Rozdział 11 - Ucieczka (cz. 1)
- Gdzie jesteśmy? – spytałam, gdy tylko zmaterializowaliśmy się w ciemnym korytarzu tajnych tuneli, łudząco podobnym do wielu pozostałych.
- Pomiędzy dawnym gabinetem Stilli i nowym Lainty. To chyba dobre miejsce? – spytał Ekir.
- Bardzo – kiwnęłam głową. – Teraz muszę ją jakoś znaleźć, oby poszło lepiej, niż z Meri – głos mi lekko zadrżał. Zadanie zapowiadało się jeszcze trudniej niż poprzednie, a już wtedy mi się nie udało.
- A potem... Wiesz, jak użyć tego do złamania pieczęci? – uniosłam w górę sztylet, jednocześnie siadając.
- Wiem, jak się zwykle unieszkodliwia stałe zaklęcia, choć szczerze mówiąc próbowałem tego z dwa razy w życiu – stwierdził.
- Lepsze to niż nasze wcale – wtrąciła się Noelle. – A któreś z was wie, jakim cudem znów uruchomił się dzwon a lissiry zaatakowały właśnie Noktrinów?
- To ja czarami przesunąłem te wskazówki w mechanizmie na pierwotną pozycję – wyjaśnił Ekir. – Nie miałem pojęcia, czy to coś da, działałem instynktownie. Liczyłem, że skoro przy nas się uspokoiły, to chociaż potraktują nas łagodniej.
Odpowiedź pozostawiłam Noelle, sama udając się znów na wędrówkę między umysłami. Najpierw udałam się do gabinetu Lainty i weszłam do głowy pierwszego z brzegu walczącego tam buntownika.
Wszystko zdawało się jaśniejsze, jak na prześwietlonym zdjęciu, stworzenie, z którego wzroku skorzystałam, musiało być przyzwyczajone do ciemności. Pole widzenia okazało się oszałamiająco szerokie, a dźwięki wdzierały się w uszy. Przede mną, parę kroków dalej, stała Lainta, otoczona magiczną tarczą, zza której wylatywały pęki zaczarowanych szklanych strzałek. Wraz z grupą innych buntowników atakowałam ją.
Wróciłam szybko do własnej głowy.
- Broni się w swoim gabinecie – powiedziałam. – Podejście do niej może być sporym problemem.
- Poradzimy sobie – powiedział Ekir. On i Noelle pomogli mi wstać, bo po pobycie w tak innym umyśle nadal nie mogłam się przyzwyczaić do własnych zmysłów.
- Już lepiej – powiedziałam, stając pewniej na nogach. Podałam już Ekirowi Pierwowzór.
Szybkim krokiem wyszliśmy z tajnego przejścia. Na korytarzu walczyła ze sobą grupka Noktrinów i Cisowych, na tyle zajadle, że nawet nas nie zauważyli. Pognaliśmy do gabinetu Lainty i wpadliśmy do niego jak najszybciej.
Stilla radziła sobie świetnie. Jedna wróżka i Winid leżeli na ziemi z ranami na tyle poważnymi, że nie byli w stanie walczyć, miałam nadzieję, że w ogóle żywi. Jeden Cisowy i dwie ciemne, wysokie postacie z dwoma parami nóg i rąk, trzymające w nich kostury zwieńczone kryształami. Zdawali się w ogóle nie mieć nosów i ust, jeden był odwrócony bokiem i dostrzegłam, że ma co najmniej trzy srebrzyste oczy, ale pewnie i więcej. Nic dziwnego, że po wizycie w umyśle czegoś takiego miałam problemy z pozbieraniem się.
Z jednego z konsturów wystrzelił różowy promień, który przebił tarczę Lainty, lecz ta w porę się uchyliła. Już miała odpowiedzieć jakimś zaklęciem, gdy zobaczyła nas i zdekoncentrowała się na moment. Wystarczyło, by kolejne dwa promienie z kosturów ciemnych postaci unieszkodliwiły zupełnie barierę, lecz Stilla zamieniła w pył oszczep rzucony w jej stronę. Wtedy wokół ramion pojawiły jej się niebieskie i szare sznury, świecące lekko. Ekir i Noelle poradzili sobie doskonale, ja nawet nie śmiałam próbować im pomóc, uznając, że najpewniej tylko poprzepalam te liny, nawet jeśli to teoretycznie niemożliwe.
Ekir podszedł do Stilli. Buntownicy zorientowali się, że mamy jakiś plan, jeden z nich wystrzelił z konsturu w liny, dzięki czemu zaczęły świecić mocniej i zapewne stały się trudniejsze do zerwania. Lainta pobladła, szarpała się rozpaczliwie.
- Spokojnie, chcemy ci pomóc – powiedział łagodnym tonem.
- To... Och... - wyjąkała Stilla, po czym jakby się zacięła. Zamilkła, z wzrokiem wbitym w podłogę.
Ekir odgarnął jej rękaw. Pokazał się znak pieczęci posłuszeństwa. Chłopak ostrożnie przyłożył do niego ostrze i lekko naciął. Lainta jęknęła, a znak zaczął blednąć i znikł. Ekir ciął jeszcze raz, tym razem powietrze nieco nad nią, i znikła iluzja otaczająca kobietę. Stilla oddychała ciężko, za sobą usłyszałam cichy okrzyk i liny zniknęły.
Obróciłam się – Noelle usiadła na podłodze, na jej twarzy malowało się wycieńczenie.
- Jeny, jaka ona jest silna – wydyszała. – Ledwo dałam radę podtrzymać te liny, a przecież wcześniej walczyła z nimi wszystkimi, a ten ciemny i Ekir pomogli... - pokręciła głową z podziwem.
- Dziękuję – powiedziała Stilla, a w jej tonie pobrzmiewało delikatne rozbawienie. – Za uwolnienie też.
Wydawała się pewna siebie, ale wystarczyła odrobina uwagi, by stwierdzić, że to poza. Dłonie jej lekko drżały, a oczy błyszczały niepokojąco.
Zastanawiałam się, jak przekonać ją, by udała się z nami do wieży Moel. Pomogłam wstać Noelle i podeszłyśmy do nich.
- Przewidywałaś to, gdy pisałaś o odzyskaniu Pierwowzoru? – spytałam i natychmiast pomyślałam, że istniało na pewno milion sposobów, by lepiej zacząć tę rozmowę.
- Być mo... - zaczęła mówić, ale nim skończyła, wszystko zaczęło się rozmywać – Ekir teleportował nas wszystkich bez ostrzeżenia, korzystając z kolejnego momentu jej nieuwagi.
***
Komnata wyglądała dokładnie tak, jak na wizji, którą pokazała nam księga Ilay - jedynie niebo za oknem było zachmurzone, a nie, jak wtedy bezchmurne, a przy łóżku uśpionej dziewczyny klęczała Erinne – z pochyloną głową i ukrytą za włosami twarzą wyglądała na bardzo zmęczona. Jeden z rękawów bluzki miała poplamiony krwią, lissiry zdążyły ją trochę zranić, nim uciekła.
- Jesteście – stwierdziła. W jej głosie pobrzmiewała jakaś rezygnacja, ale także podenerwowanie. I wtedy zauważyła, że pojawiliśmy się nie tylko ja, Ekir i Noelle. W ułamku sekundy przebiegła wzrokiem od Lainty do nas, sztyletu w dłoni chłopaka i znów do Stilli, łącząc fakty. – Och, czy wyście ją... Teraz to naprawdę ciężko będzie was z tego wszystkiego wykaraskać.
- Wystarczy, że nam pomożecie w ucieczce. Wam dwóm z naszą pomocą chyba uda się odzyskać yangien, a z nim Elise już da sobie radę. A spotykamy się właśnie tu, ponieważ moglibyśmy wziąć też ze sobą Moel – Noelle wyłożyła karty na stół. Postanowiłam zaufać jej zdolnościom odczytywania znaków, wierzyłam, że wie, co robi.
- Nie rozumiecie. Nie rozumiecie, z czym chcecie się zmierzyć. Nie macie żadnych szans z Władcami, nie, jeśli wraz z wami znikną tak cenne rzeczy jak yangien i Pierwowzór. Dopadną was, wszędzie, uwierzcie mi – Stilla opierała się o ścianę, nagle podniosła na nas wzrok, wcześniej wbity w podłogowe deski. – Ja też kiedyś myślałam, że zdołam się wymknąć... Dnia nie spędziłam wtedy w tej Driennie.
- Raz Stilla ma rację. Jeśli teraz się poddacie i oddacie Pierwowzór, być może wyratujecie się przed najgorszymi karami. Akurat każde z waszej trójki ma w sobie coś, co interesuje Władców na tyle, by zachowali was przy życiu i w całkiem dobrej formie. To więcej, niż możecie sobie teraz myśleć.
Wymieniliśmy z Noelle i Ekirem spojrzenia – wszyscy byliśmy zaskoczeni, a u Noelle dostrzegłam jeszcze bezradność.
- My może mamy dla nich wartość – odezwałam się. – Ale jest jeszcze reszta naszych przyjaciół. Którym, gdyby nie udało nam się uciec, grożą właśnie te najgorsze kary.
- I jest jeszcze cała reszta uczniów, z których kilkoro zapewne zginie dzisiaj przez ten szaleńczy bunt. Wszystkich nie uratujecie – odparła Erinne.
- Spróbujemy jednak jak największą liczbę – powiedziała Noelle. – Jeśli nam nie pomożecie, poszukamy yangiena sami, może Pierwowzór da radę przebić magiczne bariery. Cały czas wierzycie w niezwykłe zdolności tych waszych Władców, ale nie uwzględniacie jednego – wam obu poświęcili lata. W swoich intrygach, wpływając na wasze wybory, poglądy, gdy tylko uważali to za potrzebne, ale też czarami, bardzo dyskretnie. To widać po aurach i znakach, u wielu ważniejszych Notrinów i wszystkich z byłych uczniów. My jeszcze niedawno nie byliśmy nikim istotnym, to nas chroni. Przecież tu rozmawiamy i jeszcze nas nie złapali – dodała.
- Łudźcie się – westchnęła tylko Erinne. Nie była zaskoczona jej nowinami. – Oni dysponują całą mocą od uśpionych dzikich istot, to ogromna potęga. A wiem, że wcale nie chcecie tylko uciec, ale potem dalej z nimi walczyć.
- A Moel? Widzę, że wam obu bardzo na niej zależy. Mogłybyście i jej pomóc – Noelle zajęła się rozmową z czarodziejkami. Żałowałam, że nie widzę tego, co ona. – Stillo, pomyśl o tym liście do nas. Chciałaś nam pomóc, byłaś przerażona tym, co zrobili z tobą Władcy. A ty, Erinne, pomyśl o Henry'm, sprawili, że zakochałaś się w ich marionetce, bo tak im pasowało.
W oczach Stilli zamigotała niepewność.
- To było przed pieczęcią. I przed... Nie wiecie, co było między złapaniem mnie i wykorzystaniem pieczęci – w oczach Stilli pojawiły się łzy. - Może... Dla niej... Nie, to tylko pogorszy sprawę.
- Teraz ci na niej zależy. Po tym, jak ją zdradziłaś – skomentowała to Erinne lodowatym tonem.
Dla postronnego obserwatora mina Noelle by na to nie wskazywała, ale ja wiedziałam swoje – coś zaczęło iść po jej myśli.
- Nie, nie kłóćcie się teraz. O to też właśnie chodziło Władcom, najwyraźniej razem byłyście zbyt silne – zaprotestowała jednak, co przyniosło, i chyba miało przynieść, odwrotny skutek.
- Odwróciliście się ode mnie, wszyscy! – krzyknęła nagle Stilla. – Moel przez tą całą Monę, ty przez Henry'ego, myślałam już, że się mnie pozbędą, z tym okropnym Jatorinem jako mentorem miałam chyba najgorsze wyniki z całej grupy przyjętej tego roku... Kiedy mnie wzywali, byłam pewna, że skończy się odebraniem mocy! Jak miałam się wtedy nie zgodzić na taki układ?! Zresztą, Mona i tak przecież okazała się zdrajczynią, wiedzieli o tym ruchu już wcześniej.
- To się okazało później, a gdybyś ją ostrzegła... Mogłaby się znowu wywinąć, oni ogromnie cenią każdego z naszej rodziny. A tak... - spojrzała na siostrę wzrokiem, w którym dostrzegłam te wszystkie emocje, których często zdawało się jej brakować – czułość, miłość, troskę, ból, współczucie.
- Przepraszam! Na światy, przepraszam! Popełniłam błąd, ogromny błąd. Ale żałuję, a w tym jest też twoja wina.
- Przepraszam? Po tym, co ją spotkało, po tylu latach masz tylko tyle do powiedzenia?!
- Nie przyznasz tego, prawda? Nie przyznasz, że nie jesteś kryształowo czysta – Stilla pokręciła głową.
- Nie tylko ty czułaś się opuszczona, mnie też to spotkało.
- Ty byłaś sama sobie winna! Byłabym przy tobie, gdybyś mnie nie odtrąciła.
- Byłoby inaczej, gdybyś żałowała wkrótce potem, a nie dopiero wtedy, gdy sama też jesteś uznawana za buntowniczkę.
Nagle Erinne wystrzeliła w stronę Stilli bladozielony promień. Chybiła, lecz z miejsca, w które trafiła, wychynęły pędy, które oplotłyby czarodziejkę, gdyby natychmiast nie odepchnęła ich czarami. Odpowiedziała pękiem szklanych strzałek. Rozbiły się w pół drogi, a rozpryski mignęły w powietrzu kolorami tęczy.
- Nie wierzę. Tutaj, teraz?! – Ekir obrócił się w stronę mnie i Noelle.
- I tak długo się trzymała. Ten konflikt trwa od jakichś szensnastu lat i jest wspomagany czarami. Te Stilli nieco osłabły przez Pierwowzór, i już była bardziej ugodowa – wyjaśniła Noelle. Ekir wyczarował tarcze wokół nas i Moel, która nadal spała – o ile ten stan można nazwać snem. – Problem w tym, że zbyt boi się Władców, by teraz zrobić coś przeciw nim, przynajmniej sama. Stchórzyłaby, nawet jeśli sama sądzi inaczej. A Erinne też się łamie.
- Co robimy? Nie mamy wcale tak wiele czasu – przypomniał Ekir.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem – potrząsnęła głową Noelle. – Liczyłam, że Stilla zwyczajnie przekona Erinne, gdy wreszcie poruszą tę kwestię. Chyba dość naiwnie.
Spojrzeli na mnie, milczącą do tego momentu.
- Ja też nie mam żadnych pomysłów. To nie wygląda dobrze – odruchowo odsunęłam się, gdy o tarczę tuż obok mnie rozbił się czarodziejski pocisk, rozbłyskując iskrami.
Nieoczekiwanie nad łóżkiem Moel, pod tarczą, zajaśniało błękitne światło. Krzyknęłam, gdy zobaczyłam, jak przybiera znajomą mi formę ducha, z kręconymi lokami wokół twarzy, która wyglądała jak młodsza wersja Erinne – i, jak sobie uświadomiłam, Moel, gdyż w tym momencie rysy jej twarzy się nieco zmieniły – najwyraźniej gdy pojawiała się w ten sposób, ustępowała iluzja, którą wedle wizji upodobała sobie już przed uśpieniem.
Błękitna postać wpadła między dwie czarodziejki z wyciągniętymi ramionami. Kilka promieni i pędów przebiegło przez jej niematerialną postać. Następne już się nie pojawiły, Stilla i Erinne zamarły. Moel zrobiła gesty dłońmi, jakby zachęcała je obie do podejścia, spoglądając to na jedną, to na drugą. Noelle przyłożyła palec do ust, patrząc na mnie i Ekira, ale jestem pewna, że nam obojgu ani było w głowie wcinać się w tę scenę.
- Ty... Pomogłaś jej – odezwała się w końcu Erinne.
- Po tym, co ci zrobiłam – dodała schrypniętym nagle głosem Stilla.
Moel pokiwała głową i uśmiechnęła się niepewnie.
Czyżby Ilay się myliła? Może uda nam się uzyskać pomoc ich obu?
- Teraz – Noelle pchnęła mnie nagle do przodu, lekko, ale zaskoczona ledwo utrzymałam się na nogach.
- Czas mija – odezwałam się i spojrzały na mnie wszystkie trzy, szata Moel powiewała lekko, choć nie było wiatru. – Pomożecie nam? – wskazałam na naszą grupkę i niebieską zjawę, która pokiwała zachęcająco głową i złożyła prosząco ręce, trochę jak do modlitwy. – Możemy spróbować od razu z Pierwowzorem zdjąć zaklęcie z Moel – dodałam.
Spojrzały sobie nawzajem w oczy. Dostrzegaliśmy, jak długoletnia uraza, strach przed Władcami i rzucone przez nich niegdyś czary walczą z chęcią uratowania bliskiej osoby - i buntu.
- Ja wam pomogę – powiedziała Erinne i zwróciła się do Stilli. - Przepraszam, miałaś rację. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, wszyscy – powiedziała po czym nagle opadła na kolana, z okrzykiem bólu. Sekundę potem zwaliła się bezwładnie na podłogę. Moel i Stilla natychmiast rzuciły się w jej stronę.
- Żyje! – uspokoiła je Noelle. My też podeszliśmy bliżej.
- Jakieś zaklęcie Władców. Pewnie na mnie też coś takiego było, gdybyśmy się pogodziły, ale zniszczyliście je Pierwowzorem – stwierdziła Stilla. – Pójdę po yangien, dość zwlekamy – powiedziała i zniknęła, teleportując się.
- A więc to miała na myśli Ilay – westchnęła Noelle. – Nie podoba mi się wygląd znaków Stilli. Naprawdę chce nam oddać Pierwowzór, ale coś jest nie tak.
Duch Moel przesuwał dłonią tuż przy twarzy Erinne, jakby próbował ją dotknąć. Widok zjawy próbującej dotknąć siostry mimo niematerialności był przejmująco smutny. Ekir spróbował zniszczyć czar Pierwowzorem, ale nie udało się.
- To rana, a nie wymagający podtrzymania czar. Kiepsko – stwierdził. Jego głos brzmiał dziwnie, jakby próbował dojść, co powinien właśnie czuć. Jeszcze dziwniejsze spojrzenie wymienił z Moel. Powoli wstał i podeszliśmy do jej łóżka, ja i Noelle patrzyłyśmy z napięciem, jak przesuwa nożem nad uśpioną dziewczyną. W tym momencie duch zniknął w jednej sekundzie. Moel zamrugała, po czym znowu zamknęła oczy. Jednocześnie znikła iluzja, teraz wyglądała identycznie jak duch.
- To chyba źle – odezwałam się zaniepokojona. – Czar jest zbyt silny?
- Nie, zdjąłem go, jestem pewny. Ale przy przebudzeniu to zawsze chwilę trwa, spokojnie – odpowiedział chłopak zmęczonym tonem – Ale to wcale nie jest takie łatwe, jak wygląda.
Przysunęłam się do niego. Objął mnie delikatnie, a Noelle wywróciła oczami, po czym wskazała na Erinne. Natychmiast zapomnieliśmy o amorach. Przez kilka chwil siedzieliśmy w milczeniu, Ekir zajął się rozcięciem łańcuchów więżących Moel. Moment przerwy od nieustannych wrażeń wydawał się czymś dziwacznym, wszyscy byliśmy nadal podenerwowani.
- Każde z was ma w sobie coś, co szczególnie interesuje Władców – lekko podskoczyłam, gdy Ekir nagle się odezwał. – Co do ciebie i Noelle, rozumiem, ale ja? I to o naszej rodzinie... O co może chodzić?
- Nie mam pojęcia, ale może to wyjaśnia, jak Moel się nam pokazuje. To ta rodzinna zdolność lub jej część, która ich interesuje - odpowiedziałam
- Gdyby o tym wiedzieli, chyba by ją powstrzymali – zauważyła Noelle.
- Dziwne, że tak gładko nam idzie – mruknęłam.
- Gładko?! – Ekir rozłożył ręce, wskazując na omdlałą Erinne, nadal uśpioną Moel i okno, za którym pewnie nadal trwały walki.
- Mamy Pierwowzór, jest spora szansa, że zaraz odzyskamy yangien. To naprawdę dużo - odpowiedziałam.
Moel znów zamrugała, tym razem oczy miała otwarte o sekundę dłużej.
- Wiecie, właśnie do mnie dotarło, że to moja ciocia – odezwał się Ekir.
- Rzeczywiście, też o tym nie pomyślałam – stwierdziłam.
Ekir pospiesznie przesunął spojrzeniem po omdlałej Erinne. A to jego matka... Co za sytuacja.
Nagle do komnaty wróciły nie jedna, lecz dwie postacie. Jedna, to była Stilla – z rozpuszczonymi czarnymi włosami, w naddartej sukni z rosnącą plamą krwi na ramieniu. W tym samym momencie, w którym się pojawiła, wystrzeliła w stronę drugiej postaci smugę niebieskiego światła, która w połowie drogi rozbiegła się we wszystkie strony w fajerwerku.
Wysoka sylwetka była nieruchoma, jedynie ręka się uniosła. Majestatyczna postać w długiej szacie, z siwymi, lecz bujnymi lokami opadającymi na plecy i srebrnej masce zakrywającej twarz. Emanowała od niej potęga, wystarczyło jedno spojrzenie, bym poczuła się malutka, słaba i zagubiona. W lot zrozumiałam Stillę i Erinne, jeśli miały do czynienia z tym uczuciem już wcześniej, dłużej, w silniejszym wydaniu...
Wtem poczułam, jak jakaś siła ciągnie mnie ku ziemi, nie mogłam się ruszyć, spadłam z krawędzi łóżka i boleśnie wylądowałam na podłodze. Równie szybko, jak się pojawiło, uczucie znikło. Ekir pociągnął mnie za rękę, przysunęła się do nas blada jak ściana Noelle. Moel tuż obok zaczęła się podnosić, krzyknęła, gdy zobaczyła, co się dzieje. Stilla dawała radę skupić na sobie większość sił Władcy, lecz nie mogło to trwać długo, już ledwo sobie z tym radziła. Uniknęła promienia mocy tak jasnego, że niemal oślepiającego, i kilku strzał z lekko fioletowego metalu, z którego powstawały sztylety Muallifi. Wokół Władcy pojawiła się na chwilę szklista powłoka, lecz już po dwóch sekundach znikła. Jednocześnie jednak pojawiły się niebiesko-szare liny – Noelle i Ekir włączyli się do starcia.
Serce zabiło mi mocniej, kiedy uświadomiłam sobie, co muszę zrobić. Bez pomocy yangiena, korzystając jedynie z własnej mocy, muszę go odzyskać – o ile słusznie liczę, że Stilla ma przy sobie klucz Pajęczarki.
Skupiłam się i udało mi się wyczuć magię znajomego przedmiotu. Wokół śmignęło kilka zaklęć, lecz nie byłabym w stanie się jednocześnie nimi przejmować. Klucz wisiał na szyi Stilli, z wielkim trudem udało mi się sprawić, by podleciał do mnie tak szybko, jak tylko mogłam – wyjątkowo oznaczało to naprawdę niezłą szybkość, srebrzysta smuga mignęła w powietrzu tuż przed nosem Władcy. Puls gnał mi chyba dwustoma uderzeniami na minutę. Wycieńczona złapałam klucz, a w tym samym momencie w moją stronę pomknęła kula fioletowego światła, jak wyczuwałam wyczulonymi zmysłami, mająca w sobie więcej magicznej energii niż wiele istot byłoby w stanie wykrzesać z siebie przez całe życie. Pospiesznie próbowałam wyciągnąć z klucza yangien, lecz miałam ułamki ułamków sekund, za mało. Zamknęłam oczy, szykując się na coś strasznego, lecz w ostatniej chwili Ekir odbił kulę ostrzem Pierwowzoru. Ja wyciągnęłam yagnien i w jednej sekundzie wyczarowałam najmocniejszą tarczę, jaką tylko mogłam, wokół nas. Ledwo dostrzegłam, że kula trafiła w Erinne, wokół której pojawiła się fioletowa poświata – kobieta zadygotała lekko, ale nie otworzyła oczu.
Władca zwrócił się w stronę Stilli, która pobladła jeszcze bardzej pod wpływem jego wzroku. Wyczarowałam kolejną tarczę wokół niej, ale słabszą. Spieszyło mi się do ważniejszego czaru – zabrania nas stąd. Jeszcze sekunda, na szczęście nie nazbyt długa, chwila zawodu, gdy zorientowałam się, że fioletowa poświata odcina mnie zupełnie od Erinne i teleportowałam naszą piątkę w bezpieczniejsze miejsce – po drodze jednak jedna osoba została spod tego czaru wyrwana, choć nigdy nie pomyślałabym, że to możliwe.
***
Wylądowaliśmy na zakurzonej posadzce tajnego przejścia. Moel, która jeszcze leżała, gdy przeniosłam nas z komnaty na wieży, potoczyła się po niej, ja, Ekir i Noelle zdołaliśmy ustać na nogach.
- A Stilla i Erinne? – spytała dziewczyna.
- Nie zdołałam ich przenieść – potrząsnęłam głową. W dłoniach ściskałam yangien. W tej chwili nawet on wydawał mi się zbyt słaby, potęga Władcy okazała się ogromna.
- Powinienem był odbić tę kulę w inną stronę – odezwał się Ekir, a w jego głosie pobrzmiewało poczucie winy.
- Dobrze, że w ogóle ją odbiłeś – odparła Noelle.
- Jesteście! – usłyszałam okrzyk Filena.
Dopiero teraz dostrzegłam jego i Deira w mroku początku korytarza. Deir przykucnął, pomagając podnieść się Moel. Coś dzisiaj nic, tylko przewracamy się i pomagamy sobie wstawać, pomyślałam. Obok była jeszcze Keri, podtrzymująca w ramionach na wpół bezwładną Meri. Podbiegłam do nich.
- Boże, co się stało? – spytałam, gdy zobaczyłam lepiej dziewczynkę. Twarz miała poszarzałą, nie pobladłą, ale poszarzałą, rude włosy straciły blask i pojawiło się w nich kilka srebrzystych kosmyków. Gdy dotknęłam jej policzka, okazał się lodowato zimny.
- Jakieś dzikie istoty... Przypominały duchy, szare i mroźne, z zielonymi oczyma – opowiadała Keri. Ona też miała we włosach siwy kosmyk, a twarz w niezdrowym odcieniu, ale to było nic w porównaniu z Meri. – Chyba sprzymierzyły się z Noktrinami, dwa dopadły ją w zaułku po drodze tu... Ledwo je odgoniłam. Serce jej bije strasznie wolno... - wyjąkała.
- Ma skrzydła całe oszronione – dodała cicho Noelle. – I wzór jakby nadgryziony.
- Defriny – wyszeptałam. Czytałam kiedyś o tych istotach. Ranią, odbierając część duszy – potrafią pochłonąć nawet całą, by potem wykorzystać jej siłę do swoich celów.
Ścisnęłam w dłoni yangien. Spróbowałam wykorzystać magię, by odepchnąć zimno od Meri i jakoś podleczyć ranę po utraconym fragmencie duszy. Wiedziałam, że uleczyć jej na pewno nie zdołam. Nie dało to zbyt wielkich rezultatów, dziewczynka zamrugała, ale niemal od razu znów zamknęła oczy.
- Biedactwo – odezwał się obok mnie nieznany mi głos. Zaskoczona, obróciłam się i zobaczyłam Moel, która podeszła do nas niepewnie.
- Przystrzymajcie mnie, spróbuję zajrzeć jej do umysłu – poprosiłam i gdy tylko poczułam, że ktoś łapie mnie w pasie, weszłam w umysł Meri.
Miejsce to okazało się ciemnym chaosem, jednocześnie gorącym i lodowatym – wrażenie to przywołało wspomnienie Mozeirów. Wszystko zdawało się dziać się straszliwie szybko, jednocześnie przez głowę przelatywały mi tysiące myśli i dzieliłam z dziewczynką próbę sformułowania jednej od kilku minut. Tempo. To ono było kluczem, a zimno tylko skutkiem. Spowolnienie pulsu było ważniejszą wskazówką, niż myślałam wcześniej.
Wynurzyłam się z stanu odrętwienia szybciej, niż poprzednio, i natychmiast znów wykorzystałam yangien. Tym razem skupiłam się na przywróceniu w ciele i duszy dziewczynki właściwej prędkości, z jaką powinny zachodzić wszelkie procesy i działania.
- Ja... Boli... - wyjęczała Meri, powoli formułując każdą zgłoskę. Stanęła już jednak nieco pewniej na nogach, a jej twarz nabrała odrobinę normalniejszej barwy. Keri ściskała ją mocno, wręcz rozpaczliwie.
- Nie mamy czasu, jest jeszcze Valentine – odezwał się nagle Deir.
Keri spojrzała na niego wściekle, Noelle też wyglądała na oburzoną, choć mniej i jednocześnie na rozdartą. Ja nie wiedziałam, co myśleć. Mogłabym pomóc jeszcze Meri, najlepiej pewnie byłoby działać właśnie teraz, póki urazy były świeże, ale w każdej chwili mogliśmy zostać znalezieni. Nie mogliśmy zwlekać.
- Racja – odezwałam się. – Pójdziemy po nią we dwoje, tu raczej nie ma miejsca na dyskusje, powinniśmy być za moment.
Moel zmarszczyła czoło, jakby próbowała zrozumieć, co się dzieje. Nie wtrącała się jednak.
- To zbyt ryzykowne, nie możemy się teraz rozdzielać – zaprotestowała Keri.
- Już się rozdzielaliśmy – przypomniał Ekir. – Nie możemy też marnować czasu na kłótnie.
- Właśnie – pokiwał głową Filen.
- Moja siostra już cię nie obchodzi? – odezwał się cicho Deir.
Meri jęknęła znowu, tym razem ciszej, i zamknęła oczy, które z trudem utrzymywała wcześniej otwarte.
- W razie czego Pierwowzór całkiem nieźle się sprawia w obronie – tym argumentem próbowałam ją przeprosić, ją i broniącą jej interesu Keri. – Idziemy, przez czas tej rozmowy pewnie zdążylibyśmy już ją raz wyciągnąć. Deir, wiesz, gdzie ją trzymają?
- A przynajmniej trzymali – kiwnął głową.
- Prowadzisz – przekazałam mu część mocy z yangiena i poczułam, że po raz kolejny tego dnia przenoszę się do innej części zamku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro