6.
Perspektywa Magnusa
- Poszło mi świetnie, prawda? - pyta radośnie Tessa, gdy przekraczamy próg mojego mieszkania na Brooklynie.
- Mówisz o udawaniu mojej dziewczyny? Mocne siedem na dziesięć. - Oceniam, znikając w drzwiach salonu.
- Słucham? - Słyszę zdziwiony głos przyjaciółki, która podąża za mną. - Widziałeś jego minę?
- Owszem. Niezwykle trudno oderwać mi od niego wzrok.
- A więc zapewne widziałeś, jak zrzedła mu mina, gdy zobaczył nas razem? I wyłapałeś te mordercze spojrzenia, które wysyłał mi przez cały wieczór? - W pomieszczeniu rozbrzmiewa śmiech Tessy. - Jestem prawie pewna, że nawet nie był ich świadomy.
- Bardziej rzuciło mi się w oczy, to jak uśmiechał się do Laury i trzymał ją za rękę przez pół seansu. - Uśmiecham się sztucznie.
- Nie mów mi, że uwierzyłeś w tą bajeczkę...
Nie odpowiadam i opadam na kanapę zastanawiając się nad słowami przyjaciółki. Z jednej strony, Tessa od zawsze ma talent do odczytywania emocji innych ludzi, ale z drugiej, po co Alec miałby kłamać na temat Laury?
Czując natychmiastową potrzebę alkoholu, pstrykam palcami i na stole pojawiają się dwa drinki. Sięgam po napoje, po czym jeden z nich podaje brunetce, a drugi wypijam w kilka sekund.
- Naprawdę? Tak to zamierzasz rozegrać? Będziesz tu siedział i pił?
- Tak - rzucam.
Chcąc zirytować przyjaciółkę, pstrykam palcami ponownie i pusta szklanka w mojej dłoni napełnia się z powrotem alkoholem.
- Po prostu... ostatnio zastanawiam się nad tym, że może powinienem odpuścić... - mówię chwilę później, wpatrzony w widok za oknem. - Pozwolić mu i jego siostrze żyć normalnym, ludzkim życiem bez nocnych łowców, podziemnych i demonów?
- Magnusie, nie możesz tego zrobić. Nie pamiętasz, co obiecałeś Alecowi, zanim odebrano mu wspomnienia?
Natychmiast do mojej głowy wkradają się wspomnienia z tego okropnego dnia, w którym odebrano mi moje największe szczęście. Przypominam sobie obietnicę daną Alecowi i czuję łzę spływającą po moim policzku. "Przysięgam, że cię odnajdę i zakochamy się w sobie na nowo, Alexandrze".
*****
Perspektywa Aleca
Znajduję się w salonie pewnego mieszkania, siedząc na kanapie z kubkiem herbaty w ręku. Rozglądam się po pomieszczeniu, podziwiając piękny, staromodny wystrój. Pokój jest duży, przestronny i pięknie urządzony. Meble są koloru ciemnobrązowego, a ściany na których znajdują się różnorodne obrazy, pomalowane zostały ciemnoczerwoną farbą. Na stole stojącym przede mną, widzę piękny bukiet niebieskich kwiatów, włożony w przeźroczysty wazon. Nie znam się na roślinach, ale coś mi mówi, że owe kwiaty to niezapominajki.
Odkładam naczynie na stół, podnoszę się z kanapy i podchodzę do ogromnego okna, z widokiem na ulice Brooklynu. Krajobraz w porze wieczornej jest naprawdę magiczny. Moją uwagę przykuwa ogromny Most Brookliński, migocący milionami światełek.
Podziwiając widok, uświadamiam sobie, że nie pamiętam, jak dostałem się do tego mieszkania, które mimo tego, że nie bywam na Brooklynie, nie wydaje mi się obce.
Odwracam się i od razu rzuca mi się w oczy zdjęcie, stojące na malutkim stoliku przy kanapie. Podchodzę bliżej i powoli biorę w dłonie ramkę, nie wierząc własnym oczom.
Wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach obejmuje niższego i składa na jego czole delikatny pocałunek. Na twarzy niższego mężczyzny widnieje błogi uśmiech, a jego ręce oplatają pas towarzysza. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na zdjęciu znajduje się Magnus i... ja.
Nagle słyszę odgłosy kroków dochodzące zza drzwi i po chwili w salonie pojawia się Bane. Na jego twarzy początkowo widać zirytowanie i zmęczenie, ale po chwili uśmiecha się od ucha do ucha, jakby bardzo ucieszył się na mój widok.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać. Jeden z namolnych klientów, jestem wyczerpany z magii - mówi, idąc powoli w moją stronę.
- Magii? - Powtarzam zdezorientowany, kiedy mężczyzna zatrzymuje się pół metra ode mnie.
- Tak, ale teraz jestem już cały twój. I mam coś dla ciebie. - odpowiada, uśmiechając się tajemniczo.
Tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazuje mi zamknięcie oczu i wyciągnięcie otwartej dłoni w jego stronę. Spełniam rozkaz i czuję na skórze delikatny dotyk Magnusa, który kładzie na mojej dłoni coś lekkiego i chłodnego. Ciekawy owej rzeczy, otwieram szybko oczy. Moim oczom ukazuję się srebrny klucz. Mógłbym przysiąc, że identyczny znajduje się w przedniej kieszeni moich spodni przy reszcie kluczy.
- Co to? - pytam głupio, nie potrafiąc zdobyć się na nic innego.
- To klucz do mojego mieszkania, Alexandrze - wyjaśnia.
- Po co mi go dajesz?
- Chcę, żebyś wiedział, że możesz odwiedzać mnie, kiedy tylko zechcesz. - Jego wzrok przesuwa się z moich oczu na usta. - Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
Nie dając mi dojść do słowa, Magnus przyciąga mnie do siebie i łączy nasze wargi. Moje policzki automatycznie przybierają kolor dojrzałego pomidora, a serce prawie wyskakuje z piersi, bijąc jak oszalałe. Po krótkiej chwili delikatne muśnięcia przeradzają się w namiętny pocałunek, a ja zdziwiony własnym zachowaniem, nie protestuję. Przeciwnie, obejmuję Magnusa w pasie i przyciągam jak najbliżej siebie. Nie wiem ile czasu mija. Parę sekund czy parę minut, nie mam zielonego pojęcia. Teraz potrafię myśleć o tym, że jestem tak blisko Magnusa i cholernie mi się to podoba. Odrywam się od mężczyzny, zmuszony do tego, by zaczerpnąć tchu...
Otwieram oczy i po Magnusie nie ma śladu. Znowu. Widzę przed sobą jedynie opustoszałe podwórko szkolne, tonące w promieniach słońca. Ze zdziwieniem stwierdzam, że nie czuję pod sobą betonu czy trawy, tylko ciepło i wygodę. Do moich uszu dochodzi lekko przyśpieszone bicie serca oraz czuję delikatne unoszenie i opadanie. Daje mi to do zrozumienia, że moja głowa położona jest na czyjejś klatce piersiowej. Powoli odchylam głowę w tył, chcąc zobaczyć, kto to taki.
- Magnus?
- Hej, groszku pachnący! - Wita się radośnie.
- Groszku pachnący? - pytam unosząc brwi.
- Chciałem wypróbować ksywkę, którą dla ciebie wymyśliłem. - Tłumaczy.
- Nie - odpowiadam krótko i zwięźle.
Magnus zaczyna chichotać, a ja zastanawiam się, co go tak rozbawiło. Przypominam sobie, że leżę bardzo blisko mężczyzny i opieram się o niego na całej długości ciała, więc szybko podnoszę się do pozycji siedzącej.
- Co się stało? Zasnąłem?
- Jedliśmy lunch, potem położyliśmy się tutaj i rozmawialiśmy, a ty nagle odpłynąłeś - odpowiada, również się podnosząc.
- Racja. - Przypominam sobie wcześniejsze wydarzenia. - Słabo spałem dzisiejszej nocy. Możesz wyjaśnić mi, jak to się stało, że obudziłem się na tobie? - pytam cicho, lekko zawstydzony.
- Chwilę po tym, jak zasnąłeś, po prostu się na mnie rzuciłeś i przytuliłeś. - Uśmiecha się i wzrusza ramionami.
- Oj, przepraszam. - Czuję, że się rumienię. - To musiało być dla ciebie niezręczne.
- Jeśli byłoby to dla mnie niezręczne, to myślisz, że przeleżelibyśmy tu tyle czasu, a mianowicie dwie ostatnie lekcje? - pyta retorycznie. - Mogę cię zapewnić, że było to bardzo przyjemne.
- Aha. - Słowa Magnusa sprawiają, że rumieńce zaczynają palić moje policzki w jeszcze większym stopniu. - Chwilka... ile czasu dokładnie tu leżeliśmy?
- Jakieś dwie godziny - odpowiada beztrosko.
- Magnus! A co z lekcjami? Nie mogłeś mnie obudzić? - pytam z wyrzutem.
- Spałeś tak uroczo, nie miałem serca tego zrobić! - Broni się i unosi ręce do góry w teatralnym geście.
- Nieważne. - Kładę się z powrotem, tym razem na kocu, nie na Magnusie i wpatruję się w niebo.
- Przy tobie miewam bardzo dziwne sny. - Słowa same ze mnie wylatują i klnę w duchu.
- Naprawdę? O czym śnisz? - pyta zaciekawiony, a ja zastanawiam się, czy powienienem wyjawić mu prawdę.
- Nie o czymś, a o kimś. O... tobie. - Szepczę, czując, że rumieńce na policzkach nadal nie ruszyły się z miejsca.
- To by wyjaśniało dlaczego przez ostatnią godzinę powiedziałeś moje imię kilka razy. - Posyłam mu przerażone spojrzenie, na co on chichocze. - Dręczą cię koszmary ze mną w roli głównej?
- Nie. - Kręcę przecząco głową. - Jeśli ty występujesz w danym śnie, to nie może być on koszmarem. Przy tobie zawsze czuję się bezpieczny.
Mężczyzna milczy, wpatrując się we mnie z lekkim uśmiechem. Wydaję mi się, że pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy, nie wie co powiedzieć. Ja także nie wiem, co dodać, więc siedzimy w ciszy, patrząc sobie w oczy.
Patrząc na Magnusa, myślę o tym, co przeżyłem kilka minut temu we śnie. Pocałowałem go. To znaczy... on pierwszy mnie pocałował, ale ja... odwzajemniłem pocałunek. I z chęcią zrobiłbym to ponownie...
- Hej! Tu jesteście, wszędzie was szukałam - odzywa się dziewczęcy głos.
Niechętnie odrywam wzrok od Magnusa i odwracam głowę w stronę, z której dochodzi owy głos.
- Mogę prosić cię na chwilkę, Alec? - pyta Laura.
- Jasne. - Wstaję i podchodzę do dziewczyny.
- Przed chwilką zaprosił mnie na randkę przeuroczy chłopak, który jest wolny i hetero! - Szepcze i klaszcze w dłonie radośnie, kiedy znajdujemy się w bezpiecznej odległości, z dala Magnusa.
- Gratuluje... Czekaj, co? Czy to znaczy, że to koniec naszego jednodniowego związku? Obiecałaś, że... - mówię cicho z wyrzutem, ale przerywam. - Z resztą nieważne, zasługujesz na szczęście.
- Dzięki. - Uśmiecha się szeroko. - Ty też na nie zasługujesz. - Kiwa dyskretnie głową w stronę Magnusa, a ja piorunuję ją wzrokiem. - Tak, tak, tylko przyjaciele.
- Powoli zaczynam wątpić w to, że łączy nas tylko przyjaźń... - mamroczę sam do siebie. Sekundę później o czymś sobie przypominam. - Miałaś pomóc mi dzisiaj w matematyce!
- Właśnie dlatego cię szukałam. Przepraszam, pomogę ci jutro, dobrze? - Zapewnia.
- Ten sprawdzian jest jutro - jęczę. - Jeśli go zawalę, rodzice zabronią mi trenować łucznictwo.
- Ja ci pomogę. - Aż podskakuję, gdy słyszę przy swoim uchu głos Magnusa. - Jestem świetny i z matematyki, i z wielu innych dziedzin - mówiąc to, rusza charakterystycznie brwiami, a ja zastanawiam się, czy chodzi mu o to, o czym myślę.
- Ja... - Nie będąc przekonanym, czy będę potrafił skupić się na matematyce, znajdując się blisko Magnusa, nie wiem co odpowiedzieć. Koniec końców stwierdzam, że lepsze jakiekolwiek zakuwanie niż żadne. - Dzięki. Z miłą chęcią skorzystam.
- To co, idziemy do ciebie, Alec?
Cześć.
Wiem, że w książce Magnus jest wyższy od Aleca, ale w moim fanfiction jest odwrotnie, bo kocham serialowego Maleca i to ich mam w głowie, pisząc.
Lovka & do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro