Foxy...błagam -,-
Ar: OOOO! JA PLOSEM! *^*
S_t: No
Ar: Fuck Yeah! O MORDOWANIU! :D
All: *przestraszony wzrok na Arix*
T:łojapitolonemielonenaopiat...*wali Arix diamentem w łep,ta zaś oddaje jej z tasaka w łep*
e:;______;
Ar:FUCK YEAH ZABIŁAM TWYLE!
e:NIEEEEE! *^*
Ar: W końcu się zamknęła :3
S_t: Arix!
Ar: :D
S_t: Nie spotykasz się z Boniaczem...
Ar: NIE!
S_t: *dzwoni do Boniacza*
Ar: *magicznm sposobem ożywia Twyle*
T:Arix za kare masz iśc na randke z bonnie,m!
Ar:A co ty jesteś,Matka moja?!
T:*Morderczy Wzrok*
Ar:Ehhgh...no dobra
*lejter*
F:...hehe...
F:*Dosypuje coś białego do żarcia Bonniego i Arix*
T:C-Co ty robisz!?
F:Nic...tylko doprawiam...
T:jprd znowu to gufno...DAWAJ MI TE TABLETKI GFAUTU!
F:NIE!
*le Twyla i Foxy poszli się gonić*
*lejter agin*
B,Ar: *Przyszli na miejsce zdarzenia*
B: *wpierdziela żarło*
Ar: *przypatruje się jedzeniowi* Tam coś... *orientuję się że Bonnie zeżarł cały talerz* Qurfa!
B: *wygląda jak naćpany* Lubię marchewkę... BUMPER CAR! *biega po pokoju jak walnięty i po 5 minutach mdleje*
Ar: *paczy na monitoring* Foxy ty szmato... *zanosi Boniacza na kanapę i szuka Lisiastego*
F:Hehe...
Ar:FOXY TY SZMATO I PAPIERZE DO DUPY!
F:No co?
Ar:CO!? ZGFICIĆ CŁOPAKA MI CHCIAŁEŚ!
F:NIE!
Ar:To co chciałeś?
F:No...żeby...wy...mhm...no...
Ar:...JESTEŚ POJE# #NY!!!
F:;_;...
Ar: MASZ ARIXSEŁOWY WP****OL!
F: QURFA UCIEKANIE PRZED TOBĄ TO ZAWÓD TOY GRUBEGO!
TFr: *krzyczy z pokoju* MAM URLOP!
F: POMOCY! *^*
Ar: *z dupy ma w ręce swą katane*
F: QURFA *^*
S_t: *widzi Lisiastego* Hej
F: POMÓŻ *^* *chowa się za mła*
S_t: ARIX MÓWIE CI STOP!
Ar: *stoi*
S_t: Czemu gonisz Lisiastego?
Ar: Dosypał mi i Bonnie'mu tabletki gfałtu i chciał żebym się z Bonnie'm ten tego ;_;
F: No co?
S_t: *strzela z liścia Lisiastemu* SPRINGY!
ST: Co?
S_t: Masz *popycha Lisiastego* Zabawka
ST: *.*
S_t: Wyrzyj się bo w piątek ni możesz
ST: *skacze po Lisiastym, policzkuje go, rzuca nim o ścianę itp.*
*9696960937 horus lejter*
F:HEELLPP
All:NOOOU!!!
F:ŁAAAAAJ!!!!
Ar:Bo nie ma jaaaaj!
F:help!
ST:ZAMKNIJ MORDE!!!
*To że wszyscy byli na dworze to zaczoł deszcz spermy padać...znowu*
F: PUŚĆ MNIE *^*
ST: Ehh... No dobra *ciągnie Lisiastego za nogę*
F: Emm... gdzie mnie ciągniesz?
ST: *wchodzi z Lisiastym na dach*
F: Po co my...
ST: DYS...
F: ;-;
ST: YS...
F: Chyba wiem co ;-;
ST: SPARTA! *kopię Lisiastego a on spada i spada*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro