Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16.

- Proszę. - Tessa wyciąga w moją stronę dłoń, w której trzyma pewien materiał.

Ujmuję ową rzecz i do moich nozdrzy dociera znajomy, przyjemny zapach drzewa sandałowego. Ulubiona koszula Magnusa. Czuję pieczenie w kącikach oczu, gdy zdaję sobie sprawę, że mogę już nigdy go nie zobaczyć.

- Dlaczego mi ją dajesz? - pytam.

- Zanim pójdziemy, musisz wytropić Magnusa - wyjaśnia kobieta.

- Jak mam to zro...

- Razem ze swoim nieziemskim Parabatai oczywiście. - Przerywa mi ktoś stojący za moimi plecami.

Odwracam się i widzę uśmiechniętego blondyna.

- Jace? - pytam, zastanawiając się, co tu robi.

- Tęskniłem - mówi, podchodzi i obejmuje mnie.

Zdziwiony gestem chłopaka, stoję przed dłuższą chwilę jak wryty. Powoli unoszę dłonie i niepewnie odwzajemniam uścisk. Nagle moje oczy doznają całkowitej ciemności. Po krótkiej chwili odzyskuję wzrok i widzę przed sobą młodego, maksymalnie dziesięcioletniego chłopaka o złotych włosach. Posyła mi uśmiech i przedstawia się. Podajemy sobie dłonie i ściskamy je mocno. W ułamek sekundy wszystko się zmienia. Stoję teraz w dziwnym kręgu światła, a przed sobą ponownie widzę tego chłopaka, ale nieco starszego. Niespodziewanie do moich uszu dochodzi niski głos oznajmiający rozpoczęcie ceremonii Parabatai. Chłopak stojący przede mną, łapie moją dłoń i kreśli na niej pewny znak. Gdy jest gotowy, sam nie wiem dlaczego, ale chwytam rękę blondyna i wykonuję na jego nadgarstku ten sam symbol. Łączymy nasze ręce. Chłopak zaczyna coś mówić. Światło okręgu przybiera na intensywności i oślepia mnie. Po chwili gaśnie i spostrzegam, że sceneria ponownie się zmieniła, z wyjątkiem owego chłopaka. Znajdujemy się w ogromnej sali z mojego dzisiejszego snu. Towarzysz przybliża się do mnie i kładzie dłonie na moich policzkach i przykłada swoje czoło do mojego. W mojej głowie rozbrzmiewa jego głos: "Nie możesz tego zrobić, Alec. Potrzebuję cię, bracie" Po chwili wszystko znika i znów znajduję się w sali treningowej w objęciach mojego Parabatai. Przytulam się do niego jak najmocniej potrafię, czując łzy cieknące po policzkach.

- Pamiętam.

- Co powiedziałeś? - pyta Jace.

- Pamiętam cię, Jace - powtarzam, nadal go obejmując. - Jesteś moim bratem.

- Jesteśmy kimś więcej niż braćmi, Alec - odpowiada, wypuszczając mnie ze swoich silnych ramion. Spogląda na mnie z uśmiechem. - Jesteśmy pokrewnymi duszami. Naszym przeznaczeniem jest chronienie siebie nawzajem. Nasze serca biją niczym jedno. Jeśli umrze jeden z nas, część drugiego także...

- Chłopcy? - odzywa się Tessa. - Rozumiem, że to bardzo ważny moment, ale...

- Magnus. - Przerywam kobiecie. - Namierzmy go, Jace. 

- Podaj mi swoje dłonie. - Komenderuje i wyciąga coś z kieszeni spodni.

Łapie mnie za nadgarstek, chwyta materiał i usytuuje go między naszymi dłońmi, po czym je zaciska.

- Patrz mi prosto w oczy i skoncentruj się. - Instruuje. - I najważniejsze, myśl intensywnie o Magnusie. Wspominaj wszystkie wasze wspólne chwile.

- Rozumiem.

Jace unosi nasze zaciśnięte dłonie, które po chwili otoczone są białym światłem. Wpatruję się w złote oczy chłopaka, zapełniając umysł wspomnieniami o moim ukochanym.

Przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie w szkole. Pełen pozytywnych uczuć uśmiech Magnusa, gdy nasze oczy się spotkały. Wspominam nasz pierwszy taniec. To, co wtedy poczułem. Ciepło bijące od jego bardzo blisko znajdującego się ciała. Przepiękny zapach, charakterystyczny tylko dla niego. Po chwili zapełniam umysł kolejnym wspomnieniem, którym jest dotyk Magnusa na moim policzku i jego słowa, bym nie bał się swoich uczuć. Przypominam sobie jego przyjemny dla ucha głos, wypełniony troską. Wracam pamięcią do dnia, w którym zasnąłem w ramionach Magnusa. Gdy się obudziłem, przywitał mnie najpiękniejszy widok na świecie. Uśmiechnięty złotooki. Odtwarzam moment, w którym wyznałem mu, w bardzo chaotyczny sposób, swoje uczucia. Wracam myślą do naszego pierwszego pocałunku, który miał miejsce na moście przy zachodzie słońca. Skupiam się na tym, co wtedy czułem. Jego bliskość, jego wargi dotykające delikatnie moich, jego dłonie na moim ciele. Wspominam pierwsze "kocham cię" wypowiedziane przeze mnie do śpiącego Magnusa...

Nagle w mojej głowie pojawia się opuszczona stacja metra. Widzę ciemne korytarze, betonową posadzkę, odczuwam zewsząd bijący chłód. Po chwili moje oczy są świadkiem całkowitej zmiany scenerii. Teraz mam przed sobą dokładnie oświetlone pomieszczenie, w którym dominuje czerwona i czarna barwa. Czerwone ściany, kanapy i dywan oraz ciemny sufit i podłoga. Zauważam kobiecą postać. Nie potrzebuję wiele czasu, by zdać sobie sprawę, kto to. Camille. Wędruje wzrokiem dalej i moje serce zatrzymuje się na dłuższą chwilę. Magnus. Nieprzytomny, oddychający ciężko, błyszczący się od potu, ubrudzony krwią.

Nagle wszystko się urywa.

*****

Przemierzamy ciemne tunele jednej z nowojorskich stacji metra. Dzięki runie, którą wypalił na mojej skórze Jace, jestem w stanie widzieć w ciemności. Jesteśmy tutaj od ponad dwudziestu minut, kręcimy się w kółko, nie odnajdując żadnego nowego tropu.

- Na pewno to miejsce widzieliście? - Ciszę panującą między nami przerywa Izzy.

- Tak... jestem prawie pewny.

- Prawie? Magnus potrzebuje naszej pomocy natychmiast!

- Wiem o tym, Iz! To musi być t...

Przerywam, bo nagle słyszę za sobą dziwny szmer i czuję lekki powiew wiatru. Odruchowo unoszę łuk i rozglądam się dookoła, szukając celu. Sytuacja powtarza się kilka razy, aż nagle przyjmuję potężny cios w klatkę piersiową i uderzam całym ciałem o pobliską ścianę, po czym opadam na ziemię. Siła uderzenia jest tak duża, że na parę chwil tracę oddech.

- Alec! - Isabelle podbiega do mnie w mgnieniu oka i pomaga mi wstać. - Co to było?

- Nie wiem.

- Twoja głowa... krwawisz.

- To nic...

Dziewczyna wyjmuje stelę i zaczyna kreślić na moim ciele pewien symbol. Krzywię się, czując mocne pieczenie na nadgarstku. Po chwili irytujące uczucie, jak i ból z tyłu głowy ustają.

- Iratze. Zapamiętaj sobie tę runę.

- Dzięki. - Uśmiecham się do siostry.

Odwracam wzrok i widzę postać, która mnie zaatakowała. Znajduje się kilkanaście metrów ode mnie. Jest to wysoki, dobrze zbudowany, znajomy mi mężczyzna.

- Magnus? - Mrugam kilkakrotnie i wytężam wzrok, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

- Alec? - pyta tym swoim niskim, przyjemnym głosem, zbliżając się do mnie. - Przepraszam, że cię uderzyłem. Ciemno tutaj.

- Myślałem, że nigdy więcej cię nie zobaczę...

- Nic mi nie jest. - Zatrzymuje się kilka metrów przede mną.

Dlaczego utrzymał między nami tak duży dystans? Mam ochotę przyciągnąć go do siebie i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się tak przy mnie zachowywał. Nieskromnie mówiąc, wydawało mi się, że zawsze szukał okazji, by być jak najbliżej mnie.

- Wszystko w porządku, Magnus?

- Oczywiście. - Wzrusza ramionami. - Dlaczego miałoby nie być?

- Ponieważ zostałeś dźgnięty w brzuch i porwany przez psychopatkę?

- Nie nazywaj tak Camille - warczy, a ja cofam się zaskoczony jego tonem. - Musimy iść.

- Co? Gdzie?

- Do niej.

- Chcesz iść do kobiety, która o mało cię nie zabiła?

- Ona się zmieniła. Ma plan, który sprawi, że w naszym świecie zapanuje porządek. A my jej w tym pomożemy. Ty i ja, bez twoich przyjaciół.

Czy on właśnie powiedział, że chce współpracować z Camille? Oszalał.

- O czym ty pieprzysz, Magnus? Moich przyjaciół? Zapomniałeś, że to także twoi przyjaciele? Nie zamierzam...

- Hej. - Zmniejsza dzielący nas dystans i łapie moją dłoń, a następnie posyła mi uśmiech. - Zaufaj mi.

Spuszczam wzrok na nasze splecione dłonie i zdaję sobie sprawę, że nie czuję tego, co zawsze. Nie wyczuwam typowych dla mnie objawów, gdy złotooki jest blisko mnie. Moje serce nie przyśpiesza, nie czuję rumieńców na policzkach, nie odczuwam zapachu drzewa sandałowego, nie mam problemów z koncentracją. Co najdziwniejsze, dłoń Magnusa nie emanuje charakterystycznym dla niego ciepłem, jest lodowata. Podnoszę wzrok i jego spojrzenie także wydaje mi się obce. To te same piękne, kocie oczy, ale nie jest to te spojrzenie, które mnie onieśmiela i skardło moje serce na szkolnym korytarzu w ciągu kilku sekund.

Przypominam sobie fragment szybkiego słownego treningu Jace'a, który odbył się w drodze na tę stację metra. "Nie ufaj nikomu i niczemu. Możemy spotkać tam wampiry, wilkołaki, różnego rodzaju demony, między innymi zmiennokształtne. Istnieje także runa, która może zmienić nocnego łowce w kogokolwiek na świecie. Musisz zwracać uwagę na szczegóły..."

Podejmuję decyzję w mgnieniu oka.

Błyskawicznie sięgam po serafickie ostrze i wbijam je w brzuch, stojącego przede mną mężczyzny. Zszokowany czarownik kieruje wzrok na ranę, wytworzoną przez moją broń.

- Alec... - wyszeptuje. - Dlaczego?

- Nie jesteś Magnusem - syczę.

- O czym ty mówisz? - wyrzuca z trudem. - Oczywiście, że to ja.

Natychmiast tracę pewność siebie i czuję przebiegające po plecach ciarki. Co jeśli się pomyliłem? Co jeśli stoi przede mną prawdziwy Magnus?

- Pamiętasz... - mówi bardzo słabym głosem. - Pamiętasz naszą pierwszą randkę? Zabrałeś mnie nad rzekę.

- Na Anioła...

Wszyscy biją biednego Magnusa 😭
Dziękuję bardzo za wszystkie gwiazdki i komentarze, uwielbiam was! 😘
Kolejny rozdział już w 1/3 napisany. Mam ferie, co oznacza dużo wolnego czasu, a więc rozdział powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu.
Jak tam nastroje po trzecim odcinku Shadowhunters? Przyznam, że ten odcinek zniszczył mnie emocjonalnie.
Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro