Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.

Minęły trzy tygodnie od bójki na Brooklynie. Siniaki zniknęły, rany na twarzy zagoiły się, a między mną i Magnusem rozwinęła się prawdziwa przyjaźń. Praktycznie całe dnie spędzamy razem, umilając sobie nawzajem czas. Wspólne przerwy między lekcjami, wspólne wagary, wspólne popołudnia spędzane w pobliskim parku. Prawie każdego wieczoru złotooki odprowadza mnie do domu, żebym ponownie nie narobił sobie siniaków przez mój oryginalny charakterek. Lekcje inne niż historia i angielski są dla mnie udręką przez brak w klasie mojego przyjaciela, który ma w tym czasie inne przedmioty.

W ciągu tych trzech tygodni dowiedziałem się wielu nowych, ciekawych rzeczy na temat Magnusa. Jedną z nich jest to, że posiada wielki dar przekonywania. W zeszły wtorek udało mu się wyciągnąć mnie na zakupy do galerii handlowej, co wcześniej osiągnęła tylko moja siostra.

Mężczyzna krzątał się po sklepie, szukając odpowiednich ubrań, a ja miałem ochotę uciec z galerii. Kiedy podszedł do mnie ze swoimi zdobyczami, stwierdziłem, że chyba pomylił rozmiary. Parsknął wtedy śmiechem, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę przymierzalni. Uświadomił mi wtedy, że nie jesteśmy w tym sklepie, by szukać ubrań dla niego, tylko by minimalnie poprawić stan mojej garderoby. Przez prawie godzinę przymierzałem ciuchy, czując narastającą chęć uduszenia Bane'a własnymi rękoma. Mój brokatowy przyjaciel uparł się, że niebieski sweter idealnie podkreśla kolor moich oczu, a ciemnozielona kwiecista koszula na malutkie guziczki została dla mnie stworzona, więc niechętnie kupiłem obie rzeczy.

Teraz, kiedy Magnus nie pojawia się w szkole od prawie tygodnia, czuję pustkę. Każdego dnia szukam go wzrokiem po korytarzu, mając nadzieję, że zaraz się pojawi i rozpromieni pomieszczenie swoją brokatową osobą. Z tą samą nadzieją wchodzę do sali historycznej, a gdy zastaję pustą ławkę, do końca przerwy obgryzam paznokcie, mając nadzieję, że Bane jednak się zjawi. Nadzieja matką głupich, jak to mówią. Ostatnio przyszła mi do głowy myśl odwiedzenia mieszkania mężczyzny na Brooklynie, ale szybko wyrzuciłem ten pomysł z głowy. To byłoby zbyt nachalne z mojej strony. Próbowałem też skontaktować się z przyjacielem telefonicznie, ale nic z tego, nie odbierał. To poczucie bezsilności dobijało mnie coraz bardziej z każdym dniem.

Z rozmyślań wyrywa mnie dzwonek szkolny. Spoglądam na zegarek i dochodzi do mnie, że powinienem być już na treningu z łucznictwa. Zamykam szafkę i ruszam w kierunku szatni sportowej.

Parę minut później, przebrany w strój sportowy, wchodzę do sali gimnastycznej i rozglądam się po pomieszczeniu. Spóźniłem się, więc wszyscy są już po rozgrzewce i stoją przy swoich tarczach, gotowi do oddawania strzałów. Wpatrując się w swoje trampki, przechodzę w miejsce przeznaczone na rozgrzanie. Przebieżka, krążenie głowy, ramion i bioder, skłony... W połowie rozciągania, coś znajdującego się po drugiej stronie sali przykuwa moją uwagę. Ciemne włosy tonące w brokacie, wyróżniający się w tłumie strój sportowy i zgrabny tyłek... Czy ja naprawdę to pomyślałem? Nieważne.

Magnus.

Magnus wrócił do szkoły. Odpuszczając sobie resztę rozgrzewki, kieruję się w stronę mojego stałego stanowiska, które dziwnym trafem znajduje się przy tarczy treningowej Bane'a. Łapię łuk i oddaję kilka bardzo celnych strzałów, kątem oka obserwując poczynania mojego przyjaciela. Chichocze cicho za każdym razem, gdy ledwie trafia strzałami w tarczę. W momencie, gdy wypuszczony przez Magnusa pocisk uderza o ścianę, metr od tarczy, parskam śmiechem zdecydowanie za głośno.

- Masz jakiś problem, Lightwood? - pyta Bane, przerywając strzelanie. W jego głosie zdecydowanie słychać irytację.

- Tak - rzucam, także przerywając trening. - Mój przyjaciel od jakiegoś tygodnia nie pojawia się w szkole i nie daje oznak tego, że żyje.

- Przepraszam. - Ton głosu mężczyzny łagodnieje. - Musiałem wyjechać na kilka dni, miałem do załatwienia pewną bardzo ważną sprawę.

- Yhm. - Kiwam głową w geście zrozumienia.

- Wydaję mi się, czy ktoś tu za mną tęsknił? - Uśmiecha się szeroko, a jego złotozielone oczy wyraźnie weseleją. Robi kilka kroków w moją stroną, zmniejszając tym dzielącą na odległość.

- Tak... znaczy nie... ja... - Zaczynam się jąkać. - Po prostu się martwiłem, okej?

- Ja też za tobą tęskniłem - mówi, ignorując moje tłumaczenia, po czym zarzuca mi ręce na szyję i przytula.

Na początku stoję bez ruchu, całkowicie zaskoczony gestem Magnusa, ale po chwili rozluźniam się, obejmuję go w pasie i zamykam oczy, ponownie wdychając delikatny zapach drzewa sandałowego. Stoimy tak zdecydowanie za długo, bo kiedy otwieram oczy, widzę kilka par ślepi, wpatrujących się ze zdziwieniem we mnie i Magnusa. Szybko wyswobadzam się z jego objęć, czując gorąco na policzkach.

- Wracajmy do treningu.

- A propos... mógłbyś mi trochę pomóc? Nie jestem za dobry w tym całym łucznictwie.

Zgadzam się i zaczynam tłumaczyć Magnusowi podstawy dotyczące strzelania z łuku. Jeśli chodzi o łucznictwo, mógłbym o nim opowiadać całymi dniami, więc moja wrodzona nieśmiałość znika i przez następne 15 minut Magnus słucha mnie w absolutnej ciszy i obserwuje jak naciągam cięciwę, celuję i wypuszczam strzałę.

- Może teraz ty spróbujesz? - Proponuję, gdy kończę przekazywać chłopakowi wszystkie podstawowe informacje.

- Okej. - Przytakuje i wykonuje polecenie.

- Na pewno jest lepiej niż wcześniej - mówię, gdy strzała wypuszczona przez Magnusa trafia w brzeg tarczy.

- Jestem okropny - jęczy Bane. - Może z twoją pomocą pójdzie mi lepiej?

Lekko zaskoczony tym pomysłem podchodzę do mężczyzny. Magnus odwraca się w stronę tarczy, zakłada strzałę na cięciwę i unosi łuk. Staję za nim i kładę jedną dłoń na jego dłoni znajdującej się na łuku, a drugą w miejscu, gdzie trzyma cięciwę. W momencie, gdy dotykam dłoni chłopaka, czuję przechodzącą miedzy nami iskierkę prądu i wyczuwam drżenie rąk. Moich rąk. Co się dzieje? Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Biorę głęboki wdech, próbując się uspokoić, ale jest to trudne, gdy znajduję się tak niebezpiecznie blisko Magnusa. Na szczęście drżenie rąk ustaje, skupiamy się, wspólnie naciągamy cięciwę i oddajemy piękny strzał w sam środek tarczy.

- Brawo - mówię i odsuwam się od przyjaciela.

- Tworzymy świetny duet. - Zauważa Bane.

Uśmiecham się tylko w odpowiedzi i wracam do swojego stanowiska. Przez następne czterdzieści pięć minut trenujemy w ciszy, którą przerywa głos trenera, oznajmiającego zakończenie dzisiejszego treningu.

Odkładam łuk i kieruję się do wyjścia. Zatrzymuję się w drzwiach sali i odwracam się, chcąc zaczekać na Magnusa, który zamierza oddać ostatni strzał na dzisiejszym treningu. Zaciekawiony przyglądam się, chcąc wiedzieć jak mu pójdzie. Ze zdziwieniem patrzę na to, jak chłopak sprawnie naciąga cięciwę, namierza cel w mniej niż trzy sekundy i oddaje kapitalny strzał w środek tarczy. I Bane nie wydaje się tym faktem zaskoczony.

*****

- Alec! - Słyszę za sobą znajomy głos, kiedy kieruję się z Magnusem w stronę szatni.

Mój przyjaciel znika za drzwiami, prowadzącymi do szatni, a ja odwracam się i widzę moją siostrę z wielkim uśmiechem na twarzy, zmierzającą w moją stronę.

- Co jest, Iz? - pytam, gdy staje przede mną.

- Zgadnij, co robimy dzisiaj wieczorem! - Podekscytowanie sprawia, że głos dziewczyny jest nadzwyczaj wysoki.

- My? - pytam, unosząc brwi.

- Ja, Simon, ty i twoja znajoma z klubu, której wciąż nie miałam przyjemności poznać - wyjaśnia. - Wszyscy razem idziemy do kina.

- Pas - odpowiadam natychmiast.

- Wygląda na to, że muszę iść sama... z Simonem... - Udaje zrozpaczoną. - Tylko ja i on...

- Dobra, dobra. - Automatycznie włącza mi się instynkt starszego brata i w mojej głowie pojawiają się obrazy samotnej Isabelle z jakimś gościem, który może okazać się gwałcicielem lub po prostu zwykłym idiotą. - Pójdę z tobą.

- Świetnie! Do zobaczenia w domu! - Cmoka mnie w policzek i odchodzi.

- I co ja mam zrobić? - pytam na głos samego siebie, gdy Izzy znika z pola widzenia.

Z głośnym westchnieniem odwracam się i wchodzę do szatni.

- Magnusie, chciałbyś może... - Zauważam mężczyznę i przerywam w połowie zdania.

Magnus stoi przede mną bez koszulki i patrzy wyczekująco, czekając na dalszą część pytania, ale jestem w zbyt dużym szoku, żeby odpowiedzieć. Nie mając na to większego wpływu, skupiam wzrok na torsie mężczyzny. Kropelki wody na klatce piersiowej mężczyzny dają do zrozumienia, że dosłownie minutę temu wyszedł spod prysznica. Stoję jak sparaliżowany, wpatrując się w idealnie wyrzeźbioną sylwetkę, podziwiam bicepsy, mięśnie brzucha, zagłębienia w obojczykach...

- Alexander? - W głosie złotookiego wyczuwam nutę rozbawienia.

- Tak? - Mrugam kilkakrotnie i podnoszę wzrok na twarz chłopaka.

- Gapisz się.

- Nieprawda. Ja tylko... - Szukam w głowie dobrej wymówki, ale nic nie przychodzi mi do głowy, więc wzruszam ramionami i czuję jak oblewam się rumieńcem.

Magnus zaczyna zbliżać się do mnie powoli, wciąż mając na sobie tylko potargane modnie dżinsy. Czuję przyśpieszone bicie serca, kiedy mężczyzna podchodzi tak blisko, że dzielą nas jedynie centymetry i zastanawiam się, czy to wpływ Magnusa czy powinienem iść z tym problemem do lekarza.

- Została blizna - mówi, unosząc dłoń i opuszkami palców dotyka delikatnie śladu na moich ustach. - Mam ochotę ponownie przyłożyć tym idiotom, którzy cię pobili.

- To nic takiego - mówię i odsuwam się od mężczyzny.

- O co chciałeś mnie zapytać? - pyta, wracając do poprzedniego miejsca i zakłada koszulkę.

- Chciałem zapytać, czy... nie miałbyś ochoty... pójść ze mną do kina? Oczywiście nie zapraszam cię na randkę... jesteś moim przyjacielem. - Wyrzucam z siebie słowa z prędkością światła, spanikowany całą tą dziwną sytuacją. - Chodzi o to, że Izzy, Simon, ja i Lauren wybieramy się do kina... i pomyślałem, że fajnie będzie... byłoby jakbyś poszedł z nami. - Zamykam się i zastanawiam, czy Bane cokolwiek zrozumiał z tej paplaniny.

- Chętnie, Alexandrze. - Uśmiecha się, ale po paru sekundach uśmiech znika z jego twarzy. - Kim jest Lauren?

- Dziewczyna, która... mi się podoba. - Kłamię prosto w złote oczy Magnusa.

Chłopak stoi z rozchylonymi wargami, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobywają się żadne słowa. Na jego twarzy zauważam kolejno rozbawienie, zdziwienie, zrozumienie i smutek. W ciszy odwraca się ode mnie i łapie plecak.

- Widzimy się w kinie o dziewiętnastej, tak? - rzucam, gdy Bane kieruje się w stronę drzwi, chcąc wyjść bez słowa.

- Do zobaczenia, Alec.

Wychodzi, nie zaszczycając mnie nawet jednym, krótkim spojrzeniem. Wpatruję się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Magnus, zastanawiając się, czym go uraziłem.

Cześć, pysie!
To już czwarty rozdział Malecowej słodyczy, woah.
Magnus Bane został zfriendzonowany, dlaczego mnie to tak bardzo bawi? Hahaha, spokojnie, nie potrwa to długo, obiecuję.
Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro