Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Od razu na początku daję znać, że jestem jak najbardziej świadoma, iż książkowa Camille to blondynka o zielonych oczach, ale uwielbiam jej serialową wersję, więc no - enjoy.

Kobieta wpatruje się we mnie wyczekująco, najwyraźniej oczekując odpowiedzi z mojej strony.

- Czy... my... się znamy? - jąkam zdezorientowany.

Na jej twarzy pojawia się zdziwienie, ale wystarcza kilka sekund, by ponownie obdarzyła mnie słodkim uśmiechem.

- Oboje wiemy, że za jakieś trzydzieści lat twoja niebywała uroda przeminie... - Przejeżdża wzrokiem po każdym centymetrze mojego ciała, co sprawia, że czuję rumieńce na policzkach. - ...i niedługo później będziesz pomarszczonym, odrażającym staruszkiem, nie mającym najmniejszego pojęcia o aktualnym dniu tygodnia, gdy Magnus nadal będzie dziewiętnastoletnim przystojniakiem... Jak mogłam nie przewidzieć tego, że Alzheimer zaatakuje twój mały, słaby, ludzki móżdżek tak szybko?

- Co? - Udaję mi się wykrztusić.

- Możesz przestać się wydurniać, Lightwood? Nie mam czasu na zabawę w kotka i myszkę... - Przerywa i zaczyna intensywnie się nad czymś zastanawiać, patrząc w bliżej nieokreślony punkt. - Myślałam, że to jedynie plotki... ale to prawda. Straciłeś pamięć.

- O czym ty...

- Alexandrze? Co się dzieje? Z kim rozmawiasz? - Z sypialni wychodzi zaspany Magnus. - Co ty tu robisz? - Na widok kobiety otwiera szeroko oczy.

- Witaj, Magnusie. - Posyła wspomnianemu szeroki uśmiech i  wraca spojrzeniem do mnie. - Nazywam się Camille Belcourt, ukochana twojego chłopaka.

- Była ukochana. - Poprawia ją Magnus, widząc moją kompletnie zdziwioną minę. - Moje uczucia do ciebie to historia starożytna, Camille. Niemal dosłownie.

- Ja też za tobą tęskniłam, Bane. Więc jak to się stało? - Pytanie skierowane jest w moją stronę.

- O czym ty mówisz?

- Pytam o to, jak straciłeś pamięć.

- Chyba mnie z kimś mylisz. Nie wydaję mi się, żebyśmy się znali i jestem pewny, że nie straciłem pamięci. - Parskam śmiechem.

Spoglądam na złotookiego i coś w wyrazie jego twarzy sprawia, że rzednie mi mina i czuję przebiegające po plecach ciarki. Nie patrzy na mnie z rozbawieniem, które powinno wywołać to abstrakcyjne stwierdzenie. Posyła mi spojrzenie pełne bólu i cierpienia, błagające o wybaczenie. Przypominam sobie sen, którego doświadczyłem kilkanaście minut temu. Co jeśli...? Co jeśli to wszystko prawda?

- Magnus? - pytam drżącym głosem.

- Chciałem ci powiedzieć... - szepcze.

- To prawda?

Mężczyzna wpatruje się we mnie przed dłuższą chwilę, aż wreszcie kiwa nieznacznie głową, potwierdzając słowa Camille.

- Ups. - Chichot kobiety rozbrzmiewa w pomieszczeniu. - Wybacz, Magnusie. Nie wiedziałam, że twój chłopczyk o niczym nie wie.

- Czas, żebyś wyszła. - Bane posyła Camille mrożące krew w żyłach spojrzenie.

- Nie sądzę. - Mruga figlarnie w stronę byłego partnera i pewnym siebie krokiem rusza w stronę salonu.

Ignoruję dalsze poczynania brązowookiej i przypominam sobie moje "pierwsze" spotkanie z Magnusem. Dokładnie pamiętam, co wtedy poczułem. Od momentu, gdy nasze oczy się spotkały, wiedziałem, że nie jest to nasze pierwsze spotkanie. Nie zastanawiałem się nad tym głębiej i po prostu odrzuciłem ową myśl, uznając ją za całkowicie abstrakcyjną.

- Jak... jak... do tego doszło? - wyjąkuję. - Miałem wypadek?

- Wszystko ci wytłumaczę. Usiądźmy i porozmawiajmy. - Zbliża się do mnie i łapie moją dłoń.

- Jak mogłeś to ukrywać? - Nagle czuję, że moje ciało i umysł zalewa gniew. Wyrywam dłoń i cofam się do tyłu. - Zamierzałeś mi o tym kiedykolwiek powiedzieć?

- Chciałem zrobić to wczoraj, ale...

- Poznaliśmy się ponad dwa miesiące temu! - Przerywam mu wzburzony. - Miałeś mnóstwo innych okazji, by przestać mnie okłamywać!

- Nigdy cię nie okłamałem.

-  Jak do tego doszło? - Powtarzam pytanie ostrym tonem.

- Te... - Zgaduję, że zastanawia się nad odpowiednim doborem słów. - Te wszystkie dziwne sny, o których mi opowiadałeś... One wszystkie są prawdziwe. To wydarzyło się naprawdę.

- Słucham?

- Znalazłem zaklęcie, które sprawia, że odzyskujesz utracone wspomnienia -wyjaśnia powoli. - Używałem go jedynie podczas snu, bo nie chciałem się zdradzić.

- Zaklęcie? Zdradzić się? - Powtarzam, przy czym moje brwi unoszą się wysoko w górę. - Kim ty do cholery jesteś?

Wracam myślami do snu, który przyśnił mi się dzisiejszej nocy. Pamiętam, że Asmodeusz nazwał Magnusa pewnym dziwnym określeniem. Intensywnie przeszukuję umysł w poszukiwaniu owego rzeczownika. Po chwili mnie olśniewa.

- Czarownik.

- Tak. - Mężczyzna chce się do mnie zbliżyć, ale ponownie się cofam.

- Muszę iść. - Odwracam się ku wyjściu, by jak najszybciej opuścić mieszkanie, ale nagle słyszę pstryknięcie palcami i drzwi zamykają mi się przed nosem.

- Wysłuchaj mnie, proszę.

Ignorując jego słowa, kładę dłoń na klamce i usiłuję otworzyć drzwi, ale to na nic, zamknięte.

- Jak to zrobiłeś? - pytam, odwracając się.

- Jestem Wysokim Czarownikiem Brooklynu. - Wzrusza ramionami. - Potrafię zrobić o wiele ciekawsze rzeczy niż to.

- Wypuść mnie - mówię stanowczym tonem.

- Nie mogę tego zrobić, dopóki nie poznasz prawdy. - Bierze głęboki wdech i kontynuuje: - Byliśmy uwięzieni i jedynym sposobem na bezpieczny powrót do domu, była umowa z moim ojcem. Wezwałem go, będąc pewnym, że zażąda mojej nieśmiertelności i byłem gotowy mu ją oddać. Zależało mi tylko na tym, żeby odesłać ciebie i twoich przyjaciół, chciałem waszego bezpieczeństwa...

- Ale zamiast tego twój ojciec odebrał mi wspomnienia - dokańczam cicho, przypominając sobie wydarzenia ze snu. Magnus kiwa potwierdzająco głową. - Jak to w ogóle możliwe?

- Wszystkie legendy są prawdziwe, Alexandrze. Nocni łowcy, czarownicy, wilkołaki, wampiry, demony... mój ojciec posiada zdolność odbierania wspomnień, ponieważ jest jednym z tych stworzeń.

- Żartujesz sobie? - pytam szeptem, ledwo potrafiąc wydusić z siebie słowo.

- Oni wszyscy istnieją... a ty jesteś jednym z nich, nocnym łowcą.

Słowa Magnusa powodują, że moje serce przyśpiesza, a na całym ciele pojawiają się ciarki.

- Nocnym łowcą? - Udaję mi się wykrztusić. - Co to w ogóle znaczy?

- Jesteś potomkiem Nefilim. Razem ze swoim rodzeństwem zajmujesz się zabijaniem demonów.

- Co? Ale... Isabelle nie jest moim jedynym rodzeństwem?

- Masz także dwóch braci, Maxa oraz Jace'a.

- Jace... Spotkaliśmy się na imprezie.

- Tak, widziałem. - Krzywi się. - Byłem nieco zazdrosny.

- Co? Dlaczego? O mojego brata?

- Jace nie jest twojej krwi. Twoi rodzice przygarnęli go, gdy mieliście po dziesięć lat. - Wyjaśnia. - Gdy się poznaliśmy, byłeś ślepo zapatrzony w tego blondasa. Nie rozumiem dlaczego, nie widzę w nim nic nadzwyczajnego.

- Zakochałem się w przyszywanym bracie? - Kręcę z niedowierzeniem głową i czuję, że moje policzki przybierają czerwony kolor.

- To nic takiego...

- Jak się poznaliśmy? Ty i ja? - Wyrzucam, nie mogąc się powstrzymać.

- Twoja przyjaciółka Clary poszukiwała swojej mamy, która została porwana. Podążaliście za tropem, który przywiódł was do mnie. Nie byłem chętny na rozmowę z wami, nigdy nie ufałem nocnym łowcom. Do tego, jeśli miałbym wam pomóc, wymagałoby to wyjścia z ukrycia, a Valentine polował na czarowników... Ale wtedy pojawiłeś się ty. - Złotooki uśmiecha się lekko i ponawia próbę zbliżenia się do mnie. - Gdy zobaczyłem się po raz pierwszy, wszystko inne przestało istnieć. Próbowałem zapomnieć o tych pięknych niebieskich oczach i kruczoczarnych włosach. Ale nie potrafiłem.

- Ja... - Zaczynam, ale nie mam pojęcia, co powiedzieć.

- Jeśli czujesz się zraniony i oszukany, przepraszam. Nie chciałem tego. - Magnus chwyta delikatnie moją dłoń. - Po prostu nie wiedziałem do końca, jak ci o tym wszystkim powiedzieć. Wybacz mi.

- Rozumiem - odzywam się po dłuższej chwili. W oczach Magnusa zauważam malutką iskierkę nadziei. Czuję się podle, wiedząc, co mam zamiar mu powiedzieć. Zaczerpuję głośno powietrza i mówię dalej:  - Ale potrzebuję czasu, by wszystko przemyśleć. Czy chcę wiedzieć więcej, czy chcę być częścią tego świata, czy... chcę być z tobą.

Tak jak się spodziewałem, iskierka gaśnie i zastępuje ją rozczarowanie oraz ból. Mężczyzna spuszcza wzrok, próbując to ukryć, ale na próżno.  

- Idź już - mówi, poruszając lekko palcami. Wnioskuję, że otworzył w ten sposób drzwi. - Przemyśl wszystko.

Uśmiecham się smutno, ściskając dłoń Magnusa w geście otuchy, by po chwili puścić ją oraz odwrócić się do drzwi. Naciskam klamkę i otwieram je w bardzo powolnym tempie. Wychodzę na korytarz i ostatni raz zerkam na mężczyznę, który skradł moje serce nie raz, ale dwa razy. W momencie, gdy chcę odwrócić wzrok, moje oczy rejestrują coś przerażającego. Przy wpatrującym się we mnie złotookim pojawia się Camille z nożem w ręku. Zanim zdażę mrugnąć, kobieta wbija narzędzie w brzuch Magnusa i uśmiecha się promiennie.

- Magnus! - Z moich ust wydobywa się przerażony krzyk.

Camille przenosi na mnie wzrok, a jej uśmiech zamienia się w obnarzone wampirze kły. Zbliża się do mnie w błyskawicznym tempie. Czuję mocne uderzenie w głowę i opadam na chłodną podłogę. Po chwili słyszę cichy szept Magnusa:

- Aku cinta kamu.

- Jakie to romantyczne - mówi kobieta sarkastycznie.

Kilka sekund później tracę przytomność.



Nareszcie. Udało mi się napisać ten rozdział. Także tego, do napisania za miesiąc czy dwa.

.
.
.

Żartuje.

.
.
.

Albo nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro