Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19.

Wchodzę do instytutu wraz z Izzy i Jace'm. Byliśmy na misji, zleconej nam przez naszą matkę. Nic ciekawego, jeden z nowojorskich klubów, kilka demonów.
Dziewczyna nie odzywa się od dłuższego czasu, co jest do niej niepodobne, więc spodziewam się, że niedługo wybuchnie. W momencie, gdy zbliżam się do drzwi mojego pokoju, moje przypuszczenia sprawdzają się i w korytarzu rozbrzmiewa wymowne chrząkniecie siostry. Klnę cicho i odwracam się w jej stronę.

- Całkowicie oszalałeś? Co to miało być?

- O czym mówisz?

- Doprawdy? - Posyła mi wymowne spojrzenie - Nie pamiętasz, że byłeś o włos od śmierci?

- Przesadzasz.

- Ten demon prawie cię zabił, a ty nawet nie drgnąłeś! Parę sekund i byłbyś... Nie chcę nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby nie było przy tobie Jace'a.

- Wolałbym, żeby mnie nie ratował - rzucam cicho i odwracam się z zamiarem wejścia do pokoju.

- Alec! - Izzy łapie moje ramię i zatrzymuje mnie. - Przechodzisz przez istne piekło i bardzo cierpisz... Rozumiem to. Naprawdę. Ale nie możesz ryzykować własnego życia.

- Isabelle, daj spokój...

- Magnus chciałby, żebyś żył i był szczęśliwy. - Czuję lekkie ukłucie w sercu, słysząc to imię. - Pomyśl o tym, gdy kolejny raz poczujesz się tak okropnie, że będziesz chciał zrobić sobie krzywdę.

Słowa siostry powodują, że zdaję sobie sprawę, jak bardzo samolubnie i głupio się zachowałem. Magnus obronił mnie przed Camille, płacąc za to najwyższą cenę, a ja tak po prostu chciałem pozwolić demonowi, żeby mnie zabił.

- Przepraszam... ja... nie wiem, co się ze mną dzieje.

- Cierpisz... - mówi cicho, po czym chwyta moją dłoń. - Ale pamiętaj, że masz mnie. I Jace'a. I to nigdy się nie zmieni.

- Wiem, Iz. Dziękuję. - Uśmiecham się szczerze pierwszy raz od dłuższego czasu.

- Nie rób tego więcej, proszę. Nie chcę... nie mogę cię stracić. - Isabelle usiłuje powiedzieć to twardym tonem, ale jej głos drży.

- Nie stracisz - przysięgam, po czym obejmuję siostrę i całuję ją w czubek głowy.

*****

Siedzę na łóżku w swoim pokoju, brzdąkając na gitarze. Od kilku godzin meczę się, próbuję coś stworzyć, ale wszystko na marne. Wraz ze śmiercią Magnusa zniknęły moje umiejętności, moja wena, inspiracja. Za każdym razem, gdy usiłuję coś zagrać, w pokoju rozbrzmiewa piosenka, którą napisałem dla złotookiego. Gdy czuję, że w kącikach moich oczu pojawiają się łzy, rzucam gitarą o podłogę i chowam twarz w dłoniach.

Minął ponad miesiąc od tego koszmarnego dnia, od obumarcia cząstki mnie, od śmierci Magnusa. Na początku pocieszałem się, że każdym dniem ból będzie się zmniejszał, aż pewnego dnia całkowicie przeminie. Wmawiałem sobie, że niedługo przestanę wracać pamięcią do tego, co się wydarzyło, będę w stanie zapomnieć widok Magnusa, z którego uchodzi życie. Jego tracące blask oczy, opadające powoli powieki, ostatni oddech. Teraz wiem, że okłamywałem samego siebie. Ból nie zmniejszy się, a tym bardziej nie minie. Po prostu z czasem nauczę się z nim żyć...

Kładę się na łóżku i wtulam w poduszkę. Spędzam w tej pozycji kilka minut, aż nagle w moim umyśle pojawia się pewien znak. Nie jest tym zdziwiony, od tygodni przypominam sobie różne zdarzenia, twarze, symbole. W ciągu ostatniego miesiąca dowiedziałem się wielu rzeczy. Między innymi, że tak naprawdę jestem trzy lata starszy, nie mam siedemnastu lat, a dwadzieścia. Przypomniałem sobie o swoich nieodwzajemnionych uczuciach do Jace'a, które wyblakły, gdy w moim życiu pojawił się Magnus. Od niedawna wiem też o tym, że początki mojej znajomości z Clary, która jest teraz moją dobrą przyjaciółką, nie były łatwe.

Przyjmuję pozycję siedzącą i wyciągam z kieszeni stelę. Nie wiem do czego służy znak, który pojawił się w mojej głowie i czy mogę bezpiecznie narysować go na ciele, ale nie dbam o to. Wyciągam przed siebie dłoń i zaczynam przesuwać stelą po jej wewnętrznej stronie. Gdy symbol jest gotowy, rozglądam się po pokoju, czekając na jakąś zmianę. Spoglądam przez okno i widzę błękitnego ptaka, który siedzi na jednej z gałęzi drzewa. Zdziwiony zdaję sobie sprawę, że słyszę jego śpiew przez zamknięte szczelnie okno. Nasłuchuję uważniej i słyszę głos Izzy, która znajduje się w swoim pokoju i rozmawia przez telefon. Do moich uszu dochodzi męski głos wydobywający się z komórki siostry. To Simon. Nie chcąc naruszać prywatności siostry oraz słuchać o tym, jak bardzo gołąbeczki za sobą tęsknią, zamierzam przesunąć stelą po dłoni, by zdezaktywować runę, ale coś mnie zatrzymuje. Słyszę w swojej głowie niski, znajomy głos.

- Maryse, muszę się z nim zobaczyć. Wpuść mnie, proszę.

Gdy zdaję sobie sprawę do kogo należy ten głos, moim ciałem wstrząsa dreszcz. Mam ochotę rzucić się w stronę drzwi i jak najszybciej znaleźć się przy wyjściu instytutu, ale nie mogę się ruszyć.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie masz tu czego szukać? - odzywa się ktoś inny zimnym i ostrym tonem.

- Możesz powtórzyć to setki razy, ale ja i tak nie zrezygnuję z Aleca.

- Trzymaj się z dala od mojego dziecka.

- Maryse...

- Jakim cudem tutaj stoisz? Powinieneś być martwy. Widziałam na własne oczy twoje nieżywe ciało.

- Pozwól mi zobaczyć się z Alekiem. Wszystko wyjaśnię.

- Odejdź stąd albo zabiję cię raz na zawsze.

Moja matka zatrzaskuje drzwi i wzdycha głośno. Odzyskując czucie w kończynach, natychmiast zrywam się na równe nogi i wybiegam z pokoju. Drogę na parter pokonuję w kilka sekund, choć dla mnie to i tak niewystarczająco szybko. Chcę już zobaczyć Magnusa, chwycić go w ramiona i nigdy z nich nie wypuścić.

- Alec, dokąd to? - pyta matka, gdy zauważa mnie na korytarzu.

- Do Magnusa.

- Co? - Kobieta staje przed drzwiami, uniemożliwiając mi wyjście.

- Nie zgrywaj niewiniątka. Słyszałem waszą rozmowę, każde słowo. - Unoszę dłoń, pokazując narysowaną na niej runę.

- Nie wiem o czym mówisz - odpowiada nieugięcie. - Magnus odszedł, synku. A ty musisz się z tym pogodzić.

- Przestań mnie okłamywać!

- Alec... - Wzdycha głośno. - To nie był Magnus. Nikt nie może bezkarnie powrócić do świata żywych...

- Wystarczy - rzucam, uciszając ją gestem dłoni, po czym wymijam matkę i chwytam za klamkę.

Wychodzę na świeże powietrze i zbiegam po schodach. Rozglądam się dookoła, wykonując obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Widzę drzewa, ulice, szybko poruszające się samochody, podziemnych na spacerze ze swoimi dziećmi, kilku nocnych łowów wracających z misji. Nigdzie nie widzę oryginalnie ubranego, przystojnego mężczyzny z wyjątkowymi kocimi oczami. Minęło raptem kilkadziesiąt sekund, nie mógł odejść daleko. Ruszam jak najszybciej przed siebie, ignorując wołanie mojej matki.

*****

Przeszedłem kilkanaście kilometrów i nic, żadnego śladu Magnusa. Zaczynam dochodzić do wniosku, że być może zaczynam tracić zmysły i rozmowa Magnusa oraz mojej matki była tylko złudzeniem, spowodowanym tęsknotą za moim chłopakiem.

Zrezygnowany, przemierzam ulice Nowego Jorku, trzymając ręce w kieszeniach bluzy i wpatrując się w swoje czarne trampki. Gdy w pewnym momencie podnoszę wzrok, zauważam znajomy budynek. To szkoła, do której wysłał mnie Asmodeusz po wymazaniu pamięci. W ciągu ostatniego miesiąca, kilka razy zastanawiałem się, czy nie wrócić do podziemnego życia, do szkoły. To życie nie było idealne, ale byłem szczęśliwy. Byłem zwykłym dzieciakiem z marzeniami, do których spełnienia dążyłem, nie nocnym łowcą otoczonym przez krew, wojnę i śmierć. Nie zdecydowałem się na to, bo równałoby się to z opuszczeniem Isabelle, która bardzo szybko przystosowała się do życia nocnego łowcy i ponownie je pokochała.

W momencie, gdy chcę ruszyć w drogę powrotną do instytutu, przypominam sobie, że zostawiłem w szafce szkolnej bardzo ciekawą książkę i swoją ulubioną kostkę do gitary. Mógłbym wejść i zabrać swoje rzeczy do instytutu. I tak nikt mnie tutaj nie pamięta. Clave zadbało o to, żeby wszystko zostało wymazane z pamięci podziemnych. Czuję lekkie ukłucie w sercu, przypominając sobie, że moja przybrana matka nie pamięta kim jestem.

Wchodzę do szkoły i kieruję się w stronę mojej szafki. Trwa przerwa, więc w tłumie nikt nie zwraca na mnie uwagi. Otwieram szafkę i zaglądam do środka. Panuje tam całkowity chaos. Kilka podręczników, zeszytów i długopisów porozrzucanych po różnych częściach szafki, puste opakowania po moich ulubionych słodyczach, jest i moja książka oraz kostka do gitary. Gdy sięgam po owe rzeczy, moją uwagę przyciąga zdjęcie przyklejone ozdobną, brokatową taśmą klejącą do drzwi szafki. Widać na nim mnie i Magnusa. Mój chłopak trzyma telefon i kieruje w naszą stronę aparat urządzenia, obdarzając mnie buziakiem w policzek. Pamiętam dzień, w którym zostało zrobione to zdjęcie, ale jak znalazło się ono tutaj? Delikanie odrywam je z drzwi szafki i wpatruję się we nie z uśmiechem przez krótką chwilę.

Zamykam szafkę i w tym samym momencie do moich uszu dochodzi dźwięk dzwonka szkolnego. Uczniowie rozchodzą się do sal, w których odbywają się ich aktualne zajęcia i po chwili zostaje na korytarzu całkiem sam.

Gdy zmierzam powoli do wyjścia ze szkoły, trzymając w dłoniach książkę i wpatrując się w zdjęcie, wpadam na kogoś. Lektura oraz zdjęcie wyślizgują mi się z rąk i upadają na ziemię. Mamroczę ciche przeprosiny do osoby, którą potrąciłem i kucam, by sięgnąć po książkę i fotografię. Osoba, znajdująca się przede mną robi to samo i nasze dłonie spotykają się. Wpatruję się w nie, czując, że moje serce przyśpiesza. Podnoszę powoli wzrok i głośno zaczerpuję powietrza. Wpatruję się w widok przede mną jak zaczarowany. Mrugam kilkakrotnie, upewniając się, że to nie sen.

Widzę przed sobą mężczyznę o kruczoczarnych włosach oraz ujmującym uśmiechu. Na jego twarzy jak zwykle gości nienaganny makijaż, a włosy i ubranie mienią się od ogromnej ilości brokatu. Do moich nozdrzy dochodzi znajomy zapach drzewa sandałowego. Wszystko wydaje się być takie jak wcześniej, tylko te oczy... Złotozielone tęczówki zniknęły, ustępując miejsca ciemnym, niemal czarnym. Ale teraz jest to nieistotne. Istotne jest to, że widzę przed sobą Magnusa. Żywego, zdrowego, uśmiechniętego Magnusa.

- Hej - wita się.

- Cz-cześć - wyjąkuję.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tak - odpowiadam. - Zakładam, że się zamyśliłeś?

- Tak... choć w zasadzie to nie. Wpadłem na ciebie specjalnie. - Mruga figlarnie.

Wstajemy w tym samym momencie, nie odrywając od siebie wzroku. Mężczyzna podaje mi zdjęcie, a ja ujmuję je, po czym chowam do książki.

- Magnus Bane. - Przedstawia się, wyciągając w moim kierunku dłoń.

- Alec Lightwood.

Po chwili obaj parskamy śmiechem. Przyciągam Magnusa do siebie i obejmuje jak najmocniej. Wtulam się w jego ciepłe ciało i wypuszczam powietrze z ust, czując niewyobrażalną ulgę. W kącikach oczu czuję łzy szczęścia.

- Magnus, nie zdążyłem powiedzieć ci tego wcześniej...

- Tak?

Przybliżam usta do ucha mężczyzny i szepczę:

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham, Alexandrze.

Odczuwając bezgraniczne szczęście, unoszę Magnusa kilka centymetrów w górę i okręcam się parę razy wokół własnej osi. Na pustym korytarzu rozbrzmiewają nasze głośne śmiechy. Gdy stawiam chłopaka z powrotem na podłodze, kładzie dłonie na moich policzkach i łączy nasze usta w namiętnym pocałunku.

----

Siemanko!
Zbliżamy się do tysiąca gwiazdek, dziękidziękidzięki ❤
Wiem, że mało teraz ogarniacie, ale wszystko wyjaśni się w 20 (ostatnim) rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro