Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8: Dzień z ojcem (cz 3)

05.06.2018r.

Elrond z Rivendell zawsze wyglądał dostojnie - nawet kiedy leżał obolały na brzuchu i wyglądał jakby nienawidził całego świata. 
- Co mu się stało? - zapytał Thranduil jednego z bliźniaków, prawdopodobnie Elladana, który przygotowywał z Gil-Galadem jakąś maść z ziół. Pewnie rozgrzewającą.
- Fechtował się ze mną - stwierdził rozbawiony Gil-Galad. - Ale najwyraźniej od dawna nie wysilał się aż tak bardzo.
- Aha... W każdym razie - chrząknął. - Elrondzie, jak mogłeś dopuścić do tego, aby mój syn zaczął się zadawać z krasnoludami?!
- Pytałeś o jego stan po to tylko żeby wiedzieć czy możesz się na niego drzeć? - najstarszy w tym małym zbiorowisku elf pokręcił głową. - Nic się nie zmieniłeś Thranduilu - dodał karcąco.
- Elrondzie! Dlaczego mu pozwoliłeś?!
- Jest mądrym elfem, czemu niby miałem mu tego zakazać? - zapytał zmarnowanym, pretensjonalnym głosem Dyrektor. - Nie będę twojemu dziecku życia ustawiać.
- To krasnoludy!
- I...? Gimli to bardzo dobry uczeń, ma pozycję, jest całkiem obyty... 
- I nie jest elfem!
- Bo to nie jest uczelnia tylko dla elfów, daj sobie spokój, Thranduilu - westchnął, a potem zasyczał, gdy syn odkrył jego plecy i zaczął je nacierać maścią.
- Gdzie jest Legolas?! Muszę z nim porozmawiać!
- Jest dorosłym elfem, złożył potrzebne dokumenty i w związku z tym niestety nie mogę informować cię o takich rzeczach - oznajmił kategorycznie ciemnowłosy, krzywiąc się.
- Elrondzie! Jesteśmy przyjaciółmi! Tu chodzi o dobro mojego dziecka!
- Przecież Legolas jest już dorosły - bliźniak przechylił zdziwiony głowę. - Nawet jeśli siedzi w Morii i popija któryś z kolei kufel piwa to chyba nie nasza sprawam...?
- Nie nasza - potwierdził Gil-Galad. - Zaraz natrzemy cię resztą maści i okryjemy ponownie, mój drogi.
Elrond westchnął tylko, opuszczając uniesioną głowę i opierając na rękach, które były nawet bardziej obolałe niż reszta ciała.
- Ughh! - Thranduil wyszedł z pomieszczenia i zatrzasnął za sobą drzwi. Wiedząc, że Legolas nie jest w szkole i nie mając wątpliwości, że ojciec znowu go okłamał i nie ma po co jechać do Lorien, blondyn obrał za cel Morię.
To było ostatnie w miarę niedalekie miejsce, gdzie jego synek mógł się zapodziać.

***

Frerin lubił stać za barem. Miał wśród hobby tylko pracę w kuźni, bawienie się do upadłego i alkohol; jego spożywanie oraz szykowanie wymyślnych, czasem płonących, drinków. Chociaż na to nie wyglądał był bardzo odpowiedzialnym młodym elfem. Thorin dobrze go wychował.
Bycie barmanem bawiło Frerina. Mógł robić na raz trzy rzeczy, które lubił - jednocześnie. Pić, szykować drinki i gadać z krasnoludami o rzeczach, które im się podobały lub złościły. W ten sposób więcej się dowiadywał, co było mu na rękę ponieważ uważał informacje za coś czasem cenniejszego niż złoto. Informacje przydawały się  Thorinowi w byciu dobrym przywódcą. A jeśli "szef wszystkich szefów" lokali rodziny Durina wiedział co robi i robił to dobrze to wszyscy byli zadowoleni i przyjemniej się żyło.
Komunikator zawibrował na półce pod ladą i Frerin uniósł go. To koleś pilnujący wejścia do Morii dał znać, że pod lokal zajechał niejaki Thranduil z Mirkwood i wygląda na wkurwionego.
Brunet odłożył urządzenie i opuścił stanowisko za ladą. O tej porze, po konkursie picia, większość krasnoludów była tak napruta, że tych trzech co się jeszcze na nogach jakoś trzymali, mogło poczekać.
- Legolas! - chwycił blondyna za ramię, zwracając jego uwagę na siebie. Elf, który siedział na blacie stołu, bawiąc się wyśmienicie i głaszcząc po rudych włosach drzemiącego na siedząco Gimliego, spojrzał na niego zdziwiony.
- Coś się stało?
- Twój tatuś czeka przed budynkiem - wyjaśnił.
Mina Legolasa zrzedła.
- Co on tu...?
- Ochroniarz dał znać, że wygląda na wkurwionego. Chyba musisz do niego iść.
- Jak do niego pójdę to wyląduje w areszcie domowym - westchnął, pocierając palcami skronie. - Jest nadopiekuńczy bardziej niż wszystkie matki jakie kiedykolwiek widziałem...
- Nie możesz się tu chować, go to pogorszy sprawę.
- Wiem...
- Wyjdę do niego z tobą.
Blondyn z wahaniem skinął głową, zsuwając się ze stolika.
- Cokolwiek się stanie podczas próby rozmowy z ojcem, tutaj już nie zostanę - nie pozwoli mi. Wyjaśnisz wszystko Gimliemu?
- Oczywiście - brunet poprowadził go do wyjścia.
Thranduil wyglądał jakby lada moment miał zacząć toczyć z ust pianę.
- Legolasie, musimy sobie poważnie porozmawiać - wycedził. - W domu! - krzyknął, jakby Greenleaf miał go nie dosłyszeć.
- Naprawdę brzmi jak nadopiekuńcza matka - mruknął Frerin, drapiąc się po głowie. - A ja myślałem, że to mój ojciec miał świra póki nie skończyłem dwudziestu pięciu...
- Ja już skończyłem - mruknął Legolas.  A potem potarł palcami skronie. - Mój numer jest u... - zerknął na ojca kątem oka i stwierdził, że lepiej go na razie bardziej nie drażnić. - Sam wiesz - dokończył szybko. - Zadzwonisz jutro? Wiesz, będę musiał odebrać ubranie. Dziś już...
- Jasne, jasne! - Frerin uśmiechnął się szeroko. - Nic się nie martw. Wypiorę ci te ciuszki i dam znać albo lepiej, podrzucę ci do szkoły. Muszę wpaść do dziadka Elronda na chwilę, to wiesz, akurat po drodze!
Legolas przełknął ciężko ślinę, ze spuszczoną głową ruszając do auta.
Ojciec nie nawrzeszczał na niego prawdopodobnie tylko dlatego, że z Morii wyszedł w towarzystwie innego elfa.
Milczał całą drogę do domu, wpatrując się uparcie w okno.
Thranduil odezwał się do niego dopiero kiedy znaleźli się w domostwie. Legolas nienawidził tego jego przewrażliwionego, zdradzonego i jednocześnie wściekłego spojrzenia.
- Możesz mi wyjaśnić, co to wszystko ma znaczyć, Legolasie?! Zadajesz się z krasnoludami, włóczysz nie wiadomo gdzie po nocach i weekendach...
- Już nie jestem dzieckiem! - zaprotestował. - Mogę kolegować się z nim chce, wychodzić wieczorami, bawić się w weekendy, w wakacje wybierać się na wędrówki albo pod namiot... Jestem wolnym elfem! WOLNYM!
- Jesteś moim synem! Nie życzę sobie żebyś zachowywał się w taki sposób!
- W jaki niby sposób?! Jak zwyczajny, młody elf?
-Jak elf, który się puszcza - wycedził Thranduil.
- Właśnie tak twoim zdaniem się zachowuje tylko dlatego, że nie jestem histerykiem odcinającym się od reszty świata jak ty? Jakbym się puszczał?! Dobra! - zacisnął mocno dłonie w pięści. - Okay! W takim razie chce ci powiedzieć, że spotykam się z krasnoludem i zamierz...
Plask!
Legolas otworzył szerzej oczy, gdy poczuł uderzenie w twarz. Przez chwilę patrzył na ojca, wyglądającego jakby miał spłonąć ze złości od środka, z niedowierzaniem.
- Nienawidzę cię! Rozumiesz? Nienawidzę! - odepchnął mężczyznę i pobiegł po schodach do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą z hukiem duże drzwi.
- L-legolas...
Thranduil przez chwilę stał w miejscu, samemu nie wiedząc co zrobić. Z pewnego odrętwienia wyrwały go dopiero oklaski.
Klap, klap, klap...
O jedną z kolumn dużego pomieszczenia opierał się Oropher. Klaskał, ale jego twarz była bardzo poważna. Ściągnięta w nieprzyjemnym, chłodnym wyrazie, który Thranduil mgliście pamiętał z przeszłości.
- Jesteś z siebie zadowolony? - zapytał cicho. - Tego właśnie chciałeś?
- To twoja wina! Gdybyś nie pozwalał mu na wszystko, gdybyś go nie traktował jakby był bezkarny i mógł robić cokolwiek zechce...!
- Nie. Sam spieprzyłeś swoje relacje z synem - Oropher nie odrywał od niego tego spojrzenia, którego Thranduil nienawidził. Pamiętał je z młodości. Zawsze... Zawsze gdy mimo ostrzeżeń zrobił coś bardzo głupiego, ojciec tak patrzył. Bo nigdy nie powstrzymywał go przed tą cholerną głupotą, dawał tylko przestrogę, a potem skazywał go na uczenie się na własnych cholernych potknięciach i patrzył w ten sposób, że on, jego syn, wewnątrz czuł się tak bardzo zażenowany jakby cały świat wytykał mu jak bardzo coś schrzanił. - Wiele razy ostrzegałem cię, tłumaczyłem! Nigdy mnie nie posłuchałeś. Zawsze byłeś pewien, że wiesz lepiej.
- Dlaczego miałbym słuchać rad dotyczących ojcostwa od kogoś, kto zachowuje się jakby ciągle miał naście lat albo przynajmniej świra?!
- Wychowałem cię - zabrzmiała odpowiedź Orophera. - Może wydaje ci się, że nic nie zrobiłem użytecznego jako twój ojciec, ale jednak stoisz przede mną i jesteś dobrym królem. Wiesz co chciałem ci powiedzieć przy portrecie matki? - zapytał, stając tuż przed nim. - Byłem królem, potem stałem się ojcem, a na końcu moim celem stało się bycie dziadkiem. Przez całe życie Legolasa zachowywałem się w taki, a nie inny sposób nie bez powodu.
- Oczywiście, że nie! Chciałeś mi go odebrać! Zawsze chciałeś mi go zabrać!
- Nie - mężczyzna westchnął ciężko. - Nie chciałem tylko, aby cię znienawidził. Masz paranoję, Thranduilu. Częściej zachowujesz się jak histeryk niż ojciec. Zamiast pomagać Legolasowi się rozwijać, robisz wszystko żeby zatrzymać go przy sobie i wyniszczasz go w środku! Wiesz, co tak naprawdę robiłem przez te wszystkie lata, gdy byłeś pewien, że stoję między wami? Tłumaczyłem mu, że go kochasz i wymyślałem wymówki dla twoich wariackich zachowań!
Oropher przez chwilę jeszcze patrzył w jego twarz, a potem westchnął, kręcąc głową.
- Tym razem już nie tylko doprowadziłeś do osłabienia jego zaufania. Zrujnowałeś waszą relacje. I tym razem nie pomogę ci z tym - odwrócił się, ruszając w stronę jednego z korytarzy. - Weź się w garść i przeproś go albo będziesz tego żałował już zawsze.
Wyszedł.
Thranduil został sam.
Nie potrafił do końca zinterpretować własnych emocji, ale na pewno nie zamierzał przepraszać Legolasa.
Legolas wiedział, że krasnoludy nie są dobrym towarzystwem, ale sam je sobie wybrał... Wszystkie inne zasady też złamał!  Dopuścił się zrobienia wszystkiego tego, czego on osobiście nienawidził!

***

Legolas siedział w swoim pokoju między łóżkiem i szafą, z głową wciśniętą w kolana.
Nie wiedział czy czuje większą bezsilną złość, czy żal.
Nie rozumiał jak ojciec mógł go uderzyć. Jak mógł go tak zwyzywać tylko dlatego, że chciał mieć własne życie do własnej dyspozycji!
Drzwi zaskrzypiały cicho. Oropher przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku, wzdychając ciężko.
- To trudna sytuacja - przyznał. - Naprawdę nie sądziłem, że odbije mu tak bardzo.
- Co powinienem zrobić? - zapytał, odchylając głowę do tyłu i przymykając powieki. Sufit gdzieś nad jego głową był ciemny, dobijająco ciemny.
Nie było widać nawet zarysów namalowanych tam gwiazd.
- Tego ci nie powiem.
- I że mnie kocha; że czasy się zmieniły, a jemu trudno to znieść; że ma swoje uprzedzenia, których nie umie zwalczyć nawet dla mnie... Tego też nie powiesz? - przełknął ciężko ślinę.
- Nie tym razem - Oropher oparł łokcie na udach i schował twarz w dłoniach. - Sam nie mam już siły do tego - przyznał. - Jeszcze kilka godzin temu myślałem, że się chociaż trochę zmienił... Ale teraz? Twój policzek... Powinieneś przyłożyć do niego coś chłodnego.
- Chce do Akademii - powiedział po kilku minutach, przerywając milczenie. - Chce wrócić do Akademii... A potem w wakacje wybrać się z Aragornem i Arweną do Gondoru, a za dwa tygodnie na wycieczkę do Hobbitonu, którą obiecał nam pan Bilbo...
Oropher westchnął cicho.
- Masz bardzo rozległe plany - zauważył, próbując się uśmiechnąć.
Cieszył się, że wnuk na niego nie patrzy.
- Zawieź mnie do Akademii.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Ktoś chyba powinien móc zatrzymać Thranduila, gdy dotrze do niego, że zwiałeś z domu, prawda?
- Trwa rok szkolny - stwierdził poważnie. - Zamierzam ukończyć Akademię.
- Nie wiem czy kwestia roku szkolnego mogłaby go powstrzymać.
- Mam pojechać autobusem?
Starszy odetchnął cicho, mając nadzieję, że dzięki temu jego głos nie zabrzmi dziwnie.
- Nie powinienem tego robić - przyznał. - Pomagać ci uciec z domu, zwłaszcza teraz gdy się tak bardzo wszystko skomplikowało, ale jesteś już w świetle prawa całkiem dojrzałym elfem, który może za siebie odpowiadać.
- Chce odpocząć od tego wszystkiego - przyznał, przecierając ręką oczy, a potem podnosząc się powoli.
- Nie zrób nic głupiego - poprosił, spoglądając na niego zatroskanym wzrokiem. - I przekaż ode mnie Gimliemu, że ma mieć na ciebie oko. Nie mogę mieszać się między ciebie i Thranduila; uważa, że chce mu cię zabrać.
- Rozumiem - westchnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro