Prolog
15.02.2018r.
Abyś wiedział na czym stoisz czytelniku, oto i zaczynamy opowieść od ulotki, która powie ci o Akademii, do której się wybieramy wszystko to, co jest istotne (albo nie jest, ale brzmi ciekawie).
Gotowy?
Nawet jeśli nie...
Start.
⤵️
Akademia Rivendell to piękne miejsce założone przez Elronda Peredhela w zacisznym gmachu mieszczącym się w idealnym miejscu; Tylko pół godziny drogi do spa Lorien, niecała godzina do nocnego klubu Moria, a do centrum dyskotek i hazardu Mirkwood coś pomiędzy (a przy tym często odjeżdżają autobusy). Oczywiście możliwość rozwoju osobistego w tych wspaniałych miejscach to nie jest nasz jedyny uczniowski argument za wybraniem tej szkoły!
- Poważnie, Sauron? To wygląda jak esej, a nie ulotka reklamowa - zauważył Manwe, zajmujący się edukowaniem młodzieży w zakresie ich rozwoju duchowego i harmonii wewnętrznej, i innych takich bzdet związanych ze spokojem psychiki, które nikogo nigdy nie interesowały, ale jednocześnie zawsze były pilnie wysłuchiwane (ze względu na bardzo ładny głos mężczyzny). - Komu by się chciało to czytać?
- No wiesz? - srebrnowłosy młodzieniec spojrzał hardo w jego absurdalnie błękitne oczy. - To nie ulotka, to informator. I ewentualni przyszli członkowie naszej społeczności lubią takie rzeczy! Zbadałem tę sprawę dokładnie!
Blondyn westchnął, ale spuścił wzrok z powrotem na tekst. Dyrektor osobiście poprosił go o zweryfikowanie metod reklamowych Akademii, które chcieli zastosować Sauron z Melkorem, odpowiadający na co dzień za pamiątkowe zdjęcia ze szkolnych wydarzeń i gazetkę.
W Akademii cenimy wartość tradycji, rozumiemy potrzebę rozwoju indywidualnego i mamy dosłowny nadmiar wyrozumiałości dla osób kiblujących (w pierwszej klasie) już mniej więcej dwieście lat. Znajdziecie u nas miłych nauczycieli, których żywoty powinno się gdzieś spisać pośród losów męczenników i świętych, fenomenalną drużynę rugby (jeśli Rohirrimowie cię przyjmą, już nie oddadzą), a także dosłowny nadmiar miłych, ponętnych elfek i elfów o świetnych tyłka...
- Co to niby ma znaczyć?! - Manwe poderwał głowę przeszywając młodszego oburzonym spojrzeniem. - To... To nie do pomyślenia! Po prostu okropne!
- Prawda... Melkor w pewnym momencie naprawdę się wkręcił - przyznał, kiwając lekko głową. - Ale na drugiej stronie uzupełniłem luki wymieniając przedmioty, na które można uczęszczać. I adnotacje własną - uśmiechnął się słodko, w sposób tak podejrzany, że Manwego przeszły niepokojące dreszcze.
- Adnotacje własną? - powtórzył powoli, odwracając stronę. Prawda. Pod spisem ponad trzydziestu przedmiotów, które można było wybrać do nauki mieściła się króciutka notka napisana zakazanym, czarnym slangiem, którego w szkole nie śmieli używać nawet najgorsi, najbardziej wulgarni uczniowie.
Manwego aż oczy bolały, gdy tłumaczył to sobie półgłosem na normalną, wspólną mowę.
Od samego początku celem Akademii było wyedukowanie następnych pokoleń tak, aby pomóc młodzieży w unikaniu skandali, rzutujących na ich przyszłość... Tak naprawdę nigdy nie mieliśmy nikogo, komu by się to udało (nie licząc jednego sztywniaka) - właśnie dlatego pamiętaj, to możesz być ty!
Ale w imieniu uczniowskiej braci uprzedzam - to raczej nierealne.
Sauron zawsze (po prostu zawsze!) musiał coś odwalić.
- Nie ma mowy, żeby to wyszło poza to pomieszczenie - zaczął groźnym tonem, ale jasnowłosy uśmiechnął się lekko, gdy tylko to usłyszał.
- Przewidzieliśmy to - zakomunikował. - Melkor zajął miejsce reprezentantów na drzwiach otwartych już ze trzy godziny temu. Miał tych informatorów przynajmniej sześćdziesiąt kopii.
- Mieliście zaczekać póki nie zweryfikuje treści, dyrektor...
- Doskonale wiem, co tutaj ma zaraz paść, ale niestety nie mogę zostać - najpierw zrobił krok do tyłu, przyciskając cały gruby stos informatorów do piersi, a potem nagle huknęło i Manwe skoczył do tyłu, zataczając się, gdy mała dymna bomba wylądowała na ziemi między nimi. Chemiczne uzdolnienia srebrnowłosego powinny zostać przeklęte. - Pokażemy wam, jak się robi reklamę szkoły! - krzyknął Sauron, zatrzaskując za sobą drzwi radiowęzła, pełniącego także funkcję głównej bazy zespołu odpowiedzialnego za gazetkę szkolną i ruszając szybko korytarzem do najbliższej windy.
Gdy Manwe próbował wydostać się z zamkniętego pomieszczenia inaczej niż przez okno (co mógłby przypłacić lądowaniem w wodzie albo upadkiem z niebotycznej wysokości wodospadu, zaczynającego się jakoś tuż właśnie poniżej radiowęzła, a kończącego jakieś siedem pięter niżej), Sauron zwinnym ruchem wślizgnął się na miejsce obok Melkora przy dębowym stoliku w hallu. Jednym z wielu, ale w przeciwieństwie do pozostałych będącym miejscem informacji, a nie chemicznych doświadczeń, szkolnych kronik czy innych takich, zwykle pojawiających się podczas drzwi otwartych, atrakcji.
- Chciałbyś dowiedzieć się nieco więcej o tym cudownym miejscu? - zapytał niskim, niemal uwodzicielskim głosem, puszczając oczko do młodego, ciemnowłosego elfa, właśnie rozglądającego się z grupą kolegów dookoła w celu dokładnego obejrzenia architektury Akademii. Chłopak najpierw zrobił się czerwony i uchylił wargi z wrażenia, pożerając go naiwnie wzrokiem, a potem zachęcony szturchnięciami i gwizdami kolegów podszedł, biorąc na raz siedem kartek.
- D-dziekuję, proszę pan...
- Sauron, skarbie - uśmiechnął się szerzej, okręcając wokół palca kosmyk włosów. - Jak się tu zapiszesz, wpadnij gdybyś miał problem z jakimś przedmiotem - dodał niewinnie.
- J-jasne.
- Masz zamiar zwodzić te dzieciaki na dzień dobry tak całkiem dla zabawy? - zapytał zainteresowany Melkor, samemu posyłając psotny uśmiech jakiejś panience, która zachichotała na ten widok podekscytowana i mało elegancko pobiegła do grupy podobnych jej istotek. Pewnie chciała się pochwalić. Mniej niż pięć minut i stolik z pewnością czekała inwazja napalonych elfek, a kto wie - może i zwyczajnych kobiet.
- Żałosne - poinformował ich chłodny głos Aule, kolesia zajmującego się zajęciami z rękodzieła szeroko pojętego, który stanął obok. - Nie wstyd wam? - zapytał, patrząc jednak nie na Melkora, a prosto w oczy Saurona. - Maironie...
Jasnowłosy prychnął, mrużąc powieki.
- To ty wykopałeś mnie z domu - przypomniał sztucznie słodkim głosem. - Nie sądzę, aby była to dobra okoliczność do prawienia mi kazań - dodał wyniośle.
- P-panie Sauron! - elf z wcześniej podbiegł zdyszany do stolika, jeszcze bardziej rumiany niż wcześniej. - Mogę jeszcze kilka tych informatorów? - zapytał zakłopotany. - D-dla kolegów, którzy jeszcze dzisiaj mają egzaminy poprawkowe i nie mogli przyjechać zwiedzić Akademii.
- Ależ oczywiście, skarbie - podsunął mu kolejne dziesięć kartek. Gdy brunet zwiał, odwrócił się do Aule. - Ta metoda przynajmniej działa - zaświergotał słodko, parodiując głos jednej z najlepszych koleżanek mężczyzny, która często przesiadywała w jego pracowni, gdy nie miała nic innego do roboty. - A teraz pozwól, że grzecznie poproszę; spierdalaj - wyciągnął w górę rękę, pokazując starszemu środkowy palec. A potem znów odwrócił się do niego plecami, skupiając na tym, aby wyglądać słodko, pociągająco i zachęcać do brania szkolnych informatorów młodych elfów i innych zainteresowanych, w ich wieku z reguły kompletnie nie mogących się oprzeć takim sztuczkom. Nawet jeśli było z góry jasne, że to tylko psota bez żadnej szansy nawet na zwykłą wymianę powitań w ewentualnej szkolnej przyszłości.
Aule westchnął ciężko, ale widząc jego skrajną obojętność, tym razem oszczędził sobie przemowy o jego talencie i szansie, aby jednak wrócić do bycia dobrym chłopcem z przyszłością i po prostu ruszył z powrotem do swojej pracowni, gdzie zaglądali co jakiś czas ciekawi zwiedzający.
- On mi zawsze psuje humor... - poskarżył się cicho.
Melkor, niezadowolony zawsze wtedy, gdy jego ulubiony kochanek (i współlokator) miał dołka, chwycił go za dłoń, aby przesunąć leniwie palcami po jej wierzchu, patrząc lśniącym spojrzeniem w głąb jego złotych oczy.
- Naprawdę nie masz potrzeby, aby się tym dupkiem przejmować, Iskierko - zamruczał niskim głosem.
Cokolwiek chciał zrobić dalej, przerwały mu w tym nadchodzące chmarą elfki, najprawdopodobniej zwabione informacjami o seksownym starszym uczniu, które dotarły do nich od innych dziewcząt.
Drzwi otwarte trwały.
Informatory rozchodziły się w zadziwiającym tempie.
Sauron z Melkorem wyglądali jak elfie wcielenia zakazanego owocu, trudząc się przy tym stokroć mniej niż uczniowie przy stolikach z chemicznymi tudzież alchemicznymi sztuczkami czy innymi bzdetami.
Manwe wydostał się z radiowęzła zdecydowanie za późno, aby zrobić cokolwiek pożytecznego. Widowiskowo za to zgrzytał zębami i nawet, wedle przypadkowych świadków, jakby trochę warczał.
Rozpoczynający się lada dzień nowy semestr wydawał się zapowiadać bardzo obiecująco - tak przynajmniej uważał Legolas Greenleaf, siedząc na murku przed budynkiem, rozkoszując się blaskiem padających na niego ciepłych promieni słońca i czekając aż ktoś bardzo ważny pomoże mu się wymknąć na weekend do miejsc absolutnie nie związanych ani z wylegiwaniem się na plaży, ani w spa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro