Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.

- Alec... Alec, obudź się. - Pewien kobiecy głos wyrywa mnie z ciemności.

Otwieram oczy i zauważam znajdującą się w pomieszczeniu znajomą mi przedstawicielkę płci pięknej. Rozglądam się po pomieszczeniu i zastanawiam się, co robię na podłodze w mieszkaniu Magnusa.

- Tessa? - pytam głupio, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Co robisz na podłodze? I gdzie jest Magnus? Robiliście coś ciekawego i nie trafiliście do łóżka? - Porusza znacząco brwiami, po czym parska śmiechem.

- Magnus...? - Kładę dłoń z tyłu głowy, czując w tym miejscu pulsujący ból. Przypomina mi to wydarzenia z dzisiejszej nocy. - Cholera!

- Co jest? - Uśmiech na twarzy Tessy zastępuje podejrzliwość.

- Ta kobieta... - Przeszukuję umysł, próbując przypomnieć sobie imię brunetki, ale na próżno. - Zaatakowała Magnusa. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, rzuciła się na mnie i straciłem przytomność.

- Co zrobiła?! Kto to był?

- Gdzie on jest? - Ignorując zapytanie brunetki, zrywam się z podłogi i zaczynam przeszukiwać mieszkanie w celu odnalezienia mojego chłopaka. - Magnus!

- Nie ma go. - Ton Tessy, która podąża za mną wypełniony jest przerażeniem.

- Magnus! - krzyczę ponownie, choć wiem, że to na nic. Złotooki zniknął.

- Przedstawiła się? - pyta Tessa.

- Tak, ale wyleciało mi z głowy...

- Myśl, Alec - mówi stanowczo. - Potrzebujemy jakiegokolwiek tropu, śladu...

- Okej... Brunetka, ciemne oczy, zadziwiająco blada. - Tessa unosi brwi, czekając na dalsze wskazówki. - Weźmiesz mnie za świra. Miała kły... wampirze kły.

- Oczywiście! - Kobiete olśniewa. - Jak mogłam się nie domyślić?

- Znasz ją?

- Tak. To była Camille - rzuca i odwraca się, po czym szybkim krokiem kieruje się do wyjścia.

- Hej, a ty gdzie się wybierasz? - wołam za nią.

- Magnus mnie potrzebuje.

- A mnie nie?

- Nie rozumiesz. - Odwraca się z powrotem w moją stronę. - Jeśli cię ze sobą zabiorę, Magnus nigdy mi tego nie wybaczy. Taki zwykły, przyziemny chłopiec nie ma szans z podziemnymi.

- Nie jestem zwykłym chłopakiem. - Odzywam się po dłuższej wymianie spojrzeń z brunetką. - Jestem nocnym łowcą.

- A więc już wiesz.

- Wiem - rzucam. - I idę z tobą.

Toczymy kolejną walkę na spojrzenia, aż kobieta wzdycha głośno i mówi:

- Lightwoodowie... I tak zrobisz, co zechcesz, więc lepiej jeśli będę miała cię na oku.

- Chodźmy. - Kieruję się w stronę drzwi, ale kobieta zastępuje mi drogę.

- Nie tak szybko. Ty potrzebujesz broni, a ja pewnego eliksiru - wyjaśnia i wchodzi do pomieszczenia, w którym nigdy wcześniej nie byłem. A przynajmniej tego nie pamiętam.

Opieram się o ścianę i osuwam się powoli na podłogę. Korzystając z wolnej chwili, zajmuję się swoimi myślami. Jak to się stało? Jeszcze dwa miesiące temu byłem zwykłym chłopakiem, który kochał łucznictwo i śpiew. Teraz? Nocny łowca, walczący z demonami, który jest w związku z czarownikiem? Potrząsam głową, mając nadzieję, że te wszystkie wydarzenia, to tylko sen, który wkrótce pryśnie niczym bańka mydlana. Kolejne kilka minut spędzam wpatrzony w widok bezchmurnego nieba za oknem, próbując ignorować żołądek, który z nerwów związał mi się w supeł.

- Znalazłam. - W korytarzu ponownie pojawia się Tessa.

- Co tak długo? - pytam zniecierpliwiony, widząc przed oczami obraz cierpiącego i czekającego na ratunek Magnusa.

- Musiałam wysłać kilka ognistych wiadomości - oświadcza, mijając mnie. - Wstawaj, Lightwood. Czekają na nas.

*****

Idziemy zatłoczonymi ulicami Nowego Jorku, mijając setki ludzi i dziesiątki budynków. Wreszcie dochodzimy do pewnej zaniedbanej budowli, która wygląda jak kościół.

- Stwierdziłaś, że jestem taką ofiarą, że ostatnim, czym nam pozostało jest modlitwa? - pytam sarkastycznie.

- Nie do końca.

Kobieta mówi coś bardzo cicho i po chwili wchodzimy do środka. Przez dłuższą chwilę widzę tylko opuszczone pomieszczenie, w którym znajdują się kurz, śmieci i zwiędłe rośliny. W momencie, gdy otwieram usta, by zapytać o co chodzi, coś się zmienia. Nagle wszystkie przedmioty zaczynają zmieniać swoje pozycje, niektóre znikają, a w ich miejsce pojawiają się nowe. Kilkanaście sekund później moim oczom ukazuje się nowoczesne pomieszczenie z różnorodnymi urządzeniami, w którym krząta się ogromna liczba osób.

- Co do cholery...? - szepczę. - Towar, który spaliliśmy wczoraj z Magsem chyba wciąż działa.

- Chodź. - Tessa łapie moją dłoń i prowadzi w głąb długiego korytarza. - Czekają na nas.

- Kto? - pytam i w tym momencie zauważam czarnowłosą dziewczynę o ustach obowiązkowo pociągniętych czerwoną szminką. - Isabelle!

Wyrywam dłoń z uścisku Tessy i błyskawicznie kieruję się w stronę siostry. Gdy jestem dostatecznie blisko, przyciągam Iz do siebie i przytulam mocno.

- Co ty tu robisz?  - pytam.

- Mieszkam. - Wzrusza ramionami, gdy wypuszczam ją z objęć.

- Słucham?

- Jesteśmy w instytucie, w miejscu, w którym mieszkają tacy jak ty i ja, nocni łowcy.

- Wiesz...?

- Tak.

- Co? - Irytacja zalewa całe mojego ciało. - A więc dlaczego mi nie powiedziałaś?!

- Alec, uspokój się. - Kładzie mi dłoń na ramieniu. - Dopiero niecały miesiąc temu zaczęłam doświadczać przebłysków wspomnień. Odzyskałam większość odebranej mi pamięci, dopiero gdy Simon o wszystkim mi opowiedział.

- Simon?

- To chłopak, który był z nami w kinie.

- Pamiętam, ale co on ma wspólnego z tą całą dziwną sprawą?

- Jest wampirem... - mówi ostrożnie, chyba obawiając się mojej reakcji. - I moim chłopakiem.

- Słucham?! - Wybucham. - O nie, młoda damo, nie będziesz spotykać się z kimś takim!

- Dlaczego?! Bo jest wampirem?

- Bo jest chłopakiem!

Isabelle wybucha perlistym śmiechem i całuje mnie w czerwony ze złości policzek. Myśl o tym, że moja zaledwie szesnatoletnia siostra ma chłopaka, w dodatku wampira, przyprawia mnie o mdłości i ból głowy.

- Kocham cię, braciszku.

- Ja ciebie też...

- Alec! - Słyszę nagle i już po chwili znajduję się w objęciach pewnej nieznajomej - Tak bardzo się martwiłam.

- Słucham? - pytam, gdy kobieta odsuwa się ode mnie.

- Nie pamiętasz mnie?

- Wydaję mi się, że skądś panią kojarzę, ale...

- Nazywam się Maryse Lightwood - wyjaśnia, a ja czuję, że robi mi się słabo. - Twoja biologiczna matka.

- Tak, matka roku - odzywa się Tessa, która pojawia się u mojego boku. - Rodzinne sprawy zostawmy na później. Mags nas potrzebuje, Alec.

- Dobrze powiedziane. - Zabiera głos Isabelle. - Chodźmy. Wszystko ci wytłumaczę.

Łapie moją dłoń i prowadzi do pewnego pomieszczenia. Całkowicie wytrącony z równowagi, nie zwracam uwagi na to, co mówi.

- Alec! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

- Tak! Znaczy nie... przepraszam. Co mówiłaś?

- W skrócie, to sala treningowa - wyjaśnia.

Czarnowłosa podchodzi do ściany i naciska pewien przycisk. Wysuwa się z niej gablota zapełniona różnorodnymi, budzącymi mój podziw brońmi, od ogromnych mieczy po imponujące swoją solidną budową łuki.

- To nasze bronie. Ja jestem zwolenniczką serafickiego ostrza i batu - mówi i wskazuje na swój prawy nadgarstek, na którym zauważam dziwną biżuterię, wygladającą jak owinięty wokół ręki wąż. - Z tego co pamiętam, ty najlepiej czujesz się używając łuku. - Gestem dłoni zachęca mnie do podejścia do ściany.

Wciąż zszokowany, potrzebuję chwili na to, by informacja dotarła z mózgu do kończyn. Kilka sekund później podchodzę do siostry i staje przed gablotą.

- Wybierz broń.

- Okej. - Nabieram głośno powietrza i wyciągam dłoń w stronę broni.

Unoszę dłoń nad kilkoma łukami, nie mogąc zdecydować się, który ująć. Poruszam dłonią tam i z powrotem, aż wreszcie czuję coś dziwnego. Pewne przyciąganie mojej dłoni przez jedną z broni. Chwytam łuk i wyciągam go z gablotki. Jego wielkość nie jest godna podziwu, ale czuć, że jest solidny i idealny dla mnie.

- Wiedziałam, że wybierzesz właśnie ten. - Przenoszę wzrok na Izzy i widzę, że uśmiecha się delikatnie. - To twój ulubiony łuk.

Posyłam w stronę dziewczyny uśmiech, po czym powracam wzrokiem do gabloty. Zauważam kołczan wypełniony strzałami, wyjmuję go i zarzucam na ramię. Po chwili zastanowienia, biorę także w dłonie jedno z ostrzy, które pod wpływem mojego dotyku zaczyna świecić białym światłem. Chowam je w kołczanie.

- Gotowy? - pyta moja siostra, a ja kiwam potwierdzająco głową. - A więc chodźmy.

- Chodźmy? My? - Kręcę energicznie głową. - Nie, nie, żadnego my.  Zostajesz tutaj. Nie będę narażać cię na takie niebezpieczeństwo.

- Idę z tobą - odpowiada stanowczo. - Może nie pamiętasz, ale zawsze byłam u twojego boku. Poza tym, Magnus jest dla mnie tak samo ważny, jak dla ciebie.

- Nie wiemy, w co się pakujemy, Iz... Możemy stamtąd nie wrócić.

- Dla Magnusa jestem w stanie zaryzykować. - Wzrusza ramionami, jak gdyby nie było mowy o zagrożeniu życia. - Chodźmy skopać kilka wampirzych tyłków.

Hej.
Pod poprzednim rozdziałem żartowałam, ale skończyło się na tym, że naprawdę musieliście czekać na nowy rozdział jakieś dwa miesiące. Nie będę się tłumaczyć, bo nikogo to raczej nie obchodzi. Powiem tylko - przepraszam. I przepraszam za te powyższe nudy. W następnym rozdziale będzie ciekawiej.
Czy tylko ja jestem na maksa podekscytowana tym, że premiera 2 sezonu Shadowhunters już za jedyne 4 dni (w Polsce)? Asdlkfjmgd🙊💕
I dziękuję za ponad 400 gwiazdek, kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro