Rozdział 2
Dom, w którym Zofia Krzymowska spędziła większą połowę swojego życia, był piętrowym budynkiem z chropowatą elewacją, niegdyś najpewniej koloru białego, ale czas zdążył odcisnąć na niej już swoje piętno. Z tego co Aga wiedziała, to został wybudowany, kiedy mama – najstarsza z czwórki rodzeństwa – była malutka.
Dziewczyna niepewnie zbliżyła się do pomalowanej na czerwono furtki. Wbrew temu, co wykrzyczała jakieś pół godziny temu, wcale nie była pewna, czy babcia ją zrozumie. Fakt, że dorośli inaczej pojmowali świat, był właśnie powodem, dla którego niezbyt chciała dorastać. Z perspektywy Zofii wyjazd też mógł być dobrym pomysłem, szczególnie jeśli rozmawiała na ten temat już z mamą Agi i ta zdążyła przeciągnąć ją na swoją stronę.
Cóż, był tylko jeden sposób, by się przekonać. Agnieszka westchnęła cicho i wkroczyła na wyłożoną czerwoną kostką ścieżkę prowadzącą przez podwórko, ale nie było jej dane daleko nią zajść. Jak na komendę z ogrodzonego niskim płotkiem ogródka porośniętego kwiatami i różnymi krzewami, który ciągnął się od ulicy aż po taras domu babci, wyłoniły się dwie postacie i zagrodziły jej drogę.
Dwie młodsze kuzynki Agi, bo to były one, wpatrywały się w nią z wielką powagą. Agnieszka pomyślała, że chyba nigdy chyba nie przestanie się dziwić, jak można wyglądać tak podobnie do siebie, a nie mieć tych samych rodziców.
Mimo, że ośmiolatki miały całkiem inną barwę oczu i włosów, to podobieństwo było uderzające. Czasem dziewczynie wydawało się, że ktoś wydrukował dwie identyczne dziewczynki i po prostu inaczej pokolorował. Jedyną okolicznością, która mogła w pewnym stopniu wytłumaczyć to przedziwne zjawisko, które oglądała właśnie na oczy, był fakt, że wujek Łukasz oraz ciocia Żaneta byli bliźniakami i to ich córki stały przede Agnieszką.
– Po czyjej jesteś stronie? – zapytała dziewczyny brązowowłosa Zuzanna i skierowała czubek drewnianego miecza w jej kierunku.
– Lepiej dla ciebie, jeśli będziesz po naszej – dodała od razu niebieskooka Alicja, krzyżując ramiona na piersi. Zdawało się, że wcale nie przeszkadza jej w tej czynności trzymany w dłoni pistolet na kulki.
– A mogę być neutralna? – zaryzykowała pytanie Agnieszka i pomyślała, że przecież ciężko jest wybrać jakąś stronę, jeśli nawet nie wie się, co ma się do wyboru.
– Nie – odparły chórem kuzynki.
– No, a więc jesteś po stronie dziewczyn, czy to chłopcy wysłali cię na przeszpiegi? – Zuza wpatrywała się w nastolatkę niewzruszenie, brązowymi ślepiami.
– Po niczyjej... – Agnieszka zniżyła głos do szeptu – ...przybywam w tajnej misji do babci.
Dziewczynki spojrzały po sobie. Chyba nie spodziewały się takiej odpowiedzi. Ala bezwiednie zaczęła bawić się końcówką swojego jasnego warkocza, który miała zapleciony w identyczny sposób jak jej kuzynka. Wyraźnie oczekiwała, że to Zuza podejmie decyzję.
– Dobrze, zabierzemy cię do dowódcy. Ona zdecyduje – odparła z ociąganiem Zuzanna i zgrabnie przeskoczyła przez niski płotek do kwiatowego ogródka.
Zamiast pójść w ślady ośmiolatki, Aga stała zaskoczona i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
– Do jakiego dowódcy one chciały mnie prowadzić. I co ważniejsze, co tu się w ogóle wyprawia? – W głowie dziewczyny kotłowały się pytania.
– Rusz się. Szpiedzy mogą być wszędzie – pogoniła ją Ala, trącając pistoletem na kulki w plecy.
Chcąc nie chcąc, Agnieszka niepewnie podniosła wysoko nogę i przegramoliła się na drugą stronę niskiego ogrodzenia. Jasnowłosa dziewczynka po chwili jednym susem zrobiła to samo, uprzednio upewniając się, że nikt nie patrzy. Przeskoczyła go z taką gracją, że nastolatka nie wątpiła już, że uczęszczanie na lekcje baletu, w jej przypadku nie było błędem.
Dziewczynki przeszły dosłownie kilka metrów, gdy Zuzanna dała znak ręką, by się zatrzymać. Gdy Aga spojrzała w dół, już wiedziała, gdzie znajduje się ich centrum dowodzenia.
Do piwnicy u babci prowadziły trzy wejścia: jedne schody z wnętrza budynku, drugie od strony podwórka przy drzwiach do domu, a ostatnie były ukryte między choinkami i grządkami. Kiedy Agnieszka była młodsza, bała się podchodzić do tej nieogrodzonej dziury ze strachu, że po prostu najzwyczajniej do niej wpadnie.
Jej kuzynki najwyraźniej nie podzielały obaw nastolatki i dziura o wymiarach dwa na dwa metry, była dla nich doskonałą bazą. Na jej dno prowadziły drewniane schodki z metalową obramówką, a ściany były obetonowane, więc nie było trzeba przynajmniej się bać, że ziemia postanowi nagle się obsunąć.
– Dowódco, złapałyśmy ją jak węszyła przy furtce – rzekła cicho Zuza do wnętrza otworu i jak na zawołanie z dziury wyłoniła się brązowa czupryna, a potem reszta ciała dziesięciolatki.
– Klara? – wydukała ze zdumieniem Aga, widząc starszą siostrę Zuzanny.
Chuda i wysoka dziewczynka omiotła spojrzeniem ciemnych oczu – ukrytych za szkiełkami okularów – całą sytuację i zignorowała Agnieszkę, odzywając się do jej kuzynek tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Zostawcie nas same. Gdybyście zauważyły jeszcze coś niepokojącego, to informujcie mnie na bieżąco.
Dziewczynki bez słowa ruszyły w stronę furtki. Tylko Ala obróciła się jeszcze, gdy odeszły już kawałek, sprawdzając, czy wszystko na pewno jest w porządku.
– Czy mogłabyś mi powiedzieć, co tu do jasnej cholery się wyprawia? – zapytała Agnieszka trochę głośniej niż planowała, kiedy jej kuzynki zniknęły za choinkami.
– Zejdźmy z widoku, a wszystko ci wytłumaczę – odparła beztrosko chuda dziewczyna i kilkoma susami pokonała pięć stromych stopni. Tym samym znalazła się znowu na dnie dziury.
Nastolatka niepewnie poszła w jej ślady, ostrożnie schodząc po stopniach. Mimo to potknęła się na przedostatnim z nich i wylądowała na dole z rozbitym kolanem oraz obtartą ręką.
Klara zmierzyła ją rozbawionym spojrzeniem i wślizgnęła się we wnękę w betonowej ścianie, gdzie leżał kawałek żółtej pianki z materaca. Rozsiadła się wygodnie i czekała chyba, aż Aga się pozbiera. Nienawistny wzrok Agnieszki sprawił tylko tyle, że uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Nastolatka nie miała ochoty już wstawać, więc tylko niepewnie oparła się o ścianę przy schodach, delikatnie prostując nogę, ale mimo to i tak syknęła cicho z bólu. Z kolana sączyła się strużka krwi. Dłoń wyglądała lepiej. Sterczało z niej tylko kilka skrawków zdartej skóry.
– Macie tu też jakiegoś medyka albo choćby apteczkę? – zapytała dziewczyna z rozdrażnieniem, ale dziesięciolatka powoli pokręciła głową.
– Jak dotąd nie był nikt taki potrzebny. Jesteś pierwszą osobą, która spadła ze schodków.
– A masz choć trochę wody? – spytała więc po chwili z rezygnacją w głosie.
Klara bez słowa rzuciła jej plastikową butelkę. Agnieszka odkręciła zakrętkę i przemyła delikatnie ranę. Syknęła cicho, gdy zimna ciecz zetknęła się z ciałem.
Dopiero po chwili na spokojnie rozejrzała się po dziurze, w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym wytrzeć kolano.
Oprócz kilku suchych liści i szyszek, najpewniej z poprzedniego roku, nic tu jednak nie było. We wnęce co prawda leżały jakieś rzeczy dziewczynek, ale nawet nie chciało jej się wstawać, by je przejrzeć. I tak najpewniej nie mogłaby niczego od tak sobie wziąć. Nie licząc tego, było jeszcze dużo betonu i krata zamknięta na starą kłódkę, która broniła dostępu do drzwi piwnicznych. Cóż, Agnieszce zostało tylko pogodzić się z faktem, że nic nie poradzi na cieknące po nodze stróżki wody zmieszanej z krwią.
– Dobra. Mogę się w końcu dowiedzieć, co tu się wyprawia? – zapytała nastolatka, odkładając butelkę.
– Nic takiego. Dzieciaki już od kilku dni nie chodzą do szkoły, a tym samym młodsze nie chcą do przedszkola. A że ciocia Basia i ciocia Żaneta są w pracy, to wszyscy siedzą u nas. – Po chwili dodała jeszcze, poprawiając okulary na nosie: – No i wymyśliły sobie zabawę w wojnę. To teraz latają i się szpiegują lub tłuką. A co ciebie sprowadza w teren objęty naszym lokalnym konfliktem?
– Ja chcę tylko porozmawiać z babcią – odparła Agnieszka z rezygnacją w głosie. – Dałoby się załatwić?
Klara przygryzła z zamyśleniem wargę.
– Wszystko się da załatwić. Trzeba by było cię jakoś przemycić... – Brązowooka dziewczynka przerwała i wyciągnęła gwizdek spod koszulki, po czym dmuchnęła w niego trzy razy. Urządzenie wydało przenikliwe dźwięki występujące krótko po sobie i momentalnie nad głowami kuzynek zmaterializowały się Alicja oraz Zuzanna.
– Dziewczęta, mamy zadanie – rzekła Klara, gdy obie wpatrywały się w nią oczekująco. – Wyjaśnię wszystko za chwilę – dodała szybko, kiedy jej siostra już otwierała usta, by zadać jakieś pytanie. – Zuza, leć po mapę. Ala, powiedz Elwirze, aby gwizdnęła klucz. – Dziewczynki miały zamiar momentalnie zerwać się, by wypełnić polecenia, ale Klara zatrzymała jeszcze blondynkę na sekundę. – Niech załatwi jeszcze jakieś bandaże, gaziki lub coś w tym stylu.
– Po co ci?
– Mi? Mi po nic. Za to Adze się przydadzą – mówiąc to, spojrzała znacząco na Agnieszkę, a Ala podążyła za jej wzrokiem. Otworzyła usta szeroko ze zdziwienia i skinęła niepewnie głową. Po chwili już jej nie było. – Widzisz? Wszystko się da załatwić – zwróciła się do nastolatki z uśmiechem.
– Na razie to tylko wysłałaś dwie ośmiolatki w dziwnych misjach. Nie zbliżyłam się ani o krok do babci – odburknęła cicho i zmieniła pozycję na bardziej wygodną, bo ręka już zaczynała jej drętwieć.
– Zawsze jesteś taka ponura?
– Tylko gdy spadam ze schodów – odparła Aga ze śmiertelnie poważną miną, a Klara prychnęła śmiechem.
Nastolatka posłała jej pełne wyższości spojrzenie, ale dziewczynka i tak nie przestała chichotać. Agnieszce nie dane było jednak długo zabijać wzrokiem swojej kuzynki, bo po chwili, niemal jednocześnie, w zasięgu wzroku pojawiły się dwie ośmiolatki. Patrzyła więc tylko z zazdrością, jak bez problemu pokonują strome schodki i zdyszane stają na dole.
Zuza wyciągnęła w stronę starszej siostry zwiniętą w rulonik kartkę papieru związaną czerwoną wstążeczką. Klara delikatnie wyjęła ją z dłoni dziewczynki i z namaszczeniem rozwiązała kokardkę.
Aga przyglądała się im spod zmrużonych powiek, zachodząc w głowę, po co im ten cały rytuał. Z tego co widziała, to był zwykły świstek papieru, a mimo to mała okularnica delikatnie rozłożyła go na betonie. Nastolatka przesunęła się bliżej z ciekawości, by przyjrzeć się mapie.
Był to po prostu plan podwórka z zaznaczonymi najważniejszymi budynkami, wejściami i schodami. Wydawał się być narysowany z wielką starannością, ale to nadal nie tłumaczyło to jego cenności. Przecież Klara i Zuzanna razem z młodszymi braćmi mieszkały tu od urodzenia, więc znały każdy zakamarek. Alicja z siostrą też bywały u babci bardzo często, więc Agnieszka nie sądziła, by mogły się zgubić na podwórku i to do tego stopnia, żeby potrzebować mapy. Nawet ona nie byłaby do tego zdolna, a odwiedzała dom rodzinny swojej mamy dużo rzadziej.
– Więc tu jesteśmy? – zapytała, wskazując palcem kwadracik podpisany Baza.
– Nie dotykaj! Pognieciesz ją! – zaprotestowała Zuza i odsunęła kartkę na bezpieczną odległość od dłoni nastolatki.
– Nie przesadzaj. To tylko zwykły plan podwórka.
– Może dla ciebie jest zwykły. My mierzyłyśmy krokami trzy dni wszystko, by wyszło dobrze – odparła Alicja, krzyżując ramiona na piersi i nieprzychylnie przyglądając się Agnieszce błękitnymi oczami.
Cóż, to stwierdzenie tylko zdołało podważyć w głowie piętnastolatki dokładność planu, ale nie wypowiedziała swoich wątpliwości na głos. Jeszcze by zmieniły zdanie i postanowiły ją tu trzymać w nieskończoność, zamiast pomóc w dostaniu się do babci.
Z drugiej jednak strony Agnieszka mogła przecież po prostu wyjść z dziury i normalnie dostać się do środka. Nie była jednak pewna, czy dziewczynki nie postanowiłyby jej w tym przeszkodzić, a niezbyt jej się uśmiechało oberwać drewnianym mieczem lub plastikową kulką z pistoletu i to z bliskiej odległości. A nawet zakładając, że one nie sprawiłyby problemu, to równie dobrze mogła od razu wpaść w ręce chłopców, a na tłumaczenie od nowa, że ja chcę tylko porozmawiać z babcią, nie miała ochoty.
– Jesteśmy tutaj – rzekła po chwili Klara, wskazując palcem kwadracik z napisem Baza i posyłając Agnieszce przy tym znaczące spojrzenie. – Musimy przemycić Agę do babci. Do środka prowadzą cztery wejścia: dwa przez piwnice i dwa normalne.
– Normalne, czyli przez drzwi, a nie oknem? – upewniła się z uśmiechem nastolatka, ale wszystkie trzy posłały jej karcące spojrzenia.
– Chłopcy mają bazę w garażu – Klara zignorowała uwagę Agi i wskazała budynek w lewym górnym rogu mapy – więc główne wejście do piwnicy i domu odpada, bo jest pod ich obserwacją.
– Drzwiami tarasowymi też nie wejdziemy – wtrąciła się jej młodsza siostra, pocierając z zadumą brodę. – Są otwierane od środka.
– Czyli zostaje nam dostać się piwnicą. Gdzie jest to drugie wejście? – Nastolatka zadała pytanie i pochyliła się nad mapą. Przez dłuższą chwilę bezskutecznie poszukiwała go wzrokiem. Gdy podniosła wzrok, zauważyła wpatrzone w nią trzy ponure twarze.
– Siedzisz w nim – oświeciła Agnieszkę w końcu Klara, a ona potrzebowałam chwili, by jej mózg zdołał przetworzyć tą informację.
Później niepewnie rozejrzała się po betonowej dziurze i jej wzrok spoczął na drzwiach, które znajdowały się za starą kratą zamkniętą na dużą, zardzewiałą kłódkę.
– Ahaaa... To jakie mamy inne możliwości? – zapytała nastolatka niepewnie, podświadomie czując, że nie spodoba jej się odpowiedź.
– Nie mamy – odparła Klara poważnym tonem. – Chyba, że posiadasz skrzydła i wejdziesz włazem w dachu.
– Więc chcesz mnie przemycić do środka, nie mając nawet pojęcia, w jaki sposób się tam dostać? – upewniła się Aga.
– Tego nie powiedziałam – odparła urażonym tonem i zaczęła zwijać plan podwórka w rulonik. – Wejdziemy tędy.
– Przenikniemy przez kratę i drzwi? – zapytała dziewczyna z wyraźnie słyszalnym sceptycyzmem w głosie.
– Moja siostra załatwi klucz – odrzekła Alicja z przekonaniem.
– Czekaj... Czy ja dobrze rozumiem? Ona wejdzie do domu, zabierze bandaże oraz klucz i wróci od tak sobie tutaj? Nie możemy zrobić przypadkiem tak samo?
– Nie, my tak nie możemy. Elwira jest zwinna i szybka oraz w przeciwieństwie do niektórych nie spada ze schodów. – Okularnica obdarzyła Agnieszkę kolejnym znaczącym spojrzeniem. – Ale nawet ona nie przeszłaby tamtędy niezauważenie.
Nastolatka już otwierała usta, by zapytać, jakim cudem więc mała zdobędzie metalowy przedmiot otwierający zamki, ale Zuzanna ją wyprzedziła.
– Klucz jest po prostu w szklarni. Zakradnie się ogrodem.
Dziewczynka mówiła bardzo powoli, dokładnie akcentując każde słowo. Jakby Aga była bardzo małym dzieckiem albo co najmniej trochę niedorozwinięta.
Nastolatka nic jednak nie mogła poradzić na fakt, że przecież tu nie mieszka, a tym samym nie wie, gdzie znajdują się tajne kryjówki na klucze od piwnicy. Była nawet prawie pewna, że miałaby problem ze wskazaniem szafki, w której leżałyby talerze w babcinej kuchni.
Więc jeśli nie wiedziała takich rzeczy, to skąd mogłaby posiadać wiedzę przeznaczoną tylko kilku dorosłym osobom? Cóż, jak widać powinna ją mieć. A takie przynajmniej było zdanie ośmiolatki.
– Bandaże też trzymacie w szklarni? – zapytała nagle Aga, gdy cisza zaczęła się przedłużać.
– Co? – Na twarzy Klary malowało się szczere zdziwienie. – Nie – zaprzeczyła, kręcąc powoli głową. – Dlaczego niby miałybyśmy je tam trzymać?
– A dlaczego nie? Skoro nie może wejść do domu niezauważona, a ma przynieść opatrunki, to logiczny jest wniosek, że one też są poza domem.
– Ale one są w domu! – wykrzyknęła z nagłą irytacją okularnica.
– To jak ma je zdobyć? – zapytała Agnieszka, pozwalając sobie na kpiący półuśmiech.
– Nie twoja sprawa!
– Cóż... Jakby nie patrzeć, to jednak moja noga ucierpiała, więc i sprawa jest również moja – odparła nastolatka, krzyżując ramiona na piersi.
Ten właśnie moment Elwira Harst wybrała sobie, by stanąć na szczycie schodków.
I dobrze się stało, bo Agnieszka osiągnęłaby tylko tyle, że wykazałaby oczywiste niedopatrzenie Klary, ale również wyprowadziłaby ją z równowagi, a jakby nie patrzeć, to przychylność małej bandy z dowódcą na czele była jej potrzebna.
Wszystkie kuzynki skupiły więc wzrok na małej dziewczynce o krótko obciętych, jasnych włosach. Choć Aga wiedziała, że młodsza siostra Alicji ma sześć lat, to była tak drobna, że gdyby spotkała ją na ulicy, to dałaby jej maksymalnie cztery.
Elwira w tym czasie zbiegła po drewnianych stopniach i zawahała się dopiero na ostatnim z nich, kiedy spostrzegła obecność nastolatki.
– Cześć... – wyjąkała cicho i ukryła się natychmiast za plecami starszej siostry.
– Masz wszystko? – zapytała z dziwną rezygnacją w głosie Klara. Może nie tylko Agnieszka miała już powoli dość.
Jasnowłosa istotka wychyliła się niepewnie zza Alicji i pokręciła głową.
– Nie masz klucza? – Zuza spytała z wyraźnym niepokojem.
Elwira odpowiedziała coś cicho pod nosem. Chyba nie tylko nastolatka nie usłyszała, co to takiego, bo Klara skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała brązowymi oczami w kierunku dziewczynki.
– Opanuj się. Znasz Agę. Nie rób tu scen nieśmiałości.
– Mam klucz – odparła nadal cicho, nie podnosząc wzroku. – Nie mam bandaży. Nie udało mi się dostać do domu.
– A więc miałam rację! Opatrunki nie są trzymane w szklarni – pomyślała Agnieszka i posłała okularnicy triumfalne spojrzenie, ale dziesięciolatka i tak ją zignorowała, po czym zwróciła się do kuzynki z wyraźną irytacją.
– Daj ten klucz.
Elwira wyjęła metalowy przedmiot z kieszeni z wyraźnym ociąganiem, po czym podała go swojej dowódczyni i szybko skryła się za siostrą. Alicja nawet nie protestowała. Chyba była przyzwyczajona do roli żywej tarczy, która chroniła młodszą dziewczynkę przed światem.
Klara westchnęła głośno i zaczęła się mocować z zardzewiałą kłódką. Agnieszce wydawało mi się, że wygrywała zdecydowanie ta druga. Upewniwszy się, że to jeszcze trochę potrwa, usiadła na betonie i wyprostowała nogę, która ucierpiała podczas jej brawurowego upadku ze schodów.
Zuza i Alicja w tym czasie zajęły się przeglądem sprzętu, składającego się z drewnianych mieczy i dwóch pistoletów na kulki.
Najmłodsza dziewczynka pozbawiona swojej tarczy skryła się w kącie dziury i wpatrywała w Agę błękitnymi ślepiami. Nagle, nie wiadomo czemu, zerwała się na nogi i ruszyła w jej stronę z zawziętą miną, gniotąc coś w dłoniach.
– Bardzo boli...?
– Tylko trochę – odparła, siląc się na blady uśmiech, który blondynka niepewnie odwzajemniła.
– Bo ja... znalazłam chusteczki...
Dziewczynka niepewnie wyciągnęła w stronę nastolatki zmiętoloną paczkę chusteczek. Gdy tylko Agnieszka wyjęła je z jej dłoni, to Elwira czmychnęła na w przeciwny koniec betonowej dziury.
Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową i odprowadziła ją wzrokiem. Potem podniosła porzuconą wcześniej butelkę z wodą, która za chwilę polała kolano, by choć zmyć darowaną chusteczką krew z nogi. Rana na szczęście już się zasklepiła, ale to wcale nie zmieniało faktu, że bolało jak wszyscy diabli, gdy Aga starała się delikatnie wytrzeć jej okolice skrawkiem cieniutkiego papieru.
Akurat, kiedy się z tym uporała, Klarze udało się jakimś cudem otworzyć kłódkę.
– Zuza, bierz latarkę. Ala, pilnuj tyłów, a Elwira zostań tu i miej oko na wejście – wydała polecenia i chwyciła w rękę drewniany miecz. Drobnej blondynce wręczyła pistolet na kulki, a ośmiolatek nie musiała zachęcać do brania broni, bo już trzymały ją w dłoniach. – Aga, przemycimy cię, ale musisz dostosować się do poleceń, dobrze?
W odpowiedzi dziewczyna niechętnie skinęła głową, a okularnicy to wystarczyło, bo już odchylała kratę i kładła rękę na klamce. Stare drzwi otworzyły się z jękiem, który zdaniem nastolatki mógł obudzić umarłego, ale dziewczynki zdawały się wcale tym nie przejmować. Brązowowłose siostry ruszyły pewnie w odmęty piwnicy z latarkami w dłoni, a Aga chcąc nie chcąc podążyła ich śladem.
Z wyjątkiem smugi światła od strony drzwi i dwóch snopów rzucanych przez latarki, korytarz piwniczny pozostawał spowity mrokiem. Agnieszce zdarzało się już kiedyś tu bywać, ale zawsze przy zapalonym świetle. Po ciemku piwnica sprawiała dużo mniej przyjazne wrażenie, a z pomieszczeń robiących za spiżarnie, palarnię lub skład węgla, biła czerń.
Mimowolnie się wzdrygnęła, gdy Ala położyła jej rękę na ramieniu i gestem pokazała, by przyśpieszyła. Nastolatka spełniła od razu jej prośbę, bo nie miała zamiaru pozostawać tu dłużej, niż to konieczne.
Już po kilku krokach dziewczynki dotarły do schodów, prowadzących do wnętrza domu. Agnieszka wiedziała, że jeśli poszłyby dalej prosto, to trafiłyby na podobne stopnie, które tym razem oznaczałyby wyjście na podwórko, ale z drugiej strony niż przybywały. Ciekawił ją trochę, czy ktoś z przeciwnej drużyny pilnował tamtych drzwi i czy w ogóle przyszło im do głowy, że dziewczyny mogłyby ich zaatakować z tego miejsca.
W czasie jej rozważania siostry Krzymowskie nie traciły czasu i zaczęły się wspinać po schodach. U ich stopni Agnieszka została już tylko z Alicją, która znowu dawała jej znaki, by się pospieszyła.
Nastolatka niepewnie więc zaczęła wchodzić na górę, pamiętając, co jej zrobiły ostatnie schody i pilnując się, by nie popełnić kolejnego błędu, a co za tym idzie, nie wylądować z głośnym hukiem na dole.
– Zuza, Ala sprawdźcie, czy teren jest czysty – Klara wydała szeptem polecenie kuzynkom Agnieszki, kiedy już wszystkie cztery stały przed drzwiami u szczytu schodów.
Dziewczynki delikatnie uchyliły przeszkodę dzielącą je od wnętrza domu i wślizgnęły się do środka z bronią w ręku.
– Czysto! – Pozostałe w środku kuzynki usłyszały po chwili przytłumiony głos Zuzy i Klara otworzyła drzwi.
Oczom Agnieszki ukazał się korytarz babcinego domu. A więc się udało...
– Dziewczyny, zbieramy się. – Okularnica wydała komendę, a kuzynki Agi momentalnie znalazły się przy schodach do piwnicy. – Od teraz radzisz sobie sama – zwróciła się do nastolatki. – Dobra rada, postaraj nie dać się im złapać.
Zanim Agnieszka zdążyła coś odpowiedzieć, to dziewczyn już nie było. Westchnęła cicho i odwróciła się z powrotem w stronę korytarza. Może w końcu istniała realna nadzieja na porozmawianie z babcią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro