Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to wzorzysty koc, otoczony dziesiątkami fioletowych, płonących świec. Na kocu znajdują się dwie ciemnobrązowe poduszki i wilkinowy koszyk piknikowy. Podążam wzrokiem dalej i muszę przyznać, że okolica jest niezwykle piękna. Mnóstwo zielonych drzew i krzewów, ogrom różnych rodzajów kwiatów, czerownych, niebieskich, fioletowych czy białych i znajdujące się parę kroków dalej jezioro średniej wielkości. Obracam się powoli wokół własnej osi, podziwiając widoki.

- Przesadziłem? - Słyszę spanikowany głos mojego chłopaka.

Otwieram usta, ale jestem tak pozytywnie zaskoczony, że nie mogę wydobyć z siebie słowa. Zamykam usta i kręcę głową, niedowierzając własnym oczom.

- Przesadziłem. - Alec odpowiada na zadane przez siebie pytanie. - Przepraszam, to był pomysł Izzy. Nie wiem co sobie myślałem, gdy się na to zgadzałem. Park, piknik, świece... jak w dennej komedii romantycznej. Mogliśmy pójść gdzieś indziej. Przepraszam... - Przerywa swój monolog, bo odwracam się w jego stronę i przykładam do jego ust palec wskazujący.

- Jest cudownie - szepcze, czując ucisk wzruszenia w gardle.

Zabieram palec z ust chłopaka, a ten uśmiecha się szeroko, pewnie czując ulgę po usłyszeniu moich słów. Łapię jego dłoń i razem zmierzamy w stronę koca, na którym siadamy.

Alec zabiera się za rozpakowywanie koszyka, a ja wpatruję się w niego jak w obrazek, zastanawiając się, czym zasłużyłem sobie na takiego anioła.

Po chwili na kocu pojawia się plastikowy talerz z różnymi kanapkami, owoce, drobne przekąski, wino i dwie szklanki.

- Postarałeś się. - Biorę w dłoń jabłko i obracam je w dłoniach.

- Szczerze mówiąc, to w większości zasługa mojej siostry. - Zdradza, kładąc na kocu ostatnią rzecz. - Ja nie jestem zbyt dobry w tych całych randkach.

- Ja też nie - wyznaję, a chłopak patrzy na mnie spode łba. - Mówię serio.

- Jasne.

- Naprawdę. Na jednej z randek zostałem oblany winem przez mojego eks.

- Twojego eks?

- Nic wielkiego. Nasza znajomość trwała zaledwie dwadzieścia minut - mówię i praktycznie od razu tego żałuję.

- Nie wiedziałem, że masz aż tak barwne życie miłosne. - Brwi chłopaka wędrują wysoko w górę. - Mam się bać?

Klnę w duchu, zauważając, że Alec zdecydowanie spochmurniał po tej wymianie zdań. Pewnie pomyślał, że skaczę z kwiatka na kwiatek i jest tylko jedną z moich licznych, krótkich przygód.

- Może teraz ty powiesz mi coś o sobie? - pytam, chcąc załagodzić sytuację.

- Nie jestem ciekawą osobą... - Zastanawia się przez chwilę i kontynuuje: - Nikomu tego nie mówię, ale... moje pełne imię i nazwisko to Alexander Gideon Lightwood-Criss.

- Criss?

- Tak, pierwsze nazwisko jest po moich biologicznych rodzicach. Drugie po zastępczych.

- Zostałeś adoptowany? - pytam, nie umiejąc ugryźć się w język.

- Moi rodzice zginęli, gdy miałem dwa lata. Praktycznie ich nie pamiętam, mam wielkie trudności z przypomnieniem sobie chociażby ich twarzy.

Robert i Maryse naprawdę nie mają pojęcia, gdzie znajduje się ich syn? Byłem przekonany, że po prostu utrudniają mi kontakt z Alekiem. To wszystko robi się coraz bardziej skomplikowane. Ktoś starannie się o wszystko postarał. Wymazanie każdego najmniejszego szczegółu z naszej wspólnej przeszłości, przeniesienie go daleko od instytutu i mojego mieszkania oraz bardzo wiarygodne nowe, fałszywe wspomnienia.

- Przykro mi. - Odzywam się po dłuższej chwili.

- Nie lubię o tym mówić i nie chcę, żeby ludzie ze szkoły wciąż zadawali pytania, więc przedstawiam się jako Alec Lightwood.

- Rozumiem. - Postanawiam zmienić temat. - Jest coś, co chciałbyś o mnie wiedzieć, Alexandrze?

- Hm... twoje największe marzenie?

- Chciałbym... - Zastanawiam się przez chwilę wpatrzony w rzekę, po czym powracam wzrokiem do chłopaka. - Spotkać osobę, z którą będę mógł założyć rodzinę. Zestarzeć się z ukochaną osobą, obserwując jak nasze dzieci dorastają. Często wyobrażam sobie nas jako staruszków, siedzących razem na kanapie. Ja zaczynam wspominać nasze pierwsze spotkanie czy pierwszy pocałunek z najmniejszymi szczegółami, a ona odburkuje, że mam się przymknąć i dać jej w spokoju oglądać telewizję. - Chichoczę cicho i uśmiecham się ciepło do niebieskookiego. - Myślę, że pierwszy punkt w postaci spotkania tej wyjątkowej osoby zaliczony.

- Urocze. - Odwzajemnia uśmiech. - Dalsze punkty nie wydają mi się trudne do spełnienia.

- Zdziwiłbyś się. - Wzdycham cicho. - A twoje marzenie?

- Chciałbym wydać własny album muzyczny - wyjawia krótko i zwięźle.

- Zaśpiewasz mi coś kiedyś?

- Może. Napijemy się wina? - Zadaje pytanie i nie czekając na odpowiedź, zaczyna majstrować przy zamknięciu butelki.

- Pewnie.

Przez następną godzinę rozmawiamy, wspominamy i śmiejemy się, jedząc kanapki oraz popijając czerwone wino. Po skończonym posiłku, leżymy na poduszkach w ciszy, wpatrując się w licznie widoczne dzisiejszego wieczoru gwiazdy.

Odrywam wzrok od nieba, by spojrzeć na Aleca. Nagle zauważam, że na kocu pojawiło się coś białego. Chwytam ową rzecz w dłonie i zdaję sobie sprawę, że to najzwyklejsza kartka papieru, złożona w mały kwadrat. Czując zaciekawienie, otwieram ją i moim oczom ukazuje się morze literek.

"Nie mogę temu zapobiec, ale pragnę cię.
Wiem, że umrę bez ciebie.
Nie mogę temu zapobiec, ale myliłem się w ciemności
Bo jestem pokonany w tej wojnie serc.
Nie mogę temu zapobiec, ale oceany rozpadają się.
Bo jestem pokonany w tej wojnie serc." (Kolejny fragment piosenki Ruelle "War of Hearts")

Tylko tyle udaje mi się przeczytać zanim słyszę zdziwiony głos Aleca.

- Co tam masz? O mój Boże, czy to... - Cichnie przerażony.

- Czy to ta piosenka, której fragment przeczytałem w twoim pokoju? Bardzo... - Przerywam, bo zauważam pomiędzy słowami piosenki swoje imię. - Czy ona jest o...

- O tobie? Co? Zwariowałeś? - Chichocze nerwowo. - Piękną mamy pogodę dzisiejszego wieczoru, nieprawdaż?

- Alec...

- Ale tu gorąco - mówi, wachlując się dłonią.

- Alec...

- Tobie też jest tak gorąco? - Kolejny nerwowy chichot.

- Alec!

- Tak... piosenka jest o tobie. - Przyznaje cicho, gdy nieco się uspokaja. - Kartka musiała wypaść mi z kieszeni, kiedy...

- Zaśpiewaj.

- Co? - Chłopak otwiera szeroko oczy.

- Zaśpiewaj mi ją, Alexandrze.

- Ja... nie wiem...

- Proszę, przynajmniej fragmencik. - Wpatruję się błagalnie w niebieskie oczy chłopaka.

- Nie jest skończona... - mamrocze, uciekając wzrokiem w dół. - I nie mam przy sobie gitary.

- Alexandrze, proszę. - Ponawiam prośbę, poprawiając grzywkę, która opadła chłopakowi na oczy.

W momencie, gdy chcę odpuścić, Alec zaczyna cichutko nucić pewną melodię, nieprzerwanie wpatrując się w koc. Po chwili z jego ust wydobywają się pierwsze słowa piosenki, a ja rozkoszuję się cudowną, ciepłą, niską barwą głosu chłopaka. Śpiewa cicho i spokojnie. Idealnie. Po paru wersach utworu, wreszcie podnosi wzrok i nasze spojrzenia się spotykają. Niebieskooki śpiewa, wpatrując się we mnie, a ja próbuję opanować cisnące się do oczu łzy. Piosenka okazuje się niezaprzeczalnie piękną balladą. Niestety, nie udaję mi się wysłuchać jej w całości, bo niespodziewanie Alec przerywa w połowie drugiej zwrotki.

- Płaczesz? - pyta z troską.

- Nie, nie. Coś mi wpadło do oka. - Oboje wiemy, że kłamię, więc zaczynamy się śmiać. - Dziękuję.

- Za co?

- Za piosenkę. Jest przepiękna.

- Proszę - odpowiada nieco zawstydzony. - Nie jest jeszcze skończona, muszę dopracować parę detali...

Przybliżam się do chłopaka i zarzucam mu ręce na szyję. Przytulam się do niego jak najmocniej potrafię, wdychając delikatny zapach perfum.

- Szaleję za tobą jak za nikim innym, jesteś tego świadomy, Alexandrze? - szepczę, będąc przytulonym do ukochanego.

- Ja za tobą też - wyznaje nieśmiało i czuję, że temperatura jego ciała podwyższa się.

Odrywam się od chłopaka, chcąc być świadkiem jego słodkich rumieńców. Kładę dłoń na policzek niebieskookiego i zaczynam gładzić go kciukiem. Z zaciekawieniem obserwuję jak pod wpływem mojego dotyku, czerwona barwa jego policzków staje się jeszcze intensywniejsza.

Nie mogę się powstrzymać i łapię Aleca za skrawek koszulki, przyciągając go do siebie. Łączę nasze wargi w delikatnym pocałunku, rozkoszując się cudownym smakiem ust chłopaka. Niebieskooki odwzajemnia pocałunek i obejmuje mnie w pasie, sprawiając, że jakakolwiek przestrzeń między naszymi ciałami znika. Bliskość Alexandra wywołuje szybsze bicie mojego serca i mocniejsze pulsowanie krwi w ciele. Odruchowo rozchylam usta, dając pozwolenie na pogłębienie pieszczoty. Nie muszę długo czekać, już po chwili czuję jak nasze języki się spotykają. Całujemy się coraz namiętniej, dłonie Aleca przesuwają się po moim ciele, a ja wplatam palce w jego kruczoczarne włosy. Niespodziewanie chłopak przygryza moją wargę tak mocno, że czuję smak krwi w ustach.

- Wow. Masz rację. - Zaczynam, gdy oddalamy się od siebie lekko oszołomieni. - Jest tu zdecydowanie za gorąco.

- Tak... - Niespodziewanie odwraca głowę w stronę jeziora i zastanawia się nad czymś intensywnie.

- Co ty knujesz? - pytam, mrużąc oczy.

Odwracam wzrok w stronę zbiornika wodnego i powoli łączę fakty. Kiedy uświadamiam sobie o czym myśli Alec, wciągam głośno powietrze.

- Nawet o tym nie myśl...

Zanim się obejrzę, znajduję się w ramionach chłopaka i jestem niesiony w stronę jeziora. Zaczynam się wiercić, chcąc wydostać się z jego uścisku, ale skurczybyk mocno mnie trzyma. Nigdy wcześniej nie przeszkadzał mi fakt, że Alec jest ode mnie wyższy i silniejszy, ale teraz czuję irytację oraz bezsilność.

- Alec, proszę nie. - Jęczę. - Wiesz ile czasu i starania włożyłem w to, żeby wyglądać dzisiaj tak dobrze? - Skromność to moja najsilniejsza cecha. Tak.

Chłopak ignoruje moje protesty i prośby, nieprzerwanie zmierzając w stronę jeziora.

- Gotowy? - pyta, gdy znajdujemy się przy brzegu. Przytulam się do niego z całych sił, nie chcąc zostać wrzuconym do wody. - Spokojnie, tylko żartowałem. Nie zrobiłbym tego, woda musi być lodowata. - Uspokaja mnie, odwracając się plecami od jeziora.

- Dzięki Bogu... - Oddychm z ulgą.

Mimo wcześniejszej deklaracji Aleca, po chwili czuję dochodzące do mnie ze wszystkich stron zimno i wilgoć. Zdaję sobie sprawę, że otacza mnie woda, która nie pozwala zaczerpnąć mi tchu. Bez problemu wynurzam się na powierzchnie, woda sięga mi zaledwie do pasa. Odsuwam dłońmi mokrą grzywkę z oczu, by odzyskać umiejętność wzroku. Moim oczom ukazuje się Alec, który także jest cały mokry, ale w przeciwieństwie do mnie, nie jest zezłoszczony, tylko uśmiecha się szeroko. Na ten widok, złość opuszcza mnie w mgnieniu oka i zaczynam się śmiać.

- Uduszę cię! - krzyczę żartobliwie. - Dlaczego to zrobiłeś?

- Nie chciałem. Pełno tam błota, poślizgnąłem się. - Tłumaczy, podnosząc ręce w obronnym geście.

- I ja mam ci w to uwierzyć? - Zbliżam się powoli do chłopaka, drżąc z zimna.

- To prawda! - Zarzeka się.

- Chodź no tutaj.

Rzucam się na Aleca, sprawiając, że zanurza się od stóp do głów w wodzie. Chłopak szybko się wynurza i łapie mnie w ramiona, zamierzając się zemścić. Resztę wieczora spędzamy, bawiąc się w wodzie. Zachowujemy się jak sześciolatki, chlapiąc się nawzajem, rzucając się na siebie i śmiejąc się do rozpuku.

Będąc w drodze powrotnej, nie potrafimy wydusić słowa z naszych zdartych śmianiem się, gardeł. Wracamy w ciszy ze splecionymi dłońmi, ciesząc się swoim towarzystwem.

Chodzę po tym świecie od ponad czterystu lat, ale nigdy wcześniej nie byłem na takiej randce.

Hejo!
Rzygam tęczą, hehś.
Przepraszam, że rozdział pojawia się z lekkim poślizgiem, ale szkoła daje mi w kość.
Tylko ja mam problemy z Wattpadem i nie chciało mi dodać rozdziału?

Dołączam zdjęcie dwóch miłości mojego życia na poprawę humoru. c:
Także tego... do napisania za tydzień i enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro