14.
Od razu na początku daję znać, że jestem jak najbardziej świadoma, iż książkowa Camille to blondynka o zielonych oczach, ale uwielbiam jej serialową wersję, więc no - enjoy.
Kobieta wpatruje się we mnie wyczekująco, najwyraźniej oczekując odpowiedzi z mojej strony.
- Czy... my... się znamy? - jąkam zdezorientowany.
Na jej twarzy pojawia się zdziwienie, ale wystarcza kilka sekund, by ponownie obdarzyła mnie słodkim uśmiechem.
- Oboje wiemy, że za jakieś trzydzieści lat twoja niebywała uroda przeminie... - Przejeżdża wzrokiem po każdym centymetrze mojego ciała, co sprawia, że czuję rumieńce na policzkach. - ...i niedługo później będziesz pomarszczonym, odrażającym staruszkiem, nie mającym najmniejszego pojęcia o aktualnym dniu tygodnia, gdy Magnus nadal będzie dziewiętnastoletnim przystojniakiem... Jak mogłam nie przewidzieć tego, że Alzheimer zaatakuje twój mały, słaby, ludzki móżdżek tak szybko?
- Co? - Udaję mi się wykrztusić.
- Możesz przestać się wydurniać, Lightwood? Nie mam czasu na zabawę w kotka i myszkę... - Przerywa i zaczyna intensywnie się nad czymś zastanawiać, patrząc w bliżej nieokreślony punkt. - Myślałam, że to jedynie plotki... ale to prawda. Straciłeś pamięć.
- O czym ty...
- Alexandrze? Co się dzieje? Z kim rozmawiasz? - Z sypialni wychodzi zaspany Magnus. - Co ty tu robisz? - Na widok kobiety otwiera szeroko oczy.
- Witaj, Magnusie. - Posyła wspomnianemu szeroki uśmiech i wraca spojrzeniem do mnie. - Nazywam się Camille Belcourt, ukochana twojego chłopaka.
- Była ukochana. - Poprawia ją Magnus, widząc moją kompletnie zdziwioną minę. - Moje uczucia do ciebie to historia starożytna, Camille. Niemal dosłownie.
- Ja też za tobą tęskniłam, Bane. Więc jak to się stało? - Pytanie skierowane jest w moją stronę.
- O czym ty mówisz?
- Pytam o to, jak straciłeś pamięć.
- Chyba mnie z kimś mylisz. Nie wydaję mi się, żebyśmy się znali i jestem pewny, że nie straciłem pamięci. - Parskam śmiechem.
Spoglądam na złotookiego i coś w wyrazie jego twarzy sprawia, że rzednie mi mina i czuję przebiegające po plecach ciarki. Nie patrzy na mnie z rozbawieniem, które powinno wywołać to abstrakcyjne stwierdzenie. Posyła mi spojrzenie pełne bólu i cierpienia, błagające o wybaczenie. Przypominam sobie sen, którego doświadczyłem kilkanaście minut temu. Co jeśli...? Co jeśli to wszystko prawda?
- Magnus? - pytam drżącym głosem.
- Chciałem ci powiedzieć... - szepcze.
- To prawda?
Mężczyzna wpatruje się we mnie przed dłuższą chwilę, aż wreszcie kiwa nieznacznie głową, potwierdzając słowa Camille.
- Ups. - Chichot kobiety rozbrzmiewa w pomieszczeniu. - Wybacz, Magnusie. Nie wiedziałam, że twój chłopczyk o niczym nie wie.
- Czas, żebyś wyszła. - Bane posyła Camille mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Nie sądzę. - Mruga figlarnie w stronę byłego partnera i pewnym siebie krokiem rusza w stronę salonu.
Ignoruję dalsze poczynania brązowookiej i przypominam sobie moje "pierwsze" spotkanie z Magnusem. Dokładnie pamiętam, co wtedy poczułem. Od momentu, gdy nasze oczy się spotkały, wiedziałem, że nie jest to nasze pierwsze spotkanie. Nie zastanawiałem się nad tym głębiej i po prostu odrzuciłem ową myśl, uznając ją za całkowicie abstrakcyjną.
- Jak... jak... do tego doszło? - wyjąkuję. - Miałem wypadek?
- Wszystko ci wytłumaczę. Usiądźmy i porozmawiajmy. - Zbliża się do mnie i łapie moją dłoń.
- Jak mogłeś to ukrywać? - Nagle czuję, że moje ciało i umysł zalewa gniew. Wyrywam dłoń i cofam się do tyłu. - Zamierzałeś mi o tym kiedykolwiek powiedzieć?
- Chciałem zrobić to wczoraj, ale...
- Poznaliśmy się ponad dwa miesiące temu! - Przerywam mu wzburzony. - Miałeś mnóstwo innych okazji, by przestać mnie okłamywać!
- Nigdy cię nie okłamałem.
- Jak do tego doszło? - Powtarzam pytanie ostrym tonem.
- Te... - Zgaduję, że zastanawia się nad odpowiednim doborem słów. - Te wszystkie dziwne sny, o których mi opowiadałeś... One wszystkie są prawdziwe. To wydarzyło się naprawdę.
- Słucham?
- Znalazłem zaklęcie, które sprawia, że odzyskujesz utracone wspomnienia -wyjaśnia powoli. - Używałem go jedynie podczas snu, bo nie chciałem się zdradzić.
- Zaklęcie? Zdradzić się? - Powtarzam, przy czym moje brwi unoszą się wysoko w górę. - Kim ty do cholery jesteś?
Wracam myślami do snu, który przyśnił mi się dzisiejszej nocy. Pamiętam, że Asmodeusz nazwał Magnusa pewnym dziwnym określeniem. Intensywnie przeszukuję umysł w poszukiwaniu owego rzeczownika. Po chwili mnie olśniewa.
- Czarownik.
- Tak. - Mężczyzna chce się do mnie zbliżyć, ale ponownie się cofam.
- Muszę iść. - Odwracam się ku wyjściu, by jak najszybciej opuścić mieszkanie, ale nagle słyszę pstryknięcie palcami i drzwi zamykają mi się przed nosem.
- Wysłuchaj mnie, proszę.
Ignorując jego słowa, kładę dłoń na klamce i usiłuję otworzyć drzwi, ale to na nic, zamknięte.
- Jak to zrobiłeś? - pytam, odwracając się.
- Jestem Wysokim Czarownikiem Brooklynu. - Wzrusza ramionami. - Potrafię zrobić o wiele ciekawsze rzeczy niż to.
- Wypuść mnie - mówię stanowczym tonem.
- Nie mogę tego zrobić, dopóki nie poznasz prawdy. - Bierze głęboki wdech i kontynuuje: - Byliśmy uwięzieni i jedynym sposobem na bezpieczny powrót do domu, była umowa z moim ojcem. Wezwałem go, będąc pewnym, że zażąda mojej nieśmiertelności i byłem gotowy mu ją oddać. Zależało mi tylko na tym, żeby odesłać ciebie i twoich przyjaciół, chciałem waszego bezpieczeństwa...
- Ale zamiast tego twój ojciec odebrał mi wspomnienia - dokańczam cicho, przypominając sobie wydarzenia ze snu. Magnus kiwa potwierdzająco głową. - Jak to w ogóle możliwe?
- Wszystkie legendy są prawdziwe, Alexandrze. Nocni łowcy, czarownicy, wilkołaki, wampiry, demony... mój ojciec posiada zdolność odbierania wspomnień, ponieważ jest jednym z tych stworzeń.
- Żartujesz sobie? - pytam szeptem, ledwo potrafiąc wydusić z siebie słowo.
- Oni wszyscy istnieją... a ty jesteś jednym z nich, nocnym łowcą.
Słowa Magnusa powodują, że moje serce przyśpiesza, a na całym ciele pojawiają się ciarki.
- Nocnym łowcą? - Udaję mi się wykrztusić. - Co to w ogóle znaczy?
- Jesteś potomkiem Nefilim. Razem ze swoim rodzeństwem zajmujesz się zabijaniem demonów.
- Co? Ale... Isabelle nie jest moim jedynym rodzeństwem?
- Masz także dwóch braci, Maxa oraz Jace'a.
- Jace... Spotkaliśmy się na imprezie.
- Tak, widziałem. - Krzywi się. - Byłem nieco zazdrosny.
- Co? Dlaczego? O mojego brata?
- Jace nie jest twojej krwi. Twoi rodzice przygarnęli go, gdy mieliście po dziesięć lat. - Wyjaśnia. - Gdy się poznaliśmy, byłeś ślepo zapatrzony w tego blondasa. Nie rozumiem dlaczego, nie widzę w nim nic nadzwyczajnego.
- Zakochałem się w przyszywanym bracie? - Kręcę z niedowierzeniem głową i czuję, że moje policzki przybierają czerwony kolor.
- To nic takiego...
- Jak się poznaliśmy? Ty i ja? - Wyrzucam, nie mogąc się powstrzymać.
- Twoja przyjaciółka Clary poszukiwała swojej mamy, która została porwana. Podążaliście za tropem, który przywiódł was do mnie. Nie byłem chętny na rozmowę z wami, nigdy nie ufałem nocnym łowcom. Do tego, jeśli miałbym wam pomóc, wymagałoby to wyjścia z ukrycia, a Valentine polował na czarowników... Ale wtedy pojawiłeś się ty. - Złotooki uśmiecha się lekko i ponawia próbę zbliżenia się do mnie. - Gdy zobaczyłem się po raz pierwszy, wszystko inne przestało istnieć. Próbowałem zapomnieć o tych pięknych niebieskich oczach i kruczoczarnych włosach. Ale nie potrafiłem.
- Ja... - Zaczynam, ale nie mam pojęcia, co powiedzieć.
- Jeśli czujesz się zraniony i oszukany, przepraszam. Nie chciałem tego. - Magnus chwyta delikatnie moją dłoń. - Po prostu nie wiedziałem do końca, jak ci o tym wszystkim powiedzieć. Wybacz mi.
- Rozumiem - odzywam się po dłuższej chwili. W oczach Magnusa zauważam malutką iskierkę nadziei. Czuję się podle, wiedząc, co mam zamiar mu powiedzieć. Zaczerpuję głośno powietrza i mówię dalej: - Ale potrzebuję czasu, by wszystko przemyśleć. Czy chcę wiedzieć więcej, czy chcę być częścią tego świata, czy... chcę być z tobą.
Tak jak się spodziewałem, iskierka gaśnie i zastępuje ją rozczarowanie oraz ból. Mężczyzna spuszcza wzrok, próbując to ukryć, ale na próżno.
- Idź już - mówi, poruszając lekko palcami. Wnioskuję, że otworzył w ten sposób drzwi. - Przemyśl wszystko.
Uśmiecham się smutno, ściskając dłoń Magnusa w geście otuchy, by po chwili puścić ją oraz odwrócić się do drzwi. Naciskam klamkę i otwieram je w bardzo powolnym tempie. Wychodzę na korytarz i ostatni raz zerkam na mężczyznę, który skradł moje serce nie raz, ale dwa razy. W momencie, gdy chcę odwrócić wzrok, moje oczy rejestrują coś przerażającego. Przy wpatrującym się we mnie złotookim pojawia się Camille z nożem w ręku. Zanim zdażę mrugnąć, kobieta wbija narzędzie w brzuch Magnusa i uśmiecha się promiennie.
- Magnus! - Z moich ust wydobywa się przerażony krzyk.
Camille przenosi na mnie wzrok, a jej uśmiech zamienia się w obnarzone wampirze kły. Zbliża się do mnie w błyskawicznym tempie. Czuję mocne uderzenie w głowę i opadam na chłodną podłogę. Po chwili słyszę cichy szept Magnusa:
- Aku cinta kamu.
- Jakie to romantyczne - mówi kobieta sarkastycznie.
Kilka sekund później tracę przytomność.
Nareszcie. Udało mi się napisać ten rozdział. Także tego, do napisania za miesiąc czy dwa.
.
.
.
Żartuje.
.
.
.
Albo nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro