Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 - Intrygi i spiski (cz. 3)

- I tak boję się, że to na nic – westchnęła Keri.

Uruchomiłyśmy dwa z jej wisiorków, chcąc wykorzystać jej wcześniejszy czar przeciwpodsłuchowy. Nasza najstarsza współlokatorka dorzuciła jeszcze kilka zaklęć i musiałyśmy liczyć, że to wystarczy.

- Ja mam coś bardzo ważnego do powiedzenia – oświadczyła Meri.

- Ja też coś odkryłam, mam też pewien pomysł – powiedziałam.

- Najpierw Noelle, czego się u Mony dopatrzyłaś? – spytała Keri.

- Kompletnego galimatiasu – westchnęła. – Umiem już całkiem nieźle odczytywać, jak to, co ktoś mówi ma się do prawdy, ale tu jej skrzydła po prostu szalały... Nie jestem w stu procentach pewna, ale zrozumiałam, że udawana walka obojga Władców to metoda, jaką oni od dawna stosują, by trzymać Akademię w szachu. Po pierwsze, walki frakcji, jedni są po stronie MS, drudzy GS i dzięki temu tych, którzy sprzeciwiają się obojgu, jest naprawdę niewiele. Po drugie, wszelkie bunty. Z tego, co widziałam, nie jesteśmy pierwsi wciągani w taką pułapkę, Mona wydawała się wręcz specjalistką w omamianiu. Dostrzegałam, że to co mówi, mówi nie pierwszy raz. Najwyraźniej to jej stała rola, zresztą przyznacie, była niemal tak przekonująca, jak Erinne.

- Racja – przyznała Keri. – Gdyby nie ty, to chyba bym uwierzyła, że serio chcą nas się tylko pozbyć, a nie złapać.

- Moel – przypomniałam sobie. – Czy przypadkiem i ona nie mogła paść ofiarą Mony?

- Prawdopodobne – oceniła Noelle.

- Mnie ciekawi, czy podobnej roli nie ma przejąć kiedyś Erinne – powiedziała Keri. – Choć nie wiem, co mogłoby z tego wynikać.

- Że jest dla Władców tym bardziej cenna – stwierdziłam.

- Teraz ja! – zaczęła się domagać Meri.

- Mów – odparłam, ciekawa, co też ma do powiedzenia.

Meri wyciągnęła mapę od Pajęczarki.

- Przeglądałam ją dzisiaj, próbując znaleźć jakieś miejsce pasujące do kolejnej wskazówki – powiedziała. – Na początku szukałam przy jeziorze i tej rzeczce w lesie, ale potem pomyślałam, że granatowa toń wcale nie musi znajdować się na dworze, i pokombinowałam bardziej z innymi częściami tego wierszyka.

- I co? – ponagliła ją Noelle.

- Spójrzcie tutaj – pokazała palcem jedną z wież.

Nazwa komnaty na szczycie głosiła „oranżeria-rozarium".

- Jest kwiecie, jest woda, jest niebo – nie sądzicie, że wszystko pasuje? – spytała Meri.

- Ta-ak – powiedziałam powoli. – Ja sądzę, że wszystko doskonale pasuje.

- Jesteś genialna – Keri czule przytuliła bohaterkę chwili.

- Wiemy, gdzie szukać. Zdobędziemy Pierwowzór i uciekniemy stąd – powiedziała Noelle.

- Jak? – spytała Keri. – Nawet z tym sztyletem odzyskanie yangiena nie będzie łatwe. A bez niego, nie oszukujmy się, nasze możliwości są nikłe.

- I co do tego mam plan – powiedziałam. – A raczej, dwa plany, które najchętniej zrealizowałabym naraz, choć byłoby to dwuktotnie ryzykowne.

- Zaciekawiłaś mnie – stwierdziła Noelle. – Opowiadaj.

Już miałam otworzyć usta, gdy nagle okno naszego pokoju otworzyło się i do środka wpadła, na pierwszy rzut oka, brązowa, bardzo szybko poruszająca się plama. Meri pisnęła cicho, ja poderwałam się, zrzucając na podłogę kilka książek z stosu na stoliku nocnym. Plama zatrzymała się po sekundzie, przybierając formę Fidena.

- Cześć! – rzucił wesoło, jakby efektownie wszedł na przyjęcie, a nie tajną naradę.

- Co ty tu robisz?! – spytałam gwałtownie. – I następnym razem nie wpadaj tak nagle, to pokój płci przeciwnej! – dodałam, podnosząc książki z podłogi.

- Na pewno nikt cię nie śledził? – Keri niespokojnie podeszła do okna.

- Nie, nikt – spoważniał nieco Fiden. – Możecie tu rozmawiać bezpiecznie?

- Jeśli ktoś tu zaraz nie wpadnie, by zobaczyć, z kim rozmawiamy, to jest nadzieja – odparłam. Podobnie jak cała nasza grupa, miałam już dość tego napięcia. Łapałam się na myślach, że już pewność, że będzie źle mogłaby być lepsza.

- Mam ważną wiadomość. Wiecie już o buncie Muallifi? – spytał chłopak, siadając obok mnie na łóżku.

- Wiemy – powiedziała Noelle.

- Ale najpierw powiedz, co z ucieczką Cisowych i reszty? – przerwałam.

- Noktrini próbowali oszukiwać, ale już poza swoim terenem, w innej Zakładce. Przez warunki umowy była to jednak przypadkowa kraina, w pobliżu systemu Akademii, gdzie mają już tylko nikłe wpływy, i jej mieskańcu wtrącili się do walki. Przez jakiś czas mieliśmy kontakt z tą grupą, tak z pół dnia. W tym czasie zaczęli rozpraszać się, przenosząc się do kolejnych światów i Zakładek. Tam, gdzie byli przedstawiciele jednego gatunku potrafiącego porozumiewać się miedzy światami, widzieliśmy, że wszystko dobrze poszło. Niestety, wzmocniono teraz granice tak, że te nawet ten gatunek jest bezsilny. Bramy i szczeliny wymagają teraz ogromnych sił do wykorzystania, a tylko punkt mocy mógłby przenieść trochę dalej.

- Czyli jest wiadomość dobra i wiadomość zła – podsumowała Keri.

- Dokładnie.

- Wracając do Muallifi. Uwolniliście ich – stwierdziłam. – Ale sądząc po tym, że potem wynosili klatki poza Zakładkę, niezbyt się to udało.

- To właściwie była dywersja. Osoby, które obecnie dowodzą całym naszym buntem chciały odwrócić uwagę od przygotowań do właściwego ataku. A przy okazji część Muallifi udało się uwolnić.

- Kiedy będzie ten atak? – ścisnęłam kciuki, modląc się, by było to przed nocą z jutra na pojutrze.

- Jutro, o czternastej się zacznie – odpowiedział Fiden.

- Uff – wyrwało się Noelle.

- Szybko – stwierdziłam.

- Niespecjalnie mamy czas – wzruszył ramionami chłopak. – Zamierzacie wtedy uciec, prawda?

- Tak, ale najpierw przejąć Pierwowzór – powiedziała Keri.

- Wiecie, gdzie jest yangien? – zaciekawił się Fiden.

- Niestety nie – westchnęłam. – Ale mam kilka pomysłów, właściwie różne wersje jednego planu...

- Właśnie, na pewno Ekir nie mógłby się tego dowiedzieć? – przerwała mi Meri.

- Nie sądzę, pewnie tylko parę osób wie – oceniłam.

- W każdym razie, co zamierzacie zrobić najpierw? – spytał Fiden.

- Odwiedzić jedną z wież, tutaj – Keri pokazała mu rozarium na mapie. – Jeśli Meri dobrze zinterpretowała wskazówkę, tam jest Pierwowzór.

- Dobrze, spotkajmy się tam – powiedział chłopak. – Idę z wami – dodał z uśmiechem. – Może nawet poza Zakładkę. Szczerze mówiąc, większość prześladowanych istot chciałaby mieć przedstawiciela w tej waszej grupie. Liczymy na was.

- Obyście się nie zawiedli – mruknęłam. Odpowiedzialność. Jej też miałam dość.

- Oby. Ja już muszę iść. Do...

- Czekaj – przerwałam mu. – Kto tam u was obecnie dowodzi?

- Spora grupa. Jest paru Cisowych, kilkoro z mojego gatunku, sporo takich, których na pewno nie znacie, także chwilę przed tym, jak tu przyszedłem, pojawiła się jedna Welleinka i wspomniała, że was zna.

- Ilay! – ucieszyła się Noelle.

- Poprosiła, bym wam przekazał, że najlepiej będzie spróbować u obu, choć z jedną na pewno się nie uda. Nie, żebym wiedział, o co jej chodzi.

- Ja zupełnie nie rozumiem – pokręciła głową Keri.

- Ja rozumiem. To właśnie ten mój plan... Ilay wybawiła mnie z nie lada dylematu – stwierdziłam. – Jeszcze jedno. Nie słyszałeś może o pewnej Pajęczarce, która nas zna?

Wszystkie dziewczyny spojrzały na chłopaka uważniej.

- Znam jedną, która na pewno nie miała z wami do czynienia. Inna uciekała, ale też chyba was nie znała. I wiem o jeszcze jednej, złapanej, ale nie mam pojęcia, czy to ta wasza.

- Rozumiem – kiwnęłam głową. Zawiodłam się, liczyłam na jakieś wieści.

- Dobrze, Elise, jak teraz nie wyjaśnisz, co tam kombinowałaś, to... - dla odmiany to Keri, nie Noelle, spojrzała na mnie srogo.

- Niestety, raczej nie poznam tego wspaniałego planu. Muszę już iść, nie mam zbyt wiele czasu. Do zobaczenia – Fiden podszedł do okna, otworzył je i zniknął wśród ciemnej nocy. Zamknęłam za nim okiennicę.

- Mów! – ponagliła mnie Meri.

- Dowiedziałam się, na czym polega pieczęć posłuszeństwa. Można ten czar złamać Pierwowzorem, więc moglibyśmy wyratować Stillę. Jej list świadczył o tym, że raczej nie popiera już zbytnio Noktrinów, nic dziwnego, skoro skończyła przez nich tak, jak skończyła. A gdyby to nie wystarczyło, wpadłam na pomysł umowy – ona pomoże nam się dostać do yangiena, a my wyratujemy Moel, w końcu jej dawną przyjaciółkę, a także ją samą, jeśli zechce z nami iść. A potem pomyślałam, że ta umowa dotycząca Moel mogłaby być zawarta również z Erinne, jej siostrą.

- Brzmi to całkiem nieźle – stwierdziła Keri.

- A to o naszych zdolnościach? – spytała Noelle.

- Mogłybyśmy je wykorzystać, rozmawiając z nimi. Ty możesz odczytywać znaki duszy, a ja, gdybym zaglądała do twojego umysłu, też mogłabym z tego korzystać.

- Musiałabyś się sporo w jedną noc nauczyć.

- Tak, mówiąc o mnie, myślałam jednak raczej o yangienie – wolałam się nie przyznać, że w tamtym momencie zapomniałam o tym, że przy czytaniu z umysłów omdlewam.

- Reszta planu brzmi świetnie. Choć mi do niego o wiele bardziej pasuje Stilla. Erinne nie ufam – wtrąciła. – Co widzę po skrzydłach, to widzę. Wierzy w Akademię.

- A ja naprawdę już nie wiem – odparłam. – Zamierzam jednak zaufać Ilay.

- Wiadomość Erinne miałby przekazać Ekir? – dopytała się Meri.

- Dokładnie – przytaknęłam.

- A Stillę chyba zaatakujemy w łóżku... Lub w biały dzień, zależy, jak szybko pójdzie.

- Im szybciej, tym lepiej – zauważyła Keri.

Dopracowałyśmy plan, nawet nie przeczuwając, jak bardzo okaże się nieprzydatny.

***

 Przed śniadaniem w naszym pokoju panował jeszcze większy rozgardiasz niż zwykle. Noelle przewróciła do góry nogami zawartość paru szuflad, szukając dwóch pasujących do siebie skarpetek, Keri okupowała łazienkę, kłócą się przez drzwi z Meri, a ja, zaspana po niespokojnej nocy, nie dawałam się wyciągnąć z łóżka. Ani na poszukiwanie części garderoby, ani by mediować w sprawie łazienki. Nadal zastanawiała mnie wiadomość od Ilay. Wysłucha nas jedna... Która? Erinne czy Stilla? Znów wszystko sprowadza się do tego pytania. W nocy napisałyśmy krótką, enigmatyczną wiadomość dla Erinne, co do Lainty, nie miałyśmy czego przygotować.

Nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Rozpoznałam, że to Deir, chłopak miał charakterystyczny sposób uderza nią w drzwi, dwa razy, krótka przerwa, cztery razy i od nowa. Wstałam, podczas gdy Noelle już otwierała drzwi.

- Co się stało? - spytała jednocześnie tak łagodnie i nerwowo, że podwójnie zaciekawiona spojrzałam w ich stronę.

Deir wyglądał jak półtora nieszczęścia. Oczy podkrążone, chyba całą noc nie spał, i zaczerwienione - płakał...? Miałam wrażenie, że ledwie się trzyma na nogach, a na jego twarzy widziałam strach i rozpacz.

- To... Ja... Muszę wam... Coś... - wyjąkał, coraz bardziej urywanym głosem. W życiu nie widziałam go w choć w ćwierci w tak kiepskim stanie.

Meri spoglądała na niego wielkimi oczyma.

- Spokojnie - Noelle pociągnęła go w stronę najbliższego łóżka. - Siadaj, weź głęboki wdech i powiedz, co się stało.

Dwa pierwsze polecenia wykonał potulnie, ale zamiast się trochę uspokoić, zaczął płakać.

- Och - wyrwało się Noelle.

Usiadłam obok nich. Meri i Keri, która wyszła właśnie z łazienki, zajęły miejsce naprzeciwko.

- Prze... Przepraszam... Wybaczcie... - wykrztusił chłopak cichym głosem.

- Za co? - spytała Keri.

- Zła... Mają... - wymamrotał i rozszlochał się zupełnie.

- Będzie dobrze. Cokolwiek się stało, jesteśmy z tobą - powiedziała Noelle, ale jej głos nie brzmiał zbyt pewnie.

- Dokładnie - poparłam ją.

Deir troszeczkę się uspokoił, o ile można tak nazwać przejście ze stanu zupełnego roztrzęsienia do ogromnego.

- Valentine - wymówił to imię z takim trudem, jakby bolesna była każda głoska. Pojęłam.

- Porwali ją?! - krzyknęłam.

- Ćśśś! - fuknęła na mnie Keri. Racja, ktoś tu mógł przyjść za Deirem i podsłuchiwać, teraz nie zabezpieczały nas czary, poza marnymi resztkami wczorajszych. - Tak... Widziałem się z nią... Nie wiem, czy oni jej coś zrobili, czy przez te lata... Jest w okropnym stanie. Na wpół szalona - zdołał opowiedzieć Deir. Nie próbowałam sobie nawet wyobrazić, co czuje. Wiedziałam, że z Valentine łączyła go naprawdę wyjątkowa więź.

- Nie mogę uwierzyć, choć to tak bardzo w ich stylu - odezwała się po przerywanej jedynie pociąganiem nosem przez Deira chwili milczenia Noelle.

- Kiedy to się stało? - Keri zadała to pytanie niepokojąco, przynajmniej dla mnie, rzeczowym tonem. Noelle spojrzała na nią, a coś w jej spojrzeniu mówiło mi, że znaki duszy nie wróżyły dobrze.

- W dzień po tym, gdy Elise trafiła do Cisowych - powiedział Deir, tym razem nienaturalnie spokojnie. - Załatwili czarodziejski wykrywacz kłamstw, chyba ten sam, który wcześniej miała Stilla. Wiedzą wszystko, co ja wiedziałem do tamtego momentu. Spotkanie z Ilay, wasz sposób kontaktowania się, po prostu wszystko. Twój dar, Noelle...

Teraz dopiero do nas dotarło, co się stało. Ale jakim cudem on tu teraz siedzi, zdając nam relację z tej... Zdrady? Nie umiałam tak tego nazwać. Sama postąpiłabym chyba podobnie. Zresztą, postąpiłam. Układ ze Stillą niewiele się różnił.

- A potem? - zdołałam wyrwać się z rozmyślań i zadać pytanie.

- Rozmawialiśmy po spotkaniu z Moną... Wie, że ją rozgryzłaś - zwrócił się przepraszająco do Noelle.

- Dlaczego nam to teraz wyjaśniasz? - Meri zadała wreszcie to kluczowe pytanie. Zawsze potrafiła przechodzić od razu do rzeczy.

- Miałem dowiedzieć się, co ustaliłyście. Po prostu nie dałem rady, chyba z kwadrans stałem pod drzwiami, wahając się, a potem... Nagle się zdecydowałem. Nie umiałem was dłużej oszukiwać – mówiąc to, zwracał się przede wszystkim do mnie i Noelle. - Choć jak tak teraz myślę... To i tak nam nie pomoże. A Val... - Nie zdołał dokończyć jej imienia, znów się rozpłakał, tym razem jeszcze rozpaczliwiej.

Nie widział, jak nad jego głową tworzy się siatka spojrzeń. Chyba wszystkie myślałyśmy o tym samym – jeśli postanowią sprawdzić, co Deir od nas się dowiedział przed rozpoczęciem ataku buntowników, podsłuchują nas teraz, lub odsłuchają jakieś czarodziejskie nagrania z naszego pokoju odpowiednio wcześnie – już po nas. Jeśli nie – nadal mieliśmy szansę na wyrwanie się do rozarium i przeprowadzenie całej akcji, która już poza tym zapowiadała się na szalenie ryzykowną.

A jaką cenę może zapłacić za nasze decyzje Bogu ducha winna Valentine? Znów starałam się na ten temat nie myśleć.

- To wcześniej... To była zwykła zdrada – odezwała się nagle Keri.

Deir nie podniósł głowy, ale ja i Noelle natychmiast zgromiłyśmy ją wzrokiem.

- Jesteś pewna, że nie postąpiłabyś tak samo? – spytała Noelle.

- Przypominam, że jeśli chodzi o współpracę z Noktrinami, to ja przecieram szlaki – wtrąciłam.

- Na pewno nie – Keri wyglądała na urażoną. W sumie byłam pewna, że mówi prawdę – należała do tych osób, które dylematy moralne rozwiązują matematyką.

- Może zostawimy tę sprawę na później? – zaproponowała Meri. – W naszej sytuacji nie mamy szans z wewnętrznymi sporami – dodała poważnym tonem.

- Przepraszam – powtórzył kolejny raz Deir. Serce mi się krajało, gdy słyszałam jego głos, lekko już ochrypły od łez.

Keri chyba nie spodziewała się, że nikt się z nią nie zgodzi, i nie wiedziała, jak teraz zareagować. Zebrała się po paru sekundach.

- Na razie – zaakcentowała te dwa pierwsze słowa – zapomnijmy o tym.

- To ja już pójdę. Teraz będzie najlepiej, żebym wiedział jak najmniej. Tylko miejsce spotkania, może inne niż główne. W razie przesłuchania, postaram się grać na czas. Możecie z Ekirem dać sobie radę i beze mnie – dodał po sekundzie przerwy.

- Gdzie ostatnio były te rozmowy? – spytała Noelle.

- Dawny gabinet Stilli – odparł chłopak i wyszedł, nim zdołałyśmy coś jeszcze powiedzieć.

- Czy cała sytuacja musi co kilka godzin zmieniać się jak w kalejdoskopie? – spytała retorycznie Noelle.

***

 Śniadanie jadłam pospiesznie, byłyśmy spóźnione, a ja i tak musiałam się jeszcze spotkać z Ekirem. Przy innym ten jeden raz stole ustaliłyśmy kilka poprawek do planu, choć ciężko było ustalić, jak odratujemy Valentine – to, że nie spróbujemy, nawet nie wchodziło w grę – gdy nie wiedziałyśmy, gdzie ją trzymają. Nie miałyśmy również pojęcia, gdzie jest gabinet Lainty, a jakby niewiadomych brakowało, to droga do rozarium to były nieznane nam korytarze. W praktyce ustaliłyśmy więc, że ustalimy wszystko później.

Wstając, spojrzałam na stół Noktrinów. Wszyscy wyglądali na zupełnie spokojnych, liczyłam, że nie wiedzą o buncie. Kolejna rzecz, która może pójść źle... I to ta najoczywistsza. Dostrzegłam, jak Lainta podchodzi do Erinne i próbuje zacząć rozmowę, ale ta ją, sądząc po mowie ciała, szybko i ostro zbyła. Zwróciłam uwagę na Henry'ego, przyglądającemu się temu z równym mojemu zainteresowaniem. Czy wiedział, że Lainta to Stilla? I na jakim poziomie, pamiętając o tym, że na obojgu użyto pieczęci posłuszeństwa?

Pomyślałam, że pewnie wkrótce cała trójka będzie pod tym czarem, i wtedy może lawiracje między nimi się skończą. A potem, że gdyby o to chodziło, to już dawno znalazłby się pretekst, a Władcom nie brakowało magicznych sił.

Pierwowzór, yangien, moc szkła Stilli i coś od Erinne, może jej charyzma. Coś, czego nie dałoby się od niej uzyskać przy wykorzystaniu pieczęci. Co wynikało z tej kombinacji? Nie potrafiłam dojść do wyniku, czegoś jeszcze brakowało.

Noelle szturchnęła mnie łokciem w żebra. Racja, od dobrej minuty wgapiałam się w stół Noktrinów jak cielę w malowane wrota.

- Doszłaś do jakichś wniosków? – spytała moja przyjaciółka.

- Że chyba rozpracowałam strategię Władców – odparłam teatralnie tajemniczym tonem, by aby nie liczyły na prawdziwe olśnienie. – Postępować z ludźmi jak najdziwaczniej, by ci, którzy próbują ich zrozumieć, w końcu oszaleli, nie mogąc dojść, o co chodzi.

- Ma to nawet trochę sensu – zaskoczyła mnie odpowiedzią Noelle.

- Może – mruknęłam, po raz setny sprawdzając, czy mam w torbie kopertę z listem dla Erinne. Jakoś na myśl o spotkaniu z Ekirem nie potrafiłam się zbytnio przejmować skomplikowanymi spiskami.

Noelle przyglądała się okolicom mojej głowy z ubawioną miną.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak ci trzepoczą – oświadczyła.

Fina, która akurat przechodziła obok z szklanką soku, spojrzała uważnie najpierw na moje włosy, a potem na Noelle.

- Dobrze się czujesz? – spytała moją przyjaciółkę z niepokojem w głosie.

- Świetnie – Finy to raczej nie przekonało, bo o mały włos nie wylała swojego napoju, oglądając się na Noelle. Ta rozejrzała się i mina natychmiast jej zrzedła, gdy zauważyła Deira, tłumaczącego się z czegoś Jarmirowi, jednemu ze starszych Noktrinów.

- Nie podoba mi się to – zagryzła wargę. – Ale... Dał się przekonać, tyle, że nie wiemy, na ile czasu.

- Dobrze, ja już naprawdę muszę iść – w końcu ruszyłam w stronę wyjścia z sali.

Pod schodami znajdowała się pusta przestrzeń, na tyle duża, że pewnie dałoby się w niej wygospodarować kolejną klasę lub ze dwa gabinety, a może nawet więcej, gdyby wykorzystać fakt, że rozciągały się na kilka pięter. Osłonięta z trzech stron przestrzeń stanowiła częste miejsce umówionych spotkań. Jeszcze teraz, chwilę przed końcem śniadania i początkiem lekcji dwoje uczniów pisało na ostatnią chwilę referat z fauny i flory Drienny, a jakaś para flirtowała w najlepsze w kącie.

Zła wiadomość była taka, że nigdzie nie widziałam Ekira. Zaczęłam się poważnie niepokoić. Czarne scenariusze w przeróżnych wariantach przelatywały mi przez głowę, gdy nerwowo krążyłam po wnęce. Miałam już niemal pewne spóźnienie na lekcję, gdy przysiadłam w końcu z książką jak najbliżej przejścia. Już parę razy w życiu tak się zaczytałam, że przegapiłam dzwonek, tak wymówkę mogliby potwierdzić ci od referatu...

Dźwięk dzwonka brzmiał w moich uszach niczym syrena alarmowa. Co robić? Siedzieć tu dalej? Iść do kryjówki, którą ustaliliśmy na miejsce spotkania? Zaraz mógł tu się zjawić zarówno Ekir, jak i grupa Noktrinów, gotowa mnie złapać.

Nagle usłyszałam energiczne kroki. Podniosłam głowę i gdy zobaczyłam Ekira, kamień spadł mi z serca.

- Czy ty mnie zawsze musisz tak straszyć? – spytałam z oburzeniem w ramach powitania.

- Hen... Ta... No, zatrzymał mnie – odparł przepraszająco chłopak. - Zachowywał się strasznie dziwnie, kompletnie nie wiem, o co mu...

Wcisnęłam mu w dłonie kopertę.

- Jedna kartka to nasze miejsce spotkania, pozbądź się jak najszybciej – poleciłam. – Chętnie bym posłuchała, ale czas!

- Rozumiem – włożył kopertę do kieszeni, składając ją na czworo.

- Pa – powiedziałam jeszcze i wstałam, po czym pobiegłam do klasy, modląc się, by nauczycielka nie zwróciła uwagi na spóźnienie.

***

 Siedziałam jak na szpilkach i ogromnego wysiłku wymagało, aby nie dać tego po sobie poznać. Wskazówki zegara zdawały się przesuwać nieludzko ślamazarnie, ale w końcu zbliżyły się do czternastej. Zaraz cała szkoła ruszy w stronę sali jadalnej. Czy atak odbędzie się jednak parę minut później, właśnie tam? Czy może wcześniej, o równej godzinie? A może pułapka?

Czy w ogóle się uda?

Przynajmniej trwała teraz lekcja historii ośmiu światów, gdyby to były zaklęcia, nie uniknęłabym pewnie paru wypadków jeszcze gorszych niż zwykle. Próbowałam odrywać oczy od zegara, ale udawało mi się to ledwie na sekundy.

Korowód w myśli w mojej głowie przyspieszał coraz bardziej, nasze plany analizowałam po milion razy, i cały czas bałam się, że w końcu Noktrini pojęli, co zamierzamy zrobić, i złapią mnie jeszcze przed tym, jak ta nieszczęsna godzinowa wskazówka dojdzie do dwójki.

Oczywiście, mogli też nas złapać wszystkich razem, na miejscu spotkania lub w rozarium...

Tam będzie jeszcze Filen...

Co może teraz dziać się z biedną Valentine? Próbowałam jej trochę poszukać na jednej przerwie za pomocą mojego nowego talentu, ale nie udało mi się, pewnie dlatego, że w ogóle jej nie znałam.

Boże, dlaczego ta wskazówka jest tak piekielnie wolna!

A jednocześnie tak pędzi...

- Stolica imperium Harez, Elise – niemal podskoczyłam, słysząc swoje imię.

- Kerid, w późniejszej epoce Sytna – odpowiedział za mnie jakiś automat, kryjący się w moim mózgu.

- Bardzo dobrze. Jerli, w którym roku... - pan Deon zajął się kolejnym uczniem.

Spojrzałam na zegar. Dziesięć sekund minęło. Jeszcze jakieś sześć minut.

Moje serce biło chyba dwukrotnie szybciej, niż tykał zegar, jeśli nie więcej. Monotonne pytania i odpowiedzi zlewały się w jedno mamrotanie. Czas dłużył się i dłużył, a jednocześnie nieubłaganie mijał.

Jeszcze pięć minut...

Cztery...

Trzy...

Dwie i pół...

Dwie...

Półtora...

Jedna... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro