka na mnie Izzy.

- Naprawdę? Czyli nie obściskujesz się ze swoim przyjacielem na podłodze?

- Ciszej! - Upominam siostrę.

- Spokojnie, rodzice wyszli na zakupy. - mówi spokojnie, ale po chwili wybucha: - Alexandrze Gideonie Lightwood, jak mogłeś mi nie powiedzieć?! Żebym ja, twoja jedyna siostra, musiała sama domyślać się, że Magnus jest dla ciebie kimś więcej niż przyjacielem?

- O czym ty mówisz? - Czuję przyśpieszony rytm serca. - Oczywiście, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Nie kłam. Na początku uwierzyłam w bajeczkę o tej tajemniczej dziewczynie, ale nasze wyjście do kina uświadomiło mi, że to zwykła bujda. Ani razu nie spojrzałeś na Laurę, w ten sposób, w jaki patrzysz na Magnusa.

- Isabelle, nic mnie z nim nie łączy. - Czuję rumieńce na policzkach, które pojawiają się za każdym razem, gdy kłamię.

- Dlaczego oszukujesz samego siebie?

- Nie oszukuję!

- Czyżby?! - Wyrzuca z siebie ostro.

- Tak! Nie jestem jakimś ohydnym gejem! - wyrzucam z siebie zdenerwowany i od razu żałuję moich słów. Dlaczego wygaduję takie bzdury?

Nagle moja siostra skupia wzrok na czymś znajdującym się za mną, otwiera szeroko oczy i wciąga głośno powietrze. Zdezorientowany, odwracam się i mam ochotę przywalić sobie samemu w twarz. Na schodach stoi Magnus z wymalowanym na twarzy bólem.

- Magnus, to nie tak...

- Daruj sobie. - Przerywa mi. - Dochodzi dwudziesta, czas już na mnie.

- Zostań, wszystko ci wytłumaczę.

- Usłyszałem wystarczająco dużo.

Magnus zbiega po pozostałych stopniach i kieruje się w stronę drzwi wyjściowych, a ja biegnę za nim, chcąc wszystko mu wyjaśnić. W tej krótkiej chwili uświadamiam sobie, ile ten mężczyzna dla mnie znaczy i nie chcę go stracić.

- Magnus, daj mi dwie minuty, wszystko wytłumaczę. - Doganiam go przy drzwiach i staję przed nim, uniemożliwiając mu wyjście.

- Co chcesz mi wytłumaczyć? To, że jestem dla ciebie jedynie ohydnym gejem, który cały czas ci się narzuca? - Magnus mówi te słowa tak ostrym tonem, że odruchowo się cofam.

- Nie... To nieporozumienie.

Zanim zdążę zareagować, mężczyzna wymija mnie błyskawicznie i wychodzi, zatrzaskując za sobą drzwi. Łapię klamkę z zamiarem wybiegnięcia za Magnusem, ale puszczam ją i cofam się, wydając z siebie stłumiony okrzyk. Czując pulsujący ból w prawej dłoni, otwieram pięść i widzę, że jej wnętrze zabarwiło się na czerwono.

- Co do cholery... - Spoglądam zdezorientowany, to na dłoń, to na klamkę.

- Alec! - Z salonu wybiega zaalarmowana moim krzykiem Isabelle. - Wszystko w porządku? Na anioła! - Zauważa moją poparzoną skórę. - Co się stało?

- Nie mam pojęcia - odpowiadam zgodnie z prawdą, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Magnus.

*****

Piętnaście minut później, po koniecznym zdaniem Isabelle, przytrzymaniem poparzonej dłoni pod zimnym strumieniem wody, siedzimy na kanapie. Siostra zakłada mi opatrunek, który w mojej opinii, jest całkowicie zbyteczny.

- Gotowe.

- Dziękuję, Iz - Posyłam siostrze ciepły uśmiech i wstaję, chcąc udać się do swojego pokoju.

- A ty dokąd? - pyta zaskoczona. - Musimy porozmawiać, o tym co się wydarzyło.

- Mówiłem ci, nie wiem jak to się stało. - Unoszę zabandażowaną dłoń.

- Dobrze wiesz, że nie mówię o tym... - Chwyta moją zdrową dłoń i ciągnie mnie na kanapę. - Siadaj.

- Izzy, nie ma o czym mówić...

- Przestań.

- Co?

- Przestań bać się swoich uczuć - mówi, a ja przypominam sobie, że te same słowa usłyszałem od mojego przyjaciela. - Powiedz mi prawdę o Magnusie. Możesz mi zaufać.

Wpatruję się w ciemne oczy Isabelle, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę, czy dalej ciągnąć okłamywanie jej i samego siebie.

- Dobrze... - Poddaję się, mając dość kłamstw. - Podoba mi się... Podoba mi się od dnia, gdy się poznaliśmy. - Biorę głęboki wdech. - A jakiś czas temu poczułem coś poważniejszego, głębszego. Zależy mi na nim, jak na nikim innym. Nic ci nie powiedziałem, bo... jeszcze przed chwilą sam nie dopuszczałem do siebie tej myśli. Boję się tego.

- Czego?

- Nie wiesz, co się czuje w takiej sytuacji. Przez siedemnaście lat myślałem, że jestem kimś innym, normalnym chłopakiem. Aż pojawił się on i diametralnie zmienił moje życie. Wszystko się na mnie zwaliło i nie wiem, co robić. Boję się, że ludzie mnie nie zaakceptują... że ty mnie nie zaakceptujesz.

- Alec. - Na jej twarzy widzę niedowierzanie. - Naprawdę myślałeś, że mogę pomyśleć sobie coś negatywnego? Jestem przeszczęśliwa, że w końcu znalazłeś TĄ osobę.

- Tak, znalazłem... - Przyznaję. - Ale przed chwilą wszystko spieprzyłem, bo całkowicie spanikowałem. - Chowam twarz w dłoniach.

- Magnus ci wybaczy - mówi pewnie, a ja odsłaniam twarz i spoglądam na siostrę. - Musisz się postarać, a ja ci w tym pomogę.

- Dzięki, Iz. - Cały ciężar, który nosiłem w sobie od wielu tygodni, spada mi z serca i czuję niemożliwą do opisania ulgę.

- Kocham cię, braciszku. - Zarzuca mi ręce na szyję i przytula z całych sił.

- Ja ciebie też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro