Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9.1

Agnieszka obracała w rękach starą kartkę, jakby błagając, żeby jej treść jednak była prawdziwa. Bo przecież kto sporządzałby fałszywy dokument i chował go na wieki przed światem? Tadeusz Trzos by tak zrobił, masz dowód w ręku, podpowiedział jej cichy głos w głowie, ale wcale nie miała zamiaru przyznać mu racji. Uporczywie wpatrywała się więc w akt własności, jakby licząc, że miejscami postrzępiona kartka wyjaśni jej wszystkie wątpliwości. Papier jednak uparcie milczał.

Z rezygnacją wypuściła dokument z ręki, żeby później obserwować, jak powoli opada na podłogę. Nie leżał tam jednak długo. Już po chwili dziewczyna go podniosła. Zdecydowanie kartka nie była niczemu winna niezależnie od prawdziwości jej treści.

Aga po prostu nie miała pojęcia, co ma teraz zrobić i narastała w niej frustracja. Wizyta w zajeździe nie przyniosła oczekiwanych odpowiedzi. Właściciel Bursztynu też raczej nie miał powodu kłamać. Utknęli w martwym punkcie. A raczej dziewczyna utknęła, bo miała poczucie, że została z tym wszystkim sama.

Kiedy pan Krzysztof spotkał ich przedwczoraj na skraju pola namiotowego w lasku, delikatnie mówiąc, nie był zadowolony. Okazało się, że bracia nie dość że nie przyszli mu pomóc w remoncie, choć obiecali, to jeszcze zaciągnęli dziewczynę nie wiadomo gdzie i nie wrócili przed zmrokiem, przez co ojciec Agnieszki zaczął się o nią martwić. A na dokładkę kiedy mężczyzna zawołał Agę po imieniu, to ta bezczelnie uciekła, a potem Piotrek przygwoździł go jeszcze do ziemi. Nic dziwnego że humor panu Krzysztofowi nieszczególnie dopisywał.

Więc cały wczorajszy dzień bracia spędzili malując ściany baru, a dziewczyna czuła się, jakby została z tą całą zagadką sama. Żeby zabić nudę zgłosiła się nawet na ochotnika do pomocy ojcu, co było do niej niepodobne. Piotr Malczewski wychodził jednak z założenia, że woli zrobić coś sam, niż stracić dwa razy tyle czasu na tłumaczenie zadania córce. Był więc w tym względzie całkowitym przeciwieństwem matki Agnieszki, która potrafiła wynajdować dziewczynie różne zajęcia, tylko dlatego, że nie potrafiła znieść, że jej córka siedzi i czyta, kiedy ona musi coś robić.

Chęć pomocy skończyła się więc na tym, że Aga dostała polecenia korzystania z wypoczynku nad jeziorem i nie pałętania się pod nogami, co zaowocowało właśnie siedzeniem i gapieniem się w kartkę, jakby to miało przynieść jakieś odpowiedzi. A że nie przyniosło, to jasnowłosa dziewczyna po chwili trzasnęła drzwiami od blaszaka i stwierdziła, że musi się przejść i odpocząć od ciągle powracających pytań.

Kiedy Agnieszka zeskoczyła z dwóch betonowych stopni prowadzących do wejścia, zmrużyła oczy pod wpływem ostrego światła słonecznego. W blaszaku było zdecydowanie ciemniej, dzięki zasłoniętym oknom.

Zdecydowanym krokiem ruszyła zniszczonym asfaltem, który w swoje władanie przejmowały już małe kępki trawy. Dziewczyna skierowała się w stronę baru, z myślą, że może jednak się na coś przyda. Szczególnie, że ośrodek nadal był w opłakanym stanie, a otwarcie przewidziano już na koniec tygodnia.

Nagle w trawie po prawej stronie mignął jej czarno-biały kształt. Niepewny uśmiech pojawił się na ustach Agnieszki, kiedy rozpoznała kociaka.

– Cześć, młody – odezwała się do zwierzaka i przykucnęła wyciągając w jego kierunku dłoń. – Dawno cię nie widziałam. Gdzie się podziewałeś?

Kotek w odpowiedzi tylko przekręcił łebek i przyglądał się dziewczynie swoimi pięknymi żółto-zielonymi ślepiami, jakby nie wiedział, czy uciec od razu, czy może trochę poczekać.

– Chcesz się pobawić, maluchu? – Aga zadała kolejne pytanie, ale oczywiście nie otrzymała odpowiedzi, więc chwyciła leżącą nieopodal suchą gałązkę i zaczęła nią poruszać przed łapkami zwierzaka.

Osiągnęła tym tylko tyle, że czarno-biała kulka cofnęła się o dwa kroki.

– No nie mów, że nie umiesz się bawić!

Kotek w odpowiedzi niepewnie dotknął łapką już leżącą gałązkę, a kiedy dziewczyna znowu nią poruszyła, to odskoczył na bezpieczną odległość. Aga pokręciła z politowaniem głową, widząc jego reakcję.

– No nie bój się, maluchu... – powiedziała, ponownie wyciągając rękę w stronę czarno-białej kulki.

Tego było już dla kotka za wiele. Odwrócił się, po czym przecisnął się przez płot odgradzający drogę na działki od ośrodka i po chwili zniknął w zaroślach.

– Coś czuję, że się chyba nie polubimy... – Agnieszka westchnęła z rezygnacją i wstała, żeby podjąć przerwaną drogę.

Mijając łazienki mimochodem zarejestrowała, że tylne wejście do baru jest otwarte. Nie zatrzymała się jednak tylko dlatego, że drzwi były otworzone, a zrobiła to, bo do jej uszu dotarł znajomy głos.

– Jak zwykle ci nie pomaga. Zapracujesz się na śmierć, a ona nawet nie zwróci na to uwagi – powiedziała bez wątpienia matka Agnieszki.

– Daj spokój dziewczynie. Ma wakacje, to niech sobie odpoczywa – odparł jej mąż zmęczonym głosem.

Nastolatka jak zahipnotyzowana stała i przysłuchiwała się rozmowie. Jej mózg nie był w stanie zrozumieć, jakim cudem Izabela Malczewska się tu znalazła. Z tego co mówił tata Agi, kobieta miała mieć dużo pracy. Nie planowała więc raczej przyjeżdżać przed momentem, kiedy będzie musiała zabrać córkę do domu, bo minął umówione dwa tygodnie.

– W ogóle to mam wrażenie, że ona się tu tylko męczy i pałęta bez celu po okolicy – dodał po chwili ciszy ojciec Agi.

Matka dziewczyny prychnęła w odpowiedzi, a Agnieszka pomyślała, że to właśnie zachowanie odziedziczyła na sto procent po rodzicielce.

– Nie wiem, co jej tu się nie podoba. Nie dość, że piękne miejsce, świeże powietrze to jeszcze, jak widać, nic nie robi, a i tak narzeka.

W tym momencie Aga ocknęła się i ruszyła pewnie w kierunku tylnego wejścia do baru. Tak jak przypuszczała, znajdowali się tam jej rodzice. Oboje zamilkli, widząc ją w drzwiach.

– Cześć córuś. – Mama dziewczyny nerwowo wsadziła za ucho kosmyk pszenicznych włosów, który wymknął się z, jak zawsze, idealnego koka.

– Cześć – odparła niepewnie dziewczyna. – Co tu robisz?

– Dostałam dzień wolnego, to wpadłam was odwiedzić. Nie cieszysz się?

– Cieszę się... – powiedziała Aga, ale w jej głosie nie było wcale słychać entuzjazmu.

– Rozmawialiśmy właśnie z mamą i tak się zastanawiamy – wtrącił się ojciec Agnieszki – czy nie chciałabyś wrócić do domu już dziś z mamą. Widzę, że trochę się nudzisz...

– Naprawdę mogę? – przerwała mu córka z niedowierzaniem w głosie, a jej brązowe oczy momentalnie zalśniły z radości.

– Myślisz, że gdybyś nie mogła, to bym ci zaproponował? – Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie widząc reakcję Agnieszki.

– To nawet bardzo chcę! – wykrzyknęła dziewczyna.

Gdy tylko to powiedziała, to przed jej oczami pojawił się obraz biało-czarnej kulki, a potem braci i aktu własności. Pokręciła głową, jakby chciała je odgonić. Nie liczyła się teraz żadna zagadka, chłopcy czy kot. Mogła wrócić do domu, a to było w tej chwili dla niej najważniejsze.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro